II
Czekanie na dzwonek dłuży się niemiłosiernie. Patrzę na zegar co jakąś chwilę, a wskazówka ani drgnie. Zostało pięć minut, a ja już tak bardzo chcę stąd wyjść, pójść z moimi przyjaciółkami na kawunię i zacząć weekend.
- Panno Mitford, jaka jest odpowiedź? - moje rozmyślania przerwała pani od angielskiego.
- Słucham? - byłam tak zamyślona, że nie słuchałam nawet, co się dzieje na lekcji. Nigdy mnie nie pyta, ale gdy ja akurat odlecę gdzieś w swój świat wtedy oczywiście musi mnie zapytać.
- Pytałam... - na szczęście nie mogła dokończyć, gdyż zadzwonił dzwonek, który uratował moje życie od udzielenia odpowiedzi.
W pośpiechu spakowałam swoje rzeczy do torby i wyszłam szybkim krokiem z klasy. Na korytarzu czekały już na mnie moje przyjaciółki - Laura oraz Aimee.
- To co? Idziemy? - odparła radośnie Aimee.
- Idziemy. - przytaknęłam i razem pomaszerowałyśmy przed siebie prosto do dużych drzwi, którymi wyszłyśmy na zewnątrz.
•
- Ale jak to? O północy? - w kawiarence opowiedziałam o incydencie, który wydarzył się o dwunastej w nocy.
- Tak, Aimee. - odparłam neutralnym tonem, bo chciałam, żeby już nie zadawała mi pytań.
- Nie przejmuj się, Mer. Następnym razem ich wykopiemy wspólnie. - Laura odparła z uśmiechem na twarzy, a mi od razu powrócił humor.
Potem zmieniła temat i teraz rozmawiałyśmy o milszych tematach taki jak kosmetyki, ubrania no i studia. Kończymy ostatnią klasę liceum i każda idzie na inny kierunek, co nie jest dla nas łatwe i wesołe. Aimee planuje wyjechać na swoje wymarzone studia lekarskie do Phoenix i pójść tam wraz ze swoją kuzynką, która tam mieszka. Laura na szczęście zostaje w LA, ale będzie daleko ode mnie. Wkroczenie w dorosły świat nie jest dla nas łatwe, ponieważ będziemy musiały się rozstać, a widywać będziemy się rzadko. Staramy się o tym nie myśleć, ale niedługo wakacje, które szybko zlecą, ale potem zaczęcie nowego etapu w swoim życiu w nowym otoczeniu.
Nawet nie zauważyłam kiedy kelner przyszedł zapytać się, co zamawiamy.
- Ja poproszę sernik z polewą toffi i do tego cappucinno. - pierwsza odezwała się Laura. Dobrze wiedziałam, co zamówi. Często przychodzimy tu, zwłaszcza w piątki i zamawiamy prawie to samo.
- A ja poproszę kawę mocchiato z gałką lodów i sernik. - jako druga zamówiła Aimee, a więc teraz przyszła kolej na mnie.
- Ja wezmę tylko kawę mocchciato. - po złożeniu zamówienia kelner z uśmiechem odszedł od naszego stolika, a my wróciłyśmy do naszej rozmowy.
Po mile spędzonym czasie z dziewczynami, rozstałyśmy się, aby pójść do swoich domów. Droga do mojego domu była długa, ale akurat lubię spacerować więc to mi nie przeszkadzało. Wreszcie gdy doszłam na miejsce i weszłam do środka z uśmiechem, odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała iść jutro do szkoły. Ściągnęłam buty i kurtkę, a torbę rzuciłam na schody. Z korytarza słyszałam, że Zandra jest w kuchni, bo właśnie z niej słyszałam muzykę. Gdy weszłam do kuchni, Zandra stała tyłem do mnie i coś gotowała.
- O! Jesteś. Dziś to się zasiedziałaś. - odparła gdy się odwróciła.
- Wiem, wiem. Rozmawiałyśmy sporo o studiach i tak jakoś zeszło. - odpowiedziałam i podeszłam do szafy, aby wyciągnąć talerze, a następnie sztućce.
- Macie jeszcze czas na to. A teraz siadaj, bo nakładam kolacje. - rozkazała, a po chwili na moim talerzu pojawiło się spaghetti, które uwielbiam.
- Noah jest w domu? - zapytałam podczas posiłku.
- Nie. Wyszedł o dziesiątej i do tej pory nie wrócił. - oznajmiła.
Noah zaczął wychodzić i stwarzać nam problemy jakieś dwa lata temu. Nie wiem czy to przez to, że dojrzewał, czy po prostu zmienił się gdy zaczął spotykać się z nowymi kolegami. Zandra jest tym zmęczona i już przymyka na to oko, dlatego że też często jej nie ma w domu. Noah ma dwadzieścia lat i może robić, co chce. Ale wkurza mnie to, że robi nam na złość, zwłaszcza mnie. Zandry raz kiedyś się posłucha, ale jak ja go o coś poproszę to nie robi tego. Jestem z nich najmłodsza i czasem potrzebuję wsparcia i pomocy, ale Noah mi tego nie udziela, a Zandry nie chcę martwić swoimi problemami, gdyż nie ma jej często w domu i nie chcę żeby martwiła się mną gdy jest w pracy. Zandra jest stewardessą i na zawołanie nie przybiegnie.
- Wiesz co, ja pojadę do marketu i zrobię wam zakupy na dwa, trzy dni. - spojrzałam na siostrę, która stała przy otwartej lodówce z karteczką.
- Znów masz lot? - zapytałam, wstając i wyrzucając resztki jedzenia.
- Tak, zmienił mi się grafik. - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - Wiem, że miałam mieć dwa dni wolnego i że miałyśmy wyskoczyć do kina, ale... - przerwałam jej w połowie zdania.
- Zandra, naprawdę to rozumiem. - uniosłam lekko swoje kąciki ust, patrząc na nią.
- Obiecuję, że jak wrócę to pojedziemy na zakupy albo do kina, ale teraz jadę do sklepu. - odparła i pobiegła się przebrać, a następnie wzięła kluczyki od auta i wyszła.
Ja natomiast włożyłam brudne naczynia do zmywarki i po chwili zalęgłam na kanapie, przykrywając się kocykiem. Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach do czasu, gdy zaciekawił mnie jakiś film.
Otwierając z ledwością oczy, miałam ochotę znów je zamknąć, ale usłyszałam jakiś hałas za sobą więc podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam w stronę kuchni.
- Zandra? - zapytałam ochrypłym głosem, ponieważ miałam tak zaspane oczy, że dobrze nie widziałam.
- Pojechała jakieś pięć minut temu. - Noah spojrzał w moją stronę i znów wrócił do tego, co robił.
Odkryłam się i wstałam, a następnie pomaszerowałam do lodówki. Strasznie chciało mi się pić i na moje szczęście siostra kupiła mi mój ulubiony sok.
- A ty już w domu? - zapytałam, przechodząc obok niego ze szklanką i sokiem w ręce.
- No, a bo co? - naskoczył na mnie jak zawsze.
- Nie, no nic. - udałam obojętną.
- O co ci znów chodzi? - oderwał się od swojej pracy, czyli od składania telefonu. Ja się dziwię, że w ogóle mu ten telefon jeszcze chodzi, skoro składa go już chyba z dwudziesty raz.
- No o nic, ale ja się zastanawiam, dlaczego ty w ogóle do niego wracasz skoro większość czasu przesiadujesz z tymi swoimi kolegami? - akurat nabrałam ochoty, aby się z nim podroczyć i chyba dopięłam swego, bo zauważyłam w jego oczach złość.
- Nie twój interes. - odparł, wychodząc z kuchni i kierując się na górę, zostawiając zepsuty telefon. Za pewnie poleciał po jakąś część do niego. Gdy chciałam pójść do łazienki, do drzwi rozległo się pukanie. Podeszłam do drewnianych, białych drzwi i chwyciłam za klamkę, a następnie otworzyłam na oścież. Widok jaki zastałam nie ucieszył mnie.
- Cześć, Mer! - odparł Erick, szczerząc się w moją stronę. - My do twojego braciszka. - dodał po chwili.
- Super, ale nie ma go. - odpowiedziałam, chcąc ich spławić.
- Mówił, że będzie w domu. - obydwaj zdziwieni gapili się na mnie. Ja się w ogóle zdziwiłam, że się na to nabrali.
- Najwidoczniej was olał więc nara. - po pożegnaniu się z nimi, zamknęłam drzwi nie zważając, że mięli coś do powiedzenia. Gdy kierowałam się na górę, Noah akurat schodził na dół.
- Kto to był? - zapytał.
- Sąsiadka. - odparłam i ominęłam go, kierując się do swojego pokoju, w którym się zamknęłam. Byłam jakoś zmęczona tym dniem i od razu wskoczyłam do łóżka i przykryłam się kołderką. Usłyszałam po chwili, że ktoś odjeżdża autem i wiedziałam, że Noah już nie ma w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro