Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{2}

 •

Każdy z synów sułtana Mustafy był inny. Mehmed opiekuńczy względem rodzeństwa, jak typowy starszy brat i to on najbardziej przypominał swojego ojca. U Murada już od małego było wiadome, że będzie walecznym księciem, zawsze go pełno, zaczepia każdego i rozbawia. Ahmed jest najspokojniejszy, cichy i obserwuje raczej z boku wygłupy swojego niewiele starszego brata. 

Każdy z nich był wyjątkowy i bardzo kochany przez ojca, oraz swoje matki. Mehmed jednak nie miał mamy, a teraz nawet babki, która zajmowała się nim i kochała najbardziej na świecie. On tak bynajmniej odczuwał. 

Objął ramionami swoje zgięte nogi i położył głowę na kolanach. Tak bardzo tęsknił za babką, która od małego zastępowała mu mamę. Czuł się sam jak palec, bał się, że inni zapomną o nim, ponieważ zazwyczaj to on był jej oczkiem w głowie. Kto teraz będzie o mnie się martwił?  

Pierwszy raz był tak smutny i samotny. Każdy w tym pałacu miał drugą osobę. Nergissah miała Aysun i odwrotnie, Murad miał swoją matkę, a Ahmed swoją. Niewolnice trzymały się razem, a on? Zamknął się w pustej komnacie i nawet już nie czekał, aż ktoś go przyjdzie, przytuli i pocieszy. 

Zatracony w wspomnieniach o babce Mahideran nie usłyszał jak ktoś wszedł do środka jego własnej sypialni. Drygnął gdy poczuł czyjąś dłoń na swojej głowie. Podniósł czerwone od płaczu oczy i spojrzał na ojca, który obserwował go zatroskanym wzrokiem.

- Mój lwie - zaczął Mustafa i przyciągnął swojego pierworodnego do mocnego uścisku. - Tak mi przykro.

- Bardzo za nią tęsknię, ojcze - mruknął płaczliwie Mehmed w ramię swojego ojca. Sułtan wiedział co czuje jego syn i jak bardzo go boli. - Boję się żyć bez niej. Chcę, żeby wróciła do nas. 

- Też tego pragnę synu, ale taka jest wola Allaha. Teraz możemy tylko się modlić. - Odsunął od siebie chłopaka i pogłaskał jego jedwabiste włosy. Spojrzał w oczy, które miały podobny kolor do tęczówek jego matki. - Poradzimy sobie, dobrze? Pamiętaj, że nie jesteś sam. Zawsze masz mnie i swoich braci, siostry. Chciałbym żebyś przychodził do mnie z każdym problemem i nie udawaj, że sobie poradzisz sam, bo tym wyrządzisz jedynie sobie krzywdę. Jesteś jeszcze mały, więc ma być jak mówię.

Mehmed pokiwał głową, ale wiedział, że nie może spełnić prośby swojego ojca. Sułtanka Mahidevran zawsze mu mówiła, że nie wolno zawracać za często głowy władcy, bo on ma dużo spraw państwowych. Pomimo bardzo młodego wieku musiał wydorośleć, taki był jego los. 

- Pójdziemy teraz do twoich sióstr - oznajmił władca i wstał z łoża, a jego syn wraz z nim. W drodze do komnaty jedynych córek władcy, ciągle trzymał dłoń na ramieniu swojego syna, aby ten wiedział, że może mieć w ojcu oparcie. 

  

Mehves weszła do komnaty, w której podczas jej długiej nieobecności, mieszkał Ahmed wraz z Azmiye. Zobaczyła swojego księcia siedzącego na dywanie i bawiącego się wystruganymi w drewnie rycerzami. Uśmiechnęła się delikatnie. Widok jej syna wydającego dźwięki walki dwóch rycerzyków, którzy zdecydowanie toczyli ze sobą bitwę, był na tyle uroczy, żeby serce Mehves się rozpłynęło.

Podeszła bliżej księcia, który skupiony na zabawie nie usłyszał, ani nie zauważył, że ktoś jest jeszcze w komnacie. Uklękła nad nim i dopiero wtedy przestraszony czteroletni chłopiec wypuścił z dłoni zabawki i szybko odsunął się od tajemniczej dla niego osoby. 

- Ahmed - powiedziała Mehves i wyciągnęła do niego ramiona. - Synku nie poznajesz mnie? - Książę jednak nie odpowiedział tylko podszedł niepewnie do swojej rodzicielki, która natychmiast objęła go. 

- Jesteś moją mamą tak? - spytał zakłopotany stojąc sztywno przed sułtanką. Mehves zasmuciła się jego słowami, wiedziała, że Ahmed jest jeszcze mały, ale mimo wszystko zabolało ją to. Przez jej błędy przeszłości nie poznawał własnej mamy, która powinna być przy nim cały czas. 

- Nie pamiętasz mnie? Z ciocią Azmiye byłeś w drugim pałacu. Czytałam ci książki na dobranoc i rysowaliśmy w ogrodzie - przypominała mu i odsunęła delikatnie od siebie, a następnie położyła dłonie na jego delikatnych policzkach. 

- Pamiętam! - krzyknął uradowany i zaklaskał w dłonie. - Narysowałem wtedy duże drzewko i ciebie, i mnie, i tatę! - Uśmiechnął się szeroko, a Mehves podzieliła jego radość. 

- Teraz będziesz ze mną mieszkał, a ja już nigdy cię nie zostawię. - Ucałowała jego czoło i podniosła się, aby potem wystawić do niego swoją dłoń. Ahmed złapał ją i spojrzał do góry na swoją matkę.

- Obiecujesz? - spytał.

- Obiecuje.

  

Nurbanu obserwowała swojego syna, który biegał po komnacie z drewnianym mieczem i wymachiwał nim na wszystkie strony. Pomimo, że była zdenerwowana faktem, iż Mehves wróciła do seraju, to nie potrafiła się nie uśmiechać na widok Murada. 

- I ciebie pokonam! I ciebie! - wykrzykiwał i walczył z widzianymi tylko przez siebie rycerzami. Jego bujne loki podskakiwały z każdym jego krokiem, co było cudownym widokiem. - Pobawimy się w ogrodzie z Ahmedem i Mehmedem, mamo? - spytał kiedy zatrzymał się obok swojej rodzicielki. 

- Nie wypada tak teraz Murad, trwa żałoba po twojej babce - wyjaśniła mu Nurbanu i posadziła obok siebie na ottomanie. Książę zastanowił się chwilę i opuścił swój miecz na podłogę. 

- A gdzie jest babcia? Nie widziałem jej. - Spojrzał zaciekawiony na matkę, a ona westchnęła. Jak miała wytłumaczyć pięcioletniemu dziecku, że jego babka umarła i już nigdy jej nie zobaczy. 

- Twoja babcia odeszła, Murad - powiedziała najprościej jak potrafiła. Sehzade zmarszczył brwi i skrzyżował obrażony ramiona. 

- A gdzie poszła? Zostawiła nas. Dlaczego nas zostawiła i nie pożegnała się? - Książę był wyraźnie zdenerwowany. Nie spodobało mu się to co powiedziała jego matka.

- Wyjaśnię ci kiedy dorośniesz. Teraz wracaj do zabawy, bo inaczej będę ci kazała się uczyć - zaszantażowała go brunetka, a on szybko zeskoczył z ottomanu i uciekł na drugi koniec komnaty. Nurbanu obserwowała uważnie co robi i gdy usiadł w kącie sypialni, tyłem do niej, uniosła zdziwiona brwi. - Co ty wyprawiasz, Murad?

- Jestem na ciebie zły, bo nie powiedziałaś mi wcześniej, że babcia gdzieś idzie! Będę tu czekać aż wróci - krzyknął do niej przez ramię i stuknął swoją piąstką o podłogę dla podkreślenia swojej wściekłości na matkę. 

  

Osman kroczył powoli między gęstymi krzakami róż. Jego serce biło szybko, a z twarzy nie znikał szeroki uśmiech. Był tak podekscytowany, jak zawsze gdy mieli się lada chwila spotkać. Nawet śmierć matki sułtana nie odebrała mu tego szczęścia.

Ogród otaczający seraj był ogromny. Gdyby nie to, że doskonale widać było wysoki budynek, można było się tu zgubić. Mnóstwo drzew, które jesienią traciły liście, krzaki róż i wiele innych różnorodnych kwiatów sprawiały, że to miejsce było magiczne oraz idealne na schadzki zakochanych w sobie ludzi. 

Zobaczył ją w końcu. Stała do niego tyłem, odziana w białą suknie z błękitnozłotym bezrękawnikiem narzuconym na ramiona. Jej jedwabiste, jasne włosy jak zawsze układały się w loki. 

Osman stanął za nią i odgarnął jej włosy do tyłu. Złapał delikatnie w tali, a swoim nosem zaczął sunąć od jej ramienia do szyi. Azmiye odchyliła głowę w bok i przymknęła oczy.

- Osman - szepnęła i obróciła się nagle do niego przodem. Mężczyzna niemal natychmiast przysunął swoją twarz bliżej i musnął delikatnie jej usta. 

Azmiye wyraźnie nienasycona tym mocno przycisnęła wargi do jego. Sultanzade położył swoje dłonie na jej zarumienionych policzkach i kciukiem delikatnie pocierał skórę. Każdy ich pocałunek był pełen miłości i pożądania, oraz głębokiej tęsknoty za sobą. Słodki smak jej ust sprawiał, że Osman odpływał i wcale nie chciał wrócić z powrotem. Gdyby tylko to było możliwe, mógłby trwać na zawsze w pocałunku ze swoją miłością.

Nic jednak nie trwa wiecznie i po chwili, odsunęli się od siebie, jednak nie za daleko. Azmiye czule wtuliła się w młodego mężczyznę, który opiekuńczo objął ją swoimi ramionami, wciągając rozkoszny zapach jej włosów. 

- Tęskniłam za tobą - mruknęła w jego kaftan i zacisnęła palce na przedramionach Osmana. 

- Ja za tobą też, ukochana - odpowiedział i ucałował czubek jej głowy. - Chciałbym abyś była moją żoną, Azmiye.

Nagle dziewczyna odsunęła się od niego i spojrzała z przerażeniem w jego oczy. 

- Nie możemy, Osmanie - rzekła i delikatnie dotknęła policzka mężczyzny. - Wiesz, że to jest zabronione, sułtan się nigdy nie zgodzi na nasz ślub. Szczególnie teraz, gdy tak cierpi. 

- Właśnie myślę, że to idealna okazja, aby go zapytać. Władca jest w czasie żałoby, a dzięki temu, że ma dobre serce, sprawi aby chociaż jego bliscy byli szczęśliwi. Znam go Azmiye - powiedział pewnie i zgiął kolana tak aby ich twarze były naprzeciwko siebie. Złapał twarz blondynki ponownie i spojrzał w jej oczy. - Nie wytrzymam dłużej bez ciebie. Chcę się budzić u twojego boku, mieć z tobą dzieci. Pragnę nazywać cię moją żoną i skończyć te tajemnicze schadzki, które mi nie wystarczają, rozumiesz?

- Też tego pragnę, Osman, ale to niemożliwe. Boję się, że sułtan cię ukarze za to. Przecież to jest zabronione, nie możemy tak robić. Błagam cię nie rób nic, co mogłoby narazić ciebie na niebezpieczeństwo, dobrze? - spytała patrząc niego ze łzami w oczach. Płacz nie był u niej częstym zjawiskiem, ale jeśli chodziło o osobę, którą kochała, nie powstrzymywała się, bo nie potrafiła.

 Sultanzade nie odpowiedział tylko przyciągnął dziewczynę do mocnego uścisku, obiecując sobie w duchu, że już nigdy nie sprawi, aby w jej pięknych oczach pojawiły się łzy. I zrobi wszystko, aby była najszczęśliwsza na świecie. 

  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro