Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34.

Rano obudziłam się sama na ogromnym łóżku, po spojrzeniu na telefon dowiedziałam się, że jest 10. Byłam bardzo zdziwiona brakiem Harry'ego obok mnie, bo ten leń nie odpuściłby okazji poleżenia do południa w łóżku. przewróciłam się na drugi bok i próbowałam znowu usnąć, nie trwało to długo, bo już chwilę później, ktoś wszedł do pokoju.

- Rose wstajemy - powiedziała cicho Anne, na co jęknęłam niezadowolona.

- Czemu nie przyszedł Harry? Albo Niall? Ich bym dała rade przekupić na jeszcze godzinę leżenia w łóżku - powiedziałam siadając.

- Dlatego nie oni przyszli. Wstawaj śniadanie już czeka.

- Daj mi 10 minut - odpowiedziałam zrzucając z siebie kołdrę.

- Czekamy w jadalni.

Szybko założyłam na siebie sukienkę, którą Harry przyniósł z mojej walizki i pobiegłam do łazienki, umyłam zęby i związałam włosy, chwilę później na bosaka zbiegałam ze schodów, gdzie wpadłam na Harry'ego.

- Przypomnij mi, ile razy prosiłem cię o to żebyś nie chodziła na boso? - zapytał łapiąc mnie gdy się zachwiałam.

- Ze sto będzie, o ile nie więcej - powiedziałam, lekko się uśmiechając.

- Co mam zrobić żebyś mnie słuchała? - westchnął.

- Mniej zrzędzić? - zaproponowałam unosząc lekko kąciki ust.

- Ja zrzędzę? - zapytał biorąc mnie na ręce i zaczął schodzić ze schodów, w drodze do jadalni kilka razy obracał się wokół własnej osi przez co jęczałam niezadowolona.

- Błagam nie rób mi już tak więcej - powiedziałam, gdy posadził mnie na krześle i chwyciłam się za bolącą głowę.

- Pomyślę o tym - powiedział całując mnie w policzek i zaczął jeść przygotowane śniadanie.

- Jak wam się żyje w Londynie? - zapytał Bobby gdy posmarowałam tosta Nutellą.

- Nie najgorzej - powiedziałam gryząc tosta.

- Londyńskie powietrze nam służy.

- Harold twój mózg się przewietrzył i zmądrzałeś, ja tam nie odczuwam różnicy a Rose jest tak samo marudna gdy coś jej nie pasuje- powiedział Niall.

- No to mówię, że nam służy, gupi jesteś myśląc, że brałem was pod uwagę, mówiłem o sobie oznajmił Harry jedząc kanapkę

- Wredny jesteś, a tak poza tym mówi się głupi nie gupi- poprawiłam go.

- Srutututu, on jest gupi - powiedział Harry.

- Harold, zachowuj się przy stole - upomniała go Anne.

- Nie mów tak na mnie - powiedział patrząc groźnie na swoją mamę, przez co Bobby się roześmiał.

- Harold, bo zarobisz szlaban.

- Mamo - powiedział, wymownie wskazując na mnie.

- Ja nie wiem jak ona może z tobą wytrzymać, na twoim miejscu Rose to bym cię rzuciła po godzinie, no ewentualnie dwóch.

- Nie lubię was - obraził się.

- Przyzwyczaiłam się do tego, że jesteś nieznośny i pyskaty, za długo z tym żyje żeby cię od tak przez to rzucić - powiedziałam siadając na jego kolanach i dałam mu buziaka.

- Jednak do ciebie to mi jeszcze daleko - wyszczerzył się. - Nie wiem czy kiedykolwiek będę jaki wyszczekany jak ty.

- Jej to nikt nie pobije, cwaniara z niej, a w jeśli doda się jak niemożliwie marudna jest to otrzymamy mieszankę wybuchową.

- Lepszą niż C4 - dodał Bobby.

- No wiesz ktoś z nas musi być sprytny i cwany, a, że padło na mnie to wasz problem nie mój.

- Dobrze, skończcie się już przekomarzać i skończcie śniadanie - powiedziała Anne.


* dla niewtajemniczonych C4 to plastyczny materiał wybuchowy ;D


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: