Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.2 - Kawa z karmelem

18:25

Wybiegła z siedziby zespołu jak poparzona. Czuła, że jest już spóźniona na spotkanie w kawiarni. Weszła szybko do swojego mieszkania i zmieniła plecak na torbę. Poprawiła kreski eyelinerem, starając się nie wyjechać poza kontur. Następnie chwyciła za gruby pędzel i przypudrowała twarz, żeby makijaż nie spłynął jej z twarzy pod wpływem wysiłku fizycznego, jakim był bieg. Czekało ją dziesięć minut drogi. W ostatniej chwili przypomniała sobie, że istnieje taki magiczny pojazd, jakim jest autobus.

Ledwo się wyrabiając, wsiadła zdyszana do środka pojazdu i zajęła wolne miejsce. Kilka osób przerzuciło wzrok z szyby na dziewczynę, przyglądając się dokładnie jej wyglądowi. Długie kreski, podkreślone czerwonym cieniem u spodu, kurtka z dużą ilością naszywek, szerokie bojówki we wzór moro i ciężkie glany. Mało tego — na twarzy miała kilka kolczyków, które jeszcze bardziej bulwersowały starsze panie.

Nie zwracała już na to uwagi, tak jak kiedyś. Uśmiechnęła się pod nosem i wysiadła na swoim przystanku. Gdy była nieopodal kawiarni, poprawiła szybko włosy i ruszyła w stronę wejścia.

Kiedy weszła do lokalu, poczuła mocny zapach świeżo parzonej kawy. Kochała ten aromat. W powietrzu unosił się jeszcze aromat słodkich przekąsek i różnorodnych owoców. Sok z jabłek, marzyła o takim. Lody, na to też miała ochotę, jednak budżet ją nieco ograniczał. Nie zarabiała jeszcze na swoim zespole, czekał ich dopiero pierwszy koncert, więc pozostało jej żyć z renty po swojej matce.

Po chwili rozkojarzenia przypomniała sobie, po co tam jest. Odwróciła się i zaczęła szukać czerwonej głowy. Siedział na jednej z brązowych kanap i przyglądał się jej dokładnie. Pomyślała, jak długo się jej tak przyglądał, jednak to nie było teraz najważniejsze. Podeszła z uśmiechem do stolika i wyciągnęła rękę.

— Cześć, długo tutaj czekałeś? — zapytała, nadal wyciagając do niego swoją dłoń.

Ujął ją i ucałował swoimi miękkimi ustami. Poczuła bijące od niego ciepło, na co uśmiechnęła się jeszcze bardziej, ukazując charakterystyczne wgłębienia w policzkach.

— Nie martw się, nie czekałem długo. Poza tym zamówiłem nam kawę z karmelem. Mam nadzieję, że lubisz — oznajmił, zapraszając ją gestem ręki do usiądnięcia przed nim.

— Uwielbiam kawę z karmelem, dobrze trafiłeś — zaśmiała się lekko, siadając w tym samym czasie przed chłopakiem.

— Jak się trzymasz po koncercie? — zapytał, zaczynając temat.

— Jakoś leci, jednak mam dużo materiału w szkole i jakoś ciężko to idzie — wyznała, opierając łokcie o stolik.

— Rozumiem. Ja już skończyłem szkołę, zdałem dobrze maturę i teraz zrobiłem sobie rok przerwy przed studiami.

Kiedy obydwoje włączyli się w rozmowę, dyskutując o swoim życiu, przyszła kelnerka z gotową kawą.

— Smacznej kawusi! — powiedziała Lilith, przyciągając gorącą filiżankę do siebie.

— Dziękuję i nawzajem — uśmiechnął się do dziewczyny, przyglądając się jej dokładnie.

Wypili kawę w miłej atmosferze. Rozmawiali o muzyce, swoich zainteresowaniach i co robią w życiu. Lilith dużo się dowiedziała na temat czerwonowłosego. Był dosyć ustawiony w życiu — dobre relacje z rodzicami, powodzenie w nauce i plany na przyszłość. Zamierzał zostać dziennikarzem. Lubił prowadzić wywiady z ludźmi, o czym przekonała się na własnej skórze. Wydawał się bardzo empatycznym i miłym człowiekiem. Miała nadzieję, że to nie będzie ich ostatnie spotkanie.

— Lil, może przejdziemy się po parku? — zapytał, używając zdrobnienia jej imienia.

Zarumieniła się, wiedząc, że pierwszy raz ktoś tak do niej mówi.

— Oczywiście.

Wyszli z kawiarni, opuszczając przytulne miejsce. Wiatr uderzył ich w twarze, tocząc taniec z włosami pary. Poszli razem w kierunku pobliskiego parku, rozglądając się po okolicy. Xavier chciał złapać ją za rękę, jednak wiedział, że to za szybko. Miał zamiary co do Lilith, wiedział, że nie zrobiłaby mu krzywdy. Jednak nigdy nie miał pewności. Znali się krótko, więc dlaczego miałby już rozmyślać o przyszłości ich relacji? Był niecierpliwy. Chciał znaleźć już kogoś, kto będzie z nim do końca. Miał nadzieję, że przypadkowo poznana metalheadka okaże się jego szansą na świetlane życie.

Kiedy przeszli przez bramę prowadzącą do rozgałęzionych ścieżek porośniętych krótką, zieloną trawą, zauważyli, jak księżyc rozjaśnia im drogę. Było już ciemno, a latarnie jeszcze nie świeciły. Miało to swój urok, który kochali. Dziewczyna odblokowała swój telefon i włączyła muzykę, która oddawała ten klimat. Wsłuchiwali się w rytm i każdy riff wybrzmiewający z głośników.

Dziewczyna usiadła na pobliskiej ławce, wyciągając z kieszeni paczkę marlboro.

— Lubisz goldy? — zapytała.

— Moje ulubione — uśmiechnął się szeroko, wyciągając jednego z paczki za pozwoleniem.

Odpalili papierosy, ciesząc się chwilą. Aura, jaka wtedy panowała, nie była do opisania. Mrok otaczał całe miasto, wprawiając w dziwną nostalgię. Lilith przypomniała sobie, jak ostatnio siedziała w tym parku po swojej próbie samobójczej. To był najgorszy okres w jej życiu. Nie mogła dopuścić, aby powróciła do tego stanu.

Zaciągnęła się dymem i wypuściła go powoli z płuc. Popatrzyła na chłopaka słabym wzrokiem, zsuwając się powoli z ławki. Przed jej oczami pojawiła się ciemność. Xavier złapał ją za ramiona, przytrzymując ją na siedzeniu.

Zapowiadała się długa noc...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro