Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Raz jeszcze niepewnie rzuciłam okiem w kierunku lustrzanej tafli, uważnie świdrując wzrokiem moje odbicie. Za mną stał Shaker, podparty wygodnie o ścianę i uśmiechał się od ucha do ucha. 

- Jesteś pewny, że to dobry strój? - zapytałam nieśmiało, raz jeszcze okręcając się wokół własnej osi. Shaker przytaknął.

Ponieważ dziś nie wybieraliśmy się na imprezę do klubu, tak jak ostatnim razem, tylko w zwykłe odwiedziny do przyjaciela Shakera, braciszek polecił mi, bym założyła bardziej wygodny ciuch. Uparłam się, że na sukienkę, żeby dobrze wyglądać, ale Shaker odradził mi przymierzania elegantszych strojów, skoro to nic nadzwyczajnego. Zatem wybrałam prostą jeansową sukienkę, dość krótką, sięgającą mi jedynie do połowy ud, ale wygodną, zwężoną u pasa, zapinaną na pięć guzików z przodu. Przy szyi miała kołnierz, a na piersiach dwie sporawe kieszenie. Gdzieniegdzie była przetarta, albo dziurawa, co nadawało jej bardziej stylowy wygląd. 

Do tego wybrałam krótkie, skórzane botki w kolorze czerni, ozdobione jeansowym paskiem. Na lewym nadgarstku zapięłam złoty zegarek z niebieskim środkiem, natomiast prawą rękę obwiesiłam trzema pozłacanymi bransoletkami. Dobrałam sobie jeszcze czarną narzutkę, na wypadek, gdyby wieczorem miało być chłodniej. 

Wydawało mi się wcześniej, że dobrze w tym wyglądam, ale teraz miałam wątpliwości. Shaker jednak był innego zdania, co z łatwością mogłam wywnioskować po jego wyrazie twarzy. Czemu musiał być aż tak przewidywalny? Zbyt łatwo analizował sytuacje, czego się od niego nauczyłam, ale to, w jaki sposób ujawniał lub też maskował swe uczucia, było sztuką nie do podrobienia. 

- Myślę, że ta sukienka leży na tobie idealnie, a, o ile nie będzie w nocy zimno, ta narzutka w ogóle ci się nie przyda, więc chyba nawet możesz ją zostawić - powiedział Shaker, zakładając obie ręce na piersiach.

Na jego twarzy zagościł zawadiacki uśmiech. Nie pozostawałam dłużna swemu bratu, w mgnieniu oka szczerząc się do niego, dokładnie tak samo jak on, puściłam do niego oczko. 

Zaśmialiśmy się.

- Nawet nie myśl o tym, by sugerować mi, bym zostawiła swoją narzutkę w domu - powiedziałam mu. - Wolę mieć ze sobą długi rękaw, w razie gdyby później miało być chłodnawo. Jeśli ją zostawię w domu, mogę później tego żałować, a im lepiej będę przygotowana na wszelkie ewentualności, tym mniej żalu będę mieć do siebie, kiedy coś pójdzie nie tak. 

Shaker uważnie mi się przyjrzał. Dostrzegł zmianę w moim zachowaniu, która ujawniła się po naszej wczorajszej rozmowie, po tym jak jego przyjaciel, Rasta, zaprosił nas na grilla. Od wczoraj zachowywałam się mniej strachliwie, więcej niż wcześniej się uśmiechałam, a na mojej twarzy znowu gościł zawadiacki uśmiech, z którego byłam znana lata temu. Taką mnie pamiętał Shaker. I widocznie na nią tęsknił. Nawet ja musiałam przyznać, że choć dobrze było mi przez moment poudawać grzeczną panienkę po przejściach, to nie była to prawdziwa Ja. Wyszło, że chyba nie doceniałam siły swego charakteru. Chociaż nadal czułam strach i pustkę, a także zgrozę, wywołaną po spotkaniu TEGO CHŁOPAKA sprzed tygodnia, starałam się trzymać negatywne emocje na wodzy. Chciałam pokazać bratu, jak silną osobą jestem i że stoję za nim murem, jak przystało na prawdziwą starszą siostrę. 

W końcu przysięgałam, że nigdy już go nie zawiodę. Obietnic się dotrzymuje, więc nie pozostało mi już nic innego, jak tylko ponownie wskrzesić do życia prawdziwą Laylę Whiteblade. Nie było to wcale łatwe zadanie, bowiem smutek był naprawdę wielki, a świadomość tego, że praktycznie nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, co ja przeżywałam, z wolna pożerała moje wnętrze. Nie mniej jednak, nie mogłam tak łatwiutko poddać się rozpaczy. Nie teraz, kiedy pokazałam Shakerowi, że dam radę stać o własnych siłach. Nie zawiodę go! Choćby nie wiem co! 

Będę robić wszystko, aby udowodnić mu, że już się podniosłam. 

Moim jedynym zmartwieniem na obecną chwilę, był ON. Choć starałam się tym nie zadręczać, dobrze wiedziałam, że nie zdołam unikać go przez całe życie, skoro mieszkamy na terenie jednego miasta. Prędzej czy później przyjdzie do konfrontacji i oszukiwanie siebie, w niczym nie pomoże. Nawet jeśli teraz byłam pewna siebie, to nie mogę wiecznie unikać spoglądania prawdzie w oczy. Nie mam pojęcia, jak się zachowam, gdy ponownie się spotkamy, osobiście i na osobności, ale coś mi podpowiadało, że jednak spanikuję. Dlatego musiałam coś ze sobą zrobić i ogarnąć się, nim strach i obawa przed zmierzeniem się ze swoim sękiem, przejmą nade mną władzę. 

Uśmiechnęłam się.

Jednak powrót do normalności dobrze mi zrobił i cieszyłam się, że jakoś okiełznałam smutek i żałobę. Póki co przynajmniej mogłam cieszyć się spokojem, a dziś postanowiłam, że będę się dobrze bawić. Jeśli ten stan rzeczy się utrzyma, to może będę w stanie naprawić bardzo wiele złego, ale jeżeli nie będę w stanie zapanować nad nerwami, depresja i bezradność, mogą do mnie wrócić. A wtedy pewnie już nie wygram. 

Zacisnęłam obie ręce w piąstki i zazgrzytałam zębami, odwracając wzrok od swojego odbicia. Na spotkaniu z przyjaciółmi Shakera będę musiała pokazać im prawdziwą siebie, więc miałam nadzieję, że nic nieodpowiedniego się nie stanie. Jeśli jednak dojdzie do czegoś, co by mnie wytrąciło z równowagi, powróci dziewczyna, która przyleciała tutaj trzy tygodnie temu. Smutna i zalana łzami. Bezradna i wystraszona. Do bólu przerażona, nie potrafiąca zapanować nad własnymi uczuciami. 

Obróciłam się tyłem do lustra, stając tuż przy Shakerze. Jego mina wyrażała tyle, że po prostu nie mógł się doczekać przedstawienia mnie swoim kolegom, ale tak naprawdę musiał mieć na myśli coś innego. Szkoda, że nie wszystko, co miał w głowie, dało się wyczytać z jego oczu. 

W takich sytuacjach czułam się bezradna wobec mojego własnego, przyrodniego brata. Jakie to irytujące! Jednak nie zawsze życie się układa tak jak tego chcemy - z tym się trzeba liczyć. 

- To co, idziemy? - przerwał cisze Shaker. 

Spojrzałam ku niemu i się uśmiechnęłam, prawdziwie i szczerze, tak jak za dawnych lat. 

- Oczywiście, że tak! Nie możemy pozwolić twoim przyjaciołom czekać, a znając ciebie i twój talent do spóźnialstwa, oraz to, że wyjechać powinniśmy byli trzy minuty temu, i tak już nie będziemy pierwsi. 

Po tych słowach opuściliśmy mieszkanie.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro