Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

Ciekawskim wzrokiem lustruję nowo przybyłego, a zarazem mojego nowego współlokatora.

-Więc ty jesteś ten słynny Luke Hemmings - stwierdzam, powoli przewracając w rękach nóż. Niewielki, kieszonkowy nóż, który jest moim największym skarbem i rzeczą chowaną po kątach, aby tylko pielęgniarki go nie odkryły.

-Dopiero, co tu przyjechałem, a ty już znasz moje imię? - blondyn jest lekko rozbawiony, jednak widząc mój zimny, można powiedzieć psychopatyczny wzrok, uśmiech schodzi z jego twarzy, a on sam wraca do rozpakowywania swojego i tak niewielkiego dobytku.

-No wiesz... - przenoszę swoje spojrzenie na ostrze. - Tutaj nie dzieje się zbyt wiele ciekawych rzeczy. Każda nowa plotka to łup. Bardzo przydatny.

-Naprawdę?

Powoli kiwam głową, robiąc z ust dziubek.

-A kto jest głównym informatorem? Myślę, że warto byłoby poznać tą osobę.

Uśmiecham się do niego zimno.

-Jeszcze wiele musisz się dowiedzieć chłopczyku. Ale jeszcze nie teraz. Wszystko w swoim czasie.

Chowam nóż w dziurze w ścianie za łóżkiem. Chwilę potem drzwi się otwierają i do sali zagląda jedna z pielęgniarek. Sussie. Bardzo urocza i opiekuńcza kobieta, która nie zasługuje na pracowanie w takim miejscu jak to.

-Pora obiadowa, zapraszam na stołówkę - uśmiecha się w naszą stronę, na co ja odwzajemniam gest. Ruszam w stronę drzwi za pielęgniarką, jednak już na progu oglądam się w tył na Luke'a. Spogląda na mnie zdziwiony.

-Idziesz, czy masz zamiar tutaj zostać i liczyć plamy na suficie? - pytam go znudzonym tonem i, już więcej się nie oglądając, ruszam korytarzem. Po chwili blondyn mnie dogania.

Dźwięk naszych kroków odbija się od ścian pomalowanych na biało. A przynajmniej były kiedyś pomalowane na biało. Obecnie to podchodziło pod szary.

-Nasze wspólne mieszkanie chyba będzie ciężkie - stwierdza cicho Luke.

Odwracam się chwilowo w jego stronę, jednak nie wygląda na zmartwionego ani urażonego. Wygląda raczej... na wypranego z emocji. Pustego, zimnego w środku. Ton jego niebieskich oczu mógł przerazić. Każdego. Ale nie mnie.

-To zależy.

-Od czego? - obudziłam w nim nutkę ciekawości.

-Od tego jaki będziesz w stosunku do mnie. Owszem, to nie będzie łatwe, ale hej! Trochę silnej woli i cierpliwości i może ci się uda.

Mrugam w jego stronę, próbując chyba udawać przyjazną.

A udawanie to jedna z moich zalet.


Biorę do ust kolejną porcję z talerza. I patrzą na Luke'a. Miesza niezadowolony papierowym widelcem w papce. Szarej, bezkształtnej masie.

-Pozwól, że zacytuję moją mamę. Jak teraz nie zjesz, to później będziesz głodny, a już nic nie będzie. Tak jak w domu to się nie sprawdzało, tak tutaj owszem - wskazuję widelcem na jego porcję.

-Nie masz jakiś ukrytych zapasów? - pyta z nadzieją w oczach.

Kręcę głową, powoli przeżuwając.

-To nie jest zielona szkoła, chłopczyku. To psychiatryk. Tutaj zabiorą ci to, co najcenniejsze. Wszystkie pamiątki, potrzebne rzeczy, godność, honor i całe twoje jestestwo. I jedyne, co możesz z tym zrobić, to się z tym pogodzić. Walka tutaj jest zbędna.

-Jesteś pewna? - pyta, nachylając się w moje stronę. Ja również się przybliżam w jego stronę.

-Możesz zachować jedynie resztki tego, kim kiedyś byłeś. Ale całości nie uda ci się uratować. Nieważne, jak mocno byś walczył, kopał, krzyczał, płakał i błagał.

Cały czas patrzę w jego oczy. Nie widzę w nich przerażenia, niepewności. Nie widzę nawet odrobiny strachu i chęci ucieczki stąd. Widzę lodowate niebieskie oczy. Bez uczuć. Bez emocji.

-I jeśli chcesz tutaj przeżyć, musisz to zrozumieć i się z tym pogodzić. Albo uciec. Masz dwie opcje. Twoja decyzja, co wybierzesz. Jedno z nich jest trudniejsze.

-Ucieczka?

Uśmiecham się lekko, drwiąco.

-To już sam musisz zrozumieć. Zobaczyć. I poczuć.



Jeju, mam nadzieję, że nie stracę na to weny, a wam się będzie podobać.
Rozdziały co piątek!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro