Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

confessing

— Daleko jeszcze?

— Nie odzywaj się. Nie otwieraj oczu.

Jimin westchnął, ściskając mocniej palce Yoongiego. Szli przez las od co najmniej dwudziestu minut i starszy nadal nie zdradził kierunku czy celu ich marszu. Irytowało go to, bo nie należał do cierpliwych osób, a napięta sytuacja między nimi wszystko jeszcze bardziej pogarszała. Gdyby nie ich kontakt fizyczny w postaci splecionych rąk, zacząłby się zastanawiać, czy ma jakiekolwiek szanse na przyjęcie przez jego chłopaka przeprosin.

— Gałąź. Uważaj — poinformował Yoongi, wzdychając. — Zaraz będziemy.

Po kilku minutach pozwolił Jiminowi otworzyć oczy, sam stając obok. Znał to miejsce. Dobrze wiedział, gdzie stoją. Ze wszystkich stron okrążały ich drzewa, a oni znajdowali się w samym centrum polany.

— Truskawkowe wzgórze? — zapytał dla pewności. Yoongi pokiwał głową.

Ostatnim razem, kiedy tu byli, praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Pamiętał, że leżeli w ciszy przez kilka godzin, aż nie zrobiło się ciemno, jak teraz, i jego hyung zgodził się odprowadzić go do domu.

— Mówiłem ci, dlaczego się tak nazywa? — zapytał starszy, siadając na trawie. Jimin zrobił to samo.

— Bo wiosną rosną tu maki — szepnął drugi.

— Szkoda, że tego nie zobaczysz.

Cisza wypełniła powietrze. Było między nimi wiele niedopowiedzeń, które mogli teraz sprostować, ale Jimin nie miał pojęcia, jak zacząć ten temat. Patrzył więc na swojego chłopaka. Obserwował, jak wzdycha raz za razem, jak bawi się palcami, jak rzuca mu krótkie, jakby przypadkowe spojrzenia.

— Hyung, chcę wyjaśnić sprawę z Jacksonem — powiedział wreszcie Jimin. Nie spotkał się z żadną reakcją. — Wiem, że to wyglądało dziwnie, ale dla nas to jest normalne i nie pomyślałem, że to może być czymś złym dla ciebie.

— W porządku.

— Na pewno?

— Tak — odpowiedział Yoongi. — Nie wiem, czego się spodziewałem. Chyba tego, że się zmieniłeś i przekładasz mnie nad niego — westchnął, a jego głos nie zdradzał żadnych emocji.

— To nie tak! — krzyknął młodszy. Zaczynała irytować go nieczułość jego chłopaka. — Jesteś od niego ważniejszy, tylko...

— ...tylko jesteś w stanie mówić mi, jak za nim nie tęsknisz i jak szczęśliwy ze mną jesteś, a potem przytulać się do niego?

— Hyung, nie bądź zazdrosny — jęknął Jimin, nie odrywając od niego wzroku.

— To nie ma nic wspólnego z zazdrością, Jiminnie. To podchodzi pod hipokryzję — odparł Yoongi. — Nieważne. Niezależnie od tego, co robisz, nie zamierzam spędzać reszty mojego czasu z tobą na kłótniach, przynajmniej nie w takim stopniu.

Jimin poczuł, że oprócz kilku lat różnicy między nimi, dzieliła ich też bariera intelektualna. Był jak małe, głupie dziecko, a jego hyung posiadał już umysł dojrzałej osoby. Nie wiedział, jak się zachować. Po raz pierwszy od dawna poczuł się tak nieswojo.

— Co teraz robimy? — szepnął w końcu.

— Chodź tu — powiedział Yoongi, przeciągając go do siebie i zmuszając do położenia obok niego.

Ich palce jak zwykle splotły się ze sobą. Oczy Jimina napełniły się łzami. Nie potrafił doceniać, jakie szczęście miał, będąc w związku z kimś, kto dbał o niego mimo wszystko.

— Muszę cię o coś zapytać, zanim wyjedziesz — zaczął starszy poważnie. Wpatrywali się w niebo przybierające coraz ciemniejszych barw. — Pamiętasz, kiedy zadzwoniłeś do mnie i płakałeś? Następnego dnia o tym nie rozmawialiśmy, a chcę wiedzieć, jaki był powód.

— To chyba bez znaczenia — westchnął Jimin. Coś boleśnie obiło się o jego żebra na myśl o przejęciu jego chłopaka. Pamiętał takie rzeczy, o których sam zdążył zapomnieć. — To było żałosne, dziecinne i nie powinienem był dzwonić... Przepraszam.

— Nawet jeżeli tak sądzisz, wtedy się tym przejąłeś, a jesteś moim chłopcem, więc mam prawo wiedzieć — kontynuował monotonnym głosem starszy. — Obiecuję ci nie przerywać — dodał, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie zrezygnuje tak łatwo.

— Hyung... — jęknął błagalnie rudzielec, jednocześnie ściskając mocniej palce chłopaka i przysuwając się do niego tak, że stykali się teraz także ramionami. Nie czuł się gotowy na tego typu wyznania, ale nie miał wyjścia. — Dobrze. To dłuższa historia i potrzebuję chwili, bo nie wiem, od czego zacząć.

Zauważył skinienie głową oznaczające, że może zbierać się tak długo, jak tylko chce. Yoongiemu nigdzie się nie spieszyło. Mimo zmęczenia psychicznego i fizycznego wolał zarwać całą noc dla swojego chłopaka niż wstać następnego dnia wyspany.

— Moi rodzice — zaczął Jimin, wziąwszy uprzednio głęboki oddech — pracują w delegacji.  Od kiedy skończyłem siedem lat, wyjeżdżali na tydzień albo dwa i zostawałem sam. Było im szkoda pieniędzy na opiekunkę i ciągle mówili, że jestem wystarczająco duży, żeby się sobą zająć, więc automatycznie zacząłem się robić samodzielny. Nikt mnie nie kontrolował, mogłem mówić, że wróciłem do domu od razu po szkole, a tak naprawdę chodzić po parku, mogłem nie spać całą noc i oglądać bajki, mogłem sam decydować, na co wydam swoje tygodniówki. Cała ta samowola odpowiadała mi przez jakiś rok, może dwa. Potem widziałem, jak inne dzieciaki spędzają czas ze swoimi rodzicami, jak opowiadają, gdzie byli i co robili, a ja nie mogłem, bo czułem się jak sierota. Mówiłem im to, kazałem brać urlopy, zmienić pracę, zabierać mnie ze sobą i zawsze kończyło się tak samo: długie godziny obietnic i deklaracje zmian, a skutek ten sam. Czułem się samotny, porzucony i niechciany. Znudziła mi się pizza na mieście, nie czerpałem przyjemności z zarywania nocy, a moi koledzy przestali być zazdrośni o tę sytuację i już im nie imponowałem. Wtedy zacząłem pisać — tu Jimin zrobił krótką przerwę na zebranie myśli. Jego głos zaczynał drżeć. — Nie oglądałem bajek, a pisałem. Nieważne, czy to były opowiadania, czy piosenki, czy poematy, dzienniki czy listy, ważne, że pisałem. Na początku szło mi źle, bo nie umiałem złożyć poprawnie zdania, miałem problemy z ortografią i nie potrafiłem wyrazić jasno swoich myśli, ale z czasem się rozwinąłem. Dawałem wiersze do lokalnych gazet, niektóre pokazywałem Jacksonowi, a inne rodzicom. Byli ze mnie dumni. W końcu to się stało tradycją, że czytałem im coś w dzień ich powrotu. Naprawdę, z miesiąca na miesiąc odnajdywałem się w tym coraz lepiej, byłem szczęśliwy i nie odczuwałem aż tak samotności. Na trzynaste urodziny dostałem od babci poduszkę, w której trzymałem wszystkie dotychczasowe notatki. Nikt nie wiedział o tej kryjówce przez kilka lat. Popsułem wszystko, kiedy przejąłem się zerwaniem z jedną dziewczyną. Pojawiły się plotki o mojej odmienności, straciłem poczucie własnej wartości i przestałem wierzyć, że którakolwiek z napisanych do tej pory prac jest chociaż w połowie tak dobra, jak przeciętnego autora bloga. Skończyłem z pisaniem, a zacząłem spędzać wolny czas na telefonie i stąd wzięło się moje uzależnienie. Nie zastąpiło mi to poczucia samotności i odrzucenia. Zaczynałem kwestionować własną orientację, ale nikt nie mógł tego wiedzieć, zaczęły się też problemy z akceptacją i to wszystko, co we mnie narastało, skumulowało się w jednym momencie. Rodzice stali się dla mnie obcymi ludźmi, znajomi fałszywą odskocznią i wypełnieniem czasu, a pisanie odeszło w niepamięć. Nikt mnie nie rozumiał, nikt, lubili mnie ze względu na pieniądze i pozycję, a za moimi plecami komentowali to, jak wyglądam, co mówię i jak reaguję. Mogłem zmusić się do tego durnego pisania i teraz być kimś zamiast nudnego Jimina, ale zacząłem się tak wszystkim przejmować, że...

Nie dokończył. Nie był w stanie. Płacz uniemożliwił mu dalsze mówienie. Policzki zostały zmoczone przez łzy, a dreszcze wstrząsały jego ciałem raz za razem. Nie umiał się uspokoić na wspomnienie wszystkiego, co było dla niego najgorsze. Z całych sił próbował zacząć oddychać spokojnie, ale nie wychodziło mu.

— Jimin — usłyszał ciepły głos Yoongiego, który podniósł się do pozycji siedzącej i pociągnął go za sobą. — Jiminnie — powtórzył łagodnie. Złapał swojego chłopaka za ramiona i przyciągnął do klatki piersiowej, oplatając szczelnie jego drżące ciało.

Młodszy odebrał jego zachowanie jak pozwolenie. Dał upust swoim emocjom. Rozpłakał się na dobre, nie starając się powstrzymać spływających łez. Trwało to kilka minut. Był pewien, że jego szloch słyszeli nawet dziadkowie, ale nie miało to znaczenia, dopóki Yoongi trzymał go przy sobie.

— Byłem taki samotny — powiedział łamiącym głosem. Przytulił się do blondyna jeszcze mocniej i zaczął kołysać na boki w celu uspokojenia się. Miał problemy z oddychaniem. Łapał desperacko hausty powietrza, ale nic nie pomagało.

— Spokojnie, jestem tu — szepnął mu do ucha Yoongi. Odsunął się na chwilę, by pocałować jego czoło, a potem skroń. Jimin właśnie tego teraz potrzebował. — Wszystko w porządku, nie pozwolę cię więcej skrzywdzić — wymamrotał, spoglądając na zapłakaną twarz chłopaka.

Objął jego twarz dłońmi i starł delikatnie łzy z zaczerwienionych policzków. Bolał go widok Jimina w rozsypce i czuł, że jest w tym momencie oddać wszystko za jego szczęście.

— Nie wracam tam — powiedział rudzielec. Nadal szlochał, ale zdążył się chociaż trochę uspokoić. — Chcę być tu z tobą już zawsze.

Yoongi przymknął powieki. Ta sytuacja sprawiała mu więcej bólu, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Na zewnątrz nie było mu wolno pokazywać emocji, ale w środku wszystko się w nim kumulowało i sprawiało, że jego serce pękało.

— Nie zasłużyłeś na żadną z tych rzeczy, która cię spotkała, wiesz? — zapytał, odnotowując u Jimina dreszcze spowodowane tym, co powiedział. — Jesteś dla mnie perfekcyjny i zewnętrznie, i wewnętrznie, przysięgam. Mogę się założyć, że każda twoja praca z osobna nie powinna być nawet porównywana z innymi młodymi pisarzami, bo masz talent. Masz, prawda?

— Mam — odpowiedział chłopak po chwili wahania. — Chcesz sam się przekonać?

— Jeżeli tylko mi pozwolisz.

— Hyung — wyszeptał Jimin. — Nikt mnie nie rozumie tak, jak ty. Nie chcę do Jacksona. Wolę być tu z tobą.

Pozostali przytuleni do siebie jeszcze długi czas, aż nie zrobiło się zupełnie ciemno. Wtedy pożegnali się z polaną i wrócili przez las na ścieżkę. Ich ręce wciąż pozostawały splecione. Wiedzieli, że muszą cieszyć się każdą chwilą ze sobą i nie marnować dni na kłótnie czy nieporozumienia.

Jimin doceniał wszystko, co jego chłopak dla niego zrobił. Nikt nigdy wcześniej nie wykazał nim zainteresowania i nie chciał słuchać tego, co miał do powiedzenia. Teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Czuł, jakby zrzucił z siebie ciężar wspomnień, od których nie umiał uciec.

Każda godzina przybliżyła ich do momentu pożegnania i zdawali sobie z tego sprawę. Zostało im coraz mniej czasu razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro