Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. - Bulwary

4 listopada, godzina 15:00, Szpital Bonifratrów

Czuła się o wiele lepiej. Myślała, że nastał jakiś cud. Obudziła się bezproblemowo, nic jej nie bolało i — o dziwo — nie była tak bardzo osłabiona, jak przez ostatnie kilka dni. Chwilę po tym, jak wstała, przyszedł lekarz i wręczył jej wypis ze szpitala. Ucieszyła się, słysząc informację, że w końcu może stamtąd wyjść i wrócić do normalnego życia. Podał jej również zalecenia, do których będzie musiała się stosować przez najbliższe dwa miesiące.

Z pieniędzy, które dostaje co miesiąc w spadku po swojej matce, będzie musiała odłożyć pewną część, którą przeznaczy na leki. Bała się, że nie wystarczy jej na dodatkowe rozrywki, z których korzystała przez ostatnich kilka tygodni. Była pewna, że będzie musiała zacząć zarabiać na koncertach, co stanowiło niemałe wyzwanie.

Zmieniła ciuchy ze szpitalnych na te, które miała na sobie podczas ostatniego spotkania z Xavierem. Zaczesała włosy w wysokiego kucyka, chwyciła za torbę i ruszyła w stronę wyjścia z sali. Przeszła przez korytarz i opuściła powoli szpital. Czuła się, jakby spędziła tam wieczność. Pożegnała się z pracownicą na recepcji w nadziei, że już nigdy tu nie wróci. W końcu mogła poczuć zapach miasta, za którym do tej pory nie zdarzyło jej się zatęsknić.

Lilith skorzystała z autobusu, aby dostać się do swojego mieszkania. W międzyczasie napisała do znajomych, że opuściła więzienie, jakim okazał się szpital. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc ludzi innych niż lekarze czy pielęgniarki. Była szczęśliwa, że mogła korzystać w końcu z pełni życia, zamiast zamykać się w czterech ścianach.

Kiedy dotarła do mieszkania, otrzymała wiadomość od znajomego punka.

Hej, chciałabyś może wyjść ze mną dzisiaj wieczorem nad Wisłę? Będzie kilka moich znajomych. Chciałbym, abyś miała okazję odetchnąć po tym, co ostatnio się działo. Spędzimy też razem czas i pogadamy o tym, o czym zaczęliśmy mówić w kawiarni. Napisz, co o tym sądzisz. Czekam na wiadomość! — napisał Xavier, inicjując spotkanie.

Cześć, chętnie wybiorę się z tobą na Bulwary! Podoba mi się ten pomysł — w końcu muszę jakoś odpocząć od tych wszystkich badań i siedzenia cały czas w jednym miejscu. W mieszkaniu by mi się nudziło, a tak to przynajmniej spędzę fajnie czas. O której godzinie i gdzie mam na ciebie czekać? :) — zareagowała na jego propozycję, uśmiechając się do telefonu.

Przyjdę pod twój blok, pamiętam adres. Bądź gotowa na 17:00.

Okej, dzięki! Do później — odpisała, przygotowując się na wieczorne spotkanie.

16:50, mieszkanie Lilith

Połknęła szybko tabletki, które wcześniej przygotowała. Po powrocie ze szpitala powędrowała do pobliskiej apteki, która znajdowała się w następnym bloku. Tabletek, jak się spodziewała, było dużo. Musiała przyjmować większą dawkę niż ta, którą podawały jej pielęgniarki.

Przed wyjściem na spotkanie, podeszła do lustra. Przejrzała się z każdej strony, upewniając się, że wygląda dobrze. Wróciła po kosmetyki, żeby dopełnić makijaż. Ponownie znalazła się przed dużą szafą w korytarzu i zabrała się do malowania. Usta obrysowała czarną konturówką, wypełniając całość krwistą szminką. Przejechała palcem po dolnej i górnej wardze, blendując obydwa kolory przy krawędzi. Popatrzyła na swoje odbicie jeszcze raz, skanując wzrokiem każdy element stroju. Na szyi dziewczyny wisiało wiele różnych naszyjników, a w uszach miała długie kolczyki — czaszki kruka. Miała na sobie koszulkę jednego z ulubionych zespołów, czarne bojówki, swoje ukochane glany i ciężką, czarną skórę. Na piersi miała przepasaną torbę, która zawsze jej towarzyszyła.

W końcu wyszła z mieszkania i podążyła w kierunku schodów. Mieszkała na drugim piętrze, więc droga nie była długa. W międzyczasie sprawdziła godzinę — przyszła dwie minuty przed czasem.

„Idealnie" — pomyślała.

Przed blokiem czekał już na nią wysoki chłopak. Xavier miał na głowie postawionego irokeza, który idealnie podkreślał jego czerwone włosy. Tak jak Lilith miał na sobie skórę ozdobioną naszywkami aż po brzegi. Na rękawach znajdowały się kolczaste ćwieki, które dodawały jej uroku. Osiemnastolatka podeszła do kolegi i oplotła jego szyję rękami, przytulając go niespodziewanie. Musiała stanąć na palcach, aby mu dorównać. Kąciki jego ust powędrowały do góry, kiedy wykonała ten miły gest. Odwzajemnił uścisk, masując ją lekko po plecach. Oderwali się od siebie, podczas gdy ich uśmiechy nie schodziły z twarzy.

— Cześć, jak ci minął dzień? — zaczął rozmowę, odsuwając się lekko od dziewczyny.

— Bardzo dobrze. Cieszę się, że w końcu wyszłam z tego cholernego szpitala, nie chciałabym tam dłużej być — odpowiedziała, przyglądając się jego uśmiechowi.

— To dobrze, idziemy? — zapytał, oczekując szybkiej odpowiedzi.

— Jeszcze pytasz? — zaśmiała się krótko i zaczęła iść przed siebie, a chłopak podążył za nią.

Wokół unosiła się mgła, a ścieżkę oświetlały wysokie, zielone latarnie. Szli przez park, oddalając się powoli od bloku dziewczyny. Na chodniku leżało wiele kolorowych liści, które przez podmuch lekkiego wiatru spadały z drzew. Księżyc świecił na niebie, zastępując rażące w dzień promienie słońca. Można było usłyszeć szum jadących przez Kraków samochodów, które zmierzały w określonym kierunku. Budynki, których okna wciąż były ciemne, czekały na swoich właścicieli wracających dopiero z pracy. Jesienny klimat otulał każdy zakamarek miasta, zapowiadając, że niedługo zawita piękna zimowa aura. Wyszli z parku, skręcając w ciemną uliczkę. W końcu znaleźli się na drodze, która prowadziła wzdłuż Wisły aż do słynnego mostu, pod którym młodzież urządzała spotkania.

Kiedy znaleźli się na miejscu, Lilith zauważyła grupkę chłopaków. Jak się domyśliła, byli to znajomi Xaviera. Każdy z nich miał spodnie w kratę, ale w innym kolorze. Ładnie się prezentowali, choć nastolatka wolała nieco ciemniejsze barwy. Czerwonowłosy chłopak przywitał się z przyjaciółmi, szczerząc przy tym swoje białe zęby. Metalówka zrobiła to samo, przedstawiając się nieznajomym. W jednym z nich rozpoznała chłopaka, który był na dachu podczas ostatniego koncertu. Podeszła do niego, zagadując:

— Hej, my się już chyba widzieliśmy. Jestem tą dziewczyną od ognia — powiedziała, wyciągając z kieszeni kurtki zapalniczkę, którą zapomniała mu oddać.

— O, to ty! Xavier wspominał, że macie kontakt... ale do rzeczy, Ace jestem — wyciągnął do niej dłoń ozdobioną kilkoma srebrnymi sygnetami.

— Lilith, miło mi — uśmiechnęła się, ściskając jego dłoń.

Kilka osób — w tym Lilith i Xavier — usiadło na murku, a reszta stała przed nimi. Jeden z obecnych chłopaków ściągnął plecak ze swoich ramion, następnie wyciągnął z niego piwo.

— O, moja ukochana Perła! — wykrzyczał radośnie Ace, podchodząc bliżej kolegi. — Co tam jeszcze masz? — dodał, zaglądając do torby.

— Jeszcze mam wiśniówkę, ktoś się skusi? — zaproponował starszy punk, który przyniósł ze sobą plecak.

Lilith wiedziała, że ta noc nie skończy się dobrze. Kiedy ktoś jej coś proponował, nie umiała odmawiać. Miała silną wolę i była asertywna, ale do czasu. Walczyła ze sobą, aby chociaż tego wieczoru wrócić do domu całkowicie trzeźwa, jednak okazało się to niemożliwe. Wzięła do ręki butelkę piwa i poprosiła nowo poznanego kolegę o otworzenie jej. Mężczyzna uderzał lekko w kawałek betonu, aż kapsel spadł na chodnik. Xavier, widząc, co robi dziewczyna, nie odmówił sobie spożycia tego samego napoju.

Noc była głęboka, a grupa nie zaprzestawała zabawy. W końcu znaleźli się w stanie takiego upojenia, że nie do końca mieli nad sobą kontrolę. Słuchali głośno punk rocka, bawiąc się przy tym jak nigdy. Nagle Lilith wypadła z pogo, lecąc do tyłu na beton. Na szczęście na murku siedział Xavier, który złapał ją w ostatniej chwili. Trzymał mocno, aby nie straciła równowagi. Upadła bokiem, więc znalazła się zdecydowanie za blisko jego twarzy. Uśmiechnął się, zapytał, czy wszystko w porządku. Kiwnęła głową, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Popatrzyła prosto w jego oczy, a wzrok zatrzymał się na jego ustach. Xavier widział, że dziewczyna nie może się skupić na jego oczach, zbliżył się do niej jeszcze bardziej, czując jej przyśpieszony oddech. Lilith była gotowa na wszystko, co mogło się wydarzyć. W tamtej chwili nie myślała racjonalnie. Oddała się w jego ręce, pozwalając na więcej.

— Po prostu to zrób, Xav — zezwoliła, czekając na jego ruch.

Bez zastanowienia chłopak wpił się w jej usta, a jego dłonie otoczyły delikatnie szyję nastolatki. Lilith poczuła silne pożądanie — oddawała każdy pocałunek, który składał na jej wargach. Przymknęli oczy, nie zaprzestając pieszczot. Ich języki splotły się razem, tocząc zaciętą walkę. Xavier przechylił lekko głowę, chcąc uzyskać do niej większy dostęp. Serca mocno biły im w piersiach, a krew stała się wrząca niczym lawa.

Zdarzeniu przyglądali się koledzy chłopaka i uśmiechali się do siebie znacząco. A tamci? Płonęli, chcąc więcej i więcej. Nie zwracali uwagi na otaczający ich świat, byli w odrębnej rzeczywistości. Nie słyszeli komentarzy ani gwizdania. Chcieli, aby ta chwila trwała wieczność.

Był to kulminacyjny moment w ich relacji — pytanie, co nastąpi później?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro