Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.

  Promienie słoneczne, przebijające się przez jasnożółtą roletę były jedynym powodem, dla którego Niall zmuszony był otworzyć oczy. Nie rozumiał jak ktokolwiek mógł spać w takich warunkach. Słońce od bladego świtu napieprzało po oczach, a stworzenia, potoczne nazywane ptakami, darły się już od samego rana. To nie tak, że Horan był krytyczny wobec natury, po prostu nienawidził budzić się przed jedenastą w wolne dni.

  Blondyn zamrugał kilkukrotnie, nagle dostając olśnienia. Miał odebrać Harry'ego z lotniska o dziewiątej. Już całkowicie pomijał fakt, że obudził się w nieswoim łóżku z zupełnie obcym mu mężczyzną u boku (przynajmniej początkowo tak myślał). Zerwał się natychmiastowo z posłania, następnie sycząc z bólu, który zaczął odczuwać w okolicach miednicy. Złapał się, stojącego nieopodal krzesła, zerkając na swojego nocnego kochanka. Ku ogromnemu jego zdziwieniu mężczyzna, z którym spędził upojną noc nie okazał się być starym, obleśnym typem, a najprzystojniejszym chłopakiem z jego szkoły.

  Zayn podniósł się, spoglądając na stękającego z bólu Irlandczyka. Uśmiechnął się dumnie pod nosem, doskonale pamiętając każdy szczegół z ich nocnej zabawy.

  — Już uciekasz, blondyneczko? — spytał zaspanym, zachrypniętym głosem. — Myślałem, że zdążę zrobić jakieś śniadanie, podczas którego porozmawialibyśmy na temat naszej gorącej nocy — mruczał — O ile ją pamiętasz — dodał po chwili.

  — Nie pamiętam, ale doskonale ją odczuwam — burknął, zakładając bokserki, a następnie naciągając na siebie spodnie. — Która jest godzina? — spytał, chwytając bluzkę.

  Malik usiadł na łóżku, sięgając po swój telefon, leżący na szafce nocnej. Przetarł dłonią oczy, nie chcąc zostać oślepionym przez blask ekranu.

  — Za dziesięć dziewiąta — mruknął, odkładając komórkę.

  Irlandczyk zaklął pod nosem, wiedząc, że nie zdąży dojść na lotnisko. Zwłaszcza w stanie, w jakim obecnie się znajdował.

  — Ty masz prawko, prawda? — spytał po chwili namysłu, a Zayn skinął niepewnie głową — Cudownie. Zawieziesz mnie na lotnisko, proszę? Później możemy zjeść jakieś śniadanie, jeżeli tak bardzo ci zależy — powiedział, zakładając skarpetki. Malik udał, że się namyśla, a po chwili skinął ochoczo głową.

  — Okej, umowa stoi. I tak musimy przedyskutować kilka kwestii — westchnął, wstając z łóżka i zaraz szykując się do wyjścia.

  Niall dziękował Zaynowi przez pół drogi, jednakże Malik jego słowa puszczał mimo uszu, gdyż w swojej głowie doskonale opracował plan, w jaki sposób blondyn będzie mógł mu się odwdzięczyć. W końcu nie ma nic za darmo. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro