NADESŁANE PRACE
Tym razem mamy tylko jedną nadesłaną pracę, więc nie będzie głosowania, niemniej jednak zapraszamy do czytania i komentowania!
P.S. Przepraszam za opóźnienie. Wtt wypiął się na mnie i cały wczorajszy wieczór pokazywał mi błąd :(
Pierwszą myślą, jaka pojawiła się w jej głowie Leoni, po przebudzeniu, była przepowiednia, którą usłyszała poprzedniego wieczoru. Dni do złożenia małżeńskiej przysięgi zbliżały się nieubłaganie, a magiczna postać wzbudziła w próżnej kobiecie obawy. Obietnica, że niedługo pozna miłość swojego życia zasiała ziarno nadziei i wątpliwości.
Zajęła miejsce przygotowane dla niej miejsce w jadalni i czekała na narzeczonego. Po chwili do pomieszczenia wtoczył się krowiasty Gabriel. Uśmiechnął się, patrząc na zastawiony stół.
– Witaj kochanie. – pocałował ją w policzek.
Dziewczyna lekko się skrzywiła, nie kryjąc obrzydzenia partnerem.
– Może w końcu popracowałbyś nad swoją wagą? – zapytała, gdy mężczyzna zajął miejsce naprzeciwko niej.
Gabriel w odpowiedzi głośno się roześmiał i wziął do ust kawałek omleta.
– Po co mi wygląd skoro mam pieniądze? – zapytał z pełnymi ustami.
Jego błękitne oczy patrzyły z pogardą na blondynkę.
– Żeby się podobać innym i samemu sobie. – odpowiedziała, wlepiając wzrok w szklankę, byleby nie patrzeć na partnera.
– Nie muszę się sobie podobać. Jeśli myślisz, że ulegnę twojej deprecjacji, to jesteś w ogromnym błędzie.
– Ale... – chciała coś powiedzieć, ale otyły mężczyzna przerwał jej.
– Może w końcu popracowałabyś, by mieć własne pieniądze.
Oburzona Leoni wstała od stołu i wybiegła z ogromnej willi. Wsiadła do samochodu.
– Chcę jechać do galerii. Muszę się odstresować. – powiedziała kierowcy.
Wbiegła do pierwszego drogiego sklepu, jaki znalazła i zaczęła oglądać markowe buty. Zakupy były dla niej lekiem na wszystko; na nudę, na stres i na nerwy. Wybrała nie najładniejsze, lecz najdroższe trzy pary i podeszła do kasy.
Za ladą stał przystojny brunet. Włosy miał postawione na żelu, na twarzy kilkudniowy zarost. W jego lewym uchu błyszczał mały kolczyk, a spod rękawów koszulki wyłaniały się tatuaże, zdobiące mięśnie mężczyzny. Obdarzył kobietę smutnym spojrzeniem, a jego brązowe tęczówki od razu jej się spodobały.
– Dzień dobry. To wszystko? – zapytał, sztucznie się uśmiechając.
– Tak. Płacę kartą. – odpowiedziała, wyciągając z portfela kartę płatniczą Gabriela.
Kasjer zapakował zakupy i położył je na ladzie. Dziewczyna poczuła się lepiej, wydając kolejne pieniądze, ale smutek mężczyzny zwyczajnie ją zaintrygował. Przyjrzała mu się uważniej.
– Co ty taki rzewny? – zapytała.
– Dziewczyna ze mną zerwała. – westchnął ciężko.
– Przykro mi. – odpowiedziała. – Masz czas po pracy? – palnęła, czym zaskoczyła sama siebie.
– Właściwie to tak. Od dziś mam bardzo dużo wolnego czasu. Kończę o piętnastej.
– Będę punktualnie. – uśmiechnęła się i wyszła.
Podała kierowcy zakupy i wsiadła do samochodu.
– Do domu. – bąknęła.
Weszła do ogromnego salonu, w którym na sofie leżał jej partner.
– Wychodzę dzisiaj po południu. Umówiłam się z koleżanką.
– Ty nie masz koleżanek. – zaśmiał się Gabriel.
Blondynka tylko westchnęła, odwróciła się i chciała wyjść.
– Nigdzie nie wychodzisz!
– Nie będziesz o tym decydował! – warknęła i gwałtownie się odwróciła.
– Oddaj kartę. – powiedział stanowczym głosem Gabriel.
– Słucham? – zapytała oburzona.
– Słyszałaś doskonale. Oddaj.
– Ale misiu. – powiedziała spokojniej, podchodząc bliżej. – Proszę cię. – dodała, klękając obok sofy. Złożyła na ustach mężczyzny delikatny pocałunek.
– Wychodzisz bez karty albo zostajesz.
Kobieta szybko wstała. Z małej, czarnej torebki wyjęła portfel, a z niego kartę. Rzuciła ją na podłogę i ostentacyjnie stukając szpilkami o drewniany parkiet, wyszła. Kierowca zawiózł ją do ekskluzywnej restauracji. W samochodzie odegrała scenkę zapominalskiej, udając, że zapomniała portfela. Kierowca wręczył jej kartę zapasową, którą zawsze miał przy sobie, według polecenia szefa.
Leoni zamówiła sobie podwójne espresso. Zbeształa kelnerkę za zbyt długie oczekiwanie na obsługę. Przesiedziała tam kilka godzin, rozmyślając nad wyjściem za Gabriela. Była piękna, z pewnością znalazłby się kolejny facet gotowy ją utrzymywać w zamian za związek. Dodatkowo przepowiednia sprawiła, że w jej głowie zrodziła się nadzieja na coś, w co nigdy nie wierzyła. Na miłość. Zastanawiała się, jak by to było być w związku, w którym partnerom zależałoby na sobie.
Gdy na zegarku ujrzała godzinę piętnastą, zadzwoniła po kierowcę. Ten podwiózł ją pod galerie i odjechał.
– Przepraszam za spóźnienie. – uśmiechnęła się do mężczyzny, stojącego przed wejściem do sklepu.
– Nic się nie stało. – obdarzył ją nieśmiałym uśmiechem. – Jestem Louis. – przedstawił się, wyciągając dłoń w jej kierunku.
– Leoni. – uścisnęli sobie dłonie, patrząc w oczy.
– Przyjechałaś samochodem? Bo jeśli nie to musimy iść pieszo, nie mam samochodu. – wyznał, skrępowany.
– Nie, znaczy tak, to znaczy yyy... Mam ochotę na spacer. – starała się ukryć zażenowanie pod szerokim uśmiechem.
Opuścili galerię i ruszyli ulicą w kierunku alejki drzew, gdzie mogliby usiąść na świeżym powietrzu.
– Opowiedz coś o sobie. – zaproponowała.
– Moje imię już znasz. – zaczął, uśmiechając się lekko. – Mam dwadzieścia cztery lata, od trzech miesięcy pracuje w sklepie, w którym się poznaliśmy, czasem dorabiam jako szofer na weselach. Wynajmuje mieszkanie ze znajomym. No i od dzisiaj jestem singlem.
– Co się stało, że zostałeś sam?
– Nie dogadywaliśmy się na wielu płaszczyznach życia, praktycznie nie było rzeczy, która by nas nie różniła. Na początku uznaliśmy, że przeciwieństwa się przyciągają, ale po czasie okazało się, że to nie do zniesienia. Mieliśmy zupełnie inne systemy wartości, to było najgorsze. Ale to już nie ważne, lepiej opowiedz coś o sobie.
Kobieta otwarła usta, po czym je zamknęła. Zdała sobie sprawę, że nie może powiedzieć nic, co zainteresowałoby Louisa. Tkwienie w związku dla pieniędzy nagle stało się dla niej obrzydliwe, choć wcześniej nigdy tak na to nie patrzyła.
– Nie chcesz mówić, żeby mnie nie zawstydzić, tak? Przecież widzę, że jesteś o kilka klas społecznych wyżej. – zaśmiał się.
– Nie, no co ty. Raczej jesteśmy podobnej klasy. – mrugnęła.
– Po miesięcznej wypłacie nie byłoby mnie stać na nawet jedną parę butów, jakie sobie kupiłaś. – parsknął.
– Mnie też nie. – pisnęła. – To dla mojej szefowej. – wymyśliła.
– Naprawdę? To gdzie pracujesz?
– U takiego biznesmena i jego narzeczonej. Sprzątam, a czasem robię dla nich jakieś zakupy, zwłaszcza dla niej.
– Jest tak leniwa, że nie chce się jej samej do galerii jechać? – zapytał rozbawiony. Gdy blondynka potwierdziła kiwnięciem głowy, dodał:
– Pewnie jej nienawidzisz, co?
– Oj tak. – westchnęła.
– Pewnie jest z gościem tylko dla pieniędzy? Nie znoszę takich ludzi. Nie rozumiem, jak można być tak próżnym.
– Dokładnie. Nic nie potrafi zrobić, jest zainteresowana sobą, ale nie rozmawiajmy już o tym.
– To zupełne przeciwieństwo ciebie.
Nie codziennie się słyszy, że jest się przeciwieństwem samego siebie, więc kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć.
– Naprawdę? – zapytała zaskoczona, poprawiając blond włosy.
– Tak. Zaproponowałaś mi wspólne wyjście tylko dlatego, że byłem smutny. Rzadko spotyka się tak empatycznych ludzi. Bogaci zazwyczaj dbają tylko o siebie. Najwięcej serca mają ci najbiedniejsi.
Na jej twarzy pojawił się blady uśmiech, choć czuła się podle. Usiedli w na ławce wśród drzew i zatracili się w rozmowie. Dopiero po kilku godzinach Louis oznajmił, że musi już iść.
– Zobaczymy się jeszcze? – zapytał.
– Jasne. – uśmiechnęła się, szczerze się ciesząc.
– Wiesz, nie zapytałem o to wprost, nic nie wspomniałaś o tym w trakcie rozmów, ale nie zaszkodzi się upewnić. Nie masz nikogo, prawda?
– Prawda. – skłamała, z trudem przełykając wielką gulę w gardle.
Jakaś nieznana siła zmusiła ją do skłamania.
– Wyjeżdżam na tydzień do rodziców. Zostawię ci swój numer, odezwij się, kiedy tylko zechcesz.
Dziewczyna bez słowa podała komórkę, a Louis zapisał nowy kontakt.
– Pa. – powiedział, całując ją po przyjacielsku w policzek.
– Pa. – szepnęła i lekko się zarumieniła.
Każdy kolejny dzień brązowooki zaprzątał jej myśli. Coraz bardziej wierzyła w przepowiednię. Uważała, że jeśli ktokolwiek jest jej pisany, to właśnie on. Chociaż on nie znał jej prawdziwej, nie chciałby jej takiej, a i ona nie mogłaby przywyknąć do niskiego standardu życia.
Nadszedł dzień, który miał połączyć ją z Gabrielem. Stylistki zadbały o idealny, trwały makijaż. Blond włosy spięły jej w fantazyjnego koka. Biała suknie podkreślała jej obfity biust i szczupłą talię. Gdy była gotowa, do sypialni wszedł mężczyzna.
– Zostawcie nas samych. – zwrócił się do kobiet przygotowujących Leoni.
Serce kobiety waliło jak szalone. Zdawała sobie sprawę, że odwrotu już nie będzie, a jedynym wyjściem jest zapomnienie o Louisie.
– Zanim złożymy sobie przysięgę, chcę, byś to podpisała. – oznajmił, podając jej teczkę.
– Co to? – zapytała zaskoczona.
– Intercyza. – odpowiedział, uśmiechając się szyderczo.
– Ale...ale o niczym takim nie było mowy. – wydukała.
– Wczoraj rozmawiałem z kumplem. Powiedział, że zostawisz mnie i zabierzesz połowę majątku. Odpowiedziałem, że to czysta spekulacja, która nie ma żadnego sensu bez empirycznego dowodu. Zaproponował więc żeby cię sprawdzić. Posłuchaj mnie uważnie! Podpisujesz to i dopóki będziesz moją żoną – będziesz miała nieograniczony dostęp do majątku, jeśli odejdziesz – tracisz wszystko.
Blondynka trzęsącą dłonią podpisała dokumenty.
– A teraz chodźmy, szofer już czeka.
Wsiedli do pięknego, wypożyczonego specjalnie na tę okazję samochodu. Leoni spojrzała w lusterko wsteczne i zamarła, widząc błyszczące, brązowe tęczówki szofera. Pociemniało jej przed oczami i poczuła jedynie, jak świat realny się oddala od niej coraz bardziej.
Pierwszą myślą, jaka pojawiła się w jej głowie Leoni, po przebudzeniu, była przepowiednia, którą usłyszała poprzedniego wieczoru. Dni do złożenia małżeńskiej przysięgi zbliżały się nieubłaganie, a magiczna postać wzbudziła w próżnej kobiecie obawy. Obietnica, że niedługo pozna miłość swojego życia zasiała ziarno nadziei i wątpliwości.
Zajęła miejsce przygotowane dla niej miejsce w jadalni i czekała na narzeczonego. Po chwili do pomieszczenia wtoczył się krowiasty Gabriel. Uśmiechnął się, patrząc na zastawiony stół.
– Witaj kochanie. – pocałował ją w policzek.
Dziewczyna lekko się skrzywiła, nie kryjąc obrzydzenia partnerem.
– Może w końcu popracowałbyś nad swoją wagą? – zapytała, gdy mężczyzna zajął miejsce naprzeciwko niej.
Gabriel w odpowiedzi głośno się roześmiał i wziął do ust kawałek omleta.
– Po co mi wygląd skoro mam pieniądze? – zapytał z pełnymi ustami.
Jego błękitne oczy patrzyły z pogardą na blondynkę.
– Żeby się podobać innym i samemu sobie. – odpowiedziała, wlepiając wzrok w szklankę, byleby nie patrzeć na partnera.
– Nie muszę się sobie podobać. Jeśli myślisz, że ulegnę twojej deprecjacji, to jesteś w ogromnym błędzie.
– Ale... – chciała coś powiedzieć, ale otyły mężczyzna przerwał jej.
– Może w końcu popracowałabyś, by mieć własne pieniądze.
Oburzona Leoni wstała od stołu i wybiegła z ogromnej willi. Wsiadła do samochodu.
– Chcę jechać do galerii. Muszę się odstresować. – powiedziała kierowcy.
Wbiegła do pierwszego drogiego sklepu, jaki znalazła i zaczęła oglądać markowe buty. Zakupy były dla niej lekiem na wszystko; na nudę, na stres i na nerwy. Wybrała nie najładniejsze, lecz najdroższe trzy pary i podeszła do kasy.
Za ladą stał przystojny brunet. Włosy miał postawione na żelu, na twarzy kilkudniowy zarost. W jego lewym uchu błyszczał mały kolczyk, a spod rękawów koszulki wyłaniały się tatuaże, zdobiące mięśnie mężczyzny. Obdarzył kobietę smutnym spojrzeniem, a jego brązowe tęczówki od razu jej się spodobały.
– Dzień dobry. To wszystko? – zapytał, sztucznie się uśmiechając.
– Tak. Płacę kartą. – odpowiedziała, wyciągając z portfela kartę płatniczą Gabriela.
Kasjer zapakował zakupy i położył je na ladzie. Dziewczyna poczuła się lepiej, wydając kolejne pieniądze, ale smutek mężczyzny zwyczajnie ją zaintrygował. Przyjrzała mu się uważniej.
– Co ty taki rzewny? – zapytała.
– Dziewczyna ze mną zerwała. – westchnął ciężko.
– Przykro mi. – odpowiedziała. – Masz czas po pracy? – palnęła, czym zaskoczyła sama siebie.
– Właściwie to tak. Od dziś mam bardzo dużo wolnego czasu. Kończę o piętnastej.
– Będę punktualnie. – uśmiechnęła się i wyszła.
Podała kierowcy zakupy i wsiadła do samochodu.
– Do domu. – bąknęła.
Weszła do ogromnego salonu, w którym na sofie leżał jej partner.
– Wychodzę dzisiaj po południu. Umówiłam się z koleżanką.
– Ty nie masz koleżanek. – zaśmiał się Gabriel.
Blondynka tylko westchnęła, odwróciła się i chciała wyjść.
– Nigdzie nie wychodzisz!
– Nie będziesz o tym decydował! – warknęła i gwałtownie się odwróciła.
– Oddaj kartę. – powiedział stanowczym głosem Gabriel.
– Słucham? – zapytała oburzona.
– Słyszałaś doskonale. Oddaj.
– Ale misiu. – powiedziała spokojniej, podchodząc bliżej. – Proszę cię. – dodała, klękając obok sofy. Złożyła na ustach mężczyzny delikatny pocałunek.
– Wychodzisz bez karty albo zostajesz.
Kobieta szybko wstała. Z małej, czarnej torebki wyjęła portfel, a z niego kartę. Rzuciła ją na podłogę i ostentacyjnie stukając szpilkami o drewniany parkiet, wyszła. Kierowca zawiózł ją do ekskluzywnej restauracji. W samochodzie odegrała scenkę zapominalskiej, udając, że zapomniała portfela. Kierowca wręczył jej kartę zapasową, którą zawsze miał przy sobie, według polecenia szefa.
Leoni zamówiła sobie podwójne espresso. Zbeształa kelnerkę za zbyt długie oczekiwanie na obsługę. Przesiedziała tam kilka godzin, rozmyślając nad wyjściem za Gabriela. Była piękna, z pewnością znalazłby się kolejny facet gotowy ją utrzymywać w zamian za związek. Dodatkowo przepowiednia sprawiła, że w jej głowie zrodziła się nadzieja na coś, w co nigdy nie wierzyła. Na miłość. Zastanawiała się, jak by to było być w związku, w którym partnerom zależałoby na sobie.
Gdy na zegarku ujrzała godzinę piętnastą, zadzwoniła po kierowcę. Ten podwiózł ją pod galerie i odjechał.
– Przepraszam za spóźnienie. – uśmiechnęła się do mężczyzny, stojącego przed wejściem do sklepu.
– Nic się nie stało. – obdarzył ją nieśmiałym uśmiechem. – Jestem Louis. – przedstawił się, wyciągając dłoń w jej kierunku.
– Leoni. – uścisnęli sobie dłonie, patrząc w oczy.
– Przyjechałaś samochodem? Bo jeśli nie to musimy iść pieszo, nie mam samochodu. – wyznał, skrępowany.
– Nie, znaczy tak, to znaczy yyy... Mam ochotę na spacer. – starała się ukryć zażenowanie pod szerokim uśmiechem.
Opuścili galerię i ruszyli ulicą w kierunku alejki drzew, gdzie mogliby usiąść na świeżym powietrzu.
– Opowiedz coś o sobie. – zaproponowała.
– Moje imię już znasz. – zaczął, uśmiechając się lekko. – Mam dwadzieścia cztery lata, od trzech miesięcy pracuje w sklepie, w którym się poznaliśmy, czasem dorabiam jako szofer na weselach. Wynajmuje mieszkanie ze znajomym. No i od dzisiaj jestem singlem.
– Co się stało, że zostałeś sam?
– Nie dogadywaliśmy się na wielu płaszczyznach życia, praktycznie nie było rzeczy, która by nas nie różniła. Na początku uznaliśmy, że przeciwieństwa się przyciągają, ale po czasie okazało się, że to nie do zniesienia. Mieliśmy zupełnie inne systemy wartości, to było najgorsze. Ale to już nie ważne, lepiej opowiedz coś o sobie.
Kobieta otwarła usta, po czym je zamknęła. Zdała sobie sprawę, że nie może powiedzieć nic, co zainteresowałoby Louisa. Tkwienie w związku dla pieniędzy nagle stało się dla niej obrzydliwe, choć wcześniej nigdy tak na to nie patrzyła.
– Nie chcesz mówić, żeby mnie nie zawstydzić, tak? Przecież widzę, że jesteś o kilka klas społecznych wyżej. – zaśmiał się.
– Nie, no co ty. Raczej jesteśmy podobnej klasy. – mrugnęła.
– Po miesięcznej wypłacie nie byłoby mnie stać na nawet jedną parę butów, jakie sobie kupiłaś. – parsknął.
– Mnie też nie. – pisnęła. – To dla mojej szefowej. – wymyśliła.
– Naprawdę? To gdzie pracujesz?
– U takiego biznesmena i jego narzeczonej. Sprzątam, a czasem robię dla nich jakieś zakupy, zwłaszcza dla niej.
– Jest tak leniwa, że nie chce się jej samej do galerii jechać? – zapytał rozbawiony. Gdy blondynka potwierdziła kiwnięciem głowy, dodał:
– Pewnie jej nienawidzisz, co?
– Oj tak. – westchnęła.
– Pewnie jest z gościem tylko dla pieniędzy? Nie znoszę takich ludzi. Nie rozumiem, jak można być tak próżnym.
– Dokładnie. Nic nie potrafi zrobić, jest zainteresowana sobą, ale nie rozmawiajmy już o tym.
– To zupełne przeciwieństwo ciebie.
Nie codziennie się słyszy, że jest się przeciwieństwem samego siebie, więc kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć.
– Naprawdę? – zapytała zaskoczona, poprawiając blond włosy.
– Tak. Zaproponowałaś mi wspólne wyjście tylko dlatego, że byłem smutny. Rzadko spotyka się tak empatycznych ludzi. Bogaci zazwyczaj dbają tylko o siebie. Najwięcej serca mają ci najbiedniejsi.
Na jej twarzy pojawił się blady uśmiech, choć czuła się podle. Usiedli w na ławce wśród drzew i zatracili się w rozmowie. Dopiero po kilku godzinach Louis oznajmił, że musi już iść.
– Zobaczymy się jeszcze? – zapytał.
– Jasne. – uśmiechnęła się, szczerze się ciesząc.
– Wiesz, nie zapytałem o to wprost, nic nie wspomniałaś o tym w trakcie rozmów, ale nie zaszkodzi się upewnić. Nie masz nikogo, prawda?
– Prawda. – skłamała, z trudem przełykając wielką gulę w gardle.
Jakaś nieznana siła zmusiła ją do skłamania.
– Wyjeżdżam na tydzień do rodziców. Zostawię ci swój numer, odezwij się, kiedy tylko zechcesz.
Dziewczyna bez słowa podała komórkę, a Louis zapisał nowy kontakt.
– Pa. – powiedział, całując ją po przyjacielsku w policzek.
– Pa. – szepnęła i lekko się zarumieniła.
Każdy kolejny dzień brązowooki zaprzątał jej myśli. Coraz bardziej wierzyła w przepowiednię. Uważała, że jeśli ktokolwiek jest jej pisany, to właśnie on. Chociaż on nie znał jej prawdziwej, nie chciałby jej takiej, a i ona nie mogłaby przywyknąć do niskiego standardu życia.
Nadszedł dzień, który miał połączyć ją z Gabrielem. Stylistki zadbały o idealny, trwały makijaż. Blond włosy spięły jej w fantazyjnego koka. Biała suknie podkreślała jej obfity biust i szczupłą talię. Gdy była gotowa, do sypialni wszedł mężczyzna.
– Zostawcie nas samych. – zwrócił się do kobiet przygotowujących Leoni.
Serce kobiety waliło jak szalone. Zdawała sobie sprawę, że odwrotu już nie będzie, a jedynym wyjściem jest zapomnienie o Louisie.
– Zanim złożymy sobie przysięgę, chcę, byś to podpisała. – oznajmił, podając jej teczkę.
– Co to? – zapytała zaskoczona.
– Intercyza. – odpowiedział, uśmiechając się szyderczo.
– Ale...ale o niczym takim nie było mowy. – wydukała.
– Wczoraj rozmawiałem z kumplem. Powiedział, że zostawisz mnie i zabierzesz połowę majątku. Odpowiedziałem, że to czysta spekulacja, która nie ma żadnego sensu bez empirycznego dowodu. Zaproponował więc żeby cię sprawdzić. Posłuchaj mnie uważnie! Podpisujesz to i dopóki będziesz moją żoną – będziesz miała nieograniczony dostęp do majątku, jeśli odejdziesz – tracisz wszystko.
Blondynka trzęsącą dłonią podpisała dokumenty.
– A teraz chodźmy, szofer już czeka.
Wsiedli do pięknego, wypożyczonego specjalnie na tę okazję samochodu. Leoni spojrzała w lusterko wsteczne i zamarła, widząc błyszczące, brązowe tęczówki szofera. Pociemniało jej przed oczami i poczuła jedynie, jak świat realny się oddala od niej coraz bardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro