Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Spotkanie

Santo, kawiarnia,ranek

Właśnie kończyłam śniadanie gdy przeczytałam w gazecie o tym, że w miasteczku Severn zamordowano czworo ludzi. Policja twierdzi, że to ataki zwierząt ponieważ osoby te miały rozszarpane gardła.
Śmierdzi wampirami jak dla mnie. Czas do roboty, powiedziałam pod nosem wstając od stolika.

Severn, kostnica, południe

Gdy podałam się za FBI poszłam obejrzeć ciała w kostnicy. Poprosiłam Panią doktor aby przyniosła mi raport, chciałam zostać sama. W czasie jej nieobecności przyłożyłam rękę do głowy kobiety którą zabito i zamknęłam oczy skupiając się by wejść w jej umysł. Mam nadzieje że zostały jeszcze jakieś wspomnienia bym mogła sprawdzić co się z nią stało i upewnić moje przypuszczenia.

(Wizja) Szła do samochodu, gdy była blisko pojazdu usłyszała szelest odwróciła się i zobaczyła dwóch mężczyzn jeden był ciemnoskóry i niski, a drugi wyższy o jasnych włosach i skórze oboje na ciemno ubrani. Pierwszy rzucił się na nią i ugryzł w szyję próbowała się uwolnić. (Koniec wizji)
Ocknęłam się gdy Pani doktor weszła i podała mi raport. Podziękowałam i wyszłam  pewna tego co tych ludzi zabiło.

Motel

Wynajęłam sobie pokój w motelu. Rozłożyłam mapę miasta i jego okolic zastanawiając się gdzie może być gniazdo tych krwiopijców.
Zamknęłam oczy skupiłam się na wampirach z wizji, wystawiłam rękę nad mapę i zaczęłam mamrotać słowa zaklęcia lokalizacyjnego. Po otwarciu oczu mój palec wskazywał opuszczoną fabrykę na obrzeżach miasta. Można powiedzieć że jestem jak wykrywacz potworów. Normalni ludzie ich nie odróżniają ale ja tak, widzę ich prawdziwe ''ja'', to które ukrywają pod ludzką postacią.

Właśnie tak to wygląda, wykorzystuję swoje zdolności aby jak najszybciej skończyć i zacząć nową robotę aby ginęło jak najmniej ludzi.

Może przez to że tak się spieszę nie mam przyjaciół albo po prostu nie umiem utrzymywać kontaktów z ludźmi, choć tak na prawdę nie chcę nikogo narażać na niebezpieczeństwo bo na każdym polowaniu może się coś stać i życie się kończy.

Opuszczona fabryka,wieczór

Podjechałam na motorze jak najdalej od fabryki aby mnie nie usłyszeli. Uzbrojona w maczetę , ''magiczny'' pistolet, do którego wykonałam specjalne naboje zabijające wampiry, strzykawki z krwią umarlaka i dwa srebrne sztylety pokryte runami. No właśnie mam dużo tych magicznych przedmiotów własnej roboty dzięki swoim zdolnościom i obszernej wiedzy o istotach nie z tego świata.

No nie, burknęłam pod nosem. Niedaleko stał samochód konkretnie Impala. To znaczyć może tylko jedno, że prawdopodobnie jacyś inni łowcy też zainteresowali się tą sprawą.

Ostrożnie weszłam do fabryki, rozglądałam się i byłam gotowa do ataku. Usłyszałam krzyki, pobiegłam w tamtą stronę, wyważyłam drzwi mocnym kopnięciem i wbiegłam do pomieszczenia. Zobaczyłam dwóch mężczyzn, którzy walczą ze zgrają wampirów. Byli na przegranej pozycji, nagle krwiopijca rzucił wyższym, brązowowłosym o ścianę a niższy blondyn ledwo dawał sobie radę więc nie mógł pomóc koledze. Dobra czas się popisać. Wyjęłam pistolet i strzeliłam w głowy trzech przeciwników siłujących się z niższym i szybkim tempem podbiegłam odcinając głowy maczetą dwóch pozostałych, którzy chcieli zabić leżącego na ziemi mężczyznę. Po załatwieniu wampirów podeszłam do leżącego, a teraz zaskoczonego brązowowłosego, drugi stał i też był zaskoczony.

-Jesteś cały?-spytałam.

-Yy... tak.-Przyglądał mi się chwilę. Oh jakie on ma piękne zielone oczy, ah ogarnij się nawet nie wiesz kim jest. Podałam mu rękę i pomogłam wstać. Kurdę jaki on wysoki, mimo że wcale niziutka nie jestem to czuje się jak krasnal przy nim.

-Sam, Sam Winchester.-przedstawił się i wyciągnął w moją stronę dłoń, uścisnęłam ją.

-Monic Salvatore.- uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił gest. Robią mu się urocze dołeczki gdy się uśmiecha.

-Hgym- usłyszałam obok czyjeś chrząknięcie- Dean starszy brat tego wielkoluda.- uśmiechnął się zawadiacko blondyn, dopiero teraz przypomniałam sobie o tym że on też tu jest.

-Miło mi, Monic.-przedstawiłam się ponownie.

Są bardzo przystojni, zielonooki blondyn z lekkimi piegami wygląda na  około 30 lat, a drugi na młodszego o jakieś może 4 lata.

Wyszliśmy na dwór i stanęliśmy przy ich samochodzie.

-Jesteś super. Co to za zabawka, którą zabiłaś te kreatury?-zapytał Dean z uśmiechem na twarzy i zaciekawionym spojrzeniem.

-Dzięki, własnej roboty naboje na wampiry, wykorzystałam do tego pewne zaklęcie.- odpowiedziałam mając nadzieję, że za bardzo nie będą drążyć tematu. Inni łowcy różnie reagują na moje zdolności więc wolę od razu im tego nie mówić.

-Musisz bardzo dobrze znać się na tym.- przyznał z uznaniem Sam.

-Tak, wiem to i owo.-odpowiedziałam.

-Dobra, pogaduszki dokończymy w barze bo zgłodniałem od tego polowania.-przerwał nam Dean.- Ty oczywiście jedziesz z nami.- wskazał mnie palcem blondyn. Zgodziłam się bo i tak nic ciekawszego nie mam do roboty, a chętnie poznam ich bliżej, zwłaszcza tego wielkoluda.

Bar

Siedzimy przy stoliku kiedy kelnerka podeszła i zapytała co podać. Dean zamówił hamburgera z frytkami i piwo, ja naleśniki i colę, a Sam sałatkę z piwem.

-Tak w ogóle to dzięki za uratowanie tyłków.- puścił do mnie oczko Dean.

-Polecam się na przyszłość.- uśmiechnęłam się dumnie.

-Długo polujesz?- zapytał blondyn.

-Od 18 roku życia. -uśmiechnęłam się smutno, znów przypomniała mi się śmierć rodziny. Chłopcy chyba zrozumieli o co może chodzić więc się nie odezwali.
Tę nie zręczną chwilę przerwała kelnerka przynosząc nam jedzeniem.

-A wy jak długo... polujecie?- zapytałam robiąc łyka napoju.

-Odkąd tylko pamiętam. Po śmierci mamy, a miałem wtedy 4 lata, Sam pół roku ojciec non stop nas szkolił abyśmy byli najlepszymi łowcami. Po pewnym czasie umarł poświęcając się dla mnie, a ja z Sammy'm załatwiliśmy demona, który zabił naszą matkę.- opowiadał z buzią pełną jedzenia zerkając raz na mnie raz na Sama, który mi się przygląda. Dean dalej kontynuował wypowiedź.

-Teraz we dwóch ratujemy świat. Hej Sammy co ty taki milczący, może spodobała ci się Moni? -uśmiechnął się głupkowato i poruszył zabawnie brwiami na co Sam spiorunował go wzrokiem i szybko zaprzeczył. A ja lekko się zarumieniłam.

Po skończonym posiłku wyszliśmy przed lokal.

-No dobra, jestem padnięta. Wracam do motelu.-powiedziałam.

-My również już jedziemy.- blondyn szturchnął brata na co ten przytaknął.

Akurat się złożyło że zameldowaliśmy się w tym samym motelu. Rozeszliśmy się do pokojów życząc udanej nocy. Gdy weszłam do swojego od razu poszłam się odświeżyć i położyć się spać. To był ciekawy dzień. Z myślą o nowo poznanych łowcach odpłynęłam do krainy Morfeusza.

______________________________
Jak się podoba? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro