skin
[miałam dodać wieczorem, ale zmieniam zdanie]
miłego dnia ♤
Samotność Jimina wynikała z braku zainteresowania nim. Potrafił kogoś zatrzymać przy sobie na tydzień, miesiąc, ewentualnie rok, ale nic więcej. Po tym czasie już nie miał pomysłów, w jaki sposób może komuś zaimponować, skoro odkrył całego siebie, a drugiej osobie znudziło się słuchanie o tym, co robił w czasie nieobecności jego rodziców czy gdzie wydał ostatnie trzy tygodniówki. Był ciekawy, dlaczego Jackson z nim wytrzymał tyle lat. Może z powodu podobnej pozycji jego rodziców, a może z powodu zwykłej sympatii, którą go darzył. Nie wiedział i był prawie pewny, że nigdy się nie dowie.
Stał przy drzwiach wyjściowych, zakładając buty. Na zewnątrz zrobiło się już ciemno, dlatego poprosił dziadka o jakąś latarkę. Mógł to rozwiązać w zupełnie inny sposób, ale chciał zaskoczyć Yoongiego i spotkać się z nim wreszcie gdzieś indziej, niż tylko w mieszkaniu jednego z nich.
— Więc naprawdę jesteś w związku z Min Yoongim? — zapytała babcia po raz setny tego wieczoru, obracając w dłoni nóż do warzyw.
— Tak, jestem — potwierdził Jimin z uśmiechem. Czuł się dumny, mogąc nazywać swojego hyunga jego chłopakiem.
— I zamieszkasz z nim tutaj? — kontynuowała staruszka.
— Jeszcze nie wiem, za jakąś godzinę się dowiem — wymamrotał. Zawiązał sznurówki, poprawił płaszcz na sobie i spojrzał na dziadka, który podał mu latarkę.
— Od czego to zależy?
— Od moich rodziców. Hyung pisał, że już wyjechał z miasta, więc muszę się pospieszyć — dodał na odchodne. — Jeszcze raz dziękuję za wszystko, bez was niczego bym nie miał — uśmiechnął się ponownie i wyszedł na werandę, nie czekając na odpowiedź.
Owiało go ciepłe, sierpniowe powietrze. Skierował się na ścieżkę i ruszył w stronę głównej drogi, na której miał się spotkać ze swoim chłopakiem. Nie bał się ciemności, nie w takim stopniu, jak wtedy, gdy trafił na truskawkowe wzgórze. Chciał tylko zobaczyć się z Yoongim i usłyszeć od niego, jaka decyzja zapadła.
Przed wyjściem z domu wziął jeszcze na chwilę telefon, który odblokował jednym ruchem. Wystukał szybko wiadomość do Yoongiego, mówiąc, że będzie na niego czekał. Marzył, by przenieść się w czasie i móc go już teraz zobaczyć.
Maszerował w normalnym dla siebie tempie. Nie spieszył się. Wiedział, że będzie na styk.
Nie miał pojęcia dlaczego, ale w jego głowie pojawiło się wspomnienie pierwszego dnia, kiedy przyjechał do domu swoich dziadków. Nie chciał wtedy wychodzić z samochodu, robił zdjęcia ścieżki i był dla wszystkich niemiły. Pamiętał, kiedy pierwszy raz zobaczył Yoongiego, siedząc na balkonie i szukając zasięgu. Pamiętał, jak na niego upadł, gdy został wysłany po cukier. Pamiętał moment, gdy grali w "dwa kłamstwa, jedna prawda" i zaczął poznawać swojego hyunga. Pamiętał ich każdą sprzeczkę, każdą rozmowę i każdy pocałunek, jaki dzielili ze sobą. Pamiętał wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, ponieważ wtedy zaczął odkrywać siebie.
Mógłby napisać cały esej na temat tego, ile zawdzięcza Yoongiemu, a nadal nie czułby się usatysfakcjonowany. Nie było słów, które w stu procentach oddałyby to, jak jego chłopak na niego wpływał. Wiedział, że to po prostu poczucie ciepła i bezpieczeństwa, jakby wreszcie odnalazł swoje miejsce na świecie.
Gdy zobaczył koniec ścieżki, na jego twarz wpłynął uśmiech. Za chwilę miał zobaczyć Yoongiego. Cisza całkowicie wypełniała powietrze. Dookoła nie było żywej duszy. Zobaczył w oddali znany mu samochód, dlatego podszedł do niego i zajrzał do środka. Nie zobaczył tam nikogo.
Blask księżyca rzucał nikłą poświatę, co utrudniało widoczność. Droga była pusta, z obu stron otaczał ją gęsty las, co nadawało miejscu intymnej atmosfery. Jimin przyjeżdżał tędy kilka razy, ale dopiero teraz, kiedy opierał się o samochód i rozglądał na boki, zauważał wiele szczegółów, których w dzień nie dostrzegał. Nie wiedział, gdzie poszedł jego hyung, ale był prawie pewien, że za chwilę się zobaczą. Czuł, jakby to miało być spotkanie po latach, tak się stęsknił.
Niebo usiane było gwiazdami tworzącymi różne gwiazdozbiory i kształty. Próbował doszukać się tam jakiejś litery, twarzy czy przedmiotu, ale po pewnym czasie zrezygnował znudzony.
Gdyby tylko miał możliwość, wyjąłby teraz telefon i coś na nim porobił, ale zostawił komórkę w domu, bo obiecał to Yoongiemu. Nie powinien nawet o tym myśleć. Nie mógł sprawdzić godziny, przez co upływające minuty dłużyły mu się niemiłosiernie. Dopiero kiedy dostrzegł postać wynurzajacą się zza zakrętu, ożywił się. Zmrużył oczy, by zobaczyć, czy to na pewno ta osoba, której wyczekuje, idzie w jego stronę. Nie pomylił się. Chłopak w białej, galowej koszuli, nieco za szerokich jak na jego chude nogi spodniach i wypolerowanych butach zmierzał ku niemu powoli, jakby chciał przetestować jego cierpliwość. Jimin nie przejął się tym. Zdążył się przyzwyczaić do dziwnego usposobienia swojego chłopaka i je pokochać, jak kochał całą resztę. Umiał to teraz przyznać. Starszy bawił się w łobuzerski sposób krawatem, który w południe pomagał mu wiązać.
Yoongi podszedł wreszcie do niego i odwrócił się w ten sposób, by oboje doskonale widzieli swoje twarze skąpane teraz w mlecznym świetle księżyca. Starszy uśmiechnął się pod nosem, dokładnie tak, jak po ich pierwszym pocałunku i zmierzył bez skrupułów Jimina, odchylając się przy tym nieco do tyłu.
— Musisz częściej odpinać ten guzik, u góry, wiesz? — zapytał ochrypłym głosem. — Ale tylko przy mnie, żeby nikt więcej na ciebie tak nie patrzył — dodał po chwili namysłu. Uśmiechał się.
— "Tak", czyli jak? — zagadnął młodszy zaczepnie. Odepchnął się od samochodu i splótł swoje palce za sobą. Wiedział, jakiej odpowiedzi się spodziewać, ale wolał usłyszeć to z jego ust.
— O tak — Yoongi ponownie zlustrował chłopaka wzrokiem. — Widać wtedy, że jesteś mój, a jeśli ktoś inny by tak robił, mógłbyś być jego. Szczególnie wtedy, gdybyś się uśmiechał tak ładnie, jak w tym momencie — zauważył. Przeczesał z roztargnieniem swoje tlenione kosmyki i westchnął cicho. Kochał się z nin droczyć, ale dużo bardziej wolał czyny od słów.
— Dobrze, hyung — Jimin oblizał usta i podszedł do swojego chłopaka. Bez jakiegokolwiek skrępowania położył mu jedną rękę na ramię, zaś drugą powiódł do odsłoniętego obojczyka. Przejechał palcami po skórze starszego, która teraz, oświetlona światłem księżyca, wydawała się jeszcze bledsza, niż była w rzeczywistości.
— Co ty robisz?
— Nie wiem, chcę się tobą nacieszyć, póki mogę — uśmiechnął się Jimin w dziecinny sposób i podniósł głowę. Teraz ich twarze dzieliły centymetry. Próbował w ten sposób sprowadzić ich rozmowę na temat jego rodziców.
— Nie spiesz się, masz dużo czasu — przypomniał Yoongi.
— Mam?
— Masz.
— Żartujesz — młodszy przestał na chwilę kreślić wzorki na kawałku odsłoniętej klatki piersiowej. — Żartujesz — powtórzył z niedowierzaniem.
— Nie, Jimin, udało się — zaśmiał się naturalnie blondyn. — Nie wierzysz mi?
— Ciężko byłoby, skoro to są moi rodzice. Naprawdę, jeżeli kłamiesz, to ci wprowadzę...
— Nie kłamię, mogę zadzwonić za chwilę przy tobie — mruknął Yoongi. — No dobra, nie mogę, bo nas pewnie znienawidzili po tym, co im mówiłem, ale mogę się dla ciebie poświęcić.
To wystarczyło, by przekonać młodszego. Szczerzył się teraz do niego, jakby zwariował. Miał ochotę krzyczeć i płakać ze szczęścia jednocześnie, jednak żadne słowa ani widoczne na jego twarzy emocje w pełni nie opisywały tego, co czuł w środku. Zamiast robienia czegokolwiek, co by zabrało mu cenny czas, wtulił się tylko w szyję swojego chłopaka i westchnął szczęśliwy.
— To się nie dzieje naprawdę — szepnął i nim się zorientował, łzy napłynęły do jego oczu. Nie wiedział, ile tak stał w objęciach Yoongiego, ale było mu ciepło i czuł się bezpiecznie. Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie. — Co im powiedziałeś?
— Nie za wiele, bo nie chcieli mnie słuchać, ale po prostu przedstawiłem sytuację i powiedziałem, że ze mną zostajesz. Przykro mi, raczej się nie przejęli, a nawet mówili, że lepiej wyszło, bo wstyd im za kogoś syna — przyznał ze szczerością. Miał wrażenie, że Jimin topi się po jego dotykiem.
— Nie jestem smutny — powiedział młodszy, stając na palcach i delikatnie całując wargi swojego chłopaka. — Nigdy nie byłem tak szczęśliwy.
Yoongi uśmiechnął się do niego z typową dla siebie łagodnością i pozwolił na jeszcze jednego, a potem kolejnego i następnego całusa. W końcu przerwał zabawę Jimina i objął jego twarz dłońmi, by móc bez większego trudu pocałować go tak, jak chciał.
Od jakiegoś czasu narastało między nimi dziwne, nieznane im wcześniej napięcie. Nie miało to nic wspólnego z sytuacją przeprowadzki czy kłopotów z rodzicami, a dotyczyło tylko nich, nich i relacji, jaką zbudowali. Przez to, że ich związek rozwijał się tak szybko, równie szybko przestały ich satysfakcjonować długie pocałunki i godziny we własnych objęciach z muzyką w tle.
Yoongi uwielbiał Jimina, który próbował przejąć inicjatywę i stwarzał pozory dominacji, ale jeszcze większą przyjemność sprawiało mu obserwowanie, jak mięknie pod jego dotykiem i oddaje z zaufaniem, wiedząc, że czegokolwiek tamten nie zrobi, nie będzie to nic złego.
Tak działo się też tym razem, gdy przyciskał młodszego do boku samochodu i całował niechlujnie jego usta. Nie dawał mu nawet czasu na złapanie odpowiedniego rytmu, potrzebował go jak najbliżej siebie. Drobne dłonie Jimina na jego ramionach wystarczyły, by coś w nim pękło. Obaj czuli mrowienie w okolicy podbrzusza i obaj chcieli też, by ono zniknęło.
— Hyung... — wymamrotał rudzielec, gdy Yoongi ucałował jego żuchwę, a potem przeniósł się na szyję, gdzie pozostał dużo dłużej. — Jedź do domu...
Tyle wystarczyło Yoongiemu. Zamarł na moment, by po chwili spojrzeć na swojego chłopaka dla potwierdzenia, czy dobrze usłyszał. Patrzył na niego drżąco.
— Jedź do domu — powtórzył Jimin szeptem.
Yoongi, jego Yoongi. Nigdy nie widział go tak roztrzęsionego. Usiadł za kierownicą i odpalił samochód. Nie mógł się na niczym skupić.
Jimin zacisnął usta i przymknął powieki. Nie mógł nic poradzić na to, że się uśmiechał. Był szczęśliwy.
A/n: dwa do końca, powiedzcie, że też się cieszycie
loveu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro