Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Minęło kilka dni i wydawało się, że galopujące myśli Kageyamy zaczęły powracać na dawne tory. Oznaczało to mniej więcej tyle, że w dużym stopniu przestał myśleć o głupotach i zachowywał się nieco gburowato w stosunku do kolegów z drużyny. Ale w gruncie rzeczy nikomu to nie przeszkadzało. Ba, gdy dla odmiany spróbował się uśmiechnąć, wszyscy świadkowie tego niecodziennego zjawiska zgodnie stwierdzili, że wolą go gburowatego. Tak, zdecydowanie uśmiechnięty Kageyama budził zdziwienie, chociaż nie tak duże, jak fakt, że podczas wczorajszego treningu nazwał Hinatę ,,słońcem".

Nie miał pojęcia, jak do tego doszło. Po prostu rudzielec wykazywał się tak wielką nadwyżką entuzjazmu, że w końcu Tobio ironicznie burknął, że ,,jest słońcem tej drużyny". Cóż, przynajmniej chciał zabrzmieć ironicznie, ale chyba nie do końca mu się udało; stojący najbliżej Tsukishima prędko odwrócił się, by ukryć złośliwy uśmiech.

Po upływie niecałej doby wspomnienie niezręcznego momentu i zdumionej miny Shoyo raz za razem do niego powracało, obijając się po myślach niczym natrętna mucha.

O tyle dobrze, że nie słyszało tego więcej osób, bo inaczej pewnie nie daliby mu spo...

- Kageyama, uważaj! - usłyszał i, nim zdążył się odwrócić, poczuł uderzenie w tył głowy.

Jednym uchem rejestrując głuchy odgłos piłki odbijającej się o podłogę, zwrócił się ku Tanace.

- Co jest z tobą, ziomek? Władowałeś się na pole do serwowania!

- Co? Ach, rzeczywiście.

W ramach indywidualnego treningu każdy miał dzisiaj popracować, nad czym chciał, a Ukai chodził między nimi, odpowiadał na pytania i ich poprawiał. Pochłonięty myślami Tobio odbijał piłkę od ściany, systematycznie przesuwając się bok, aż w końcu nieświadomie dotarł na drugą połowę boiska, która według niepisanej umowy powinna pozostać pusta. - Zagapiłem się, przepraszam.

Tanaka w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.

- Nic się nie stało, w końcu to nie ja oberwałem - wyszczerzył się, klepnął go w plecy i wrócił do ćwiczeń.

Kageyama spojrzał z wahaniem na piłkę, a potem skierował swe kroki na bok sali. Nie zaszkodzi zrobić sobie małą przerwę i napić się wody. Przy położonych na ławce rzeczach stał tylko Sugawara, który teraz rzucił mu zatroskane spojrzenie.

- Jesteś pewien, że wszystko w porządku?

- Czemu miałoby nie być? - odparł odrobinę bardziej agresywnym tonem, niż zamierzał. - To uderzenie było tak lekkie, że ledwo je poczułem. Gdyby Tanaka nie krzyknął, to pewnie bym nawet nie zwrócił uwagi.

- Nie o to mi chodzi - Suga podniósł dłoń i z zakłopotaniem podrapał się po głowie. - Wczoraj byłeś tak samo rozkojarzony. Coś się martwi?

- Jestem po prostu zmęczony.

- Mam wrażenie, że to nie dokońca to. No, ale przecież nie wycisnę tego z ciebie na siłę. Po prostu wiedz... - chłopak odłożył butelkę na ławkę - że jakbyś chciał pogadać, to jestem do twojej dyspozycji.

Cały Suga - pomyślał, patrząc na oddalającego się kolegę.

Gdyby miał wybrać najbardziej sympatycznego członka drużyny, to bez wahania wskazałby jego. Mimo, że na co dzień nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele, zawsze starał się w miarę możliwości wspierać każdego z osobna.

Problem w tym, że Tobio niezbyt mógł się podzielić swoimi myślami. Bo co miał powiedzieć? Wyobraził sobie, że przedstawia mu swój problem:

,,Wiesz, chyba zakochałem się w Hinacie. Cieszę się na sam jego widok i serce mi wali, gdy tylko znajdzie się w pobliżu"?

Odpada. Nawet w myślach brzmiał żałośnie.

Kageyana prychnął, odstawiając wodę, i skierował kroki z powrotem na boisko. Może ćwiczenia wypędzą mu z głowy wszystkie niewłaściwe pomysły.

***

Jak często po treningach bywało, trasy większości członków przecięły się w okolicy sklepu. Stanowiło to doskonały pretekst, by wspólnie wyskoczyć na bułeczki.

- Jedzenie! - oczy Hinaty zaświeciły się entuzjazmem, gdy tylko padł pomysł. Naprawdę uwielbiał te bułki.

Tobio natomiast poczuł ulgę; skoro koledzy na chwilę przystaną, będzie miał idealny pretekst, żeby uciec spod ostrzału ich ciekawskich spojrzeń i szeptów, które sporadycznie pojawiały się za jego plecami.

- Kageyama, nie idziesz z nami?

A nich to. Nishinoya i ta jego spostrzegawczość.

- Nie mogę. Mam do zrobienia zaległą pracę z japońskiego.

Noya parsknął.

- Akurat! Wszyscy wiemy, że nie zdajesz, bo nie chce ci się odrabiać zadań!

- Może częściowo tak jest, ale to nie oznacza, że musisz to wywrzaskiwać całemu światu - strząsnął rękę, którą kolega położył mu na ramieniu.

Bezskutecznie, bo zaraz zgarnął go Daichi. O dziwo, choć zwykle zaganiał ich do nauki - szczególnie tych, którym groziły bańki na semestr - teraz nawet on był zdania, że Tobio powinien się z nimi wybrać.

- Nauka nauką, Kageyama, ale zacieśnienie więzi w drużynie też jest ważne. Mówię to jako kapitan.

Stojący obok Sugawara rzucił mu współczujące spojrzenie. Prawdopodobnie on jeden domyślał się, jak bardzo Tobio nie ma ochoty z nimi iść. Poczuł się jak zwierzę w potrzasku, gdy uświadomił sobie, że nie uda mu się wykręcić. I miał dziwne poczucie, że nie skończy się to dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro