Rozdział 8
Do pomieszczenia wszedł wysoki, tęgi chłopak, o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych, umięśnionych barkach i badawczym, świdrującym wszystko wokół, spojrzeniu. Miał czarne włosy i kontrastujące z nimi, bardzo jasne oczy. Ciężko mi było określić ich barwę , zwłaszcza w tym pomieszczeniu. Miał na sobie czarny garnitur, czerwoną koszulę z rozpiętymi trzema guziczkami od szyi w dół, a krawat robił mu z apaszkę, którą przewiązał sobie wokół szyi.
Mimo iż był zniewalająco przystojny, przeraziłam się. Dobrze wiedziałam kim on był.
Mocno wtuliłam głowę w tors Shakera, bojąc się, że tamten mnie zobaczy i rozpozna. Przez dosłownie moment, czułam na sobie jego spojrzenie. Poczułam ulgę, kiedy przeniósł je w stronę baru z napojami i sobie poszedł. Nie rozpoznał mnie. Odetchnęłam.
Shaker, pomimo moich sprzeciwów, oderwał mnie od siebie i zmusił, abym spojrzała mu w oczy.
- Dobra, Laylo, tego już za wiele! - jego głos brzmiał zdecydowanie i ostro. - Odkąd tu jesteśmy, zachowujesz się tak, jakbym cię ciągnął na szubienicę. Bez przerwy trzymasz mnie za rękę. Mam wrażenie, że się boisz. O. Co. Chodzi? - zaakcentował każde słowo.
- Po raz kolejny ci powtarzam, Shaker, że to nic takiego! Po prostu, jestem już zmęczona. Możemy w końcu iść do domu? - spytałam, patrząc na niego błagalnie.
Ponieważ znajdowaliśmy się w klubie przyjaciela Shakera, nie chciałam się z nim teraz kłócić. On również nie miał na to ochoty. Przytaknął mi tylko, na znak zgody, pożegnał się z Luźnym Joe, który akurat przechodził obok i poprowadził mnie za rękę w kierunku wyjścia. Po drodze bacznie, ale dyskretnie się rozglądałam, uważając, by tamten chłopak mnie nie zobaczył. Lub, co gorsza, wpadł na mnie.
Budynek opuściliśmy we względnym milczeniu i bez zbędnych przeszkód. Udało się.
Wsiadając do samochodu, czułam, że moje powieki z każdą chwilą stają się cięższe. Widocznie wysiłek na parkiecie, zrobił swoje. Naprawdę chciało mi się spać. Shaker wsiadł do auta, przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył. Oboje milczeliśmy.
Wyciągnęłam z torebeczki swój telefon.
- Co robisz? - zapytał mój brat.
Wzruszyłam ramionami.
- Chcę napisać do Luann - odpowiedziałam wymijająco.
Shaker, usłyszawszy imię mojej przyjaciółki, momentalnie się ożywił.
- Do Luann? - upewnił się. - Luann Lee?
- Tak, Shaker, do Luann Lee. Chinki z czarnymi, krótko obciętymi włosami, z pomalowanymi na fioletowo końcówkami i jedną sterczącą kitą z tyłu. O błękitnych oczach i pełnych ustach, oraz lekko zadartym nosku. Zawsze ubierającej się w jeansy, trapery i bluzę z kapturem, pod którą zawsze ma T-shirt z logo Supa Strikas. - Opisałam ją trochę nazbyt szczegółowo, ale Shakerowi wystarczyło samo jej imię, aby mieć całkowitą pewność, o kim ja mówię.
Uśmiechnął się do mnie, a jego spojrzenie wyrażało prośbę.
- Pozdrowisz ją ode mnie? - zapytał z nadzieją w głosie.
Roześmiałam się.
- Jasne! Oczywiście, że pozdrowię! - zapewniłam go.
Shaker już dalej koncentrował się na drodze, zaś ja odblokowałam telefon i kliknęłam aplikację z wiadomościami. Odszukałam odpowiedni numer i zaczęłam pisać sms-a. Podczas tej czynności, byłam lekko zestresowana.
Do Luann: ON tu jest!
Odpisała mi niemal natychmiastowo, co bardzo mnie ucieszyło.
Od Luann: Jesteś tego absolutnie pewna?
Luann nawet nie musiała dociekać, o kogo mi dokładnie chodzi, gdyż sama doskonale wiedziała, kogo mam na myśli. Znała tę historię i dlatego zareagowała tak, a nie inaczej.
Odpisałam jej bez chwili zwłoki.
Do Luann: Na sto procent! Widziałam go w klubie Luźnego Joe
Od Luann: W klubie?! A co ty tam robiłaś?
Do Luann: Byłam z Shakerem. To długa historia. Napiszesz do Kot?
Odpisała na mojego sms-a dopiero po pięciu minutach.
Od Luann: Oczywiście ;) Dobranoc, Laylo. Uważaj na siebie!
Do Luann: Dzięki! Pozdrowienia od Shakera.
Na tym skończyłyśmy sms-ować.
Schowałam telefon do torebeczki, po czym rozluźniłam się. Dobrze, że napisałam do Luann. Ona, jak nikt inny, z pewnością mnie zrozumie. A ja zawsze ufałam jej na tyle, by mówić jej absolutnie o wszystkim. Tym razem nie było inaczej.
Kiedy z Shakerem weszliśmy już do mieszkania, nawet nie zwracałam uwagi na to, że wciąż mam na sobie sukienkę. Doczłapałam się do łóżka, zrzuciłam balerinki ze stóp i rzuciłam się na łóżko.
Przez chwilę kręciłam się z boku na bok. Morfeusz objął mnie po dwudziestu minutach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro