Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

Czekanie na dzwonek dłuży się niemiłosiernie. Patrzę na zegar co jakąś chwilę, a wskazówka ani drgnie. Zostało pięć minut, a ja już tak bardzo chcę stąd wyjść, pójść z moimi przyjaciółkami na kawunię i zacząć weekend.

- Panno Mitford, jaka jest odpowiedź? - moje rozmyślania przerwała pani od angielskiego.

- Słucham? - byłam tak zamyślona, że nie słuchałam nawet, co się dzieje na lekcji. Nigdy mnie nie pyta, ale gdy ja akurat odlecę gdzieś w swój świat wtedy oczywiście musi mnie zapytać.

- Pytałam... - na szczęście nie mogła dokończyć, gdyż zadzwonił dzwonek, który uratował moje życie od udzielenia odpowiedzi.

W pośpiechu spakowałam swoje rzeczy do torby i wyszłam szybkim krokiem z klasy. Na korytarzu czekały już na mnie moje przyjaciółki - Laura oraz Aimee.

- To co? Idziemy? - odparła radośnie Aimee.

- Idziemy. - przytaknęłam i razem pomaszerowałyśmy przed siebie prosto do dużych drzwi, którymi wyszłyśmy na zewnątrz.

- Ale jak to? O północy? - w kawiarence opowiedziałam o incydencie, który wydarzył się o dwunastej w nocy.

- Tak, Aimee. - odparłam neutralnym tonem, bo chciałam, żeby już nie zadawała mi pytań.

- Nie przejmuj się, Mer. Następnym razem ich wykopiemy wspólnie. - Laura odparła z uśmiechem na twarzy, a mi od razu powrócił humor.

Potem zmieniła temat i teraz rozmawiałyśmy o milszych tematach taki jak kosmetyki, ubrania no i studia. Kończymy ostatnią klasę liceum i każda idzie na inny kierunek, co nie jest dla nas łatwe i wesołe. Aimee planuje wyjechać na swoje wymarzone studia lekarskie do Phoenix i pójść tam wraz ze swoją kuzynką, która tam mieszka. Laura na szczęście zostaje w LA, ale będzie daleko ode mnie. Wkroczenie w dorosły świat nie jest dla nas łatwe, ponieważ będziemy musiały się rozstać, a widywać będziemy się rzadko. Staramy się o tym nie myśleć, ale niedługo wakacje, które szybko zlecą, ale potem zaczęcie nowego etapu w swoim życiu w nowym otoczeniu.

Nawet nie zauważyłam kiedy kelner przyszedł zapytać się, co zamawiamy.

- Ja poproszę sernik z polewą toffi i do tego cappucinno. - pierwsza odezwała się Laura. Dobrze wiedziałam, co zamówi. Często przychodzimy tu, zwłaszcza w piątki i zamawiamy prawie to samo.

- A ja poproszę kawę mocchiato z gałką lodów i sernik. - jako druga zamówiła Aimee, a więc teraz przyszła kolej na mnie.

- Ja wezmę tylko kawę mocchciato. - po złożeniu zamówienia kelner z uśmiechem odszedł od naszego stolika, a my wróciłyśmy do naszej rozmowy.

Po mile spędzonym czasie z dziewczynami, rozstałyśmy się, aby pójść do swoich domów. Droga do mojego domu była długa, ale akurat lubię spacerować więc to mi nie przeszkadzało. Wreszcie gdy doszłam na miejsce i weszłam do środka z uśmiechem, odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała iść jutro do szkoły. Ściągnęłam buty i kurtkę, a torbę rzuciłam na schody. Z korytarza słyszałam, że Zandra jest w kuchni, bo właśnie z niej słyszałam muzykę. Gdy weszłam do kuchni, Zandra stała tyłem do mnie i coś gotowała.

- O! Jesteś. Dziś to się zasiedziałaś. - odparła gdy się odwróciła.

- Wiem, wiem. Rozmawiałyśmy sporo o studiach i tak jakoś zeszło. - odpowiedziałam i podeszłam do szafy, aby wyciągnąć talerze, a następnie sztućce.

- Macie jeszcze czas na to. A teraz siadaj, bo nakładam kolacje. - rozkazała, a po chwili na moim talerzu pojawiło się spaghetti, które uwielbiam.

- Noah jest w domu? - zapytałam podczas posiłku.

- Nie. Wyszedł o dziesiątej i do tej pory nie wrócił. - oznajmiła.

Noah zaczął wychodzić i stwarzać nam problemy jakieś dwa lata temu. Nie wiem czy to przez to, że dojrzewał, czy po prostu zmienił się gdy zaczął spotykać się z nowymi kolegami. Zandra jest tym zmęczona i już przymyka na to oko, dlatego że też często jej nie ma w domu. Noah ma dwadzieścia lat i może robić, co chce. Ale wkurza mnie to, że robi nam na złość, zwłaszcza mnie. Zandry raz kiedyś się posłucha, ale jak ja go o coś poproszę to nie robi tego. Jestem z nich najmłodsza i czasem potrzebuję wsparcia i pomocy, ale Noah mi tego nie udziela, a Zandry nie chcę martwić swoimi problemami, gdyż nie ma jej często w domu i nie chcę żeby martwiła się mną gdy jest w pracy. Zandra jest stewardessą i na zawołanie nie przybiegnie.

- Wiesz co, ja pojadę do marketu i zrobię wam zakupy na dwa, trzy dni. - spojrzałam na siostrę, która stała przy otwartej lodówce z karteczką.

- Znów masz lot? - zapytałam, wstając i wyrzucając resztki jedzenia.

- Tak, zmienił mi się grafik. - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - Wiem, że miałam mieć dwa dni wolnego i że miałyśmy wyskoczyć do kina, ale... - przerwałam jej w połowie zdania.

- Zandra, naprawdę to rozumiem. - uniosłam lekko swoje kąciki ust, patrząc na nią.

- Obiecuję, że jak wrócę to pojedziemy na zakupy albo do kina, ale teraz jadę do sklepu. - odparła i pobiegła się przebrać, a następnie wzięła kluczyki od auta i wyszła.

Ja natomiast włożyłam brudne naczynia do zmywarki i po chwili zalęgłam na kanapie, przykrywając się kocykiem. Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach do czasu, gdy zaciekawił mnie jakiś film.

Otwierając z ledwością oczy, miałam ochotę znów je zamknąć, ale usłyszałam jakiś hałas za sobą więc podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam w stronę kuchni.

- Zandra? - zapytałam ochrypłym głosem, ponieważ miałam tak zaspane oczy, że dobrze nie widziałam.

- Pojechała jakieś pięć minut temu. - Noah spojrzał w moją stronę i znów wrócił do tego, co robił.

Odkryłam się i wstałam, a następnie pomaszerowałam do lodówki. Strasznie chciało mi się pić i na moje szczęście siostra kupiła mi mój ulubiony sok.

- A ty już w domu? - zapytałam, przechodząc obok niego ze szklanką i sokiem w ręce.

- No, a bo co? - naskoczył na mnie jak zawsze.

- Nie, no nic. - udałam obojętną.

- O co ci znów chodzi? - oderwał się od swojej pracy, czyli od składania telefonu. Ja się dziwię, że w ogóle mu ten telefon jeszcze chodzi, skoro składa go już chyba z dwudziesty raz.

- No o nic, ale ja się zastanawiam, dlaczego ty w ogóle do niego wracasz skoro większość czasu przesiadujesz z tymi swoimi kolegami? - akurat nabrałam ochoty, aby się z nim podroczyć i chyba dopięłam swego, bo zauważyłam w jego oczach złość.

- Nie twój interes. - odparł, wychodząc z kuchni i kierując się na górę, zostawiając zepsuty telefon. Za pewnie poleciał po jakąś część do niego. Gdy chciałam pójść do łazienki, do drzwi rozległo się pukanie. Podeszłam do drewnianych, białych drzwi i chwyciłam za klamkę, a następnie otworzyłam na oścież. Widok jaki zastałam nie ucieszył mnie.

- Cześć, Mer! - odparł Erick, szczerząc się w moją stronę. - My do twojego braciszka. - dodał po chwili.

- Super, ale nie ma go. - odpowiedziałam, chcąc ich spławić.

- Mówił, że będzie w domu. - obydwaj zdziwieni gapili się na mnie. Ja się w ogóle zdziwiłam, że się na to nabrali.

- Najwidoczniej was olał więc nara. - po pożegnaniu się z nimi, zamknęłam drzwi nie zważając, że mięli coś do powiedzenia. Gdy kierowałam się na górę, Noah akurat schodził na dół.

- Kto to był? - zapytał.

- Sąsiadka. - odparłam i ominęłam go, kierując się do swojego pokoju, w którym się zamknęłam. Byłam jakoś zmęczona tym dniem i od razu wskoczyłam do łóżka i przykryłam się kołderką. Usłyszałam po chwili, że ktoś odjeżdża autem i wiedziałam, że Noah już nie ma w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro