Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

tale

A/n: przedostatni

Dziadkowie wrócili do domu późnym wieczorem. Jimin cały dzień spędził na werandzie Min Yoongiego, nadrabiając zaległości na wszystkich portalach społecznościowych, gdzie posiadał konto. Zadzwonił też do niego znajomy ze szkoły i spędził ponad dwie godziny na rozmowie z nim. Co jakiś czas czuł specyficzne ukłucie w brzuch i wiedział, że poczucie winy nie dawało mu spokoju, ale starał się to ignorować i cieszyć długo wyczekiwanym zasięgiem.

Jeżeli chodzi o Yoongiego, nie wychodził na zewnątrz ani razu. Było to Jiminowi na rękę, bo nie miał wrażenia ranienia swojego hyunga przez spędzanie czasu na bezużytecznych, według niego, sprawach. Ze środka domu co jakiś czas dochodziła jakaś melodia, czasem odgłosy radia, a czasem telewizji. Jimin nie wiedział, jaki sprawami zajmował się starszy, ale uznał, że to jeszcze nie ten poziom relacji, by pytać o tak osobiste rzeczy.

Czas mijał mu szybko i zanim się obejrzał, zdążyło się ściemniać, a znany mu samochód jego dziadków stanął przy werandzie ich domku. Skierował się w ich stronę mozolnym, ciężkim krokiem. Nie zdążył się jeszcze za nimi stęsknić przez towarzystwo Yoongiego i przyjaciół w telefonie. Mimo to postanowił zachowywać się co najmniej przyzwoicie w ich stosunku, żeby nie mieli do czego się przyczepić.

— Cześć — rzucił na przywitanie. Dziadek wyjmował właśnie walizkę z bagażnika. Obrzucił go chłodnym spojrzeniem i wrócił do swoich spraw. Babcia za to objęła go chudymi, drżącymi ramionami i wtuliła na kilka sekund w jego klatkę piersiową.

— Byłeś grzeczny? — zapytała, jakby Jimin nie miał osiemnastu lat, a siedem.

— Jak zawsze — odpowiedział z uśmiechem.

— Nastaw wodę na herbatę — nakazał dziadek. — Dzisiaj trochę ze mną posiedzisz.

Chłopak zmarszczył brwi w niezrozumieniu, ale posłusznie wszedł do domu i wykonał nakaz dziadka. W międzyczasie włączył lokalne radio, ale nastawił je na tak niską głośność, że praktycznie nic nie dało się usłyszeć. Potrzebował po prostu jakiegoś szumu w tle, nie znosił ciszy.

Nie miał pojęcia, o czym może chcieć rozmawiać dziadek. Szczerze powiedziawszy, był zmęczony i najchętniej położyłby się spać, ale wiedział, że nie mógł. Oparł głowę na rękach i przymknął oczy. Myślał o poprzednim dniu. Co, jeśli Yoongi też byłby pijany i zgodziłby się go pocałować? Czy on na pewno tego chciał, czy może jedynie potrzebował czyjejś bliskości do szczęścia? Dawno nie był w związku, to prawda, ale czy stał się aż takim desperatem, by musieć prosić niedawno poznanego chłopaka o coś tak absurdalnego?

— Jesteś gotowy?

Z transu wyrwał go dziadek, który wszedł właśnie do kuchni i, rzuciwszy uprzednio swoją torbę na podłogę, usiadł naprzeciw Jimina.

— Tak, chyba tak? — odpowiedział retorycznie. — Coś się stało?

— Wyłącz wodę i usiądź — zaczął staruszek. Przetarł mozolnie oczy i wlepił wzrok w swojego wnuczka. — Wiem, że zaprzyjaźniłeś się z Min Yoongim. Na początku nie wiedziałem, czy powinienem ci o tym wspominać, ale skoro sprawy potoczyły się w ten sposób, nadszedł najwyraźniej odpowiedni moment — powiedział, robiąc długie, irytujące przerwy między zdaniami, jakby starał się dokładnie analizować każde słowo.

— Coś jest z nim nie tak? Brzmisz, jakby Yoongi był kimś, z kim nie powinienem mieć kontaktu — zauważył rudzielec, ponownie zajmując miejsce przy stole, wcześniej wyłączając wodę zgodnie z zaleceniem.

— Jimin, cicho — usłyszał ostrzeżenie. — Posłuchaj i mi nie przerywaj, dobrze? — zapytał poważnie dziadek, na co otrzymał zgodne skinienie głowy. W międzyczasie do kuchni weszła babcia i bez słowa dosiadła się do nich. Wszystko wydawało się Jiminowi śmiesznie przerysowane. — Zamiast tyle gadać i robić głupie miny, daj mi coś powiedzieć. Min Yoongi to specyficzna, dziwna osoba i nadal nie jestem pewien, czy wasza przyjaźń to dobry pomysł.

— Słucham? — Jimin zaśmiał się sucho.

— Tak czy inaczej — kontynuował tamten — zmieniłem swoje zdanie, obserwując twoje zachowanie. W dzień, kiedy tu przyjechałeś, byłeś kapryśnym, samolubnym dzieciakiem i nadal nim jesteś, ale w zdecydowanie mniejszym stopniu. Rozmawiałem z twoimi rodzicami i opowiadali mi o twoich przyjaciołach z miasta. Jackson? On ma na imię Jackson, tak? Masz z nim teraz jakiś kontakt?

— Tak. Dzwonimy do siebie co jakiś czas i sporo piszemy, żeby nie mieć zaległości.

— Tęsknisz za nim? — dziadek uzyskał skinienie głową. — A on za tobą?

Jimin automatycznie chciał powtórzyć wcześniejszy gest, ale tym razem się zawahał. Przypomniał sobie ich pierwszą rozmowę po jego wyjeździe i zasadnicze pytanie, na które usłyszał odpowiedź "niezbyt". Potrzebował czasu. Zdawał sobie sprawę, że Jackson wcale za nim nie tęsknił, ich rozmowy były przeciągane na siłę i to on się starał. Gdyby nie pisał do niego pierwszy, ich znajomość by umarła.

— Nie — wymamrotał w końcu. — Chcesz mi powiedzieć, że miałeś rację czy coś?

— Nie znasz Min Yoongiego, Jimin, na pewno nie tak, jak twojego przyjaciela z miasta, ale wiesz, jaki jest. Kiedyś przyjaźniłem się z jego dziadkiem, a potem ojcem, więc miałem okazję obserwować, jak dorasta i na jakiego człowieka wyrasta. To dla ciebie może być koniec świata, ale powinieneś wiedzieć, że ci, których masz za przyjaciół, mogą w przyszłości okazać się nic niewarci. Dlaczego uzależniasz swoje szczęście od osób, których nie interesujesz? Jesteś aż tak zdesperowany, żeby trzymać się kogokolwiek?

— Nie zrozumiesz mnie! — krzyknął Jimin. Pierwsze łzy zaświeciły się w jego oczach. Zacisnął pięści pod stołem. — Bez nich jestem nikim, nie mam nikogo i nikt mnie nie lubi! Wykreowałem nowego siebie, którego nie umiem i nie chcę porzucać! W ciągu całego pobytu tutaj płakałem więcej razy, niż w ciągu ostatniego roku w domu!

— Od kiedy płacz jest czymś złym?

— A od kiedy nie? To oznaka słabości, każdy może potem cię wyśmiewać za to, że ryczysz!

— Płakałeś już przy Min Yoongim?

— Nie, tylko mnie słyszał — wymamrotał Jimin. Jakie to ma znaczenie?

— Mógłbym się założyć, że nie pomyślał o tobie jako o kimś słabym. On nie jest taki i po kilkunastu dniach z nim powinieneś się o tym przekonać — dziadek uniósł brwi do góry w akcie wyższości. — Prawdziwi przyjaciele to tacy, przy których możesz robić, co chcesz, a nie ci, dla których robisz, co chcą. Widzisz różnicę?

Jimin odwrócił głowę, by nikt nie mógł oglądać, jak moczy swoje policzki pierwszymi łzami. Czuł się upokorzony i poniżony, chociaż wiedział, że ta rozmowa nie miała tego na celu.

— Pamiętam Yoongiego, jak kilka lat temu przyjeżdżał tu ze swoimi przyjaciółmi do rodziców — tym razem głos zabrała babcia. — Miał krótkie włosy, ubierał się cały na czarno i dziwnie się malował. Zawsze był z nim ten jego chłopak, Hoseok. Nie rozstawali się ze sobą nawet na chwilę, ciągle coś do siebie szeptali i patrzyli na innych, jakby uważali wszystkich za wrogów. Nie lubiłam go, ale jego matka cały czas powtarzała, jakie dobre z niego dziecko, jak dobrze gra i jakie świetne oceny ma w indeksie. W końcu przestał ich odwiedzać i zerwali ze sobą zupełny kontakt, a ja cały czas powtarzałam jej, że nigdy nie był nawet w połowie tak dobry, jak mówiła — babcia wstrzymała oddech, jakby za moment miała wymierzyć wyrok. — Dopiero później okazało się, że nie miałam racji, bo Yoongi okazał się lepszy, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Jego Hoseok został potrącony przez samochód i walczył o życie. Yoongi musiał mu oddać jakiś narząd, nie pamiętam jaki, ale bardzo długo zajęło mu dojście do siebie. To ich zbliżyło do siebie jeszcze bardziej i nawet podejrzewano, że to nie tylko przyjaźń, ale wreszcie przyjechał tu ze swoją dziewczyną. Mówił ci o niej, prawda?

Jimin poczuł ukłucie w okolicach podbrzusza. Oczy zapiekły go w charakterystyczny sposób, sygnalizując, że za chwilę napłyną do nich świeże łzy. Zagryzł wargi, by żaden niepożądany dźwięk z nich nie uciekł. Całe przekonanie o dobroci Yoongiego, szansie na rozwinięcie jego coraz głębszego zauroczenia, wszystko zniknęło w ułamku sekundy, gdy z ust jego babci wypłynęło słowo "dziewczyna". Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. To tak, jakby spadł na niego ogromny głaz, uniemożliwiając swobodne oddychanie.

— Chyba zapomniał wspomnieć — szepnął drżącym głosem.

— Naprawdę? — babcia zaśmiała się w charakterystyczny sposób, pełen rozbawienia. — To dziwne, bo ja już słyszałam nawet o zaręczynach. W końcu to nic dziwnego, Min Yoongi ma prawie 23 lata i jego matka zawsze nalegała na szybki ślub i założenie rodziny.

Dźwięk łamanego serca odbił się echem po całym domu. Takie wrażenie odniósł przynajmniej Jimin, który teraz walczył ze sobą, by nie wybuchnąć płaczem przed dziadkami.

— W takim razie muszę mu złożyć gratulacje — powiedział. Zamknął oczy i policzył do dziesięciu. Czuł się oszukany.

— Może cię nawet zaprosi na ślub, skoro tak się polubiliście?

Ostatnie słowo odbiło się echem od jego głowy i powróciło dziesięć razy głośniej. Cierpiał, dawno nikt go tak nie potraktował.

— Przyjechali — odezwał się dziadek, podnosząc się, by wyjrzeć przez okno. — Twoi rodzice przyjechali nas odwiedzić — oznajmił.

Jimin zerwał się na równe nogi i wybiegł przez główne drzwi na zewnątrz. Zapadał zmrok. Ból psychiczny przyćmił jego umysł. Tym razem nie hamował łez, a pozwolił im swobodnie spływać wzdłuż jego twarz, aż po szyję. Na moment oślepiło go światło reflektorów samochodowych, ale nie miał dla niego znaczenia ani wygląd, ani rodzice, którzy teraz machali do niego z uśmiechami na twarzach. Nie powinni się śmiać, nie, kiedy serce ich syna zostało złamane.

Nie wiedział, kiedy przebiegł drogę do domu Yoongiego i nie miał pojęcia, w którym momencie zaczął walić do drzwi. Znów robił to dramatycznie, desperacko i dziecinnie, ale było to ostatnią rzeczą, jaką się przejmował.

Yoongi stanął w drzwiach uśmiechnięty, jednak od razu spoważniał, widząc zapłakanego, drżącego Jimina. Znał powód jego płaczu.

— Jak mogłeś? — wykrztusił młodszy. Nie przejmował się ani swoimi rodzicami, którzy poszli za nim pod samą werandę, ani tym, jak żałośnie brzmi. Wpatrywał się w Yoongiego, oczekując wyjaśnień.

— Nie sądziłem, że się dowiesz.

A/n: żartuję, nie przedostatni, chciałam znać Waszą reakcję

115 gwiazdek i dam Wam następny w ciągu 24h+jedna osoba pisała do mnie na dm, że liczą się dla mnie tylko gwiazdki, więc wyjaśniam: potrzebuję motywacji i ciągłości, a zaraz po komentarzach ilość gwiazdek mnie motywuje najbardziej i wiem, że dają ją tylko te osoby, którym podobał się rozdział i/lub czekają na ciąg dalszy. Nikogo do niczego nie zmuszam, nawet bez gwiazdek wrzucę to w ciągu trzech dni, ale to mnie i motywuje, i Wam jest na rękę
To tyle, loveu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro