sonata
^Włączcie to do czytania, bez tego rozdział nie ma sensu.
Irytujący, donośny dzwonek wyrwał ze snu najpierw Yoongiego, a potem Jimina. Ten drugi nie przejął się tym specjalnie i kiedy tylko hałas ucichł, wrócił do snu.
Gospodarz za to nie mógł zignorować jakiegoś gościa, który usilnie próbował dostać się do środka jego domu, dlatego niechętnie zwlekł się z łóżka i ruszył w stronę drzwi. Nie przejmował się tym, jak wyglądał, bo wciąż dryfował między snem a rzeczywistością i była to ostatnia rzecz, jaką się aktualnie martwił.
Podszedł do drzwi mozolnie, szurając po drodze nogami o podłogę, i gdy tylko się pod nimi znalazł, uchylił je lekko, by ujrzeć uroczą staruszkę stojącą w progu.
- Dzień dobry, chłopcze! - wykrzyknęła nazbyt radośnie, klaskając w ręce z entuzjazmem. - Obudziłam cię? - zapytała, nagle zmieniając wyraz twarzy z radosnego w nienaturalnie zmartwiony.
- Tak, ale to nic takiego - odpowiedział blondyn, drapiąc się w niezręczny sposób po głowie w akcie zdezorientowania. - W czym mogę pomóc?
- Ja w sprawie Jimina! - wyjaśniła pospiesznie, łapiąc Yoongiego za rękę i wyciągając delikatnie na zewnątrz. - Pewnie śpi, prawda? Wiem, bo jego rodzice mówili mi, jak potrafi zmarnować całe weekendy na odsypianie nocy - westchnęła, pochylając się w jego stronę, jakby powierzała mu swój największy sekret. - Sprawił dużo problemów?
- No... nie. - Uciął szybko chłopak, spoglądając wymownie na swoją dłoń zamkniętą w uścisku babci. Najwyraźniej zrozumiała, bo od razu ją puściła i odsunęła się na niewielką odległość. - Był całkiem miły, jeżeli o to pani pyta - dodał.
- Naprawdę?! - krzyknęła zdecydowanie za głośno. - Naprawdę? - powtórzyła, tym razem szeptem.
- Tak - potwierdził Yoongi, przecierając nadal zaspany oczy. Marzył o tym, by móc wrócić na fotel i ponownie zasnąć. Nie zapowiadało się jednak, by miał się to stać tak szybko, jak by chciał.
- W takim razie chciałam zapytać, czy miałbyś, chłopcze, coś przeciwko, gdyby Jimin został u ciebie jeszcze dzisiaj. Wiem, że to może być dla uciążliwe, dlatego pytam, bo muszę razem z mężem pojechać do miasta, a nie weźmiemy go ze sobą, bo tam ma większą szansę na ucieczkę, której się - tak na marginesie - już podejmował i nie chcemy zbytnio ryzykować, a...
- Dobrze, już - sapnął chłopak z delikatnym poirytowaniem w głosie. - Nie potrzebuję aż takiego wyjaśnienia, niech zostanie - zadecydował szybko. Chciał pozbyć się tej kobiety ze swojej posesji jak najszybciej, a przystanie na złożoną propozycję wydawało mu się dobrym sposobem.
- Tak?
- Tak. Nie, nic za to nie chcę - wyprzedził szybko jej pytanie. - Odstawię go wieczorem - dodał, by po chwili zdać sobie sprawę, jak głupio musiał zabrzmieć. - Nieważne. Miłego dnia - pożegnał się ze sztucznym uśmiechem i nie czekając na odpowiedź, wrócił do domu, gdzie zamknął drzwi w pośpiechu.
Ne sądził, że rozmowa z jakąś tam staruszką może aż tak go wykończyć, choć właściwie nie stało się nic szczególnego prócz poznania jej irytującego sposobu bycia. Spojrzał jeszcze za nią przez wizjer, ale widząc pustą werandę i jej postać znikającą we wnętrzu własnego domu, odetchnął z ulgą
Ruszył z powrotem do salonu. Już miał rozłożyć się ponownie w swoim fotelu, opatulić jakimś kocem, chociaż nie odczuwał zimna, i zasnąć, kiedy zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie tego zrobić. Nie dlatego, że przeszła mu na to chęć, bo wręcz przeciwnie, ziewał coraz częściej, a jego powieki znowu stały się ciężkie. Po prostu jakaś wewnętrzna siła nakazała mu nie podchodzić do tego durnego fotela i bez zainteresowania ominąć Jimina, a zatrzymać się koło niego chociaż na moment.
To właśnie postanowił zrobić.
Młodszy, śpiąc, wyglądał jak anioł. To był pierwszy raz, kiedy Yoongi miał niepowtarzalną okazję, by mu się dokładnie przyjrzeć. Jego nieskazitelna skóra, pełne, różowe usta, urocze policzki i wąski nos tworzyły idealną kompozycję, sprawiając, że stawał się perfekcyjny.
Jego wargi były lekko rozchylone, spomiędzy nim ulatywały ciche sapnięcia i pochrapywanie, a Yoongi miał wrażenie, że jeszcze chwila, a nie da rady powstrzymać się przed porwaniem go w swoje ramiona. Nigdy wcześniej tego nie czuł, ale wystarczyła chwila hamowania się, by zrozumiał, jak irytujące jest to uczucie.
Rdzawe kosmyki Jimina sterczały na wszystkie strony, potargane mimowolnie przez sen. Musiał być naprawdę zmęczony, skoro spał od tylu godzin i nic nie wskazywało na to, żeby za moment miał się obudzić, a dochodziła już... Właśnie. Yoongi sam nie wiedział, która godzina i czy wypada się jeszcze zdrzemnąć.
Z trudem oderwał wzrok od chłopaka i spojrzał na zegar. Kilka minut wcześniej wybiła piąta nad ranem, co oznaczało, że właściwie mógłby się na chwilę położyć, ale widok młodszego, tak niewinnego i uroczego...
Nie, po prostu nie sądził, że może ot tak teraz odejść i zostawić chłopaka zdanego tylko na siebie. Zamiast tego usiadł na podłodze, opierając się plecami o ścianę i przeniósł wzrok na Jimina. Nie mógł się napatrzeć. Mimo że czuł się jak kompletny idiota, miał dziwne wrażenie, że taki widok nie mógłby mu się nigdy znudzić, choćby patrzył do końca życia.
Co poradzić na to, że jego gość stał się uroczą, urodziwą kulką od wczoraj? Nie wiedział, jak wcześniej mógł nie zauważyć jego nadzwyczajnej urody, ale teraz nadrabiał to wpatrywaniem się z dziwną ciekawością w młodszego.
Poboczny obserwator z pewnością pomyślałby, że Yoongi jest niezrównoważony, gdyby tylko zobaczył, jak ten walczy ze sobą, by nie zrobić czegoś, czego by potem długo żałował. Chciał mianowicie dotknąć Jimina, zwyczajnie poczuć jego skórę pod swoimi palcami, móc ocenić zapach perfum czy zliczyć piegi na nosie. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że zachowuje się jak bezmyślny nastolatek. Sprawdzał co chwilę godzinę na zegarze, chcąc, by czas szybciej płynął, wzdrygał się na każdy, nawet ten najmniejszy ruch ze strony wciąż śpiącego chłopaka i zagryzał jak najmocniej wargi w akcie niewyjaśnionej frustracji, która zdążyła się w nim zebrać w ciągu godziny spędzonej na żałosnej obserwacji.
Wreszcie coś w nim pękło, jakaś bariera, cienka granica została przekroczona i nie wytrzymał, gdy tylko Jimin zamruczał coś cichutko pod nosem. Czekał na to, miał wręcz nadzieję, że wreszcie wydarzy się jakaś rzecz, która by przerwała jego kilkudziesięciominutową katorgę. Poderwał się z miejca i od razu ruszył w stronę nie swojego gościa, jak mogłoby się wydawać, a ukochanego instrumentu znajdującego się po drugiej stronie pokoju. Tylko to było w stanie go w odpowiedni sposób sprowadzić na ziemię, a w ostatnim czasie było dość często używane właśnie w tym celu.
Usiadł przy pianinie i dmuchnął na nie rutynowo, by pozbyć się kurzu, który dość szybko się zbierał na czarnej obudowie. Przejechał delikatnie palcami po klawiszach, na żaden konkretny nie naciskając. Potrzebował chwili, by móc nacieszyć się tym widokiem. Wziął kilka głębszych oddechów, wypuszczając przy tym powietrze z ust z charakterystycznym świstem. Dopiero potem przewertował w pośpiechu swój zeszyt, by znaleźć odpowiednią melodię. Potrzebował ukojenia w trybie natychmiastowym.
Padło na jedną z jego ulubionych. Nie odwracał się w stronę swojego gościa i nie obchodziło go, czy tamten się obudzi. Byłoby to najlepszych wyjściem - obawiał się, że jeżeli Jimin nie wstanie, kiedy on skończy grać, to wybuchnie.
Pokochał "Sonatę księżycową"* praktycznie od razu, gdy ją poznał. Uważał, że jest przepełniona różnymi emocjami skrywanymi w środku, które trzeba odkryć, by je zrozumieć. Pamiętał, jakby to było wczoraj, dzień, kiedy przyszedł na kolejną lekcję do ojca Hoseoka, a ten wreszcie postanowił nauczyć go kolejnej melodii. Usiadł na podłodze, patrząc na swojego nauczyciela z dołu i bacznie obserwując jego poczynania. Zazwyczaj grali proste, amatorskie utwory, jednak tym razem coś się zmieniło i gdy tylko mężczyzna usiadł przy pianinie, po czym nacisnął pierwsze klawisze, Yoongi czuł, że wkracza na zupełnie inny poziom nauki. Słuchał przyjemnych dźwięków wychodzących spod palców pana Junga z zapartym tchem, bojąc się chociażby poruszyć, a co dopiero odezwać. Chciał, by ta chwila trwała wiecznie ze względu na jej powagę, spowodowaną podniosłym charakterem melodii Beethovena.
Całą godzinę spędził, siedząc pod ścianą i wsłuchując się w każdy dźwięk. Zazwyczaj notował jakieś spostrzeżenia, którymi później musiał dzielić się ze swoim nauczycielem, jednak teraz wolał tego nie robić, by żadna nuta nie została pominięta. Po skończeniu gry, nie pozostało mu nic innego, jak wstać z miejsca i zacząć bić brawo jak jakieś dziecko, którym w zasadzie fizycznie (i tylko fizycznie) był.
Po powrocie do domu zignorowa cały świat, odmówił kolacji, rzucił w kąt plecak, odpuszczając sobie naukę, i usiadł do swojego pianina. Dostał wszystkie nuty potrzebne mu do zagrania "Sonaty księżycowej" i zwyczajnie postanowił spróbować. Nie wiedział wtedy jednak, że ten utwór należy do jednego z trudniejszych, dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę, jak ciężkie zadanie przed nim stoi. Nie zamierzał rezygnować, szczególnie w momencie, gdy dźwięki klawiszy, widok zwinnych palców na odpowiednich miejscach o odpowiednim czasie i przejmująca, odbierająca zdolność oddychania melodia, pozostawały w nim żywe.
Aktualnie znajdował się w miejscu, gdzie ten utwór byłby w stanie zagrać z zamkniętymi oczami. Mimo wielu razy, w czasie których owa melodia powinna mu się dawno znudzić, nadal trzymała się na pierwszym miejscu jego ukochanych utworów. Potrzebował wielu lat, by zrozumieć emocje Beethovena podczas komponowania.
- Hyung...
Usłyszał cichy, jakby zduszony szept. Czuł się jak w transie i nie zamierzał przestawać grać, choć nigdy nie chciał pokazywać nikomu swoich umiejętności.
Jimin stanął koło pianina, bacznie obserwując starszego. Był zachwycony. Sposób, w jaki tamten układał swoje palce, jak zmieniała się mimika jego twarzy, jak mocno dociskał klawisze... Nie sądził, że tak pozornie mała rzecz jak gra na pianinie, wyuczona, może na niego wpłynąć. Im dłużej słuchał, tym ciężej było mu oddychać. Chciał jednocześnie, by ta chwila trwała wiecznie, a jednocześnie by móc zacząć bić brawo i wychwalać Yoongiego; zupełnie tak, jak kilka lat wcześniej starszy na lekcji pana Junga.
- Co myślisz? - usłyszał znajomy głos, co momentalnie sprowadziło go na ziemię. - No, Jimin?
- Co myślę? - zapytał, skupiając swój wzrok na towarzyszu. - To najpiękniej zagrana melodia, jakiej kiedykolwiek miałem okazję posłuchać - wyznał szczerze. Przyłożył w uroczy sposób dłonie do policzków, żeby ukryć delikatne rumieńce, które na nie wpływały przez zażenowanie sobą.
- Obudziłem cię?
- Tak, ale to bardzo dobrze, bo spanie jest niczym w porównaniu z twoją grą - rzucił zaczepnie rudzielec.
- Wow, dzięki - zaśmiał się Yoongi. - Chodź, nauczę cię tego grać - zaproponował, przesuwając się w jedną stronę na stołku.
- Co? Żartujesz? - zapytał młodszy, a jego oczy przybrały wielkość pieciozłotówek.
- Nie, chodź.
Zajął miejsce tuż koło blondyna. Ich uda i ramiona się ze sobą stykały, co było nieco krępujące, ale żaden nie odezwał się słowem, by to jakoś zmienić.
- Dobra, co mam robić?
- Chcesz teorię czy od razu praktykę?
- Praktykę, nie jestem dobry w zapamiętywaniu suchych faktów.
- Okej - zaczął starszy, poprawiając się na krzesełku. - Najpierw zagram ci kawałek, wytłumaczę co i jak, a potem sam spróbujesz. Pasuje ci?
Lekcja rozpoczęła się natychmiast i trwała kilka następnych godzin. Jiminowi na początku było ciężko zrozumieć niektóre rzeczy, ponieważ nigdy wcześniej nie grał, ale ostatecznie wypadł całkiem nieźle. Wiele razy pojawiały się między nimi dziwne niezręczności, między innymi wtedy, kiedy ich palce się ze sobą spotykały i się jak oparzeni od siebie odsuwali, ale ostatecznie wszystko poszło gładko.
- Jezu, hyung! Naprawdę umiem początek! - wykrzyknął Jimin w pewnym momencie, gdy bezbłędnie zagrał kawałek. Spojrzał na tamtego i już miał coś powiedzieć, ale nagle zamilkł przez jego wzrok na sobie.
Yoongi patrzył na niego w dziwny sposób, jakby próbował doszukać się czegokolwiek w jego oczach. Wyglądało to pięknie, ponieważ Jimin, który nie przerwał kontaktu wzrokowego, mógł podziwiać go z tak małej odległości.
- Hyung... - szepnął nienaturalnie, jego głos zadrżał. Stracił na moment zdolność swobodnego oddychania, kiedy blondyn spojrzał na jego usta. Trwało to ułamek sekundy, naprawdę krótką chwilę, ale wystarczyło, by zrozumiał, co się dzieje. - Hyung.
Yoongi wykrzywił usta w półuśmiechu i przymknął oczy. Nie miał pojęcia, co właściwie robi i dlaczego zachowuje się w ten sposób, ale musiał to przerwać.
- Idź już, Jimin - nakazał dosadnie. - Idź.
Młodszy zdawał sobie sprawę z tego, że nie zmieni decyzji chłopaka i po prostu musi wykonać jego polecenie. Nie ukrywał jednak, że jest zawiedziony. Bez słowa wstał z miejsca, zabrał swoje rzeczy ze stolika i po raz ostatni spojrzał na Yoongiego.
Siedział w tym samym miejscu, co wcześniej, lekko zgarbiony, z zaciśniętymi ustami i zamkniętymi oczami. Wyglądał, jakby był w rozsypce.
Jimin wyszedł.
* - Ludwig van Beethoven - Moonlight Sonata
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro