4.
Odetchnęłam głęboko, przeczesałam włosy i wskazałam na Luke'a.
-Teraz ty - oświadczyłam.
-Ja?
-A któż by inny? Jesteśmy tutaj tylko my dwoje. No chyba, że widzisz duchy, albo masz niewidzialnych przyjaciół.
-Nie, nie widzę duchów i nie, nie mam niewidzialnych przyjaciół.
Blondyn zastanowił się przez chwilę, po czym powiedział:
-Nie wiem właściwie, od czego zacząć.
-Może od początku? -zaproponowałam ironicznie. Jednak puścił moje słowa mimo uszu.
-Nie wiem kiedy to się zaczęło. Przychodziło z czasem. Nie bolało mnie, kiedy ukłułem się szpilką, kiedy stanąłem na klocek lego. Nie bolała mnie głowa, brzuch. Nawet noga, kiedy w czasie meczu piłki nożnej ją sobie złamałem. Patrzyłem tylko zdziwiony na nią.
Jednak byłem zawsze radosny. Pełen życia, chwytający wszystko, co mu się daje.
Do pewnego momentu.
Kiedy nagle straciłem moich rodziców, a zaraz po tym przyjaciół, czułem, jakby mój świat przewrócił się o 180 stopni. Wpadłem w depresję. A przynajmniej podejrzewałem, że to depresja.
Można powiedzieć, że z tego wyszedłem. Było jednak jedno "ale".
Stałem się pusty w środku. Straciłem wszystkie uczucia. Można mnie było wynająć jako bezuczuciową maszynę do zabijania.
Nie dość, że nie czułem bólu fizycznego, co zaczęło się już wcześniej, tak przestałem czuć również ból psychiczny.
-Jak tutaj wylądowałeś?
-Właściwie... sam się zgłosiłem. Za radą mojego psychologa. On widział we mnie wrak człowieka. Kogoś, kogo już nie dało się odratować. A przynajmniej nie za pomocą terapii. Chciałem w końcu coś czuć. To było strasznie męczące widzieć, że ludzie cieszą się z drobnych rzeczy lub narzekają, że boli ich głowa, a ty byłeś bardziej nieczuły niż kamień.
Miałem nadzieję, że to miejsce mi nie pomoże.
-Uwierz mi, nie pomoże. Nieważne jak wiele silnej woli byś nie miał, to nic ci nie da. Ten szpital nie ma zbyt dobrej reputacji.
-Dowiedziałem się tego dopiero po tym, jak tutaj trafiłem.
-Lepiej późno, niż wcale.
Zamilknęliśmy oboje. W pewnym momencie zaczęło brakować nam słów. Musieliśmy schować swoją przeszłość znowu do ciemnego miejsca. Najciemniejszego w naszej duszy.
-Marr... jak to jest czuć ból? - podniosłam na niego swój zdziwiony wzrok, po czym lekko się uśmiechnęłam.
-Przecież już ci to mówiłam. Kiedy robię sobie krzywdę, kiedy czuję ból, czuję również endorfinę krążącą w moich żyłach. Wszyscy mówią, że ból jest najgorszy. Jednak nie dla mnie. Dla mnie to najwspanialsze uczucie na świecie. I nikt tego nie zrozumie. Chyba, że będzie tak samo chory jak ja.
-Chciałbym go poczuć - wyszeptał Luke, wpatrując się w szarą ścianę na przeciwko nas.
-Ból?
Chłopak pokiwał głową.
-Jakikolwiek. Fizyczny, psychiczny... Cokolwiek, aby poczuć się żywym.
Utkwiłam wzrok w jego twarzy.
-Więc sprawmy, żebyś go w końcu poczuł, Luke. Uwierz mi - to będzie dla mnie sama przyjemność. Bolesna i wspaniała przyjemność.
Chłopak przeniósł swój wzrok na mnie, wpatrując się ze skupieniem w moje oczy.
-Żartujesz?
-Nie.
-Na pewno?
-Na sto procent.
-Więc zróbmy to.
-Doskonale.
-Ale wątpię, żeby cię się udało.
-Jesteś tego pewien?
Pokręcił głową.
-Od dłuższego czasu nie jestem pewien wielu rzeczy.
Zgadnijcie, kto zamiast słuchać na wosie wyłącza się i zastanawia się nad dalszymi rozdziałami tego opowiadania.
Tak, ja 😂😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro