Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„On się zwyczajnie popłakał i to tak cholernie boleśnie"

– Masz wszystko? – upewnił się Aleks, gdy wreszcie zająłem miejsce obok. Proch dopiero opadał po burzy, którą urządziła mi matka, a ja wyszedłem, trzaskając drzwiami i bez pewności, że pojutrze będę miał gdzie wrócić.

– Łącznie ze szlabanem, tak.

– Co jest?

– Piątek, piątek. – Zatarłem dłonie, chcąc zostawić za sobą awanturę i problemy szkolne. Byłem zaskoczony, gdy chłopak wyskoczył z propozycją krótkiego wyjazdu, zwłaszcza po naszej parkowej rozmowie. Nie spodziewałem się, że po tym wszystkim Aleks jeszcze będzie w stanie mnie przeprosić i przyznać, że miałem rację, a kłamanie i udawanie, że wszystko jest w porządku, nieco go przerasta, ale nie umie jeszcze o tym rozmawiać. Nie naciskałem, zapewniając, że zawsze będę obok i ma przyjść, gdy wszystko sobie poukłada. Dziękował mi za obecność, przyznając, że nigdy nie miał nikogo takiego, prosząc jednocześnie o nierozpowiadanie nikomu o tym, o czym rozmawiamy. Machałem ręką z uśmiechem, bo przecież byłem wrogiem publicznym numer jeden po zerwaniu z Niną i nikt nie chciał ze mną gadać. No okej, może kilku chłopaków, przyznało, że też nie wytrzymaliby z taką dziewczyną i znaleźli się inni, uważający, że powinienem był ją dobrze przelecieć i nie plułaby jadem. – Daleko mamy?

– Jakaś godzina jazdy, ale skoczymy na zakupy, bo te małe sklepy to zdzierstwo jak cholera. Jesteś pewien, że jedziesz wbrew matce?

– Pogada, pogada i przestanie.

– Jak wolisz.

– Chyba że to ty masz mnie już dość i wolałbyś jechać z kimś innym. Tytus na pewno byłby pierwszy do wyjazdu za miasto i chlania do upadłego.

– Może i byłby pierwszy, ale to ty jesteś pierwszy na mojej liście.

Nie powiem – poczułem się dziwnie miło i czułem, że to naprawdę dobra decyzja. Podkręciłem głośność radia, gdzie puszczona była jedna z Aleksowych składanek i otworzyłem piwo, o którym wspomniał chłopak, dodając, że jest w torbie z tyłu. Podziwiałem okolicę, uśmiechając się, gdy mój przyjaciel przekraczał prędkość. Chyba domyślił się, że wolę delektować się wolnością, gdy wystawiłem rękę za okno i nie dbałem o zimno wpadające do środka, bo nie odzywał się ani słowem, czasem jedynie zaszczycając mnie spojrzeniem.

– Nie snapuj za kierownicą! – wyrwał mnie z nagrywania filmiku, a ja spojrzałem na niego z prychnięciem, kierując kamerę na jego twarz.

– Na szczęście mam darmowego szofera – dodałem, dbając o to, by wszystko się nagrało. Pomimo rozstania, Nina na milion procent mnie stalkowała, używając kont nowych psiapsiółek.

– Możesz odwdzięczyć się w naturze. – Poruszył zabawnie brwiami, gdy ja tłumiłem śmiech.

– To dla ciebie zaszczyt, że tu jestem, Zajączku.

– Dobra, chcesz coś jeść teraz? Albo ruszaj dupę, pójdziesz ze mną – zarządził, parkując przed supermarketem. – Ale weź kurtkę.

– Tak, tatusiu.

– Mmm, daddy kink. Podejrzewałbym cię o wszystko, ale nie o to.

– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz!

– Ta? Na przykład jakich? Tych, że jeszcze nigdy nie zamoczyłeś? – Pchnął mnie w ramię, uznając swój tekst za świetny żart, a ja przystanąłem, patrząc na kretyna, który wybuchnął śmiechem. – Żartowałem, po prostu Nina rozpuszcza takie ploty.

– Na szczęście to nie ja zrobiłem dzieciaka lasce z tindera.

– Oesu, przecież nie zaszła, tak? Fałszywy alarm, zatruła się.

– Mogłeś nie pchać tak głęboko w jej gardło.

– Akurat to lubiła!

– Już chyba nie spojrzę na nią tak samo – mruknąłem bardziej do siebie niż do niego.

Niezbyt zdrowe produkty zapełniały nasz koszyk, mieszając się z kurczakiem i warzywami, gdy Aleks stwierdził, że mama zabiłaby go, gdyby dowiedziała się, że nie jedliśmy niczego normalnego. Zażartowałem, dodając, że nie spodziewałem się aż tak wypasionego weekendu. Musiałem przyznać, że miejscówa zaparła mi dech w piersiach, bo raczej myślałem o malutkim domku letniskowym z kilku desek, a nie zajebistej chacie, gdzie mógłbym mieszkać cały rok. Kilka dni wcześniej Aleks opowiadał o miejscu, które zostało po jego dziadkach i kiedyś jeździli tu co roku. Potem chłopak podrósł i zaczęło mu się nudzić w miejscu, gdzie nie było żadnych atrakcji oprócz jeziora, niewielkiej plaży i kilku sklepów.

– Kiedy byłeś tu ostatni raz? – zagaiłem, rozglądając się po pomieszczeniach. Miałem wrażenie, że życie tu nadal się toczy, a właściciele pozostawionych rzeczy mieliby wrócić za niedługą chwilę. Spojrzałem na nastolatka, który milczał, wzruszając jedynie ramionami i od razu zmieniając temat, pytając, czy jestem głodny.

– Mama zapakowała nam obiad na dziś i te rzeczy.

– Wow, moja mama dała mi jedynie szlaban i zagroziła, że powie ojcu.

Alkohol prędko znalazł się na stole, a my wlewaliśmy w siebie kolejne dawki piwa, gadając o głupotach i rzucając w siebie rzeczami, gdy Aleks zaczął naśmiewać się z mojego ubogiego życia erotycznego, którego nie chciałem ukrywać.

– Ej, ale porno oglądasz, nie? – zapytał całkiem poważnie, podnosząc się i patrząc na mnie.

– No kuuuurwa, człowieku! Walę do najlepszych materiałów wprost z twojego insta!

– O cholera, dobry wybór, sam czasami trzepię przed lustrem.

– A to pedał z ciebie.

– Hola, hola, kolego! To Aleksoseksualizm i jestem pewien, że taka orientacja istnieje!

– A mogę dostać na to leki? Albo orzeczenie o niepełnosprawności?

– Własnoręcznie mogę wypisać ci zwolnienie od życia na rzecz walenia. Dobre walenie nie jest złe!

Kolejna dawka alkoholu sprawiła, że temat zszedł na dziewczyny z naszej klasy. Narzekaliśmy na ich zachowanie, zwłaszcza odkąd zerwałem z Niną, a Aleks wspominał, że na obecną chwilę ma dość związków.

– Może tindera też usunąłeś? – rzuciłem, studiując skład chipsów, którymi się zapychałem.

– Ta, mam serio dość tego wyścigu szczurów.

Okej, nie ukrywam, że dawno się tak nie nawaliłem, wlewając w siebie piwo, a potem marudząc o jeziorze, bo chciałem je zobaczyć. I okej, czułem, że Aleks będzie wkurwiony za moje zachowanie godne pięciolatka, ale przecież byliśmy przyjaciółmi i jego obowiązkiem było rzucanie we mnie kocem, gdy zażyczyłem sobie siedzenia na werandzie. Rano obudziłem się z kacem godnym mistrza i jęczałem, obracając się na bok. Nie spodziewałem się widoku Aleksa obok, który leżał już ewidentnie wyspany i grał w Candy Crush, przeklinając pod nosem, że nie może przejść kolejnej rundy.

– Już wstałeś? – zapytał, patrząc na mnie z uśmiechem.

– No tak nie jestem do końca pewien.

– To tu masz tabletki na kaca i wodę, a ja ogarnę śniadanie. Stoczysz się na dół?

– Postaram się.

Byłem nie do życia do południa, by potem nabrać sił na kolejne pijackie chwile. Graliśmy w scrabble, wymyślając słowa, których na pewno nie ma w słowniku, ale po wódce wszystko wydawało nam się możliwe. Zwłaszcza mi, gdy wkładałem całą siłę w przekonanie Aleksa, że słowo, które właśnie ułożyłem, jest nazwą jakiegoś zagranicznego miasta. Podniósł głos, zrzucając wszystkie kwadraciki z planszy, dodając, że oszukuję, a on tylko Dominice pozwala oszukiwać i wygrać. Rzuciłem w niego chipsem, wmawiając, że na niczym się nie zna i nie zasłużył na miano dorosłego.

– Wychodzę i ja nie wiem kiedy wrócę – zagroziłem.

– Daleko nie zajdziesz o tej godzine bez latarki.

– Jeszcze zobaczymy! – Chwyciłem bluzę, znalezioną gdzieś na wieszaku i wyszedłem na werandę. Okej, było kurewsko zimno, ale alkohol we krwi zabijał zdrowy rozsądek i byłem pewien, że mogę iść po prostu przed siebie. – Nagle idziesz ze mną?

– Zdejmij to, Janek. – Jego głos zmienił się nie do poznania, zastąpiony swego rodzaju smutkiem, podczas gdy jeszcze przed momentem śmiał się, rzucając we mnie bluzą.

– Nawet bluzy nie mogę już pożyczyć?

– Mogę dać ci inną, ale nie tą.

– Dlaczego?

– Po prostu ją zdejmij.

– No ale dlaczego? I ostrzegam: "bo tak" to nie argument. – Ruszyłem przed siebie, idąc w stronę jeziora drewnianym mostkiem. Chłopak szedł za mną, prosząc mnie o oddanie ubrania, a ja z głupim śmiechem odrzuciłem go w wodę, mówiąc, że to przecież kawałek przestarzałego materiału i w H&M są podobne.

Aleks wpadł w furię, wykrzykując, że niczego nie rozumiem i jestem jak wszyscy, dodając, że żałuje przyjechania tu ze mną. Przepraszałem go, kierując się do domku, gdzie od razu osuszał bluzę, jakby była najcenniejszym darem, ignorując mnie i moje pytania.

– Daj, wysuszę – zaoferowałem się, wyciągając rękę. Alkohol magicznie wyparował przez zdenerwowanie i dopadły mnie wyrzuty sumienia. – I serio, odkupię ci, jeśli tak bardzo ci na niej zależy.

– Wiesz co? Spieprzaj. Po prostu spieprzaj.

– Naprawdę przepraszam, Aleks. Nie chciałem i...

– Daj mi spokój! – warknął, nie przypominając chłopaka, z którym tu przyjechałem. – Kurwa, udawało mi się. Tak dobrze mi szło i nie, jak zwykle coś musi się spierdolić. Jak zwykle ktoś musi coś odwalić i wszystko zaczyna się od nowa. Moja matka miała rację, mówiąc, że nie powinienem tu przyjeżdżać, bo wszystko mi o nim przypomina. Miała, kurwa, rację, a ja jak zwykle jej nie posłuchałem. – Mógłbym przysiąc, że zaszlochał, czym złamał mi serce, bo okej, musiałem coś odjebać, ale nie miałem pojęcia co.

– Aleks...

Yep, miałem rację, on się zwyczajnie popłakał i to tak cholernie boleśnie, jakby opuszczały go wszystkie emocje, trzymane w najdalszym kącie ciała. Trząsł się, siedząc na podłodze w łazience i dosłownie wył, a ja nie miałem pojęcia co zrobić i jak się zachować.

– Chodź tu – szepnąłem, przyciskając jego głowę do swojej klatki piersiowej i o dziwo się nie wyrywał, obejmując mnie w pasie i tuląc się jeszcze bardziej.

– Ja go zabiłem, Janek. Zabiłem go i to wszystko moja wina.

– Nic nie jest twoją winą, Aleks.

– Jest! Jest, bo jechał wtedy po mnie!

– Cicho, Aleks. Nic nie jest twoją winą, naprawdę. No dawaj, już za długo udawałeś twardziela – dodałem, gdy próbował się wyrwać ze słowami, że jest żałosny. Kolejna fala łez zalała pomieszczenie, a on dławiąc się płaczem, zaczął opowiadać o nocy, która na zawsze zmieniła ich życie. Okej, po mojej twarzy też zaczęły spływać łzy, gdy Aleks opowiadał, jak bardzo nienawidzi siebie za zniszczenie życia matki i Dominiki, która nadal tęskni i pyta o tatę. – Spójrz na mnie, Aleks. To naprawdę nie była twoja wina, okej? – zacząłem, gdy wreszcie podniósł wzrok. – To był wypadek i naprawdę nikt cię nie wini. To wina pogody i auta, nie twoja. Czasami robimy głupie rzeczy i uciekamy z domu wbrew rodzicom, bo myślimy, że możemy i że jesteśmy dorośli, ale taka jest młodość. A ten wypadek to na pewno nie jest twoja wina, rozumiesz? Nikt cię nie obwinia, Dominika kocha cię nad życie i jesteś jedynym facetem w jej życiu i musisz je chronić. Masz psychologa czy coś?

– Raczej czy coś.

– Miałeś?

– No miałem na początku i było okej.

– A teraz znowu nie jest? – Pokręcił głową, znowu spuszczając wzrok. – Okej, więc wracamy i idziesz do psychologa, a teraz musisz coś zjeść, bo twoje burczenie mnie wkurwia. Chcesz pizzę czy odgrzać ci warzywka? – Wyswobodziłem się z jego uścisku i próbowałem wstać.

– Janek?

– No? – Spojrzałem na niego, łapiąc go za rękę, by podciągnąć do góry.

– Ale nie powiesz o tym nikomu, nie?

– No coś ty, przyjaciele tak nie robią.

Impreza rozkręciła się na nowo, a my nie wspominaliśmy już rozmowy z łazienki, gdzie teraz suszyła się bluza, która okazała się ubraniem ojca Zająca. Podobno po jego śmierci Aleks zamknął się tutaj na długi czas, upijając się i wylewając łzy w materiał, który nadal pachniał mężczyzną.

– Kurwa, jakie to zjebane – mruknął nastolatek, pijąc kolejnego szota.

– Ale co?

– Ja. Ja jestem zjebany. Ranię wszystkich wokół i nawet nie da się mnie kochać. Kurwa, ludzie się mnie brzydzą i fun fact: Ja siebie też brzydzę.

Jaki jest fun fact z mojej strony? Że właśnie w tej chwili wódka pchnęła moje usta na jego usta w geście udowodnienia, że ja się nie brzydzę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro