Będzie śliwa.
<874 słów>
Śpiew ptaków. Światło przebijające się przez czarne zasłony. Dzwonek telefonu. Mimo iż była sobota urządzenie nie dawało brunetowi spokoju. Po chwili namysłu sięgnął ręką w stronę szafki nocnej i zauważył, że to nie był budzik. Nacisnął zieloną słuchawkę i przystawił telefon do ucha.
-- Wstałeś już?
Nie. --
-- To wstań i zejdź na dół do kuchni.
Daj mi chwilę. --
Josh podniósł się i zszedł z łóżka. Podszedł do szafy i założył na siebie dużą bluzę.
Jestem już w kuchni. --
-- Na blacie stołu leży pomarańczowy pojemnik i żółty pojemnik. Musisz zażyć po jednej tabletce.
Co to za lekarstwa? Wcześniej był tylko -- pomarańczowy.
-- Zażyj je. Sprawdzę jak wrócę. Umówiłam Cię na spotkanie z psychologiem we czwartek. Kończę. Pa.
Zanim chłopak chciał coś powiedzieć usłyszał dźwięk zakończonego połączenia.
-- Znowu mnie faszerują jakimiś lekami. -- powiedział do siebie. Nalał wody do szklanki i otworzył pojemniki.
*Po jednej tabletce z opakowania. Tylko po jednej. Aż po jednej.*
Po chwili lekarstwa znajdowały się już w przełyku wędrując do żołądka. Josh poszedł do łazienki i podniósł klapę muszli klozetowej. Włożył palce do ust i gdy poczuł, że zaraz zwróci szybko je wyjął. Siedział przy toalecie przez dobre piętnaście minut i gdy już w miarę wrócił do siebie, podszedł do umywalki i opłukał usta wodą, a następnie miętowym płynem. Umył zęby w celu pozbycia się nieprzyjemnego posmaku i wyszedł z łazienki kierując się w stronę piwnicy. Miał tam wyciszone pomieszczenie, w którym znajdowała się perkusja. Rozciągając się usiadł na siedzeniu i wziął pałeczki w dłonie. Już nie pamiętał kiedy ostatnio grał. Pierwsze uderzenia wydawały się dla niego bardzo głośne, jednak z czasem przyzwyczaił się i uderzał w bębny co raz szybciej. W pewnym momencie pałeczka pękła i uderzyła go w oko, które na szczęście miał zamknięte. Poczuł również ból w nadgarstku. Jedyne co zdołał z siebie wydusić to stłumione syknięcie. Pobiegł do najbliższego lustra, które znajdowało się w łazience i obejrzał miejsce uderzenia.
-- Będzie śliwa. -- powiedział do siebie. Usłyszał jak ktoś otwiera drzwi frontowe kluczem, więc wyszedł na korytarz.
-- Mamo?
-- Tak?
-- Musisz mi pomóc. Grałem na perkusji i pałeczka mi pękła. Dostałem nią w oko, a do tego nadgarstek bardzo mnie boli.
-- Daj mi ściągnąć buty i już do Ciebie idę.
-- Czekam w kuchni. -- usiadł na stołku i obolałą rękę ułożył na blacie. W tym czasie matka bruneta wyciągnęła apteczkę i opatrzyła mu nadgarstek.
-- Chyba pojedziemy z tym do szpitala. Nie wygląda to za dobrze, a w oku nie masz żadnej drzazgi, więc pewnie będzie tylko lekko opuchnięte. -- powiedziała, po czym spojrzała w oczy syna. -- Zażyłeś leki tak jak Cię prosiłam?
-- Tak...
-
-- Wygląda mi to na nadwyrężenie nadgarstka. Czy często Pan pisze, lub ćwiczy? -- zapytał lekarz.
-- Gram na perkusji.
-- Niestety, ale musi Pan zrobić sobie przerwę na jakiś czas.
-- To znaczy? Na ile?
-- Od miesiąca do nawet roku. Zależy jak szybko wydobrzeje nadgarstek. Przez ten czas musisz nosić opaskę uciskową.
-- I przez ten czas nie mogę grać?
-- Niestety, ale nie. Nie możesz go obciążać, bo to tylko pogorszy jego stan.
-
-- To jest niewygodne. -- narzekał na opaskę uciskową.
-- Marudzisz tylko. Przyzwyczaisz się. -- matka bruneta przewróciła oczami.
-- Czy ja mogę się przejść. Chociaż na chwilę. Nie mam już co robić w domu.
-- Widziałeś swój pokój? Już masz zajęcie. -- Josh westchnął głośno i odwrócił głowę w stronę szyby drzwi od samochodu, którym właśnie jechali zmierzając do domu.
-- Tata pewnie się martwi o nas. Dzwonił kilka razy do mnie, ale miałam wyciszony telefon. -- brunet wydał z siebie tylko stłumione "yhm".
-
-- Gdzie wyście byli? -- zapytał ojciec z pomieszaniem zmartwienia i złości w głosie. -- Co Ci się stało? -- wskazał na nadgarstek Josha.
-- Grałem na perkusji i zaczęło strasznie boleć. -- odpowiedział. -- Idę do pokoju.
-- Pamietaj o co Cię prosiłam w samochodzie. -- podniosła głos, aby brunet ją usłyszał, gdyż ten był już przy drzwiach swojego pokoju.
*Muszę tu posprzatać*
Chłopak podszedł do gramofonu i wyciągnął z półki losowy karton. Położył winyl a na nim umieścił głowicę, a po krótkiej chwili w pomieszczeniu rozbrzmiewała piosenka Don't Stop Me Now od Queen. Brunet uśmiechnął się do siebie i zaczął zbierać ulotki z podłogi wyrzucając je do kosza. Wszystkie ciuchy walające się po podłodze trafiły do kubła na pranie. Zaczął padać deszcz co jeszcze bardziej ożywiło Josha. Po 30 minutach sprzątania nie poznał swojego pokoju. Usłyszał pukanie do drzwi, a po chwili wychyliła się zza nich jego mama.
-- I jak Ci idzie? -- zrobiła zdziwioną minę. -- A widzisz, jak chcesz to możesz.
-- Chyba nie jest aż tak źle.
-- Jak tam nadgarstek?
-- Na razie nie boli.
-- Całe szczęście. -- odetchnęła z ulgą. -- Robię kolację. Chcesz coś?
-- Nie, dziękuję. Późno się robi. Położę się spać.
-- No dobrze. Dobranoc.
-- Dobranoc.
Brunet odstawił płytę winylową na swoje miejsce i poszedł w kierunku łazienki. Zamknął drzwi na klucz i wpierw rozbierając się wszedł pod prysznic. Odkręcił wodę i pozwolił jej spływać po włosach, jak i po twarzy. Usiadł i przyciągnął do siebie nogi kładąc swój podbrudek na kolanach. Woda lecąca ze słuchawki była ostrzejsza, niż gdyby stał. Wszystko co złe jest silniejsze, gdy jesteś niżej, więc gdy upadasz każde słowo bierzesz bardziej do siebie. Jesteś nikim - spadasz. Udajesz kogoś, kim nie jesteś - spadasz. Weź się w garść, inni mają gorzej - spadasz i zaczynasz dostrzegać dno. Słowa niszczą człowieka czasami bardziej niż czyny. Jeśli tego nie zauważasz, czas zacząć, bo kiedyś dostaniesz ostatnią szansę, którą musisz wykorzystać. Ponosisz rękę ku górze. Woda przestała się lać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro