Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Pewnie wykrwawia się na podłodze, a mnie tam nie ma, żeby go ochronić!"

Hej, hur är laget? – rzuciłem, chwaląc się Vi jedynym zdaniem, jakie zapamiętałem ze słowniczka jej ojczystego języka. Pochwaliła moje starania, uśmiechając się szeroko i unosząc w górę kciuk przez kamerkę.

– Uczysz się języka, żeby wreszcie odwiedzić mnie z Jankiem? Uroczo, doceniam. To kiedy przylatujecie?

– To nie takie proste, ale kiedyś skorzystamy z zaproszenia.

– To brzmi trochę jak „wybierz opcję mniej prawdopodobną między: a wyznaniem sobie z Jankiem uczuć, b: przylotem do Vi". Co wybierasz, Aleksandrze?

– Nie mów tak na mnie – poprosiłem. – I hej, próbowałaś kiedyś żyć w Polsce? Synonimem tego kraju jest brak tolerancji.

– Byłam, przeżyłam. I nie polecam. Właśnie dlatego powinniście wpaść.

– Trochę się tu pokomplikowało ostatnio, ale kiedyś serio wpadniemy – obiecałem, bo wiedziałem, że od naszego ostatniego spotkania minęło naprawdę wiele, a ona tęskniła chociażby za swoim bratem. – Moja siostra co chwilę pyta kiedy znowu nas odwiedzisz. Chyba zaczęła żałować, że mam kutasa, a dopóki się nie pojawiłaś, byłem jej ulubionym bratem.

– Bo jedynym. Nie miała innego wyjścia.

– Ranisz mnie.

– Wybacz – poprosiła, chociaż oboje wiedzieliśmy, że nie miała tego na myśli. – Co tam u Janka?

– To ta część z komplikacjami – wyjawiłem niechętnie, bo jakoś nie chciałem wracać do tamtych wydarzeń. – Pomieszkiwał u mnie ostatnio, ale wasz ojciec pogroził matce Janka i po naszym wyjściu do knajpy wezwała za nim gliny. A to przykre, bo chyba przywykłem do budzenia się obok niego.

– Byliście na randce? Takiej prawdziwej randce?

– Zapytał mnie o to, ale milczał, jak rzuciłem, czy chciałby, żeby to była randka. Więc sam w sumie nie wiem.

– Czyli byliście na randce. Brawo. Czy mogę nazywać cię już moim brother-in-law, czy to jednak za wcześnie?

Westchnąłem, nie mając nawet siły na jakiekolwiek żarty. Ostatnio coraz mniej było mi do śmiechu, a czułem, że dzięki Jankowi powoli wychodziłem na prostą... dopóki jego ojciec nie odwalił maniany, siłą zmuszając go do powrotu do znienawidzonego domu. A przecież domem powinno być nazywane miejsce, w którym czujemy się bezpieczni i kochani...

– Muszę lecieć, wiesz? Jesteśmy w kontakcie, Vi.

– Czegoś mi nie mówisz, kochasiu – bardziej stwierdziła, niż zapytała. – Coś z Jankiem?

Poprosiłem o to, aby nie drążyła tematu, bo nie chciałem i jej dokładać zmartwień. Rozłączyłem się, obiecując, że jeżeli coś się będzie działo to na pewno dam jej znać. Od razu jednak dotarło do mnie, jak niektóre rzeczy wcale się nie zmieniają, ludzie też.

A ja nadal kłamałem w żywe oczy, łamiąc jej tym serce oraz obracając zaufanie w proch, bo w obecnej sytuacji miała przecież tylko i wyłącznie mnie oraz informacje, które to ja jej przekazywałem.

Godziny mijały tak, jakby sam diabeł zesłał mnie do prywatnego piekła na ziemi. I okej, niczym nie było to w porównaniu do śmierci ojca oraz całego okresu "po wypadku". Wielokrotnie jednak raniłem bliskich, bezpośrednio przyczyniłem się też do utraty największego wzoru do naśladowania oraz przyjaciela. Teraz to wszystko przybrało na niesłychanie wielką skalę, a błędy, które popełniliśmy oboje, zbyt łatwo zdołały nas prześcignąć.

Nie potrafiłem wstać z łóżka: psychiczny ból oraz poczucie winy tak wielkie, że miałem ochotę wyć, dawały mi ból głowy i ponowne pragnienie śmierci. A przecież po wypadku ojca zacząłem przez jakiś czas doceniać to, jakim byłem szczęściarzem. No właśnie: byłem.

Bez Janka wszystko stanowiło czas przeszły.

Uświadomienie sobie, że na kimś nam zależy, jest jak nagłe wpadnięcie do lodowatej wody podczas upalnego dnia wakacji: nagłe, przejmujące, odbierające dech i dające pewien rodzaj strachu. Wtedy klamka zapada, już nie jesteśmy zdani na samych siebie, przepadamy.

I ja przepadłem.

Moja mama wielokrotnie konfrontowała mnie z tym, jak bardzo zależy mi na Janku, ale to dopiero tamten dzień mnie w tym upewnił. Dopiero wtedy, krok za krokiem zaczynałem rozumieć, że chodzi o coś więcej niż tylko pomoc koledze z klasy.

O kolegę z klasy nikt nie martwiłby się do tego stopnia, że bezsenne noce przez koszmary ewoluowały w brak spokoju powodowany bezradnością. Potrafiłem godzinami kręcić się po domu, zastanawiając nad tym, czy Olszewski kolejny raz sprał Janka na kwaśne jabłko, czy jednak zrobił mu coś o wiele gorszego. Bo taki był Feliks - nieprzewidywalny, nikczemny. Gdyby chciał go zabić, zrobiłby to bez wahania. Jednak on na coś czekał, a ja najbardziej na świecie obawiałem się, że w końcu dopnie swego, dobijając syna.

– Mamo, on się dalej nie odzywa, a skrzynkę odbiorczą zawaliłem mu już dawno. Co jeżeli stary już go zajebał? – panikowałem, łażąc po pomieszczeniu w kółko, bo nawet palenie jednego papierosa za drugim nie pomagały mi ukoić nerwów. Na dobrą sprawę mógłbym rzucić w cholerę, wszystko, jeśli tylko Janek wróciłby do mnie cały i zdrowy.

– Nawet tak nie mów – skarciła, wycierając do końca naczynia, bo ja dawno miałem zabrać się za mycie, jednak w obecnej sytuacji nie byłem w stanie. Żeby nie było: próbowałem, jednak w przypływie wściekłości własną bezczynnością naumyślnie zbiłem talerz, rzucając nim w ziemię. – Ojciec Janka nie jest głupi. Wie, że nam na nim zależy i wyczujemy, jeżeli stanie mu się krzywda.

– Tylko że krzywda już mu się stała! – wrzasnąłem, nie umiejąc już opanowywać mieszanki rozpierdalających mnie od środka uczuć. Byłem wściekły, przerażony, bezradny. Tak cholernie bezradny... – Pewnie wykrwawia się na podłodze, a mnie tam nie ma, żeby go ochronić!

– Nie możesz zrobić kompletnie nic i doskonale o tym wiesz. Nie pomożesz mu, jeżeli jego ojciec naśle na ciebie gliny i załatwi zakaz zbliżania.

– Przynajmniej spróbuję – zauważyłem nieco łagodniej, głęboko po chwili oddychając. – Nie mogę dłużej siedzieć na tyłku i liczyć na cud. Wiesz jak ciężko mi okłamywać Vi? – mimowolnie znowu podniosłem głos. – Wiesz jaką katorgą jest bycie tu, gdy on pewnie zwija się z bólu, jak stary go katuje?! Nie mogłem zrobić nic, gdy ojciec umierał, chociaż bardzo chciałem – powiedziałem, czując pieczenie oczu i do cholery, cała ta sytuacja znowu robiła ze mnie emocjonalny wrak. – I nigdy sobie tego nie wybaczę, bo naprawdę chciałbym cofnąć czas... ale teraz mogę zareagować. I chociażby stary Olszewski miał sam wyszarpywać mnie ze swojego domu, pojadę tam i upewnię się, że wszystko jest z Jankiem okej. Dłużej tak nie mogę, mamo – wyjaśniłem, odwracając się i idąc po buty. Zawiązałem sznurówki, wepchnąłem je do butów, a potem znowu stanąłem na równe nogi. – Naprawdę nie mogę – powtórzyłem. Kluczyki leżały w wiklinowym koszyku, a ja sięgałem po nie, podejmując odpowiednią decyzję. – Nie wychowałaś mnie na syna, który w dupie ma cierpienie osób, które kocha. A ja kocham go bardziej, niż w ogóle jestem w stanie przyznać.

Wołała za mną, gdy wychodziłem z domu, ale wiedziałem, że nie mogła zrobić nic. Domi przecież musiała z kimś zostać, nie miałby się nią kto zająć, a żadne z nas nie chciało dawać jej do zrozumienia, iż chociaż jest kochana najbardziej na świecie, czasem były rzeczy nieco bardziej istotne.

Nie wiedziałem, z jakim planem jechałem do Olszewskich. Możliwy mandat za przekroczenie prędkości był ostatnim, na co zwracałem uwagę. Dociskałem, chcąc jak najszybciej znaleźć się na miejscu, zanim jakakolwiek siła w ogóle spróbowałaby mnie przed tym powstrzymać. Z nieba lunął deszcz, a ja przeklinałem, bo znacznie utrudniał on jazdę na moich warunkach. Jednak ostatecznie i tak dotarłem pod odpowiedni adres.

Waliłem w drzwi, olewając jakiekolwiek resztki kultury, które przez lata wpajali mi rodzice. Początkowo nikt mi nie otwierał, jednak pani Ania szybko stanęła w drzwiach, widząc, że nie miałem zamiaru odpuścić.

– Co ty tu robisz, Aleks?

– Przyszedłem sprawdzić co z Jankiem. Żyje w ogóle, czy pani mąż już zrobił swoje?

– Nie wiem, o czym mówisz ani co naopowiadał ci mój syn. Feliks nigdy by go nie skrzywdził, jest jego ojcem i chce dla niego jak najlepiej.

Parsknąłem, bo wiedziałem, że sama nie wierzy we własnej słowa. A jednak dziwny rodzaj pojebanego przymusu kazał jej bronić mężczyzny za wszelką cenę. Chociaż może chodziło tu o pieniądze? Przecież mało pracowała, nie wyciągając pewnie ani procenta sumy, którą co miesiąc wydaje. Mama mówiła, że ostatnio brała coraz więcej wolnego, znikając na cały czas zmian, a potem prosząc ją o dyskrecję. Zupełnie tak, jakby miała na prawo i lewo obrabiać jej dupę. Prawda jest taka, że jej, tak samo jak mi, zależało tylko na Janku. Reszta nie miała najmniejszego znaczenia.

– Właśnie to będzie powtarzała sobie pani przed snem, żeby pozbyć się wyrzutów sumienia?

– To nie na miejscu.

– No to wejdę do środka. – Przecisnąłem się przez drzwi, na chama wciskając kobietę do domu. Kroki na schodach dawały mi nadzieję na zobaczenie Janka, jednak byłem realistą nawet w takiej sytuacji: nie mógł być to przecież nikt inny jak Feliks Olszewski.

– Co się tu dzieje, do jasnej cholery? Prowadziłem właśnie ważną rozmowę zagraniczną.

– Nie, matka Vi jeszcze nie urodziła. I proszę: w kilka sekund załatwiłem pańską rozmowę. Gdzie jest Janek?

Parsknięcie śmiechem było jedyną reakcją, jaką mnie zaszczycił.

– Jesteś bezczelny.

– Może i tak, ale to ja przez kilka miesięcy dałem mu więcej niż ty przez całe życie. Przy mnie nie musi bać się każdego dnia oraz niczego ukrywać. W mojej rodzinie ma wsparcie i zrozumienie. Coś, czego tutaj nie miał nigdy – rzuciłem, nawet nie zastanawiając się nad wbijaną szpilą. Jego i tak nic nie obchodziło.

– Nie dałeś mu nic oprócz zniszczonej przyszłości i przysięgam, że jeszcze raz zobaczę cię w pobliżu mojego syna...

– Co zrobisz? Wpierdolisz mi tak, jak jemu? – zakpiłem.

Szczerze? Za nic się nie spodziewałem, że Olszewskiemu faktycznie puszczą nerwy. Zaciśnięta dłoń leciała w moim kierunku, a ja nawet nie drgnąłem. Na swoją obronę: nie wypadało mi cokolwiek zrobić tak starej osobie. W końcu jeszcze mu pikawa stanie... i co wtedy? A jeżeli faktycznie chociażby złapałbym go za pięść, pewnie w odruchu zamachnąłbym się, żeby mu oddać. Ostatnio życie nieźle rozdawało mi wpierdol, więc jeden raz w tą czy w tamtą...

Feliks Olszewski był tak zaskoczony moim brakiem reakcji i chyba sam się nie spodziewał tego, że nie zrobię zupełnie nic.

Ból w twarzy był niczym w porównaniu z tym, jak ostatnio dostałem podczas bójki w męskiej szatni. A miałem wrażenie, że dał mi istotną przewagę, bo teraz Olszewski nie mógł oskarżyć o napaść mnie.

Nie wkurwiał mnie fakt wpierdolu: bardziej to, że wreszcie na własnej skórze poczułem, jak codziennie lał Janka, który sam za nic by się nie obronił. No i dostałem ostateczne potwierdzenie tego, że serio był lany. Czułem się źle na samą myśl tego jak sam był z tym wszystkim. Jego ojciec nigdy nie nauczył odpowiednich ciosów, aby wyjść z bójki niemal bez szwanku. Jemu nikt nie proponował żadnych możliwości do walczenia o swoje.

Zacisnąłem zęby, płonąc czystą wściekłością i długo nie zwracałem uwagi na to, że z brwi zaczęła lecieć krew.

Mama miała rację: nie mogłem zabrać Janka do siebie siłą, ale musiało być przecież jakiekolwiek inne wyjście.

Teraz jednak byłem na przegranej pozycji, dodatkowo zaczęło kręcić mi się w głowie, więc sam nie zrobiłbym naprawdę nic.

– Dowiem się, że spadł mu z głowy włos, a jesteś skończony, Olszewski, słyszysz?! – wrzasnąłem, decydując, że najpierw faktycznie musiałem omówić to wszystko z mamą. Powinna mieć chyba jakiś zapasowy plan, bo mi skończyły się pomysły. – Kurwa, skończony.

Nie mogłem w takim stanie wrócić do domu – to było pewne. Wybierałem numer ostatniej osoby, która powinna przyjść mi na myśl, jednak czułem, że na nikogo innego nie mogłem liczyć.


*****

Heeej!

Trochę nas nie było, a ja całą winę biorę na siebie, bo do ostatniej chwili nie byłam pewna tego rozdziału, ale hej – lecimy dalej z tym koksem i dopierdzielamy dramy, to w końcu nasza specjalność.

Dla wytrwałych czytelników należą się ogromne gratulacje oraz podziękowania, bo Wasza aktywność motywuje nas każdego dnia. Tak samo jak motywują nas komentarze, dzięki którym dowiadujemy się, co sądzicie oraz co należy poprawić w naszym wspólnym dziecku! 

Działamy też Twitterze pod #StuckInLovePL i do tego zachęcamy również Was: znajdziecie tam spoilery oraz postępy z tworzenia nowych rozdziałów, a sami możecie pisać, co sądzicie oraz podsyłać swoje pomysły!

Buziaki i do następnego,

polishkathel &DreamerEmma 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro