Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII

Mustafa pobiegł w stronę stajni, co bardzo zdziwiło Mehves jednak po chwili zrozumiała, że na koniach na pewno dogonią Elif. Sułtan wskoczył na swoje czarne zwierzę, a Mehves wzięła pierwszego lepszego. Szybko popędzili w kierunku bramy, gdzie od razu strażnicy im otworzyli przejście. Za władcą i jego faworytą, także na koniach pędzili jego dobrze wyszkoleni strażnicy, w czerwonych strojach. Po drodze nie spotkali ani Elif, ani małych sułtanek. Zatrzymali się w porcie. Mehves stała obok sułtana, a dwaj żołnierze, którzy im towarzyszyli pilnowali, aby gdy się dziewczyna pojawi, nie mogła nigdzie już uciec.

Nagle jakby znikąd wyskoczyła Elif, która trzymając dłonie swoich córek rozglądała się za siebie. Nie zauważyła sułtana, który do tej pory nie wierzył słowom swojej faworyty. Kobieta powoli odwróciła się i spojrzała na stojącego kilkanaście kroków przed nią padyszacha. Z jej ust wydobył się dźwięk przerażenia. Wzrok Mustafy był wściekły, a jego szczęka mocno zaciśnięta.

- Brać ją - warknął. Kobieta cofnęła się i chciała zacząć uciekać, niestety strażnicy sułtana byli szybsi. Pojmali ciemnowłosą i trzymając jej ramiona, siłą zmusili do klęknięcia. Padyszach podszedł do swojej faworyty i zamachnął się, jednak jego otwarta dłoń nie dotknęła jej policzka. Złapał ją mocno za szyję. - To ostatni raz gdy widzisz swoje córki, Elif. Nie zostaniesz w stolicy, a to co zrobiłaś jest nie do pomyślenia. Jakim prawem chciałaś porwać sułtanki, w których żyłach płynie krew dynastii osmanów? - krzyknął, a Mehves aż się poruszyła nieznacznie, nie chciałaby być na miejscu kobiety. Jednak Elif nawet nie drgnęła, tylko wyzywająco patrzyła w oczy sułtana.

- Zapomniałeś o mnie, panie - wycharkała, ponieważ Mustafa nadal nie puścił jej szyi. - Wyrzuciłeś w kąt niczym zepsutą i starą zabawkę. Nawet nie wiesz jak się czułam, jak się czuję. Nie chciałam już żyć w tym pałacu i cierpieć nadal. Planowałam wyjechać do mojego rodzinnego kraju i tam zacząć nowe życie.

- Mogłaś uciekać, jednak bez moich córek. Teraz jednak wyjedziesz. Zamieszkasz w Bursie jak najdalej od Aysun i Nergissah. Dopiero wtedy poczujesz się zapomniana. - Odepchnął od siebie kobietę, która robiła się już sina na twarzy. Słyszał jej kaszel i mocne łapanie oddechu. Spojrzał na swoje córki, które przerażone patrzyły na swoją matkę mocno się przytulając.

- Mamusiu! - krzyknęły obie i podbiegły do Elif, która dłońmi podpierała się o ziemię. Słysząc głosy swoich córek podniosła się i mocno je do siebie przytuliła. - Nie zostawiaj nas - powiedziała cicho Aysun. Jej głos brzmiał tak jakby miała się zaraz rozpłakać. Elif odsunęła się od nich i położyła swoje dłonie na ich policzkach.

- Zostawię was na jakiś czas, ale obiecuję, że jeszcze się zobaczymy. Musicie o mnie pamiętać, moje piękne sułtanki. - Zdjęła ze swoich dwóch palców pierścienie. Jeden z nich był okrągły, a na środku była biała perła otoczona malutkimi cyrkoniami, włożyła go w małe dłonie Aysun. Drugi zaś był bardziej owalny, na na jego środku widniał niewielki rubin, wokół niego cyrkonie układały się w literkę 'S', która w swoich zaokrągleniach miała malutkie rubiny i to także zostało otoczone cyrkoniami. Ten pierścień dała Nergissah, która przypatrzyła mu się zauroczona. - Gdy dorośniecie, chciałabym abyście je nosiły i żebyście dzięki nim o mnie nie zapomniały. Kocham was moje słoneczka. - Ucałowała delikatne czoła małych sułtanek.

- Zabrać ją do pałacu i zamknąć w jej komnacie. Jutro z samego rana wyjedzie do Bursy - rozkazał sułtan i spojrzał na swoje córki, które nawoływały Elif. Mehves kucnęła przy nich i obie je przytuliła do siebie.

***

Następnego dnia Elif razem z jej służącą Beren wsadzono do powozu i wywieziono do Bursy. Mehves przyglądała się wsiadającej kobiecie z balkonu sułtana. Ze zwycięskim uśmiechem na twarzy patrzyła na odjeżdżającą matkę Aysun i Nergissah.

Gdy konie z powozem zniknęły jej z oczu wróciła do komnaty sułtana, który siedział na swoim łożu. Dłońmi zakrywał swoją twarz i oddychał głęboko.

- Mustafa? - szepnęła cicho i chciała podejść bliżej, ale gdy padyszach podniósł głowę i dostrzegła jego wściekłe spojrzenie, cofnęła się. - Jesteś na mnie zły?

- A mam nie być? Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś, że Elif chce porwać moje córki? - ryknął, jednak to nie zrobiło na Mehves wrażenia. Nadal stała opanowana przed nim i złączyła swoje dłonie razem. - Mogło jej się udać, a ja już nigdy nie zobaczyłbym sułtanek na oczy!

- Uwierzyłbyś mi? - spytała spokojnie co jeszcze bardziej rozzłościło mężczyznę. Podniósł się i zacisnął swoje dłonie w pięści. - Gdybym przyszła do ciebie i powiedziała, że Elif chce wywieźć sułtankę Aysun i sułtankę Nergissah z Imperium, co byś zrobił? Wygnał ją? Wątpię.

- Nie wiesz co bym zrobił - warknął i zmrużył na dziewczynę oczy. Jej spokój był denerwujący i wolał aby i ona uniosła głos.

- Oczywiście, że wiem. Pewnie porozmawiałbyś z nią, a ona by wszystkiemu zaprzeczyła. Powiedziałaby, że to wszystko intryga, a ty uwierzyłbyś jej. Może później bardziej byś ją podejrzewał, ale jednak nie wysłałbyś ją do Bursy, a ona by potajemnie wywiozła twoje córki. Wtedy mogłabym o tym nie wiedzieć i jakbyś zrobił? - Mustafa rozluźnił swoje dłonie, a jego spojrzenie się uspokoiło. Zaczął także oddychać normalnie. Wiedział, że Mehves ma rację, ponieważ gdyby nie zobaczył to by nie uwierzył, że Elif jest do czegoś takiego zdolna. Z powrotem usiadł na łóżku i opuścił głowę.

- Po prostu myśl, że już więcej nie zobaczyłbym moim małych sułtanek jest nie do zniesienia. Przepraszam Mevhes masz rację i zrobiłaś dużo. Gdyby nie ty, to nie wiem co by było - westchnął, a jego faworyta usiadła obok niego i opiekuńczo potarła go po plecach.

- Najważniejsze, że sułtanki są już bezpieczne - szepnęła i położyła głowę na jego ramieniu.

*

Mahidevran przyglądała się swoim wnuczkom, które spały na jej wielkim łożu. Przez całą noc nie zmrużyły oka, ponieważ kazały zaprowadzić się do mamy. Aysun cały czas płakała i nijak było ją uspokoić. Valide sułtan wiedziała, że trudno będzie przyzwyczaić dziewczynki do życia bez ich matki.

- Jak ona śmiała w ogóle pomyśleć o porwaniu córek samego sułtana, Fidan? - szepnęła wściekła Mahidevran zwracając się do swojej wiernej służącej, która tylko pokręciła głową w niedowierzaniu.

- Dostała za swoje, pani. Teraz już nie zobaczy sułtanek na oczy i będzie żyła na wygnaniu, daleko od seraju - powiedziała równie cicho zarządczyni haremu także przyglądając się małym, niewinnym istotkom.

Valide sułtan patrzyła się na złączone w uścisku dłonie swoich wnuczek. Wyglądały jak małe aniołki i aż się prosiło aby je wyściskać. Nie wyobrażała sobie, aby zabrakło ich w jej życiu. Kochała je nad życie i nie mogła pozwolić by stała się im jakakolwiek krzywda.

*

Osman wjechał na teren Pałacu Łez. Zsiadł ze swojego konia i podał jego lejce stajennemu. Wszedł do środka i zaczął szukać kalf. Nagle zobaczył starszą kobietę, a obok niej kroczącą blondynkę, której głowa było opuszczona w dół. Sułtanzade podszedł do nich i kiwnął głową do kalfy.

- Witaj, Nastia - przywitał się, a dziewczyna natychmiast podniosła twarzy i spojrzała w oczy młodzieńcowi. Chłopak natychmiast dostrzegł zaczerwieniony policzek Anastasi. - Co ci się stało?

- Była nie posłuszna - odpowiedziała za nią kalfa patrząc surowo na blondynkę. Kuzyn sułtana zmarszczył gniewnie brwi.

- To nie prawda! - krzyknęła, a gdy kalfa obok niej ponownie podniosła dłoń, ta odskoczyła i schowała się za swoim wybawcą, który nie tak dawno uratował ją z rąk tatarów.

- Jak śmiesz kłamać, głupia dziewucho - warknęła kobieta, a jej nozdrza powiększyły się gdy zacisnęła pięści na materiale swojej sukni.

- Jakim prawem uderzyłaś tą dziewczynę, kalfo? - spytał zdenerwowany Osman nie odrywając wzroku od starszej kobiety, stojącej przed nim.

- Jak mówiłam, była nie posłuszna i-

- Nie obchodzi mnie to - ryknął, a obie dziewczyny skuliły się aż w sobie. - Jeżeli jeszcze raz podniesiesz na nią rękę to obiecuję, że twoja głowa wyląduje w Bosforze. Chodź Nastia - powiedział odwracając się i wyszedł na zewnątrz.

- Zabierasz mnie stąd, Osmanie? - spytała Anastasia krocząc obok chłopaka.

- Gdybym mógł to wziąłbym cię ze sobą, ale wtedy wylądowałabyś w haremie, a tam byś nie przeżyła. Biorę cię na przejażdżkę, mam nadzieję, że umiesz jeździć na koniu. - Spojrzał na dziewczynę, a ona pokręciła głową. - No cóż to czas się nauczyć, nie uważasz?

Weszli do stajni, a on kazał dziewczynie wybrać sobie konia. Anastasia powoli oglądała konie, aż wybrała czarną klacz, która zarżała radośnie gdy dziewczyna pogłaskała ją po łbie. Osman podał blondynce siodło, a jej kolana aż się ugięły od ciężaru.

- I co mam niby z tym zrobić? - spytała patrząc na młodzieńca jakby miał trzy głowy. Chłopak zachichotał i założył koniowi ogłowie.

- A jak myślisz, co się robi z siodłem? Zaczep na koniu - powiedział i przyglądał się pracy dziewczyny. Powstrzymywał się od śmiechu, gdy dziewczyna założyła je tył na przód. Osman poprawił i kazał zapiąć pasy.

- Myślę, że skończyłam - odparła dumna z siebie. Chłopak popchnął siodło jednym palcem, a ono po chwili znalazło się na ziemi. Usłyszał fuknięcie dziewczyny i sam poprawnie założył je na konia.

- Też tak myślę. - Wziął lejce swojego konia i czarnej klaczy, a następnie wyprowadził ze stajni. - Wsiądź na niego - powiedział, ale gdy blondynka nieudolnie próbowała się wspiąć na zwierzę, Osman złapał ją w pasie i zwinnie posadził na koniu.

Podał jej lejce, a ona trzymała je mocno w dłoniach, aż pobielały jej knykcie. Zaczął powoli prowadzić ją w kółku, aby Anastasia oswoiła się trochę i przestała tak trząść. Gdy po kilkunastu minutach była już rozluźniona, dosiadł swojego konia i trzymając wodze od klaczy dziewczyny powoli ruszył w stronę lasu.

W ciszy jechali przez las, a z twarzy blondynki nie znikał uśmiech. Po dość długiej wędrówce zatrzymali się na polanie. Osman zeskoczył ze swojego konia i pomógł dziewczynie stanąć na ziemi. Usiedli wśród kwiatów, a Anastasia zaczęła zrywać kolorowe rośliny.

- Nie chcę tam mieszkać, Osmanie - powiedziała zła, marszcząc swoje czoło. - Proszę, pomóż mi wrócić do rodziny.

- To nie możliwe, Nastia - mruknął po chwili zamyślenia. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i zacisnęła swoje usta.

- Nie chcę tu żyć! - krzyknęła, a wiele ptaków będących w pobliżu, odleciało głośno trzepocąc skrzydłami. Osman westchnął ciężko i zaczął bawić się źdźbłami trawi. Wiedział, że będzie miał ciężko z tą dziewczyną.

***

W chwili gdy sułtan wraz ze swoją matką i dziećmi był w ogrodzie, Mehves postanowiła przejść się do Yachyi beya

W chwili gdy sułtan wraz ze swoją matką i dziećmi był w ogrodzie, Mehves postanowiła przejść się do Yachyi beya. Szła Złotą Drogą, a stukot jej pantofelków obijał się ściany pałacu. Stanęła przed drzwiami od komnaty, gdzie mieszkał przyjaciel sułtana i zapukała w drewno. Gdy usłyszała pozwolenie na wejście, znalazła się po chwili w środku. Yachya podniósł się z niewielkiego ottomanu i odłożył jakieś listy na bok.

- Mehves hatun - przywitał się i spojrzał na nią zdziwiony. - Co cię do mnie sprowadza?

- Chciałam porozmawiać z tobą na pewien temat - powiedziała i podeszła bliżej szambelana. Najpierw omiotła wzrokiem komnatę, a potem jej wzrok wrócił do mężczyzny.

- A więc proszę, mów. - Yachya podniósł dłoń do góry zaciekawiony o czym faworyta sułtana chcę z nim rozmawiać.

- Gdy w haremie była zabawa z okazji obrzezania księcia Mehmeta, sułtanka Hurrem źle się poczuła i wyszła z komnaty, aby wrócić do siebie. Poszłam za nią i jak się okazało to wszystko było zaplanowane. Sułtanka Hurrem poszła do marmurowego pałacu razem z Sumbul aga. Nie mam pojęcia z kim i o czym tam rozmawiała, ale jak wychodziła to zaraz za nią pojawił się wysoki mężczyzna - opowiedziała mu historię, której mężczyzna uważnie się przysłuchiwał. - Wiem o intrygach Hurrem, wiem że nienawidzi sułtana i martwię się, że ponownie będzie chciała mu zaszkodzić. I jestem pewna iż sułtanka Mihrimah też macza w tym palce.

- Powinniśmy powiadomić o tym sułtana - oznajmił szambelan i chciał wyjść z komnaty, ale zatrzymał go mocny uścisk Mehves na jego ramieniu.

- Sądzę, że władca ma już dużo na głowie. Sprawa z Elif i nadchodząca wojna, to wszystko go przytłacza. Musimy sami to załatwić - powiedziała pewnie dziewczyna.

- Sułtanka Hurrem jest niebezpieczna, hatun. Jak pewnie wiesz prawie doprowadziła do śmierci sułtana, gdyby nie inicjatywa świętej pamięci sułtanki Hande. Nie możemy jej lekceważyć i musimy powiadomić sułtana - odparł zdenerwowany już Yachya. Faworyta westchnęła i oblizała usta.

- Czy ktoś chce ją lekceważyć, beyu? Sami poradzimy sobie z Hurrem, a sułtan nawet się o tym nie dowie. Nie pozwolę nikomu go skrzywdzić, czy to jasne? Albo mi pomożesz, albo sama to załatwię. - Odwróciła się, aby opuścić jego komnatę.

- Czekaj! - zawołał szambelan, zanim Mehves zdążyła przekroczyć próg. - Pomogę ci - powiedział zrezygnowany, a na twarzy brunetki pojawił się już dobrze znany zwycięski uśmiech. Wyszła na korytarz z zamiarem wrócenia do haremu. Jak na na razie wszystko idzie po jej myśli.

*** 

Minął już miesiąc odkąd ogłoszono, że faworyta sułtana Mustafy jest brzemienna. Jeszcze brzuch Nurbanu nie był widoczny, ale ona puszyła się niczym paw i wypominała Mehves, że ta nigdy nie zajdzie w ciążę. 

- Nie przejmuj się nią - powiedziała Melek pocierając opiekuńczo ramię swojej przyjaciółki. - Urodzisz sułtanowi mnóstwo dzieci, a ty masz i tak coś, czego ona nie ma. Miłość sułtana. - Mehves westchnęła ciężko bawiąc się pierścieniem na swoim palcu. 

- Miłość sułtana nie zapewni mi bycia sułtanką. Chcę być sułtanką, Melek. Dopóki będę zwykłą faworytą nie będę mogła zrobić niczego, co zapewniłoby bezpieczeństwo sułtanowi.

- A co jeżeli jesteś w ciąży? Nie byłaś nawet u akuszerki - mruknęła w zamyśleniu blondynka patrząc przed siebie. Faworyta sułtana pokręciła głową.

- Nie rób mi nadziei, nie chcę się później rozczarować. Nawet nie miałam żadnych objawów, które by świadczyły, że jestem w ciąży. - Usłyszała głośne krzyki dochodzące z haremu. Dziewczyny spojrzały po sobie i wyszły z komnaty na drewniany balkon, skąd było widać całą główną komnatę nałożnic. 

Dwóch strażników trzymało niesforną dziewuchę, która szarpała się i krzyczała niemiłosiernie. Brunetka oparła się o barierkę i z ciekawością przyglądała poczynaniom kalf i eunuchów. Kilka kroków od nich stały trzy dziewczyny ubrane w brudne i porwane szaty. Ich twarze były brudne, a włosy posklejane i roztrzepane. Dziewczyny były nowe w haremie i wyglądały na przestraszone.

- Pamiętasz ja uspokoiłaś Katarzynę hatun? Nie możesz zrobić tego z tą niewolnicą? - spytała Melek przyglądając się jak strażnicy szamoczą się z dość silną dziewczyną, ale na pewno na taką nie wyglądała.

- Zrobiła to Izydora. Ja jestem Mehves i nie mam zamiaru jej pomagać. - Na twarzy brunetki pojawił się grymas, gdy przypomniała sobie, jak Katarzyna zdradziła ją wyjawiając jej tajemnicę. Od tamtej pory postanowiła sobie, że nie warto pomagać tym, którzy później mają zdradzić. 

Poczuła zdziwiony wzrok blondynki, który całkowicie zignorowała. Jej spojrzenie skrzyżowało się z rudowłosą dziewczyną, która była jedną z nowych niewolnic. Zaraz wzrok rudej z powrotem powędrował na podłogę, kiedy nie wytrzymała intensywnego spojrzenia Mehves. Faworyta uśmiechnęła się pogardliwie i odwróciła, aby wrócić do niewielkiej komnaty. 

Usiadła na ottomanie, który mieścił ledwie trzy osoby. Wzięła książkę, która była oprawiona w czarną skórę i wznowiła jej czytanie. Mustafa pozwolił ją wziąć, zanim odda ten zbiór wierszy Sulejmana, jego ukochanej - Hurrem. 

Mehves stwierdziła, że sułtan Sulejman miał wielki talent i był wspaniałym poetą, a rudowłosa szczęściarą, że mogła przeżyć tyle lat u boku tego cudownego mężczyzny, który na pewno darzył ją wielką i prawdziwą miłością. Faworyta sułtana pragnęła, aby Mustafa także kiedyś tak bardzo ją pokochał. Chciałaby, aby o ich uczuciu słyszał cały świat. 

Do środka weszła Melek ze smętną miną. Mehves spojrzała na nią i wywróciła oczami, odłożyła lekturę na bok i spojrzała wyczekująco na dziewczynę, bo wiedziała, że ta zaraz zacznie swój monolog.

- Proszę pomóż jej! - powiedziała błagalnie. - Chcą ją z powrotem sprzedać na targ niewolników, a tam mogą ją zabić, albo oddać jakiemuś obrzydliwemu starcowi. Wiem, że masz wielkie serce Mehves, nie dopuść do tego. Przecież pamiętasz jak to było z tobą, jej rodzina zginęła, a ta dziewczyna nie chce już żyć. - Brunetka patrzyła na swoją przyjaciółkę, która miała łzy w oczach. Wspomnienia sprzed niemalże trzech miesięcy wróciły do Mehves. Jej rany w sercu nadal się nie zagoiły, a ona niemiłosiernie tęskniła za rodziną.

Podniosła się z ottomanu i wyszła z komnaty, a następnie stała naprzeciw dwóch strażników. Isa aga stał za nimi i wydawał im rozkazy, a jedna z kalf uderzyła mocno dziewczynę, która upadła na podłogę. 

- Isa aga! - warknęła brunetka podchodząc bliżej. Wszystkich spojrzenia skierowały się na faworytę sułtana, która stała wyprostowana i mierzyła wzrokiem niewolnicę. Złączyła swoje dłonie razem i przechyliła głowę w bok. - Puśćcie ją - rozkazała, a starsza kobieta, która służyła w haremie parsknęła śmiechem. 

- Nie wtrącaj się, hatun i nie mów mi co mam robić - powiedział eunuch i machnął dłonią do kalfy, aby wznowiła swoją pracę.

- Isa! - krzyknęła głośno Mehves, a wszyscy ponownie na nią spojrzeli. Głos dziewczyny odbił się o ściany komnaty, wywołując dreszcze na plecach agi. - Powiedziałam, że macie ją puścić - wycedziła, a eunuch przełknął ślinę i westchnął teatralnie. Kiwnął głową, a dwóch strażników odeszło od dziewczyny, tak samo jak kalfa. 

Brunetka podeszła powoli do ciemnowłosej, która leżała na ziemi i z grymasem na twarzy przyglądała się poczynaniom faworyty. Mehves podeszła do niej powoli i wystawiła do niej dłoń delikatnie się uśmiechając. Nie odrywała wzroku od niebieskich oczu nieznajomej, której twarz coraz bardziej stawała się łagodna. Spojrzała na wystawioną rękę Mehves i po chwili delikatnie ją chwyciła. Z pomocą faworyty podniosła się i przełknęła ślinę. 

- Bądź spokojna, a już nikt cię nie skrzywdzi - powiedziała brunetka, a niebieskooka jakby zrozumiała jej słowa, bo tylko pokiwała głową i spuściła głowę. - Melek zaprowadź ją do medyczki, żeby opatrzyła jej ten policzek i kostki, a później pomóż jej w hammamie - rozkazała Mehves, a jej przyjaciółka z szerokim uśmiechem wypełniła jej zadanie. 

Mehves spojrzała w górę i dostrzegła stojącą na marmurowym balkonie Valide sułtan, która przyglądała się całej sytuacji z grymasem na twarzy. Faworyta z uniesionym jednym kącikiem ust do góry, lekko się ukłoniła, a następnie odwróciła, aby wrócić do siebie. 

*

Huricihan odchyliła delikatnie zasłonkę z niewielkiego okienka i wyjrzała przez nie, aby zobaczyć jak daleko są od celu podróży. Westchnęła cicho patrząc na swoją służącą, która wydawała się nadzwyczaj spokojna. Normalnie przeżywałaby, że powinny zostać w pałacu, a najlepiej w komnacie, gdzie byłby bezpieczne. Jednak teraz siedziała cicho bawiąc się materiałem od swojej sukni.

- Rabia? Wszystko w porządku? - spytała sułtanka patrząc niepewnie na swoją służącą. Gdy dziewczyna usłyszała głos swojej pani uniosła wzrok i posłała siedzącej naprzeciw niej dziewczynie uśmiech.

- Oczywiście, sułtanko. Wszystko jest w należytym porządku - powiedziała, ale Huricihan wiedziała, że jej służąca, która jednocześnie była jej przyjaciółką, kłamie. Odpuściła, bo wiedziała, że jak Rabia będzie chciała to sama wszystko jej  opowie. 

Obie dziewczyny poczuły, że powóz się zatrzymał. Za chwilę drzwiczki się otworzyły, a kuzynka sułtana podniosła się i powoli wyszła na zewnątrz. Spojrzała na dość duży pałac, który mimo wszystko był o wiele mniejszy od seraju. 

Podeszła do niej starsza kobieta i skłoniła się, a następnie oznajmiła, że zaprowadzi ją do księcia Cihangira. Sułtanka chciała odwiedzić swojego kuzyna, oraz kuzynkę. Pomimo, że dzieci Hurrem nie mieli już dobrego kontaktu z sułtanem, nadal byli jej rodziną, a gdy wrócili na niecałe dwa dni do seraju nie miała okazji porozmawiać z księciem i sułtanką. 

Została zaprowadzona do środka Pałacu Łez, a następnie do księcia Cihangira. Odprawiła kalfę i delikatnie zapukała w drewniane drzwi. Gdy z środka komnaty usłyszała zezwolenie na wejście, dwóch strażników otworzyło drzwi weszła do środka. 

Książę leżał na swoim łóżku i czytał jakąś książkę. Nie był zbytnio zainteresowany tym, kto wszedł do jego komaty. Huricihan przez chwilę przyglądała się bratu sułtana, który nadal był wpatrzony w tekst swojej lektury.

- Witaj sehzade - odezwała się w końcu, a Cihangir spojrzał na dziewczynę. Natychmiast podniósł się i podszedł do sułtanki patrząc na nią.

- Huricihan? - spytał niepewnie. Córkę sułtanki Hatice widział tylko raz w życiu, podczas pogrzebu sułtana Sulejmana i swoich braci. Sułtanka rozłożyła swoje ramiona zachęcając księcia do przytulenia jej. Cihangir niepewnie objął swoją kuzynkę, która z uśmiechem pogłaskała go po plecach. Po dość krótkiej chwili oderwali się od siebie. 

- Co czytasz, Cihangir? - spytała sułtanka podchodząc do łoża księcia. On natychmiast pojawił się obok niej i zabrał książkę z zasięgu wzroku dziewczyny. Zdziwiona spojrzała na niego, a on zawstydzony uśmiechnął się.

- To zwykła opowieść romantyczna. - Wzruszył ramionami i odłożył lekturę na półkę, która była cała zastawiona różnorodnymi książkami. Sułtanka ze zrozumieniem pokiwała głową. - Co cię do mnie sprowadza? 

- Chciałam spotkać się z moim kuzynem. Pragnę mieć z tobą dobry kontakt, bo w końcu jesteśmy rodziną - wyjaśniła przechadzając się po komnacie. Jej palce przesunęły się wzdłuż biurka chłopaka. Zauważyła, że książę uwielbia czytać książki i się uczyć. - Jak się czujesz?

- Coraz lepiej, matka nie daje mi spokoju w związku z lekami. Codziennie nadzoruje mnie gdy przyjmuje lekarstwa - powiedział przyglądając się sułtance.

- To zrozumiałe. Cieszę się, że sułtanka Hurrem o ciebie tak bardzo dobrze dba. 

- Myślę, że jest to oczywiste. Tylko ja jej zostałem, resztę moich braci zabił okrutny sułtan - warknął Cihangir co wywołało ciężkie westchnięcie u Huricihan. Jej twarz pokazywała, że jest zmartwiona słowami księcia. Podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Sułtan bardzo cię kocha, tak jak bardzo kochał twoich braci. On nigdy nie zraniłby księcia Mehmeda, Selima i Bayezida. Jeżeli naprawdę on to zrobił, to dlaczego ty jeszcze żyjesz? Władca wcale nie jest okrutny i nie mów tak, Cihangir. - Huricihan wiedziała, że jej słowa i tak nie przekonają syna Hurrem, jednak nie mogła zostawić jego uwagi bez żadnego komentarza. 

- Wiem swoje, Huricihan - powiedział i położył się na swoim łożu. Nie odzywając się patrzył w sufit. Sułtanka zrozumiała, że książę chce być sam, dlatego opuściła jego komnatę. Rozkazała jednej służącej zaprowadzić ją do sułtanki Mihrimah.

- Wybacz, pani. Sułtanka przebywa teraz poza pałacem - mruknęła młoda kobieta, a Huricihan zmarszczyła brwi. Jeżeli Mihrimah nie ma, to powinna wracać już do seraju. 

Ruszyła w stronę wyjścia z Pałacu Łez. Gdy była już na zewnątrz skierowała się do powozu, który czekał na nią w tym samym miejscu. Zanim do niego weszła usłyszała znajomy głos. Odwróciła głowę w lewą stronę i zmrużyła oczy, aby lepiej rozpoznać dwie osoby, które jechały powoli na koniach głośno się śmiejąc i rozmawiając. W młodzieńcu, który trzymał lejce także konia nieznajomej blondynki, rozpoznała swojego brata Osmana. Stwierdziła, że musi wypytać swojego bliźniaka o tą hatun. Wsiadła do powozu i odjechała do pałacu Topkapi. 

***

Mustafa znajdował się na zebraniu dywanu. Przed nim była rozłożona wielka mapa, której razem z paszami przyglądali się. Wszyscy byli bardzo skoncentrowani. Sułtan chciał ustalić plan zaatakowania Węgier. Przygotowania do wojny już dawno się zaczęły, a na wiosnę wyruszają na bitwę z Ferdynandem. 

- Powinniśmy zaatakować z trzech frontów, panie - zaczął Davud pasza po kilkunastu minutach ciszy i skupienia. - Barbarossa mógłby ze swoją flotą atakować z morza śródziemnego, a ty, panie z wojskiem od południa. Barbarossa przejąłby Bihacz, a my Belgrad i Mohacz, a następnie Segedyn. Tam poczekalibyśmy na Ali paszę, Bahira paszę i Murada paszę, którzy po przejęciu Braszowa, Sybinu i Aradu dołączyliby do nas. Gdy nasze wojsko spotkałoby się razem ruszylibyśmy na Budę i uderzyli w samo serce Ferdynarda. 

- Widzę, że opracowałeś i przemyślałeś już wszystko Davudzie paszo - powiedział padyszach, a jego wzrok przeskakiwał po mapie. 

- Jednak nie przemyślał tego, że Ferdynand to tchórz i gdy dojdziemy do Budy, go już dawno tam nie będzie - odezwał się Murad pasza, a jego wypowiedź została potwierdzona przez resztę paszów.

- Jeżeli Buda byłaby już nasza, Ferdynandowi nic by już nie pozostało. Zostałby z pustymi rękami, a my przejęlibyśmy resztę twierdz. Węgry byłyby nasze - skomentował sułtan, któremu podobał się plan Davuda paszy. - Jednak to będzie długa i trudna wyprawa, moi panowie. Przygotujcie się na nią, a ja zamykam obrady dywanu. 

Sułtan podniósł się ze swojego miejsca i wyszedł z pomieszczenia. Poszedł do swojej komnaty i wyszedł na taras. Zaciągnął się świeżym powietrzem, przyglądając się jasnemu niebu. Przymknął swoje oczy, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Jeżeli wszystko się uda, będzie jednym z najszczęśliwszych władców, a Imperium Osmańskie ponownie pokaże swoją potęgę światu. 

*

Do komanty Valide sułtan wszedł Isa aga, stanął przed sułtanką i ukłonił się nisko. Mahidevran odwrócona od eunucha wyglądała przez niewielkie okno, który znajdowało się zaraz za ottomanem. Czując obecność Isa agi odwróciła się od niego i spojrzała wyczekująco.

- Sułtan podjął ostateczną decyzję. Gdy nastanie wiosna wyjedzie na wojnę przeciwko Ferdynandowi. To będzie długa wyprawa, pani. - Valide sułtan natychmiast zmarkotniała. Nie chciała na tak długi czas rozstawać się z synem. Szczególnie, że w czasie gdy będzie on na wyprawie, ona będzie się niemiłosiernie o niego zamartwiać. 

- Będziemy musieli to jakoś przeżyć. Jednak do wiosny jeszcze dziewięć miesięcy, mam dużo czasu aby nacieszyć się synem, zanim wyjedzie na tak długo - mruknęła Wiosenna Róża. - Przyprowadź do mnie moje wnuki. Odwiedzimy władcę - rozkazała, a eunuch skłonił się nisko i odszedł, aby jak najszybciej wykonać zadanie od swojej pani. 

Woo, ten rozdział jest taki długi, że pewnie nikt go w całości nie przeczyta :D Nie wiem co mnie naszło, ale taki prezent dla was za prawie 3k wyświetleń, 376 gwiazdek (które ciągle idą w górę) i 89 komentarzy. Miło mi się na to patrzy, że ktoś naprawdę czyta moje wypociny. 

Gwiazdki, którymi głosujecie pod opowiadaniem 'Kłamstwa, Intrygi i Miłość' zbliżają się bardzo powoli do wspaniałej liczby 1000, a więc i tam mam dla was pewną niespodziankę, kiedy tylko (i jeżeli) wybije ta liczba. 

Dziękuję wam no i do następnego ;*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro