Powietrze i czarna, gorzka kawa.
<796 słów>
--Siedzisz po niewłaściwej stronie rzeki. -- deszcz ciężko padał odbijając się od tafli wody.
-- Czy Ty jeszcze żyjesz? -- zapytał chłopiec skulony wewnątrz własnego bólu.
-- Pytaniem nie jest, czy jeszcze żyję, a czy żyć będę. -- powiedział brunet po czym spuścił głowę.
-- Czego się boisz?
-- Nie boję się głosów. Boję się ludzi.
-- Josh... Spadasz. Mam nadzieję, że nie widzisz jeszcze dna.
*
Tyler
Dźwięk budzika I nieznośna melodia, która codziennie rano rozpoczyna dzień chłopca. Czy można wyłączyć świat tak jak alarm? Wszystko byłoby łatwiejsze, jednak życie nigdy nie było i nie będzie łatwe. Nigdy.
Bezsilnie wstaje z łóżka i podchodzi do szafy. Czarne spodnie i szara bluza.
Łazienka, czyli mycie zębów, przemycie twarzy i analiza każdego szczegółu na lustrze. Rysa w prawym dolnym kącie po ostrzu. Ubicie w dolnym lewym rogu po uderzeniu głową.
Kuchnia, czyli posiłek. Powietrze i czarna, gorzka kawa. Normalne śniadanie? Dla bruneta tak, a dla innych nie. Musisz jeść. Spróbuję. Nigdy nie próbuje.
-- Za pół godziny przyjeżdża nauczyciel. Przygotuj książki.
-- Dobrze.
-- I nie zapomnij o tabletkach oraz o spotkaniu z psychologiem dziś po południu.
Brunet wstaje i podchodzi do szafki z lekarstwami. Żółty, czerwony i czarny pojemnik z tabletkami, które są mocniejsze niż te w pomarańczowym i białym. Wysypuje po jednej na dłoń i popija kawą. Kubek odstawia do zlewu i przygotowywuje się na kolejne dwie godziny, które spędzi z nauczycielem. Nie może się doczekać spotkania z Joshem. Chce jak najszybciej wyjść z domu i iść przez ścieżkę prowadzącą do mostku.
-
--Tyler, słuchasz mnie? -- zapytał nauczyciel kładąc prawą dłoń na ramieniu bruneta.
-- Przepraszam. Zamyśliłem się.
-- No dobrze. Przejdźmy dalej.
Chłopak spojrzał na ścianę gdzie wisiał zegar, który wskazywał godzinę za dziesięć dwunasta. Lekcje kończyły się o trzynastej, więc nie pozostało nie więcej jak czekać na upragnioną godzinę. Czas niesamowicie się mu dłużył i myślał tylko o jednym. Spotkanie z Joshem.
Minuty mijały, a brunet co chwilę spoglądał na zegar z niecierpliwością. Jeszcze dziesięć minut. Dziesięć długich minut. Nauczyciel już powoli zaczynał kończyć temat, jednak nadal mówił.
-- Mamy pięć minut do końca, więc możemy już powoli kończyć.
Zegar tyka. Cztery minuty. Trzy minuty. Dwie minuty. Jedna. Minuta. Trzynasta godzina.
-- Widzimy się ponownie w poniedziałek.
Gdy nauczyciel wyszedł z posiadłości Josephów, Tyler wrzucił swój szkicownik do plecaka i przy wyjściu szybko zaczął ubierać buty.
-- Gdzie się wybierasz? -- zatrzymała go matka gdy już prawie wychodził.
-- Idę się przejść.
-- No dobrze. Nie wracaj za późno. Najlepiej jeszcze przed zmrokiem.
-- Dobrze, mamo. -- powiedział, po czym chwycił za plecak i wybiegł z domu.
Szedł już chwilę wsłuchując się w szum liści, które grały swoje melodie. Przed sobą miał drzewo, pod którym spędzał większość czasu gdy był młodszy. Wyryte inicjały bruneta i jego przyjaciela z dzieciństwa. Zatrzymał się przed nim i podszedł do śladów na korze. Przejechał opuszkami palców po inicjałach swojego przyjaciela. Wszystkie wspomnienia wróciły. Te dobre, ale i te złe. Poczuł smutek i szczęście jednocześnie. Łzy zaczynały napływać mu do oczu, jednak szybko je zamknął i otarł je rękawem bluzy. Ostatnio, gdy płakał, nie mógł wytrzymać tego jak bardzo jego łzy są słone i pięką w oczy. Starał się nie wypuścić już żadnej kropli jednak uczucia wygrały w pojedynce. Odszedł dwa kroki i odwracając wzrok z myślą, że będzie lepiej, ruszył w stronę rzeki. Szum wody obijającej się o pojedyncze skały wystające z ponad tafli wody spowodował lekki dreszczyk u bruneta. Tyler usiadł na mostku i czekał. Minęło pół godziny, a Josha nadal nie było. Kolejne pół godziny, czyli łącznie godzina. Tyler w szkicowniku zaczął rysować siebie i swojego przyjaciela siedzącego pod drzewem. Półtorej godziny, tyle czekał już chłopak. Rysunek już skończony a Josha nadal brak. Postanowił rozprostować kości i wstał. Z ciekawości przyciągnął do siebie koszyk. Zauważył w środku jakieś liście i kamyki. Powoli odsuwając je zauważył biały skrawek papieru. Szybko wyjął go i już z niecierpliwością zaczął otwierać kartkę, ale zerwał się wiatr i wyrwał mu ją z rąk. Wpadła do wody, więc brunet szybko pobiegł aby złapać kartkę. Po kilku próbach złapał papier, ale niestety przemoczył całe buty i nogawki spodni. Wrócił na mostek i próbując się doczytać pisma Josha, które było rozmazane zwrócił uwagę na serduszko zamiast literki "o" w imieniu. Zauważył, że każde "o" było w kształcie serduszka, a nawet kropki nad "i". Czy to coś oznaczało? Może ma taki charakter pisma. W głowie Tylera wirowało tornado myśli. Co jeśli się domyślił? Nie mógł już tego wytrzymać, więc schował kartkę do kieszeni spodni i wrócił do domu. Po wejściu przywitał się z matką, która powiadomiła go o przełożonej wizycie u psychologa na kolejny dzień. Wszedł do swojego pokoju i wyciągając kawałek papieru z kieszeni położył się na idealnie pościelonym łóżku i trzymając wiadomość od Josha w ręku obserwował każdy szczegół. Zastanawiał się dlaczego nie może przyjść nad rzekę spotkać się z nim i ocenić swoje prace nawzajem. Miał mu tyle do powiedzenia. To wszystko go przytłaczało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro