Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sunflowers

Ten OneShot nie jest powiązany z moim kanonem i olewa Turniej Trójmagiczny!

Cedrik Diggory idąc na siódmy rok nauki nie spodziewał się, aby w jego niemal idelanym życiu coś się zmieni.

Jego ojciec był z niego dumny, matka szczęśliwa, a przyjaciele go podziwiali. Mimo tego wszystkiego czuł jakąś dziwną pustkę. Nigdy nie myślał o tym, aby chcieć czegoś więcej, jednak przecież został mu już tylko rok nauki w Hogwarcie i co dalej?

Przecież nie będzie mieszkał cały czas z rodzicami, a i jego przyjaciele zaczną żyć swoim życiem i wszystko zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni.

Zacznie pracę na jakiejś dobrze płatnej posadzie w Ministerstwie dzięki kontaktom ojca, ale nie zmienia to faktu, że będzie w tym wszystkim sam.

★★★

Pół roku później, całkowicie pochłonięty nauką do zbliżających się OWUTEMów szedł do biblioteki, aby ponownie przeczytać temat o walkach goblinów w XII wieku, o których miał napisać wypracowanie.

Już dawno zapomniał o swoich przemyśleniach z początku roku, twierdząc, że miłość przyjdzie sama i nie należy zakochiwać się na siłę. Poza tym wiele dziewcząt próbowało mu zaimponować tylko ze względu na jego popularność, przez co nie miał pewności kogo intencje wobec niego były szczere.

Idąc zamyślony nie zwracał uwagi na otoczenie, dopóki nie poczuł, że w coś uderzył.

Po korytarzu rozniósł się huk, spowodowany upadkiem ciężkich ksiąg, jak i ich właścicielki.

Cedrik lekko zażenowany całą sytuacją szybko podał rękę dziewczynie, która uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

- Przepraszam, po prostu się zamyśliłem i. . .- zaczął się tłumaczyć, podnosząc z ziemi jej książki.

- Nic nie szkodzi. - przerwała mu i z uśmiechem odebrała od niego lektury.

Dopiero wtedy jej się przyjrzał. Posiadała jasną cerę, a proste blond włosy sięgały ramion. Jej twarz ozdabiały piegi, a oczy miały fiołkowy odcień.

Ku jego zdziwieniu nie była ubrana w szkolne szaty, a w jeansowe ogrodniczki i jasno fioletowe trampki. Jako jedna z bardzo małej ilości uczniów Hogwartu korzystała z możliwości ubierania się we własne ubrania po zajęciach. Większość osób twierdziła, że nie miało to sensu, gdyż niedługo i tak musieliby ponownie się przebierać w piżamę.

- Cedrik Diggory. - przedstawił się, wyciągając w jej kierunku rękę.

- Lea Drealy. - powiedziała, ściskając dużo większą od swojej dłoń. - Nie uważasz, że to dziwne, że chodzimy do jednej klasy, a przedstawiamy się sobie dopiero teraz? - zapytała, a jej twarz nawet na chwilę nie zmieniła swojego szczęśliwego wyrazu.

Cedrik był tą informacją mocno zaskoczony. Totalnie nie kojarzył dziewczyny, która przecież była tak charakterystyczna. Poza tym wyglądała na maksymalnie piętnaście lat i w ogóle nie przypominała uczennicy siódmej klasy.

- Racja - pokiwał z uśmiechem głową. - Jesteś puchonką, prawda? - zapytał, bo podświadomie się tego spodziewał.

- Zgadza się - powiedziała, a Cedrik uznał, że jej głos był wyjątkowo przyjemny.

Zapanowała chwilowa cisza, w której przyglądał się dziewczynie, a ona patrzyła z rozmarzonym wyrazem twarzy przed siebie.

- Wiesz Cedrik, ja już muszę iść. Profesor Sprout dała mi do zrobienia dodatkowe zadanie, bo uważa, że bardzo dobrze mi idzie zielarstwo. - powiedziała z uśmiechem. - Do zobaczenia. - dodała i już chciała odchodzić, gdy puchon złapał ją delikatnie za ramię.

- Masz może czas w sobotę? Zielarstwo nie idzie mi zbyt dobrze i mogłabyś mnie podszkolić. - te słowa wyleciały z jego ust szybciej niż się nad nimi zastanowił. Po prostu Lea miała w sobie coś, co go przyciągało i nie mógł się powstrzymać.

- Oh, byłam pewna, że nie masz z nim problemu. - Cedrik w myślach strzelił się w czoło, przypominając sobie, że przecież byli na jednym roku i musiała wiedzieć, że wszystkie przedmioty szły mu dobrze. - Skoro chcesz, to możemy się spotkać w bibliotece po obiedzie. - dodała, a puchon chciał skakać z radości. Nie wiedział czemu ta mała istota tak bardzo go zafascynowała, ale nie było to istotne. W tamtym momencie ważne było tylko to, że zgodziła się na spotkanie.

- Jasne! - zapewnił, nie kryjąc entuzjazmu. - To do soboty. - powiedział i odszedł, po drodze odwracając się, aby jej pomachać i niemal nie przewracając o własne nogi.

★★★

Swego rodzaju tradycją stały się cotygodniowe korepetycje udzielane przez Leę Cedrikowi.

Puchonka coraz bardziej zawracała w głowie chłopakowi, co zauważyli już nawet jego przyjaciele.

Nie zwracał uwagi na ich dziecinne docinki, szykując się na spotkanie z blond włosą. Odkąd ją poznał starał się bardziej dbać o wygląd, co nie było trudne, gdyż nie miał z nim większego problemu.

Jednak tego dnia, pamiętnego trzynastego kwietnia chciał prezentować się dużo lepiej niż dotychczas. Powodem tego było to, że Lea totalnie zawróciła mu w głowie i nie było dnia, żeby o niej nie myślał.

Mieli już po siedemnaście lat, co znaczyło, że w magicznym świecie byli już uznawani za dorosłych. Cedrik był zdania, że skoro był dorosły, to powinien podejmować dorosłe decyzje.

Z tego powodu z dziwnym podekscytowaniem wpatrywał się w błyszczącego lekko słonecznika, którego trzymał w ręku.

Dlaczego słonecznika? Uznał, że Lea jest inna niż wszyscy i o wiele bardziej spodoba jej się ten żółty kwiat niż typowa czerwona róża. Poza tym słoneczniki bardzo kojarzyły mu się z puchonką.

W głowie starał się przygotować to, co chciał jej powiedzieć. Przeszło mu nawet przez myśl, żeby to zapisać, lecz szybko odrzucił ten pomysł. Lea była bardzo oryginalna, więc po prostu NIE MÓGŁ zanotować sobie na kartce jakiegoś oklepanego tekstu.

Zestresowany wyszedł z Pokoju Wspólnego, gdyż zbliżała się godzina spotkania. Lea nadal myślała, że jak zawsze będą się uczyć, dlatego niczego nie podejrzewała.

Zdenerwowanie zaczęło górować, a w głowie puchona pojawiały się najgorsze scenariusze. Co jeśli ona kogoś miała? W końcu była tak piękna i jednocześnie tak interesująca, że wątpił w to, aby była sama.

Przed biblioteką pojawił się parę minut przed umówioną godziną, ze stresem wygładzając swoją błękitną koszulę. Specjalnie nie założył szkolnych szat wiedząc, że ten dzień był inny niż wszystkie i jeśli kiedyś miał to zrobić, to właśnie wtedy.

Blond włosa puchonka wyszła zza zakrętu już chwilę później, ubrana w jeansową spódniczkę i koszulkę w kwiaty.

Cedrika aż zatkało na jej widok. Włosy miała spięte w dwa warkocze, a niesforne kosmyki wychodziły z fryzury. Na ramieniu niosła skórzaną torbę, w której spodziewał się, że był podręcznik do zielarstwa i parę pergaminów.

- Cześć, Ced. - uśmiechnęła się szeroko, zauważając go. - Do twarzy ci w błękicie. - powiedziała. Właśnie to mu się w niej podobało. Zawsze wyrażała swoje zdanie, a przy tym była tak urocza i miła i słodka i - Nie Cedrik, stop. Nie mógł teraz wymieniać jej wszystkich pozytywnych cech, bo za długo by się mu zeszło. Musiał działać.

- Dziękuję. - odpowiedział. Przez kolejne kilka sekund zbierał się w sobie, aby powiedzieć co było prawdziwym celem tego spotkania. - Tak właściwie, to - zawahał się chwilę, lecz widząc jej szczęśliwe oczy po prostu musiał zrobić to, co już tyle planował. - Nie chcę dzisiaj się uczyć. - wypalił, dopiero po chwili zdając sobie sprawę co powiedział.

- Oh, jasne. - powiedziała Lea, a jej rozmarzone oczy stały się jakby... smutne? Musiał szybko sprostować swoją wypowiedź. - Więc ja już pójdę.

- Nie! - zawołał, a w jej dużych oczach pojawiło się zdziwienie. - Znaczy nie idź. Ja chciałbym - przerwał nie wiedząc jak dobrać słowa. - Chciałem zapytać czy nie przeszłabyś się ze mną na Błonia? - zapytał szybko.

- Chętnie. - twarz dziewczyny rozjaśnił szeroki uśmiech.

Zadowolony puchon zaoferował jej swoje ramię, które przyjęła. Droga minęła im błyskawicznie, spędzona na rozmowach.

- Na prawdę nie znasz zasad Quidditcha? - zapytał zaskoczony. Ta dziewczyna coraz bardziej go zadziwiała.

- Wiem, że w drużynie jest siedmiu graczy. - pochwaliła się, a on pokiwał głową z uznaniem.

- Rzeczywiście masz w tym temacie dużą wiedzę. - zaśmiał się.

- Właściwie to nie przepadam za lataniem. - powiedziała, wpatrując się przed siebie. - Na zajęciach z panią Hooch, gdy wychodziliśmy na dwór bardziej interesowało mnie otoczenie niż miotła. - zaśmiała się.

Podeszli do przyozdobionego pojedynczymi zielonymi listkami drzewa i usiedli na trawie pod nim, opierając się plecami o gruby pień.

- Na przykład spójrz tutaj. - wskazała ręką na wyryte w drzewie napisy, które dostrzegł z trudem, gdyż były już zamazane. - "Syriusz Black, Remus Lupin, James Potter i Peter Pettigrew. " - odczytała - Czy to nie ciekawe kim byli i co czuli, pisząc to? - zapytała, a on musiał przyznać, że patrząc na to z tej strony rzeczywiście było to dość interesujące.

- Masz rację. - pokiwał głową. - A propos Quidditcha, to muszę kiedyś nauczyć cię grać! - zaproponował z uśmiechem. - Ja jestem szukającym. - powiedział, zaczynając długą rozmowę o wszystkim i o niczym.

- Zastanawiałaś się nad przyszłością? - zapytał Cedrik. Dowiedział się już, że jej rodzice byli mugolami, a sama posiadała rok młodszego od siebie brata.

Widział, że zastanawiała się nad odpowiedzią, więc nie chciał jej pospieszać. Przyjrzał jej się. Kosmyki, które wydostały się z blond warkoczy falowały lekko, unoszone wiosennym wiatrem, a jej nos był zaczerwieniony, ze względu na to, że miała uczulenie na pyłki.

- Chciałabym zostać magizoologiem. To dość ciekawe zajęcie. Oczywiście chcę też w przyszłości założyć rodzinę. - powiedziała, patrząc swoimi fiołkowymi oczami w jego brązowe. - A ty? - chłopak tylko czekał na to pytanie.

- Ja również chciałabym w przyszłości założyć rodzinę. - powiedział, sięgając ręką do kieszeni spodni, w których magicznie zabezpieczony i pomniejszony leżał żółty kwiat. - Najlepiej z tobą. - dodał, a fiołkowe oczy wypełniło zaskoczenie pomieszane ze szczęściem. - Wiem, że to nie jest dobre do tego miejsce ani moment, ale spodobałaś mi się odkąd się poznaliśmy i - przerwał, patrząc prosto w jej oczy - Kocham cię, Lea. - powiedział, chwytając za jej malutką dłoń.

Blondynka patrzyła na niego z niedowierzaniem i radością.

- Ja też cię kocham, Ced. - było to pięć najważniejszych słów, jakie puchon usłyszał w życiu.

★★★

Dorosły szatyn stał przed ołtarzem i czekał na swoją narzeczoną. Obok niego stał Casper - brat Lei i starał się sprawić, aby przyszły szwagier się nie stresował.

Znajdowali się na plaży - jednym z ukochanych miejsc Lei. Na jasnych krzesłach zasiadali goście, w tym jego rodzice, cała familia Weasleyów z dziewczynami, jego szkolni przyjaciele, a także cała reszta rodziny i znajomych zarówno jego, jak i jego przyszłej żony.

Żony. W duchu skręcał się z podekscytowania. Jedno słowo, a brzmiało tak pięknie i nie mógł się doczekać, aż będzie mógł tak nazywać Leę.

Rozbrzmiał dźwięk marszu weselnego, a podekscytowanie i stres zaczęły wypełniać ciała obojga narzeczonych.

Na widok pana Drealy i Lei, kroczących powoli kobiercem między pierwszymi rzędami krzeseł, przez tłum przebiegło głośne westchnienie. Ojciec panny młodej wyglądał na zachwyconego, a od samej dziewczyny emanowało szczęście.

Pod puchonem ugięły się kolana, gdy ją zobaczył. Biała, delikatna sukienka zdobiona była wzorem kwiatów. Blond włosy były pofalowane, a wpięte w nie słoneczniki dodawały pannie młodej uroku.

Choć byli jeszcze daleko, to Cedrik wyczuwał jej radość. Udzieliła mu się jej pozytywna energia i wydawał się dużo bardziej rozluźniony niż na początku.

Gdyby nie to, że Casper kopnął go dyskretnie w łydkę, to nawet nie zauważyłby, że Lea znajdowała się już zaledwie metr od nich, tak bardzo zapatrzony w jej twarz.

Podał jej swoje ramię, które z gracją przyjęła. Oboje podeszli do pracownika Ministerstwa, który ubrany był w elegancki garnitur. Mimo tego nie mógł się równać z Cedrikiem, który wyglądał niemal idealnie w białej koszuli i czarnym garniturze. W brustaszy miał włożonego małego słonecznika, który tak bardzo kojarzył mu się z Leą.

Ustawili się na przeciwko siebie, patrząc wzajemnie w swoje oczy. Cedrik był pewny, że mógłby patrzeć w ten fiołkowy odcień godzinami, tak samo jak był pewny swojej miłości do Lei.

- Zebraliśmy się tutaj, aby złączyć dwójkę tych młodych ludzi w przysiędze małżeńskiej. - mówił mężczyzna, a z pierwszych rzędów wydobywało się łkanie kobiet, w tym mam młodej pary.

Po krótkim wstępie nadeszły wyczekiwane przez wszystkich słowa.

- Ja Cedrik Diggory biorę Ciebie Leę Darcey Drealy za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. - powiedział całkowicie pewny swoich słów. Oczy dziewczyny zaszkliły się, a na usta wstąpił lekki uśmiech. - Lea przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. - chwycił delikatnie jej dłoń i założył na serdeczny palec zgrabną, złotą obrączkę.

Oboje spojrzeli na przyzdobiony palec panny młodej ze szczęściem, a dziewczyna nie mogła powstrzymać łez wzruszenia.

- Ja Lea Darcey Drealy biorę Ciebie Cedriku Diggory za męża i ślubuję miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. - powiedziała przez łzy, a goście wydali westchnięcie zachwytu. - Cedrik przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. - mówiąc to włożyła mu na palec tak podobnej do jej obrączkę.

- Możecie się pocałować. - para młoda spojrzała sobie w oczy ze szczęściem. Cedrik przyciągnął jej drobne ciało do siebie i złożył na jej ustach długi, pełny emocji pocałunek.

Od strony gości dobiegały oklaski, a młodsi Weasleyowie nawet zagwizdali głośno. Ta chwila była magiczna i zapamiętana przez parę na bardzo długi czas.

★★★

- Właśnie tak to wyglądało. - zakończył swoją opowieść Cedrik. Na przeciwko niego siedziała dwójka jego już dorosłych dzieci.

Oboje odziedziczyli włosy po tacie i fiołkowe oczy po mamie. Bliźniacy ze smutkiem wpatrywali się w ojca, którego włosy już powoli stawały się siwe, a zmarszczki na czole wyraźnie odznaczały na zmęczonej twarzy.

Lea zmarła dwa tygodnie wcześniej z przyczyn naturalnych. Znalazł ją Cedrik, wchodząc do domu po pracy.

- Pani Diggory! - zawołał od progu swoje ulubione zdanie. Używał go odkąd tylko wzięli ślub.

Odpowiedziała mu cisza, więc uznał, że jego małżonka spała lub go nie usłyszała.

Wszedł do przytulnej kuchni, w której zawsze znajdowały się słoneczniki i postanowił zrobić dla siebie i żony po kubku kawy.

Z naczyniami w rękach wszedł na piętro, gdzie znajdowała się ich sypialnia. Ramieniem otworzył drzwi, starając się nie rozlać napoju.

- Już jes - głos ugrzązł mu w gardle, a kubki z głuchym trzaskiem roztrzaskały się o ziemię.

Na podłodze leżała nieruchoma i blada kobieta.

- Lea, nie! - jego usta opuścił tak przeraźliwy i pełen goryczy krzyk, że ptaki będące za oknem odleciały przestraszone. - Lea błagam, błagam. - szeptał, rozpaczliwie próbując obudzić blondynkę.

Była puchonka jednak nadal nie dawała znaku życia, a serce już parę godzin temu przestało bić. Ściskał ze smutkiem jej zimną, malutką dłoń, przystawiając ją sobie do serca.

Łzy wylewały się z jego oczu, a on sam ostatni raz spojrzał w jej fiołkowe oczy i delikatnie je zamknął.

- Kocham cię. Śpij dobrze, skarbie. -

- Mama była wspaniałą kobietą. - powiedziała Lenny, a Darrel pokiwał głową i oboje podeszli do ojca, aby po chwili mocno go przytulić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro