Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

- Jesteś pewna, że to TEN koleś? Na pewno to właśnie jego widziałaś w klubie Luźnego Joe? Nie wydawało ci się? - pytała Kot, kiedy następnego dnia, spotkałyśmy się w kawiarni, niedaleko blokowiska, w którym mieszkałam z Shakerem. 

Pokiwałam twierdząco głową, jednocześnie czując się urażoną, że tak bardzo mnie wypytuje. To zupełnie tak, jakby nie mogła po prostu uwierzyć mi na słowo. Jednakowoż, nie mogłam jej winić, bo sama nadal nie potrafiłam dać wiary temu, co zobaczyłam poprzedniej nocy, będąc jednocześnie całkowicie przekonaną, że wcale się nie myliłam. Wiem, co widziałam. Byłam trzeźwa, nie ubzdurałam sobie tego!

Kelnerka przyniosła mi zamówione wcześniej cappuccino i kawałek szarlotki. Kot już wcześniej dostała zamówioną przez siebie lemoniadę. Jeszcze tylko Luann czekała na zamówionego przez siebie shake'a. Ciekawe było to, że siedziałyśmy razem przy jednym stole, a nasze zamówienia przychodziły osobno, a nie jednocześnie, jak w każdej innej knajpie. 

Podziękowałam dziewczynie i zabrałam się za popijanie kawki z pianką. Zamruczałam z aprobatą. Uwielbiałam kawę!

Milczenie przerwała Luann.

- Nie rozumiem jednego, Laylo - mówiła z zakłopotaniem. - Jak do możliwe, że znalazł się w RPA idealnie wtedy, kiedy ty przyleciałaś? Śledzi cię, czy co?

Wzruszyłam ramionami.

- Żebym to ja wiedziała - rzekłam zrezygnowana. 

Fakt faktem, nadal czułam się zdezorientowana i przestraszona, a przede wszystkim, pozbawiona poczucia bezpieczeństwa. Miałam po prostu wrażenie, że koszmar sprzed kilku miesięcy, powrócił do mnie i to ze zdwojoną siłą. Czułam się taka... bezradna. Potworne uczucie! Doprawdy potworne!

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Kot.

- Może powinnaś w końcu powiedzieć o tym Shakerowi, co, Laylo? - zaproponowała. - Przecież nie możesz wiecznie dusić w sobie tego! Prędzej czy później, i tak pozna całą prawdę. Lepiej, by od ciebie, niźli kogoś innego. 

Zmarkotniałam. 

- Wiem, wiem... Ale po prostu nie chcę go tym obarczać. - Patrzyły na mnie, wzrokiem pełnym niezrozumienia, więc sprostowałam, o co mi chodzi. - Poczuciem, że go przy mnie nie było, gdy go potrzebowałam najbardziej. To nie jego wina! I on by to wiedział, ale jednocześnie, czułby się winny temu, że pozwolił mnie zranić.

Luann i Kot spojrzały po sobie, marszcząc czoła. Po chwili przeniosły spojrzenia na mnie, przyglądając mi się ze współczuciem wymalowanym na ich obliczach. Wyraźnie chciały mi pomóc, i ja to doceniałam, ale tym razem i one były bezradne.

Znów odezwała się Kot.

- Może jednak powiemy komuś zaufanemu o twoim problemie?

- Niby komu? - spytałam, unosząc jedną brew minimalnie wyżej.

Kot wzruszyła ramionami.

- Skarrze? 

Zastanowiłam się nad tą propozycją, bo w sumie nie byłby to aż taki zły pomysł. Zwłaszcza, że przecież Skarra odszedł od Niepokonanych United, co w sumie znaczyło, że miał teraz bardzo dużo wolnego czasu. Może warto mu było powiedzieć? Chociaż, z drugiej strony, co on by zrobił z tą wiedzą? Raczej nic. Zresztą, biorąc pod uwagę, że to nie jego problem, nie czułam potrzeby informowania go. 

- Nie, Kot, nie - mówiłam. - Skarra nie musi wiedzieć. 

Zupełnie mi wystarczyło, że Kot i Luann wiedziały. Nie uważałam za konieczne, by dzielić się tajemnicą z kimkolwiek innym. Zwłaszcza z Shakerem i Skarrą. Nie chciałam ich niepokoić, ani wciągać w coś, co ich nie dotyczy. 

- O czym nie muszę wiedzieć? - zapytał ktoś, kto stał idealnie za mną.

Odwróciłam się gwałtownie, prawie oblewając się cappuccino. Za mną stał Skarra.

Spojrzałam na Kot.

- Powiedz mi, dziewczyno, czego nie rozumiesz w prostym zdaniu "Skarra nie musi wiedzieć"?

Tamta wzruszyła ramionami.

- Po prostu uważam, że skoro to twój przyjaciel, to zasługuje na prawdę.

Zrezygnowana, odchyliłam głowę do tyłu.

Sama uważałam, że Skarra, jako mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa, zasługuje na szczerość z mojej strony. Nie mniej jednak, bałam się mu o tym mówić. Nie wiedziałam, co by sobie o mnie pomyślał. Jak mógłby zareagować? Czy by mnie wyśmiał. A nawet, jeśli nie, to i tak mógłby się martwić. Nie chciałam go niczym stresować. Już wystarczyło, że za moim pośrednictwem, zrzekł się tego, co kochał najbardziej. Piłki nożnej.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Nie byłam co do tego przekonana. Pogubiłam się. 

Skarra, który już od dobrych dwóch minut, siedział na krześle, pomiędzy Kot a Luann, wyglądał na nieco zdezorientowanego naszą wymianą zdań. Wyraźnie nic z tego nie rozumiał. 

Zaśmiałam się głucho.

- No dobra, niech wam będzie - skapitulowałam. - Powiem ci, Skarra, o co chodzi, ale jeśli dowiem się, od kogokolwiek, że powiedziałeś to komuś postronnemu, przysięgam na grób matki, że słono mi za to zapłacisz! I nawet nie myśl o tym, by mówić to Shakerowi, bo zabiję! 

Opowiedziałam mu wszystko. A kiedy skończyłam, w jego oczach nie było nic, prócz jawnej żądzy mordu. Był wściekły!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro