Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXI

Minął już kolejny miesiąc odkąd wyjechali ze stolicy. Yahya bardzo tęsknił za pałacem, ale w duszy wiedział, że strasznie brakowało mu brązowookiej sułtanki, która swoim uśmiechem rozjaśniała każdy jego dzień. 

Potrząsnął głową wiedząc, że ona nie powinna zajmować teraz jego myśli. Za chwilę stoczą otwartą bitwę z wojskami Węgier i pomimo, że wojska sułtana Mustafy przeważają liczbą ludzi, to zdarzyć się może wszystko. 

Yahya wsunął swój miecz do pochwy i poprawił hełm na swojej głowie. Był już gotowy, ale czuł, że czegoś mu brakuje. Zmarszczył brwi i rozejrzał się po niewielkim namiocie, aż dostrzegł chustę z wyszytymi na niej różnymi wzorkami, która leżała na jego biurku. Wziął ją w dłonie i zaciągnął się jej zapachem, niestety po tylu dniach nie czuć już było słodkiego zapachu sułtanki Huricihan. Wsunął materiał w kieszeń swojego ubrania i wyszedł na zewnątrz. 

Jancarzy byli już dawno gotowi do walki, a widząc ich zapał Yahyi także udzielał się ten entuzjazm. Swoje kroki skierował do największego namiotu w obozie. Wszedł do środka i dostrzegł sułtana, który już także cały ubrany rozmawiał z Osmanem. 

- Wszyscy gotowi, beyu? - Władca zwrócił się do mężczyzny, który zaszczycił ich swoją obecnością. 

- Tak, panie. Możemy wyruszać. - Trzej mężczyźni posłali sobie zachęcające uśmiechy. Ta walka musi być ich, zbyt długo na to czekali i zbyt wiele poświęcili, aby było inaczej.

Zniecierpliwiona Mehves siedziała na ottomanie i bawiła się rękawem swojej sukni. Już od tygodni nie przyszedł do niej żaden list od sułtana. Tak bardzo za nim tęskniła, a on nawet nie starał się pisać do niej żadnych listów! A ona miała ochotę wysyłać mu przynajmniej pięć w jednym tygodniu, jednak nie chciała się narzucać wiedząc, że ma pewnie dużo pracy na wojnie. Co jeżeli właśnie w tym momencie z kimś walczy? A może jest ranny? 

Miliony czarnych scenariuszy przebiegło przez jej myśli, a serce zwolniło, jakby właśnie dostała wiadomość o śmierci padyszacha. Szybko potrząsnęła głową, aby pozbyć się tych wyobrażeń i zaczęła w głębi duszy modlić się do Boga o zdrowie i szczęśliwy powrót sułtana do stolicy. Powoli podniosła się i poprawiła odruchowo swoją suknię, a następnie skierowała się do drzwi.

Jej dłoń znalazła się na lekko zaokrąglonym brzuchu. To już kolejny miesiąc, a przyjście na świat jej pierwszego dziecka zbliżał się powoli. To był jedyny powód dla którego starała się nie popaść w rozpacz, przez tęsknotę za Mustafą. Jedno nienarodzone dziecko już straciła i nie chciała ponownie tak samo cierpieć. 

Gdy stanęła na środku komnaty w której zazwyczaj przebywały nałożnice, zaczęła rozglądać się za swoją przyjaciółką i służącą. Ebru zniknęła późnym popołudniem i nadal się nie zjawiła. Mehves powoli zaczynała się martwić o brunetkę. Westchnęła i odwróciła się napięcie, aby ponownie wrócić do swojej komnaty. Zaczynała być zmęczona i wolała spać, bo wtedy czas szybciej mijał, a ona nie mogła doczekać się dnia, aż jej ukochany wróci z wojny.

*

Brunetka o jasnych, niebieskich oczach z zdenerwowaniem wypisanym na twarzy okręciła się po raz kolejny w okół mężczyzny kręcąc przy tym swoimi biodrami. Miała szczerze dość tej zapłaty, którą kazał wykonywać jej Nasim aga. Nienawidziła tych spojrzeń, które posyłał jej wykastrowany mężczyzna i brzydziła się wzroku starszych osób, którzy jak wygłodniałe wilki patrzyli na nią. Kilka razy któryś z nich chciał zabrać ją do osobnego pomieszczenia na górze, ale na szczęście dziewczyny haremowy strażnik odprawiał ich jak najdalej od niej. Była mu za to wdzięczna, ale gdyby coś jej się stało, wiele osób mogło mieć przez to problemy.

- Nasim aga, mogę już wracać? - warknęła nachylając się nad jego uchem. Wykastrowany mężczyzna wywrócił oczami i dopił swoje wino, które znajdowało się w naczyniu i powoli podniósł się z drewnianego siedzenia. 

- Chodźmy - odparł sucho i założył na siebie pelerynę, a nałożnica obok niego zrobiła to samo. Szybkim krokiem opuścili tawernę i zmierzyli do pałacu. Ebru tak naprawdę nie miała pojęcia co ten taniec dał Nasimowi, ale wolała w to nie wnikać. Chciała już wrócić do pałacu i próbować wytłumaczyć się Mehves ze swojej długiej nieobecności. 

Pragnęła także ponownie ujrzeć Yasufa, który jako wierny towarzysz Bali beya często przebywał w pałacu. Ten młodzieniec, który liczył zaledwie dwadzieścia lat był naprawdę przystojny i mężny. Odkąd pierwszy raz dziewczyna zobaczyła go w ogrodzie, niemal od razu się zakochała, jednak on pragnął czegoś innego niż uczucia, którym mogli się darzyć. Chciał mieć ją za żonę, aby jej ciało było dostępne dla niego przez cały czas, a ona była tak nim zauroczona, że mogła dla niego rzucić się w ogień.

- Czy w twoich myślach krąży twarz pewnego Yasufa? - spytał sarkastycznie Nasim skręcając w kolejną uliczkę. 

- Zamknij się, aga. Niech cię to nie obchodzi i zapomnij najlepiej to co widziałeś. Zatańczyłam dla ciebie i więcej ode mnie nie dostaniesz, albo gorzko tego pożałujesz - warknęła zaciskając pięści. 

- Pamiętaj hatun, że jestem haremowym strażnikiem i jeżeli zechcę w każdej chwili mogę wydać twoją słodko-gorzką tajemnicę, a ty wtedy zostałabyś zabita i wrzucona do Bosforu, więc lepiej uważaj na swoje słowa - powiedział spokojnie co jeszcze bardziej rozzłościło dziewczynę.

- Ciekawe jaka ciebie spotkałaby kara, gdyby Isa aga dowiedział się, że zabierasz nałożnice samego sułtana do tawerny i każesz im dla siebie tańczyć, Nasim. Czy, że w ogóle odwiedzasz to brudne miejsce - prychnęła i zmrużyła oczy, aby lepiej widzieć w ciemności. 

- Isa aga sam odwiedza tawerny w każdy poniedziałek, więc myślę, że nic by mi nie zrobił - mruknął Nasim, a dziewczyna tylko wywróciła oczami i sprawnie razem z agą przemknęła się obok strażników bramy, którzy oparci o metalowe pręty, pochrapywali cicho. - Normalnie bym na nich naskarżył Bali beyowi, ale myślę, że to dla nas wygodniejsze. Bynajmniej mamy pewność, że nas nie złapią - mruknął cicho Nasim i razem z niewolnicą skierował się do bocznego wejścia do pałacu. 

*

Cihangir powolnym krokiem zmierzał do komnaty swojej matki. Ostre bóle pleców minęły i mógł ponownie zacząć normalnie chodzić. Stanął przed drzwiami i bez żadnych ceregieli wszedł do środka. Od razu zauważył, że jego matka i siostra są czymś zdenerwowane. Hurrem patrzyła tępo przez okno, a jej dłonie zaciskały się na kolanach, a Mihrimah ze zmarszczonymi gniewnie oczami spojrzała na księcia. Jej wzrok po chwili złagodniał. 

- Matko, siostro - zaczął kaleki książę i podszedł bliżej kobiet. - Coś się stało?

- Tak mój ukochany synu - odezwała się rudowłosa odrywając wzrok od okna. Poklepała miejsce obok siebie. Cihangir natychmiast usiadł i spojrzał wyczekująco na matkę. - Jedna z dziewcząt podsłuchała moją i Mihrimah rozmowę, kazałyśmy ją zamknąć w komnacie, a później jakimś sposobem zabrać z pałacu i pozbyć się jej. Niestety uciekła, a my musimy jak najszybciej ją znaleźć. 

- O czym rozmawiałyście, matko? Mam nadzieję, że nie o waszych planach - zamilkł widząc skruszone miny dwóch najważniejszych kobiet w swoim życiu. Pokręcił głową, a w jego oczach pojawiły się łzy. - Jeżeli sułtan się dowie, zabije mnie i ciebie, i Mihrimah. Zabije nas, tak jak zabił ojca i braci - zaniósł się płaczem, a Mihrimah usiadła po drugiej stronie brata i przytuliła go do siebie.

- Cihangir proszę uspokój się, nie możesz się denerwować - szeptała i pocierała delikatnie jego plecy. Nagle książę się wygiął, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. - Co ci jest Cihangir.

- Znów ma napady bólu. Straże! - krzyknęła zdenerwowana Hurrem, a gdy do środka weszło dwóch strażników podniosła się. - Wezwijcie wszystkich medyków. Szybko! - wrzasnęła nerwowo i usiadła obok syna, próbując go uspokoić. 

*

Sułtanka Fatma wraz ze swoją siostrzenicą Huricihan niemal wybiegły z powozu i szybkim krokiem skierowały się do wejścia Pałacu Łez. W środku wrzało, a wiele służących i agów biegało w tą i z powrotem w panice. Dłonie młodszej sułtanki drżały, a w jej oczach świeciły łzy. Gdy tylko przekazano jej wieść, że z księciem jest źle jak nigdy, nie przejmując się niczym wybiegła z komnat i kazała przygotować dla siebie powóz. Sułtanka Fatma postąpiła bardzo podobnie, jednak ona była bardziej opanowana. 

- Hatun! - krzyknęła starsza kobieta do jednej ze służących, która przechodziła obok nich szybkim krokiem, nawet na nich nie spoglądając. Dziewczyna natychmiast zastygła w miejscu i się odwróciła, a gdy zobaczyła przed sobą dwie sułtanki skłoniła się najniżej jak mogła. - Zaprowadź nas do komnat księcia Cihangira, natychmiast - rozkazała, a służąca tylko pokiwała głową i odwróciła się. 

Po niedługiej chwili obie sułtanki znalazły się w komnacie, w której było słychać tylko rozpaczliwe wrzaski Cihangira, który leżał skulony na łożu. Jego twarz była blada, a oczy przekrwione. W okół niego znajdowało się wiele medyków i medyczek, którzy próbowali uśmierzyć jego ból. Kilka kroków przed przybyłymi sułtankami stała zrozpaczona Hurrem, wraz z Mihrimah. 

- Hurrem - odezwała się Fatma, a rudowłosa sułtanka zastygła w miejscu i powoli odwróciła. Jej czerwone od płaczu oczy cisnęły piorunami w ciotkę sułtana. Mihrimah także się odwróciła. Jej usta były praktycznie sine, a twarz mokra od łez, kilka kosmyków włosów wydostało się z upiętego koka i teraz przykleiło się do jej twarzy. 

- Huricihan - załkała, a jej kuzynka natychmiast do niej podeszła i mocno przytuliła sułtankę Słońca i Księżyca. Obydwie zaszlochały głośno w swoje ramiona. Mimo iż Hurrem nienawidziła córki Ibrahima Paszy i Hatice, nie skomentowała tego i pozwoliła, aby tamta udzieliła jej córce trochę wsparcia.

Czarnowłosa sułtanka stanęła kawałek za Hurrem i położyła swoją dłoń na jej ramieniu. Matka Cihangira miała ochotę się wzdrygnąć, ale postanowiła się nie ruszać, a jej oczy nie opuszczały syna, który zwijał się z bólu na łożu. Gdyby tylko mogła, chciała zabrać cały jego ból na siebie, aby mógł tylko normalnie żyć. 

- Pani. - Główny medyk stanął przed rudowłosą sułtanką i spuścił głowę. - Niestety nie możemy uśmierzyć bólu, księcia, jednak jest coś co może sprawić, że nie będzie niczego czuł. Potrzebujemy twojej zgody, aby mu to podać. 

- Co to jest? - spytała sułtanka pełna nadziei, że coś w końcu pomoże jej biednemu synowi. 

- Opium, pani - mruknął cicho medyk, ale każdy w komnacie zdołał to usłyszeć. 

- Nie zgadzam się - warknęła Hurrem. Nie mogła pozwolić, aby jej syn w ogóle dotknął tego. 

- Matko. - Usłyszała zbolały głos Cihangira i natychmiast do niego podeszła, odpychając wszystkich służący po kolei, aby jak najszybciej znaleźć się obok swojego niewinnego syna. - Proszę - szepnął patrząc ze łzami w oczach na zmartwioną matkę, która jedną dłonią trzymała jego rękę, a drugą delikatnie położyła na jego policzku. Kilka łez ponownie spłynęło w dół jej policzków, a ona pokiwała delikatnie głową. 

- Dobrze możecie mu podać opium - powiedziała nie odrywając wzroku od twarzy księcia. Cihangir delikatnie się uśmiechnął i zaczął szybciej oddychać. - Szybciej! - krzyknęła odwracając głowę do medyków. Jeden z nich szybko podał medyczce flakon z ciemnobrązowym płynem, a kobieta nalała trochę jego na łyżkę i przybliżyła do ust księcia. Cihangir szybko łyknął lek i zacisnął swoje palce na kołdrze. 

Po kilku minutach oczy księcia się zamknęły, a Hurrem szybko przyłożyła lusterko pod nos swoje syna. Odetchnęła z ulgą gdy lekko zaparowało i pociągnęła nosem. Odwróciła się w stronę swojej córki i podniosła się. Niestety przez wyczerpania lekko się zachwiała, ale po chwili poczuła, że może się na kimś podeprzeć. Mihrimah trzymała mocno jej rękę i nie pozwoliła na upadek. Poprowadziła na ottoman, który znajdował się w komnacie i razem na nim zasiadły. 

Huricihan siedziała na łożu i trzymała delikatnie dłoń księcia, a Fatma stała zaraz za nią i patrzyła smutnym wzrokiem na swojego bratanka. Hurrem pokręciła głową i pozwoliła, aby jej jedyna córka ułożyła głowę na jej kolanach. 

- Matko ja nie przeżyję jeżeli Cihangirowi coś się stanie - wyszeptała sułtanka i otarła sobie mokry policzek, który po chwili był ponownie mokry. 

- Ja nawet nie mam zamiaru żyć, jeżeli mój syn nas opuści, córeczko - mruknęła Hurrem i głaskała uspokajająco Mihrimah po głowie. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro