Chapter 14🍀
Dziś notka na początku. Chciałam tylko zapytać się, czy coś się stało? Ostatnio widzę coraz mniej komentarzy i to mnie zmartwiło, nie wiem czy to co pisze się wam podoba, a właśnie dzięki komentarzom mogłam się upewniać, czy tak ( no i czy nie robię jakiś błędów). Dlatego też, jeżeli spodoba ci sie to co pisze czytelniku, albo zauważysz jakiś błąd, to nie bój się! Nie gryzę, za to z pewnością się uciesze i poprawię to co jest nie tak :")
A więc teraz zapraszam do czytania! ^^
~~~^^~~~
Wskoczyła przez okno do głównego pomieszczenia, w siedzibie ANBU. Ninja patrzyli się na jej prostującą po wskoku sylwetkę, zdziwieni jej przybyciem.
-Wróciłam!- oznajmiła uśmiechając się lekko.-Ale i tak porozmawiamy później... Hokage-sama potrzebuje waszej pomocy, najprawdopodobniej będziecie musieli atakować Danzou, więc niech pójdzie was więcej niż zazwyczaj.- wypowiedziała szybko i zaraz usłyszała kilka głośnych potaknięć, a następnie ujrzała postacie wyskakujące przez okno.-A co z tobą? Nie idziesz?- zagadnął brązowowłosy kładąc jej dłoń na ramieniu.
-Mam... walkę na śmierć i życie w innym wymiarze. Innym razem pójdę z wami, Yamato-sensei.- westchnęła, a mężczyzna przytaknął ruchem głowy.
-Tylko wyjdź z tego cało. W końcu jeśli chcesz iść z nami na misję, to musisz być cała, nie w kawałkach.- powiedział i sam zakładając maskę na twarz, wyskoczył z pokoju, przeskakując z dachu na dach coraz szybciej, by zdążyć dobiec do biura Hokage przed ostateczną walką.
Sama Sumire odetchnęła głęboko kilka razy i poszła się napić do dość dużej kuchni. W końcu musiała się w niej zmieścić sporej ilości harda ANBU. Wyjęła z szafki kubek, do którego nalała soku pomarańczowego i wypiła go ciurkiem. Musiała być gotowa na wszystko, po tym jak pojawi się z jedzeniem i piciem w wymiarze. Chociaż... zastanawiała się, czy nie udałoby się jej utrzymać go chociaż na chwilę w iluzji, by wstrzyknąć mu do żył substancje hamującą przepływ czakry. Bez niej i tak byłby niebezpieczny, ale byłoby jej łatwiej.
-Raz kozie śmierć! Jeżeli umrę, on także. Samotnie i najprawdopodobniej z głodu.- pocieszyła się i zrobiła kanapki. Do drugiego kubka nalała wody (do której wrzuciła tabletkę zaraz rozpuszczającą się w cieczy o zastosowaniu paraliżującym) i z tak przygotowanym posiłkiem przeniosła się do swojego wymiaru.
Od razu uniknęła Chidori, które miało trafić prosto w jej serce, a następnie szybko przesunęła tacką po gładkiej skale, z której była zrobiona podłoga. Niestety szklanka i tak się przewróciła.
Wykonała kilka kolejnych uników, aż w końcu ścisnęła w ręce strzykawkę i złapała kontakt wzrokowy z Uchihą.
Miała dosłownie chwilę na wykonanie swojego zadania, którą idealnie wykorzystała wbijając igłę prosto w jego szyję i wstrzykując w nią płyn. Kilka sekund później oberwała w brzuch kataną. Od razu odskoczyła na bezpieczną odległość, łapiąc się za ranę.
-Nie przyszłam walczyć!- krzyknęła do niego, ale ten w odpowiedzi prychnął i zaczął na nią biec. Nie pozostało jej nic innego niż ucieczka. -Słuchaj mnie zapatrzony w siebie dupku i przestań mnie gonić!- wykonała cztery klony, które w miarę skutecznie go uziemiły i sama westchnęła, stając w bezpiecznej odległości od czarnookiego.
Sasuke zgromił ją zimnym jak lód wzrokiem, ale nic nie powiedział.
-Jeśli mnie zabijesz, już nigdy stąd nie wyjdziesz. Jesteś w moim wymiarze i tylko ja mogę cię z niego wyciągnąć.- oznajmiła, a krew skapła na podłogę.
-Na pewno jest jakiś inny sposób.- prychnął i spróbował się wyrwać, ale kolejny, przed chwilą wykonany przez Uchihe, piąty klon złapał go za głowę, tak jakby zaraz miałby mu skręcić kark.
-Jesteś naprawdę głupi!- warknęła ciskając w niego gromami ze ślepi. -Nie wiem, jakim cudem Sakura może być w ciebie tak zapatrzona! Jest prawdziwą...
-Idiotką.- dokończył za nią, krzywiąc się na twarzy, która wyrażała pogardę. Uchiha w zdziwieniu uniosła jedną brew ku górze, bardziej uciskając swoją ranę na boku. -Nie może się ode mnie odczepić. Nawet jak uciekałem z Konohy chciała ze mną iść, płacząc jak bachor.- prychnął, a czarnowłosa nimowolnie parsknęła krótkim, ale za to głośnym śmiechem.
-Jest z ciebie większy dupek niż myślałam.- skwitowała. -Zjesz sam, czy mam księżulka nakarmić?- zapytała przyciągając nićmi czakry tacke z jedzeniem i piciem. Nauczył ją tego niejaki Kankuro z Wioski Piasku, ale potrafiła z tego korzystać tylko z małymi i niezbyt ciężkimi przedmiotami. Była w tym słaba i nawet sam lalkarz się z niej śmiał.
-Hn...- usłyszała, jak uznała, odpowiedź twierdzącą i z kanapką w ręku zrobiła kilka kroków do przodu, kucając w końcu przy czarnowłosym, który za nic nie chciał otworzyć swoich ust.
-No nie otruje cię! Jeśli nie zjesz to wykitujesz i co ja wtedy powiem Naruto?!- warknęła otwierając mu buzię drugą ręką i na siłę wpychając jedzenie. -A teraz gryź to i połykaj.- zarządała tonem jakby mówiła do małego dziecka podziwiając przy tym efekt... którego nie było. Sasuke wypluł kanapkę i z zaciśniętą w złości szczęką spojrzał na szesnastolatke.
-Czy ja powiedziałem, że masz mnie nakarmić? Albo chociaż, czy chce jeść?- powiedział nieprzyjemnym dla ucha tonem.
-Nie otruje cię, dupku. Masz to zjeść.- klon puścił jedną rękę Uchihy, który tylko zmarszczył brwi. -To co chciałam ci podać w jedzeniu, już ci wstrzyknęłam. Środek chamujący czakre. Tylko to.- podała mu kromkę do ręki i sama poszła po tacke z resztą, a następnie postawiła przed nim.
-Wrócę za kilka minut i przyniosę ci jakiś koc. Czasem jest tu zimno.- mruknęła i zniknęła, chociaż klony pozostały w tym samym miejscu.
-Nic nie kombinuj i jedz!- zakomendowała jedna z kopi Sumire, widząc jak czarnowłosy próbuje się wyrwać. Odpowiedziało jej tylko zdawkowe: "Hn".
~~~^^~~~
Do zoba!💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro