Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powietrze i czarna, gorzka kawa.

<796 słów>

--Siedzisz po niewłaściwej stronie rzeki. -- deszcz ciężko padał odbijając się od tafli wody.

-- Czy Ty jeszcze żyjesz? -- zapytał chłopiec skulony wewnątrz własnego bólu.

-- Pytaniem nie jest, czy jeszcze żyję, a czy żyć będę. -- powiedział brunet po czym spuścił głowę.

-- Czego się boisz?

-- Nie boję się głosów. Boję się ludzi.

-- Josh... Spadasz. Mam nadzieję, że nie widzisz jeszcze dna.

*

Tyler

Dźwięk budzika I nieznośna melodia, która codziennie rano rozpoczyna dzień chłopca. Czy można wyłączyć świat tak jak alarm? Wszystko byłoby łatwiejsze, jednak życie nigdy nie było i nie będzie łatwe. Nigdy.

Bezsilnie wstaje z łóżka i podchodzi do szafy. Czarne spodnie i szara bluza.

Łazienka, czyli mycie zębów, przemycie twarzy i analiza każdego szczegółu na lustrze. Rysa w prawym dolnym kącie po ostrzu. Ubicie w dolnym lewym rogu po uderzeniu głową.

Kuchnia, czyli posiłek. Powietrze i czarna, gorzka kawa. Normalne śniadanie? Dla bruneta tak, a dla innych nie. Musisz jeść. Spróbuję. Nigdy nie próbuje.

-- Za pół godziny przyjeżdża nauczyciel. Przygotuj książki.

-- Dobrze.

-- I nie zapomnij o tabletkach oraz o spotkaniu z psychologiem dziś po południu.

Brunet wstaje i podchodzi do szafki z lekarstwami. Żółty, czerwony i czarny pojemnik z tabletkami, które są mocniejsze niż te w pomarańczowym i białym. Wysypuje po jednej na dłoń i popija kawą. Kubek odstawia do zlewu i przygotowywuje się na kolejne dwie godziny, które spędzi z nauczycielem. Nie może się doczekać spotkania z Joshem. Chce jak najszybciej wyjść z domu i iść przez ścieżkę prowadzącą do mostku.

-

--Tyler, słuchasz mnie? -- zapytał nauczyciel kładąc prawą dłoń na ramieniu bruneta.

-- Przepraszam. Zamyśliłem się.

-- No dobrze. Przejdźmy dalej.

Chłopak spojrzał na ścianę gdzie wisiał zegar, który wskazywał godzinę za dziesięć dwunasta. Lekcje kończyły się o trzynastej, więc nie pozostało nie więcej jak czekać na upragnioną godzinę. Czas niesamowicie się mu dłużył i myślał tylko o jednym. Spotkanie z Joshem.

Minuty mijały, a brunet co chwilę spoglądał na zegar z niecierpliwością. Jeszcze dziesięć minut. Dziesięć długich minut. Nauczyciel już powoli zaczynał kończyć temat, jednak nadal mówił.

-- Mamy pięć minut do końca, więc możemy już powoli kończyć.

Zegar tyka. Cztery minuty. Trzy minuty. Dwie minuty. Jedna. Minuta. Trzynasta godzina.

-- Widzimy się ponownie w poniedziałek.

Gdy nauczyciel wyszedł z posiadłości Josephów, Tyler wrzucił swój szkicownik do plecaka i przy wyjściu szybko zaczął ubierać buty.

-- Gdzie się wybierasz? -- zatrzymała go matka gdy już prawie wychodził.

-- Idę się przejść.

-- No dobrze. Nie wracaj za późno. Najlepiej jeszcze przed zmrokiem.

-- Dobrze, mamo. -- powiedział, po czym chwycił za plecak i wybiegł z domu.

Szedł już chwilę wsłuchując się w szum liści, które grały swoje melodie. Przed sobą miał drzewo, pod którym spędzał większość czasu gdy był młodszy. Wyryte inicjały bruneta i jego przyjaciela z dzieciństwa. Zatrzymał się przed nim i podszedł do śladów na korze. Przejechał opuszkami palców po inicjałach swojego przyjaciela. Wszystkie wspomnienia wróciły. Te dobre, ale i te złe. Poczuł smutek i szczęście jednocześnie. Łzy zaczynały napływać mu do oczu, jednak szybko je zamknął i otarł je rękawem bluzy. Ostatnio, gdy płakał, nie mógł wytrzymać tego jak bardzo jego łzy są słone i pięką w oczy. Starał się nie wypuścić już żadnej kropli jednak uczucia wygrały w pojedynce. Odszedł dwa kroki i odwracając wzrok z myślą, że będzie lepiej, ruszył w stronę rzeki. Szum wody obijającej się o pojedyncze skały wystające z ponad tafli wody spowodował lekki dreszczyk u bruneta. Tyler usiadł na mostku i czekał. Minęło pół godziny, a Josha nadal nie było. Kolejne pół godziny, czyli łącznie godzina. Tyler w szkicowniku zaczął rysować siebie i swojego przyjaciela siedzącego pod drzewem. Półtorej godziny, tyle czekał już chłopak. Rysunek już skończony a Josha nadal brak. Postanowił rozprostować kości i wstał. Z ciekawości przyciągnął do siebie koszyk. Zauważył w środku jakieś liście i kamyki. Powoli odsuwając je zauważył biały skrawek papieru. Szybko wyjął go i już z niecierpliwością zaczął otwierać kartkę, ale zerwał się wiatr i wyrwał mu ją z rąk. Wpadła do wody, więc brunet szybko pobiegł aby złapać kartkę. Po kilku próbach złapał papier, ale niestety przemoczył całe buty i nogawki spodni. Wrócił na mostek i próbując się doczytać pisma Josha, które było rozmazane zwrócił uwagę na serduszko zamiast literki "o" w imieniu. Zauważył, że każde "o" było w kształcie serduszka, a nawet kropki nad "i". Czy to coś oznaczało? Może ma taki charakter pisma. W głowie Tylera wirowało tornado myśli. Co jeśli się domyślił? Nie mógł już tego wytrzymać, więc schował kartkę do kieszeni spodni i wrócił do domu. Po wejściu przywitał się z matką, która powiadomiła go o przełożonej wizycie u psychologa na kolejny dzień. Wszedł do swojego pokoju i wyciągając kawałek papieru z kieszeni położył się na idealnie pościelonym łóżku i trzymając wiadomość od Josha w ręku obserwował każdy szczegół. Zastanawiał się dlaczego nie może przyjść nad rzekę spotkać się z nim i ocenić swoje prace nawzajem. Miał mu tyle do powiedzenia. To wszystko go przytłaczało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro