Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

-Patrz co mam - oświadczył Luke z lekkim uśmiechem na ustach, wyciągając z kieszeni czarnych spodni... paczkę papierosów. Najtańszych, fakt faktem, ale tutaj to rarytas jakich mało.

-Jak je załatwiłeś? - zapytałam, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia i odbierając z jego rąk paczkę. Musiałam sprawdzić, czy aby na pewno są prawdziwe.

-Masz ogień? - uśmiechnęłam się w jego stronę.

-Ja nie mieć ognia? - tym razem w moich rękach pojawiły się zapałki. 

Hemmings już chciał zapalać papierosa, jednak mocno chwyciłam jego rękę. 

-Czujniki dymu - oświadczyłam i otworzyłam okno. - Staraj się palić tak, żeby cały dym wylatywał przez okno. Owszem, są kraty, ale powinieneś dać radę.

Wzięłam szluga, wychyliłam się za okno i dopiero go zapaliłam. Pociągnęłam mocno. Nikotyna powoli rozniosła się po moim organizmie. Tęskniłam za tym. I za wieloma rzeczami.

Blondyn poszedł w moje ślady, po czym zapytał:

-Co z naszą ucieczką? 

Zastanowiłam się przez chwilę, po czym odparłam:

-Trzeba ułożyć plan - razem z moimi słowami, wypuściłam dym z ust.

-Oboje stwarzamy pozory, że coraz lepiej nam idzie na terapii - zaczął mój współlokator. - Wtedy nie będą nas o nic podejrzewać.

-Ja się staram jak najwięcej dowiedzieć o wyjściach ewakuacyjnych z budynku. I innych możliwych wyjściach.

Chłopak uśmiechnął się szeroko.

-Wiedziałem, że to ty jesteś tym tajemniczym informatorem - wziął ostatnie pociągniecie i zgasił papierosa. Ja się jeszcze delektowałam, choć niewiele mi zostało.

-To akurat było łatwe do przewidzenia, przyznaj.

-No fakt.

Po chwili milczenia zapytałam:

-Ile dajemy sobie czasu?

Luke zastanowił się przez chwilę, po czym odparł:

-Miesiąc. Maksimum.

-Wyczuwam intensywną pracę - uśmiechnęłam się lekko i zgasiłam papierosa. Wróciłam do środka i zamknęłam okno.

Hemmings również się uśmiechnął.

-To się okaże, jak nam będzie szło.


-Margot? - do pokoju weszła pielęgniarka. Uniosłam wzrok znad czytanej książki. - Zapraszam na terapię.

Z cichym westchnieniem odłożyłam powieść i wstałam z łóżka.

"Pamiętaj o planie" - upomniałam siebie w myślach.

Weszłam do gabinetu i od razu mój wzrok spotkał się ze wzrokiem doktora Broyda.

-Witaj Marr. Proszę, siadaj - oświadczył i wrócił do pisania. Wpatrywałam się, jak długopis lekko mknie po kartce, zostawiając ślady w postaci lekko pochyłych, wręcz kaligraficznych literek. - Jak tam ci minął dzień? 

-Całkiem dobrze - odparłam z udawanym entuzjazmem. Spróbowałam również wywołać uśmiech, ale średnio mi to wyszło. - Śniadanie było dzisiaj dobre.



Mówiłam kiedyś, że jestem dobrą aktorką? Nie?

No to właśnie mówię.

-I jak ci poszło? - zapytał Luke, kiedy weszłam do pokoju.

-Idealnie - uśmiechnęłam się szeroko w jego stronę. - Widziałam zadowolenie w oczach Broyda. A jak u ciebie?

-Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech wyrażający dumę.

-Zostałem pochwalony. Uznano, że jak będę tak dalej sobie radził, to wyjdę stąd szybciej, niż bym się spodziewał.

-To dobrze - pokiwałam głową. - Ale zaczynamy również swój równoległy plan.

-Czasami mówisz takimi zagadkami, że nie wiem, o co ci chodzi. Co masz teraz na myśli?

Powoli wyciągnęłam zapałki z dziury w ścianie. Zapaliłam jedną. Mój wzrok tkwił przez chwilę w płomieniu, po czym przeniosłam go na Hemmingsa.

-Miałam nauczyć cię czuć. Więc to zrobię. Choćby nie wiem co. Choćbym nawet miała umrzeć.



Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Wiem, wieki mnie tu nie było! Nie wiem, czy na dobre wracam, czy rozdziały będą często, ale to się okaże. Mam nadzieję, że tak będzie xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro