Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Siedzieliśmy z Shakerem na ławce w pobliskim parku, opierając się o siebie nawzajem i słuchając brzmienia wody w fontannie niedaleko miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Pośród wielu dźwięków, które dobiegały zewsząd do moich uszu, szczególną uwagę zwróciłam również na śpiewy ptaków i śmiechy dzieci, bawiących się ze swoimi rodzicami. Dzień był słoneczny, więc nie zdziwiłam się zbytnio, gdy okazało się, że w parku jest cały tłum ludzi. Łagodnie rzecz ujmując. 

Jednak nie przeszkadzało mi to. W prawdzie nie lubiłam zatłoczonych miejsc, ale w miejscu, w którym wraz z Shakerem przesiadywaliśmy, wcale nie było aż tak wielkiego tłumu, więc mogłam się cieszyć pewną swobodą. 

Od mojego przyjazdu do RPA, minęły już dwa tygodnie. W tym czasie zdążyliśmy z Shakerem zrobić bardzo wiele. Bawiliśmy się na plaży, surfowaliśmy i pływaliśmy w morzu, zwiedziliśmy bardzo wiele ciekawych miejsc naszego miasta, a nawet pojechaliśmy na wycieczkę krajoznawczą. O dziwo, naprawdę nam się podobało, a prowadzący mówił tak ciekawie, że aż się chciało go słuchać! 

W tym czasie naprawdę poprawiło mi się samopoczucie, a dzięki pomocy Shakera, zrozumiałam, że nie jestem sama. 

W prawdzie nie wiele rozmawiałam z Kot i Luann, ale wiedziałam, że rozumieją, dlaczego spędzam większość swojego czasu z bratem i nie chowają urazy. Nie miały do mnie pretensji. Same poinformowały mnie, że dobrze się bawią ze Skarrą. Okazało się, że kiedy mnie przepraszał, naprawdę nie żartował. Opuścił Niepokonanych United, a ja nie wiedziałam, czy powinnam z tego powodu płakać czy może przeciwnie. Przynajmniej dobrze się bawił z dziewczynami. Czy może raczej z Kot?

Luann napisała do mnie sms-a, że ponoć razem pojechali do kina i że któregoś razu zjedli razem kolację. Dwa razy! To już musiało coś znaczyć. Przynajmniej według mnie. Ale cieszyłam się z tego, bo to oznaczało, że Skarra i Kot mają się ku sobie. Nic lepszego nie mogło się wydarzyć. 

Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie troskliwy głos Shakera.

- Laylo, co chciałabyś teraz zrobić? - zapytał Shaker.

- Nie wiem, nie wiem. - Myślami błądziłam po zupełnie innym świecie. Wciąż wiele spraw ciążyło mi na sercu. Nadal czułam tę potworną rozpacz i pustkę, wiążące się ze śmiercią mamy. - Nawet nie myślałam o tym, co chcę dziś na obiad. Jestem zmęczona, Shaker. 

Chłopak objął mnie ramieniem i mocno przytulił do siebie.

- Pamiętaj, Laylo, że cokolwiek by się nie wydarzyło, ja zawsze będę po twojej stronie! Możesz mi wszystko powiedzieć! - mówiąc to, mocno mnie ścisnął za rękę, jakby chciał tym potwierdzić swoje słowa i ich wiarygodność. 

Uśmiechnęłam się blado.

- Może pójdziemy do domu? - spytałam szeptem. 

Shaker przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej. Ponieważ moje ucho nagle znalazło się na jego klatce piersiowej, dobrze słyszałam bicie serca chłopaka.

- Mam chyba lepszy pomysł, niż pójście do domu - powiedział, uśmiechając się dziwnie.

- Jaki? - spytałam cicho, ale z nutą zaciekawienia w głosie. 

Mój brat obdarował mnie zawadiackim uśmiechem.

- Oj, przekonasz się, siostrzyczko! - klasnął w dłonie. - Przekonasz się!

Oderwałam się od niego, chociaż mi to utrudniał, po czym spojrzałam na niego, pełnym podejrzliwości wzrokiem, zastanawiając się przy tym, o co mu w ogóle chodzi. Mina Shakera zdradzała mi jedynie tyle, że coś sobie zaplanował, a z doświadczenia wiedziałam, że różnie to z nim bywa. Zwłaszcza w kwestii niespodzianek. 

Nie pozostało mi zatem nic innego, jak tylko odwzajemnić jego uśmiech. Widać, że bardzo go to ucieszyło. Objął mnie po raz kolejny, przyciskając moje ciało do swojego.

- A zdradzisz mi chociaż, Shaker, dokąd planujesz mnie zabrać? - spytałam.

- O tym przekonasz się dopiero wieczorem - powiedział. - Mogę ci jedynie rzec, że wymagany jest porządny stój. Dzisiaj wieczorem, przekonasz się o tym, jak dobre tu są imprezy i poznasz smak rozrywki, której zakosztujesz tańcząc do muzyki Funky! 

Zupełnie nie zrozumiałam, o czym on plecie.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro