XVI
Megumi zmarszczył lekko brwi, kiedy obejmowało go ciepło drugiego ciała. Za chwilę leniwie podniósł powieki, a wtedy pierwszym, co zobaczył, był śniady tors Sukuny, który jeszcze spał z dłonią delikatnie ułożoną gdzieś na plecach młodszego przez materiał kołdry. Brunet odruchowo uśmiechnął się, zauważając pogrążoną we śnie twarz starszego, bo wyglądał wtedy tak niewinnie, jakby wcale nie robił tych wszystkich rzeczy kilka godzin wcześniej... Kiedy bladoskóry przypomniał sobie o swoim pierwszym razie, natychmiast podniósł kołdrę i spojrzał w dół, a widząc, że piłkarz jest całkowicie nagi, od razu poczuł zmieszanie i wewnętrzny chaos. Sam nie wiedział, czemu tak to przeżywa, bo przecież Sukuna go nie skrzywdził, a wręcz zaopiekował się nim niczym rycerz. Wszystko było wspaniałe, o wiele przyjemniejsze niż Megumi sobie wyobrażał, że może być...
Nagle szatyn drgnął, po czym przyciągnął młodszego bliżej siebie i wyszeptał ospale prosto w jego czoło, jeszcze nie otwierając oczu:
- Dzień dobry, maleństwo. Wyspałeś się?
- Tak, może być... - odpowiedział odruchowo bez większych emocji, ale też nie jakoś ponuro.
- Ja też - uniósł kąciki ust w górę, po czym uniósł powieki, spoglądając na ukochanego - Cieszę się, że cię mam, wiesz?
- A dlaczego? - zaśmiał się subtelnie, odwzajemniając spojrzenie.
- Bo dzięki tobie jestem szczęśliwy w chuj...
- Mówisz tak, bo to zrobiliśmy?
- Oj, Megumi... - posłał w jego stronę pobłażliwy śmiech - Nasz pierwszy raz był niesamowity i było mi z tobą najlepiej na świecie. Ale to tylko jeden z elementów naszego związku. Gdyby chodziło mi tylko o to, inaczej bym cię traktował, a twoje ciało jest dla mnie szczególnie święte.
- Pewnie mówiłeś tak wszystkim przede mną... - burknął, odwracając wzrok nieco zawstydzony.
- Mówiłem różne rzeczy - nagle zmienił ton na szalenie poważny. Za chwilę pewnie chwycił młodszego pod żuchwą, każąc mu na siebie patrzeć - Ale teraz jestem zakochany w tobie, a nie w innych. Leżę w twoim łóżku, a nie ich. Dlatego będę mówił o moich uczuciach tylko tobie. Wiesz... - nagle sam spojrzał w bok - To dla mnie trochę niezręczne, dlatego uwierz, że wszystko mówię szczerze...
- Kocham cię... - wyszeptał z rozczulającym uśmiechem, po czym złożył na ustach starszego krótki pocałunek.
Niedługo po tym dwójka postanowiła wstać i się umyć, a potem Megumi założył coś nowego, za to Sukuna musiał z powrotem nałożyć ubrania z wczorajszego wieczoru. Nie był z tego powodu zbytnio zadowolony, ale lepsze to niż nic. W takim stanie zeszli na dół, gdzie nagle podbiegły do nich dwa urocze pieski, które energicznie machały ogonami. Najpierw z radością obwąchiwały swojego pana, lizały go po rękach i twarzy, ale szybko zainteresował ich drugi chłopak. Tutaj jednak ich nastawienie uległo zmianie, gdyż zaczęły warczeć ostrzegawczo, a potem i szczekać, robiąc taktyczny dystans i chowając się za brunetem. Ten z zaskoczeniem patrzył na swoich podopiecznych, którzy wyraźnie nie pałali sympatią do zdezorientowanego i skołowanego Sukuny.
W końcu Megumi uspokoił swoje dwa psy, po czym kazał im wrócić na ich posłania, co te z lekkim oporem wykonały, wciąż zerkając na nieznajomego. Za chwilę młodszy złapał starszego za rękę i pociągnął gdzieś, a wtedy rzekł:
- Przepraszam, Sukuna - w jego głosie zabrzmiało lekkie zmieszanie - Zwykle nie są takie...
- Chyba wyczuły, że to przeze mnie wczoraj je obudziłeś... - zaśmiał się niewinnie.
- Wcale nie byłem tak głośno... - burknął z wyrzutem.
- Megumi, w ogóle... - nagle zmienił temat, kiedy wchodzili już do kuchni - Gdzie jest twój stary? Bo chyba nie pozwoliłbyś mi chodzić po domu, gdyby w nim był...
- Nie słyszałeś? Często z samego rana musi wychodzić do pracy.
- Musi strasznie dużo pracować, co?
- W ten sposób unika poważnych rozmów ze mną - spojrzał w bok, jakby z niezadowoleniem.
- Czemu? - zaśmiał się - Myślałem, że często z tobą rozmawia.
- Typowa męska duma... - westchnął - Nie powie mi, co czuje, ale będzie obserwował każdy mój krok, żebym tylko przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy.
- Wow... - odwzajemnił westchnięcie, ale przez zaskoczenie - Nie wiedziałem, że to taki typ...
- Dobrze, że ty taki nie jesteś...
- Wszyscy uważają, że właśnie taki jestem - zaśmiał się - Może tacy faceci ci przeznaczeni, Megumi...
- Nigdy w życiu! - odpowiedział stanowczo.
- Czemu nie? - nagle chwycił go mocniej w biodrach, popychając na blat, a przy tym uśmiechał się zadziornie - Nie uważasz za urocze ukrywania swojej miłości do ciebie poprzez troskę? - zbliżył wargi do jego szyi, którą zaczął pieścić w wyszukany sposób.
- Ach, Sukuna... - odruchowo odchylił głowę, opierając się jedną ręką na blacie, drugą zaś ułożył gdzieś na barku starszego, a przy tym mrużył oczy z zadowoleniem na twarzy - Nie jesteś zbyt pewny siebie?
- A czy ta pewność siebie nie podnieca cię?
- Sukuna! - warknął i nagle przesunął dłoń na ciepły policzek starszego, a następnie zachłannie wpił się w jego wargi.
Zaskoczony szatyn zdążył tylko krótko jęknąć, kiedy poczuł, jak w jego ustach tańczy szalony język Megumiego, a on temu po prostu ulegał. Natychmiast wyczuł rytm bruneta, dlatego też bez problemu odwzajemniał każdy jeden ruch, co podnosiło jego ekscytację coraz bardziej. A dla większej wygody, złapał młodszego niżej, żeby zaraz posadzić go na blacie, co ten przyjął z aprobatą. Sam objął szyję starszego już obydwiema rękoma, kiedy jego ukochany gdzieś błądził dłońmi pod jego bluzą. Nagle Megumi oderwał się od ust Sukuny, w które wyszeptał wybszym oddechem:
- Kochaj się ze mną.
- Teraz? - spytał zaskoczony. Dopiero oprzytomniał, świadomy, co właśnie robili.
- Teraz - wyszeptał.
- Nie możemy - uśmiechnął się niewinnie, sięgając do kieszeni spodni po telefon, a gdy spojrzał na jego ekran, dodał - Spóźnimy się do szkoły.
- Mam to gdzieś. Nie skupię się na lekcjach, jeśli teraz tego nie zrobię...
- Co się z tobą stało, Megumi? - pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem - Gdzie ten mój wstydliwy szczeniaczek?
- Jeszcze go trochę zostało, żebyś mógł go teraz ze mnie usunąć...
- To niech tam zostanie - zaśmiał się, odchodząc od młodszego - Czekam w samochodzie tam, gdzie zawsze, maluszku. A ty lepiej daj jeść swoim pieskom, bo zaraz mnie zjedzą - nawiązał do tego, że przy drzwiach od kuchni już czekały dwa słodziaki.
- Sukuna... - oburzył się.
Ale chłopak tylko pożegnał się niewinnym uśmiechem, po czym ostrożnie przeszedł kawałek, a ostatecznie wyszedł z domu. Wtedy brunet dostał krótkiego ataku szału, podczas którego zaczął wyzywać swojego chłopaka od najgorszych i w takim humorze też napełnił miski zwierząt. Potem jeszcze pogłaskał je na pożegnanie i wyszedł, trzaskając drzwiami. Ale przypomniał sobie o kluczach trzymach w ręku, więc musiał się wracać, aby je użyć do zabezpieczenia drzwi. Wtedy dopiero poczłapał do starszego.
Tymczasem Sukuna właśnie sprawdzał, czy faktycznie jego ubranie jest tak nieświeże, ale za każdym razem, gdy je wąchał, natychmiast się odsuwał. Te nie dość, że zapocone, to wciąż miało na sobie zapach alkoholu. Chłopak aż sam był zdziwiony, czemu aż tak intensywnie to czuć. Nagle w samochodzie pojawił się gość specjalny, czyli najwspanialszy na świecie chłopak. Megumi wszedł do środka z nieco naburmuszoną miną, a do tego mocno trzasnął drzwiami, co Sukuna skomentował niewinnym śmiechem i rzekł:
- Ostrożnie, kochanie.
- Zamknij się.
- Co? - zaskoczony spojrzał na młodszego, nie ukrywając uśmiechu.
- To co słyszałeś - odpowiedział oschle - Najpierw mnie kusisz, a potem nagle stwierdzasz, że nie, jednak nie chcesz.
- Megumi... - pokręcił głową i zaczął spokojnie tłumaczyć - Jesteś teraz pobudzony, bo odkryłeś nowy sposób na osiąganie przyjemności. I jasne, możemy to często robić. Ale wtedy szybko przestaniesz się tak tym ekscytować...
- Ale pierdolisz! - warknął.
- Megumi! - uśmiechnął się, patrząc na młodszego z szokiem w oczach.
- No co ,,Megumi"??? Tak bardzo lubisz moje imię, że musisz je ciągle powtarzać?
- Strasznie mi się podoba, wiesz?
- Jak będziesz je tak często powtarzać, to przestanie ci się podobać - odpowiedział złośliwie.
- Posłuchaj mnie, maluszku - znów się zaśmiał, po czym kontynuował - Możesz być pewny, że nie brakuje mi na to ochoty i jestem cały twój, ale jak już zrobimy wszystkie inne rzeczy. Nawet po treningach, kiedy będę mega zmęczony.
- Dobra! - wrzasnął, po czym spytał niespodziewanie - Dlaczego prowadziłeś samochód pod wpływem alkoholu?
Wtedy szatyn uśmiechnął się niewinnie, wzruszając ramionami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro