Rozdział 2.
Promienie słoneczne, przebijające się przez jasnożółtą roletę były jedynym powodem, dla którego Niall zmuszony był otworzyć oczy. Nie rozumiał jak ktokolwiek mógł spać w takich warunkach. Słońce od bladego świtu napieprzało po oczach, a stworzenia, potoczne nazywane ptakami, darły się już od samego rana. To nie tak, że Horan był krytyczny wobec natury, po prostu nienawidził budzić się przed jedenastą w wolne dni.
Blondyn zamrugał kilkukrotnie, nagle dostając olśnienia. Miał odebrać Harry'ego z lotniska o dziewiątej. Już całkowicie pomijał fakt, że obudził się w nieswoim łóżku z zupełnie obcym mu mężczyzną u boku (przynajmniej początkowo tak myślał). Zerwał się natychmiastowo z posłania, następnie sycząc z bólu, który zaczął odczuwać w okolicach miednicy. Złapał się, stojącego nieopodal krzesła, zerkając na swojego nocnego kochanka. Ku ogromnemu jego zdziwieniu mężczyzna, z którym spędził upojną noc nie okazał się być starym, obleśnym typem, a najprzystojniejszym chłopakiem z jego szkoły.
Zayn podniósł się, spoglądając na stękającego z bólu Irlandczyka. Uśmiechnął się dumnie pod nosem, doskonale pamiętając każdy szczegół z ich nocnej zabawy.
— Już uciekasz, blondyneczko? — spytał zaspanym, zachrypniętym głosem. — Myślałem, że zdążę zrobić jakieś śniadanie, podczas którego porozmawialibyśmy na temat naszej gorącej nocy — mruczał — O ile ją pamiętasz — dodał po chwili.
— Nie pamiętam, ale doskonale ją odczuwam — burknął, zakładając bokserki, a następnie naciągając na siebie spodnie. — Która jest godzina? — spytał, chwytając bluzkę.
Malik usiadł na łóżku, sięgając po swój telefon, leżący na szafce nocnej. Przetarł dłonią oczy, nie chcąc zostać oślepionym przez blask ekranu.
— Za dziesięć dziewiąta — mruknął, odkładając komórkę.
Irlandczyk zaklął pod nosem, wiedząc, że nie zdąży dojść na lotnisko. Zwłaszcza w stanie, w jakim obecnie się znajdował.
— Ty masz prawko, prawda? — spytał po chwili namysłu, a Zayn skinął niepewnie głową — Cudownie. Zawieziesz mnie na lotnisko, proszę? Później możemy zjeść jakieś śniadanie, jeżeli tak bardzo ci zależy — powiedział, zakładając skarpetki. Malik udał, że się namyśla, a po chwili skinął ochoczo głową.
— Okej, umowa stoi. I tak musimy przedyskutować kilka kwestii — westchnął, wstając z łóżka i zaraz szykując się do wyjścia.
Niall dziękował Zaynowi przez pół drogi, jednakże Malik jego słowa puszczał mimo uszu, gdyż w swojej głowie doskonale opracował plan, w jaki sposób blondyn będzie mógł mu się odwdzięczyć. W końcu nie ma nic za darmo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro