Rozdział XIX
Przełknęła ślinę i powoli odwróciła głowę do tyłu. Dwie przerażone kobiety patrzyły na nią. Wiedziała, że powinna zacząć uciekać, ale jej nogi zesztywniały i gdyby zrobiła nimi jakikolwiek ruch prawdopodobnie jej twarz spotkałaby się z ziemią. Nagle starsza z nich otworzyła usta, a Anastasia już wiedziała co się za chwilę stanie.
- Straże! - krzyknęła, a blondynka wykrzywiła twarz w grymasie. Nagle odzyskała czucie w kończynach i rzuciła się do biegu. - Pojmać ją!
Dziewczyna biegła tak szybko jak nigdy w życiu. Nawet wtedy jak ścigała się z Osmanem w wyścigu, kto pierwszy dobiegnie do jeziorka. Zgrabnie podskakiwała omijając wystające korzenie drzew czy większe gałęzie, które złamały się i w tej chwili jak gdyby nic leżały na ziemi. Anastasia modliła się tylko, aby nie potknąć się o któreś z nich. Słyszała nawołujących ją strażników, którzy biegli co najmniej kilka metrów od niej. Skręciła nagle pomiędzy gęstsze drzewa, mając nadzieję, że ich zgubi. No i bez powodu nie mówi się, że nadzieja matką głupich.
Poskoczyła chcąc ominąć kolejną złamaną gałąź, jednak tym razem nie miała takiego szczęścia. Końce jej sukni zaczepiły się o nią, a ona runęła jak kłoda na ziemię. Jęknęła czując, że zdarła sobie twarz, łokcie i kolana. Po niedługiej chwili poczuła mocny uścisk na swoich przedramionach i nagle stała prosto. Dwóch mężczyzn trzymało ją mocno, a ona nie miała żadnych szans żeby się im wyrwać, ale to nie znaczy, że nie próbowała. Szarpała się i krzyczała, ale na nic się to zdało i wkrótce została zaprowadzona przed sułtankę Hurrem i jej córkę, które widząc, że została złapana odetchnęły z ulgą.
- Jak śmiesz podsłuchiwać rozmowę sułtanek! - warknęła młodsza kobieta obrzucając ją lodowatym spojrzeniem. Anastasia bała się nawet mrugnąć, a tym bardziej odpowiedzieć, dlatego stała cicho.
- Uspokój się Mihrimah - powiedziała rudowłosa, ale ona sama nie była ostoją spokoju. Spojrzała na strażników. - Zaprowadźcie ją do jakiejś komnaty i zamknijcie. Później sama się nią zajmę.
Dwóch mężczyzn tylko skinęło głową i zaciągnęli blondynkę do środka pałacu. Wepchnęli ją do komnaty w której spała. W środku znajdowało się pojedyncze łóżko, niewielki drewniany stolik i dwie poduchy. Był mały, ale dziewczyna wiele nie potrzebowała. Wściekła usiadła na łóżku nie mając pojęcia co robić. Bała się, że przez swoją głupotę może umrzeć, a Osman już całkowicie o niej zapomni. A może pogrąży się w rozpaczy po stracie swojej przyjaciółki, nawet się z nią nie pożegnawszy? Ze łzami w oczach przykryła się kołdrą i starała się zasnąć, aby nie myśleć jakim sposobem odejdzie na tamten świat.
*
Mehves ustawiła się między Nurbanu, a jakąś nałożnicą sułtana, którą nie za bardzo kojarzyła. Oczywiście nie pasowało jej to, że musi stać obok tej żmii, ale siły wyższe jej kazały. Na rękach sułtanki znalazł się mały chłopiec, który patrzył na faworytę sułtana swoimi dużymi, orzechowymi oczami.
Na przeciw niej stała Fidan hatun, a obok niej Isa aga, który był widocznie podekscytowany. Wszystko odbyło się według jego planu. Podłogi lśniły czystością, zasłony wyprane pachniały, no i nigdzie nie można było znaleźć chociaż odrobinki kurzu. Jednym słowem, było czysto jak nigdy. Nawet Mehves była zachwycona obecnym stanem haremu.
- Destur! Fatma Sultan hazletleri! - Rozległ się głośny krzyk strażnika. Wszyscy razem skłonili się i opuścili głowy, ale każda z kobiet kątem oka zerkała na nowo przybyłą sułtankę.
Mehves prawie upadła widząc urodę, ciotki sułtana. Miała przepiękne, ciemne włosy zarzucone na lewe ramie. Na głowie lśniła cudowna korona, a wspaniała, turkusowa suknia idealnie opinała jej ciało. Zmierzyła każdego surowym spojrzeniem, które przez chwilę przeraziło brunetkę, ale po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podniosła dłoń i wszystkie kobiety się wyprostowały.
- Mahidevran - zwróciła się do Valide sułtan, która była zadowolona z wizyty sułtanki w pałacu. - Cieszę się, że znów mogę cię widzieć - powiedziała i obie kobiety delikatnie się przytuliły. - A ty zapewne jesteś Nurbanu. - Spojrzała na ciemnowłosą sułtankę, która posłała jej uśmiech. - To Murad? Jaki uroczy. - Wzięła w swoje ramiona najmłodszego syna sułtana Mustafy i uśmiechnęła się do niego. - Cieszę się, że mój bratanek ma taką piękną ukochaną - powiedziała zerkając na chwilę na Nurbanu. Mehves poczuła się urażona, ponieważ to ona była ukochaną sułtana. To ona pomogła mu pozbierać się po śmierci Hande, to ona go kochała, a on kochał ją.
- Wybacz, pani - odezwała się i podniosła głowę, spoglądając w oczy Fatmy. - To ja jestem ukochaną sułtana, Nurbanu była z nim tylko jednej nocy - powiedziała pewna siebie, a sułtanka spojrzała na nią spod uniesionych brwi. Oddała dziecko matce i stanęła naprzeciwko Mehves.
- Ah tak? - Na jej twarzy było widać rozbawienie, co jeszcze bardziej zdenerwowało brunetkę. - Z tego co widzę to Nurbanu trzyma w swoich ramionach, swoje własne dziecko, a nie ty. Nawet nie jesteś w ciąży, więc dlaczego sądzisz, że to ona była z padyszachem tylko jednej nocy, a nie ty? - Mehves się zająknęła, ale nie potrafiła nic odpowiedzieć. Opuściła głowę czując wstyd, że w ogóle się odezwała, nawet jeżeli jej słowa były prawdą. - Każda faworyta sułtana uważa się za tą jedyną, ale prawda jest taka, że do matka jego dziecka jest ważniejsza - odparła głośno i odwróciła się. - I następnym razem nie odzywaj się nie pytana, Mehves hatun, bo przyjmę to jako brak szacunku do mojej osoby. - I odeszła wraz z Mahidevran i Nurbanu, zostawiając oniemiałą dziewczynę. Skąd znała jej imię? Może jednak słyszała o niej i wiedziała, że jej słowa są prawdą.
- Nie radzę ci się odzywać do sułtanki Fatmy w ten sposób, hatun. - Przy niej pojawił się Isa aga ciągnąc ją za łokieć, jak to miał w zwyczaju. - To nie jest kobieta z którą chciałabyś zadzierać. Następnym razem trzymaj język za zębami, bo to się dla ciebie źle skończy.
*
Sułtanka Fatma usiadła obok Valide Sułtan na ottomanie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Doskonale pamiętała czasy, jak to jej matka tutaj przebywała. Była piękną i mądrą kobietą, ale nigdy nie rozumiała swojej córki.
Fatma uwielbiała zabawę, nienawidziła za długo przebywać w jednym miejscu. Dlatego tak szybko uciekła z tego pałacu, nie pragnęła w nim zostać prawie na zawsze tak jak Hatice. Chciała zwiedzić świat, poznać wiele nowych ludzi, zasmakować innej kultury. Bawiła się w swoim nowym domu i nie przejmowała konsekwencjami, była młoda i taka nieodpowiedzialna.
Później jednak jej siostra Hatice zmarła, a jej dwójkę dzieci Huricihan i Osmana oddano w jej ręce. Wiedziała, że nie nadaje się na opiekunkę, oni byli jeszcze mali, a ona nie powinna się nimi zajmować. Sułtanka Beyhan ją uratowała od tego obowiązku i po dwóch latach przygarnęła bliźniaków do siebie, a oni wychowali się razem z Neslihan.
- Dziwnie tak wrócić po latach, prawda pani? - odezwała się Mahidevran, a Fatma wyrwała się z zamyśleń i spojrzała na matkę sułtana.
- Tak masz rację, Mahidevran - mruknęła, ale po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Mam nadzieję, że wyprawisz zabawę z okazji mojego przyjazdu? Wiesz jak je uwielbiam.
- Oczywiście, Fidan i Isa aga wszystkim się już zajmują - odpowiedziała sułtanka, a uśmiech udzielił się także jej.
Usłyszały pukanie do drzwi, a w chwili gdy Mahidevran zezwoliła na wejście w środku pojawiła się młoda brunetka. Fatma myślała, że jej serce pęknie gdy zobaczyła jak bardzo podobna jest do swojej matki. Obie miały długie, ciemne, falowane włosy i czekoladowe oczy. Huricihan także wyglądała na taką kruchą i delikatną jak Hatice.
Sułtanka natychmiast podeszła do swojej siostrzenicy i zamknęła ją w szczelnym uścisku. Minęło już kilka lat odkąd ostatni raz się widziały.
- Huricihan moja piękna, ulubiona siostrzenico - westchnęła Fatma i delikatnie się odsunęła, jednak jej dłonie nadal spoczywały na ramionach dziewczyny. - Mam dla ciebie prezent, moja droga. Mahidevran zobaczymy się wieczorem na zabawie, pozwolisz?
- Oczywiście, sułtanko. - Valide sułtan pożegnała je uśmiechem, a one obie opuściły jej komnatę.
W ciszy przemierzały korytarze pałacu, aż dotarły do komnaty, którą przygotowano dla ciotki sułtana Mustafy. Weszły do środka, a Huricihan z delikatnymi rumieńcami przyglądała się starszej od siebie kobiecie, która podeszła do kufra i wyciągnęła z niej owinięte coś w jedwab.
Podeszła do biurka i rozpakowała pakunek, a następnie wyjęła z futerału jego zawartość i odwróciła się do swojej siostrzenicy, która oniemiała patrzyła na instrument w dłoniach Fatmy. Starsza sułtanka podała jej go i usiadła na łóżku, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Wiesz co to jest? - spytała, a Huricihan odwróciła się do niej i spojrzała na nią takim wzrokiem, jakby Fatma sobie z niej kpiła.
- Skrzypce - mruknęła szybko i przejechała dłonią po drewnianej ich powierzchni. Sułtanka parsknęła i w rozbawieniu pokiwała głową.
- A dokładniej, moja droga, skrzypce twojego ojca. Twoja matka pragnęła abym gdy dorośniesz, przekazała ci je. Więc oto one. Wiem, że kochasz grę na tym instrumencie, udzieliło ci się to po rodzicach. - Huricihan przełknęła ślinę, a w jej oczach pojawiły się łzy. Fatma zacisnęła wargi i podeszła do swojej siostrzenicy. Objęła ją opiekuńczo ramieniem, było jej okropnie przykro z przedwczesnej śmierci swojej siostry. Nie powinna ona popełniać samobójstwa i zostawiać dwójkę dzieci na tym świecie, ale stało się jak stało i nikt nie mógł nic na to poradzić.
- Dziękuję - wyszeptała Huricihan i pociągnęła nosem, a następnie spojrzała na swoją ciotkę z uśmiechem. - Mogę? Mogę zagrać?
- Oczywiście, raczej do tego służą - odparła rozbawiona Fatma i ponownie zasiadła na łożu, a brunetka stanęła przed nią.
Po chwili w całej komnacie rozległ się dźwięk skrzypiec, a starsza sułtanka z przymkniętymi powiekami kołysała się na boki. Zdecydowanie ta dziewczyna ma talent, który powinna rozwijać.
***
Mustafa siedział na swoim tronie w wielkim namiocie. Za jego plecami stało dwóch strażników, a on sam zastanawiał się jaki krok podjąć. Obok niego znajdował się wyprostowany Osman i z góry przypatrywał mapie. Wszyscy byli wykończeni, ponieważ tego dnia w końcu skończyli rozstawiać namioty na planowanym miejscu i mogli się w końcu zająć wszystkimi innymi sprawami.
Yahya czekał przed namiotem na posła, który powinien się zjawić lada chwila z wieściami od Ali paszy, który wyjechał razem z Bahirem pasza i Muradem paszą na podbój Braszowa. Ta twierdza nie była silna tak jak Belgrad czy Mohacz, więc powinni sobie łatwo z nią poradzić. Dwie wspomniane twierdze czekają na Mustafę i jego wojsko, aż sułtan je przejmie. Planują atak za trzy dni, aby wojsko zebrało pełnię sił po wędrowce i jak najszybciej mogło je przejąć.
W końcu Yahya bey zjawił się w namiocie, a za nim kroczył osmański poseł z szkatułką w dłoniach. Padyszach wyprostował się i z zaciekawieniem przyglądał mężczyznom. Obydwaj skłonili się przed nim, a wierny przyjaciel władcy wskazał dłonią na drugiego mężczyznę.
- Przybył poseł od Ali paszy, panie - oznajmił, ale Mustafa już wiedział. Gestem ręki przywołał wspomnianego człowieka, który nisko się przed nim uchylił i otworzył szkatułkę.
- Ali pasza przesyła pozdrowienia i z radością oznajmia, że twierdza Braszów została przez nas przejęta. Oto klucz do niej. - Sułtan zerknął na złoty przedmiot i uśmiechnął się.
- Przekaż Ali paszy, że zrobię wszystko czego zapragnie - powiedział zadowolony i ruchem dłoni odprawił posła, który zostawił klucz w rękach Osmana.
- Inshallah, niedługo przyjdą wieści od Bahira i Murada paszy z oznajmieniem, że twierdze Sabin i Arad także są twoje, panie - odparł Yahya, a władca pokiwał w jego stronę głową. Wziął głęboki oddech, a jego wzrok znów powędrował na mapę.
Ta wojna jak na razie zaczyna się dobrze, jednak to nie będzie będzie trwało wiecznie. Wie, że w końcu coś się nie powiedzie, ale on jest na to całym sobą przygotowany. Jest gotów na porażkę, nie ważne jak wielka ona może być.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro