Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 14🍀

Dziś notka na początku. Chciałam tylko zapytać się, czy coś się stało? Ostatnio widzę coraz mniej komentarzy i to mnie zmartwiło,  nie wiem czy to co pisze się wam podoba, a właśnie dzięki komentarzom mogłam się upewniać, czy tak ( no i czy nie robię jakiś błędów). Dlatego też, jeżeli spodoba ci sie to co pisze czytelniku, albo zauważysz jakiś błąd, to nie bój się! Nie gryzę, za to z pewnością się uciesze i poprawię to co jest nie tak :")

A więc teraz zapraszam do czytania! ^^

~~~^^~~~

Wskoczyła przez okno do głównego pomieszczenia, w siedzibie ANBU. Ninja patrzyli się na jej prostującą po wskoku sylwetkę, zdziwieni jej przybyciem.

-Wróciłam!- oznajmiła uśmiechając się lekko.-Ale i tak porozmawiamy później... Hokage-sama potrzebuje waszej pomocy, najprawdopodobniej będziecie musieli atakować Danzou, więc niech pójdzie was więcej niż zazwyczaj.- wypowiedziała szybko i zaraz usłyszała kilka głośnych potaknięć, a następnie ujrzała postacie wyskakujące przez okno.-A co z tobą? Nie idziesz?- zagadnął brązowowłosy kładąc jej dłoń na ramieniu.
-Mam... walkę na śmierć i życie w innym wymiarze. Innym razem pójdę z wami, Yamato-sensei.- westchnęła, a mężczyzna przytaknął ruchem głowy.
-Tylko wyjdź z tego cało. W końcu jeśli chcesz iść z nami na misję, to musisz być cała, nie w kawałkach.- powiedział i sam zakładając maskę na twarz, wyskoczył z pokoju, przeskakując z dachu na dach coraz szybciej, by zdążyć dobiec do biura Hokage przed ostateczną walką.

Sama Sumire odetchnęła głęboko kilka razy i poszła się napić do dość dużej kuchni. W końcu musiała się w niej zmieścić sporej ilości harda ANBU. Wyjęła z szafki kubek, do którego nalała soku pomarańczowego i wypiła go ciurkiem. Musiała być gotowa na wszystko, po tym jak pojawi się z jedzeniem i piciem w wymiarze. Chociaż... zastanawiała się, czy nie udałoby się jej utrzymać go chociaż na chwilę w iluzji, by wstrzyknąć mu do żył substancje hamującą przepływ czakry. Bez niej i tak byłby niebezpieczny, ale byłoby jej łatwiej.

-Raz kozie śmierć! Jeżeli umrę, on także. Samotnie i najprawdopodobniej z głodu.- pocieszyła się i zrobiła kanapki. Do drugiego kubka nalała wody (do której wrzuciła tabletkę zaraz rozpuszczającą się w cieczy o zastosowaniu paraliżującym) i z tak przygotowanym posiłkiem przeniosła się do swojego wymiaru.

Od razu uniknęła Chidori, które miało trafić prosto w jej serce, a następnie szybko przesunęła tacką po gładkiej skale, z której była zrobiona podłoga. Niestety szklanka i tak się przewróciła.
Wykonała kilka kolejnych uników, aż w końcu ścisnęła w ręce strzykawkę i złapała kontakt wzrokowy z Uchihą.
Miała dosłownie chwilę na wykonanie swojego zadania, którą idealnie wykorzystała wbijając igłę prosto w jego szyję i wstrzykując w nią płyn. Kilka sekund później oberwała w brzuch kataną. Od razu odskoczyła na bezpieczną odległość, łapiąc się za ranę.
-Nie przyszłam walczyć!- krzyknęła do niego, ale ten w odpowiedzi prychnął i zaczął na nią biec. Nie pozostało jej nic innego niż ucieczka. -Słuchaj mnie zapatrzony w siebie dupku i przestań mnie gonić!- wykonała cztery klony, które w miarę skutecznie go uziemiły i sama westchnęła, stając w bezpiecznej odległości od czarnookiego.

Sasuke zgromił ją zimnym jak lód wzrokiem, ale nic nie powiedział.
-Jeśli mnie zabijesz, już nigdy stąd nie wyjdziesz. Jesteś w moim wymiarze i tylko ja mogę cię z niego wyciągnąć.- oznajmiła, a krew skapła na podłogę.
-Na pewno jest jakiś inny sposób.- prychnął i spróbował się wyrwać, ale kolejny, przed chwilą wykonany przez Uchihe, piąty klon złapał go za głowę, tak jakby zaraz miałby mu skręcić kark.
-Jesteś naprawdę głupi!- warknęła ciskając w niego gromami ze ślepi. -Nie wiem, jakim cudem Sakura może być w ciebie tak zapatrzona! Jest prawdziwą...
-Idiotką.- dokończył za nią, krzywiąc się na twarzy, która wyrażała pogardę. Uchiha w zdziwieniu uniosła jedną brew ku górze, bardziej uciskając swoją ranę na boku. -Nie może się ode mnie odczepić. Nawet jak uciekałem z Konohy chciała ze mną iść, płacząc jak bachor.- prychnął, a czarnowłosa nimowolnie parsknęła krótkim, ale za to głośnym śmiechem.
-Jest z ciebie większy dupek niż myślałam.- skwitowała. -Zjesz sam, czy mam księżulka nakarmić?- zapytała przyciągając nićmi czakry tacke z jedzeniem i piciem. Nauczył ją tego niejaki Kankuro z Wioski Piasku, ale potrafiła z tego korzystać tylko z małymi i niezbyt ciężkimi przedmiotami. Była w tym słaba i nawet sam lalkarz się z niej śmiał.
-Hn...- usłyszała, jak uznała, odpowiedź twierdzącą i z kanapką w ręku zrobiła kilka kroków do przodu, kucając w końcu przy czarnowłosym, który za nic nie chciał otworzyć swoich ust.

-No nie otruje cię! Jeśli nie zjesz to wykitujesz i co ja wtedy powiem Naruto?!- warknęła otwierając mu buzię drugą ręką i na siłę wpychając jedzenie. -A teraz gryź to i połykaj.- zarządała tonem jakby mówiła do małego dziecka podziwiając przy tym efekt... którego nie było. Sasuke wypluł kanapkę i z zaciśniętą w złości szczęką spojrzał na szesnastolatke.
-Czy ja powiedziałem, że masz mnie nakarmić? Albo chociaż, czy chce jeść?- powiedział nieprzyjemnym dla ucha tonem.
-Nie otruje cię, dupku. Masz to zjeść.- klon puścił jedną rękę Uchihy, który tylko zmarszczył brwi. -To co chciałam ci podać w jedzeniu, już ci wstrzyknęłam. Środek chamujący czakre. Tylko to.- podała mu kromkę do ręki i sama poszła po tacke z resztą, a następnie postawiła przed nim.

-Wrócę za kilka minut i przyniosę ci jakiś koc. Czasem jest tu zimno.- mruknęła i zniknęła, chociaż klony pozostały w tym samym miejscu.

-Nic nie kombinuj i jedz!- zakomendowała jedna z kopi Sumire, widząc jak czarnowłosy próbuje się wyrwać. Odpowiedziało jej tylko zdawkowe: "Hn".

~~~^^~~~
Do zoba!💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro