Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Mam powiedzieć, że ja też cię kocham?"

Dominika biegała wokół mnie zupełnie tak, jakbym obiecał jej największe lody w życiu. A nie obiecałem, gwoli ścisłości, chociaż patrząc na to, co wywołało jej reakcję, lody nie wyglądały tak źle. Nie słyszałem, że ta mała spryciula nie zeszła za mamą na dół, chociaż ta prosiła, aby się pośpieszyła, bo musiała jeszcze wybrać odpowiednie buty do sukienki, a czas naprawdę je gonił. Urodziny koleżanki z klasy miały stanowić spełnienie małoletnich marzeń o dmuchanym zamku w sali zabaw i żelkowym torcie, co strasznie ekscytowało moją siostrę. Myślałem, że jako pierwsza wskoczy do auta i za nic nie spodziewałem się, że usłyszy każde słowo wypływające z moich ust, gdy po kolejnych kilku dniach wegetowania w domu sugerowałem Jankowi spontaniczne wyjście do knajpki, bo siedzenie na dupie bez słońca nie wpływało na niego pozytywnie. Okej, fundusze miałem ograniczone, bo przez nerwy i stres ostatnich tygodni znowu paliłem więcej, wydając na to ostatnie grosze, ale mama zostawiała nam trochę kasy, nie chcąc, abyśmy czuli się gorsi, rezygnując z luksusu sali zabaw, żelek i towarzystwa mnóstwa dzieci. Ona zgłosiła się do pomocy, zostawiając nas samych na najbliższe kilka godzin, aż do jakiejś osiemnastej, gdy miały planowo wrócić zmęczone, ale szczęśliwe.

Sam przecież wiedziałem, jak przytłaczające potrafiły być cztery ściany. Doskonale zdawałem sobie również sprawę z tego, jak chujowo ostatnio czuł się Janek, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jego mama milczała, co w sumie nieszczególnie mnie dziwiło. Chociaż patrząc na to, że moja do tej pory pewnie pięć razy wezwałaby policję, gdybym był na miejscu Janka, może powinienem być zaskoczony. Był przybity, bo chociaż ojciec doskonale nauczył go, iż nie ma na co liczyć z jego strony, pani Olszewska miewała momenty udawania dobrej mamusi. Kolejne dni jednak mijały, a poranne sprawdzanie powiadomień na telefonie równało się zawodem, gdy nie napisała nawet głupiego "co tam?". Chciałem więc, żeby chociaż na chwilę o wszystkim zapomniał, wymyślając nagle spontaniczne wyjście i dostosowując ten plan do stanu jego zdrowia oraz funduszy. Okej, na taksówkę nie było nas stać, jednak o tej godzinie nadal było stosunkowo ciepło, a wyjście z domu naprawdę mogło zrobić mu dobrze. Spacer do knajpy miał go dotlenić i sprawić, że zgłodnieje, bo ostatnio jakoś mniej jadł.

W najgorszym wypadku, jeżeli poczułby się gorzej, mogłem go zanieść z powrotem do domu. Przecież to nie było takie trudne.

– Mogę iść z waaami? – pytała Domi, wieszając się na mnie i naprawdę pękało mi serce, bo chociaż wiedziałem, że to niemożliwe, nie chciałem odmawiać. Byłem w końcu jej ulubionym bratem, który krył przed mamą ilość zjedzonych słodyczy oraz siedzenie po dobranocce, gdy chciała jeszcze obejrzeć coś na Netflixie. Nie osobą od zakazów oraz brutalnej prawdy czy stawiania granicy "rzeczy, które są tylko dla osób dorosłych".

– Przecież idziesz z mamą na urodziny – przypomniałem, licząc na ponowne rozbudzenie jej entuzjazmu. – Cieszyłaś się, no ej!

– No ale nie chcę już na te urodziny. Chcę zostać z wami i iść do knajpki – powtórzyła, patrząc na mnie błagalnie i trzęsąc się, im dłużej pozostawiałem ją na odczytanym.

– Na randki nie zabiera się małych siostrzyczek. Nawet jeśli są mega kochane.

– Ale Aleeeeks.

– Nie Aleksuj mnie. Mama się niecierpliwi, więc idź ładnie do auta, okej? Obiecuję, że wszystkie fajne rzeczy będziemy robili po powrocie, nic cię nie ominie.

– Na pewno? – Uniesione brwi dodawały jej powagi, a u mnie powodowały natychmiastowy uśmiech, bo lada chwila temat miał się skończyć.

– No jasne. Upieczemy z mamą babeczki jak za starych czasów i Janek pomoże nam zrobić ładny kolor ciasta, żeby były wyjątkowe, hm? A ty będziesz mogła wygrzebać lukrowe ozdoby i dowalić tyle serduszek i gwiazdek, ile tylko chcesz.

– I białych kuleczek?

– Bez białych kuleczek to nie byłoby to samo. Trzymaj się i pamiętaj, że jak ktoś cię będzie denerwował, to bij tak, aby nikt nie widział... – Puściłem jej oczko. – Albo idź do mamy, to lepsze wyjście.

Czułem, że nie chciała tam iść, jednak mama zbyt wiele razy wspominała, jak ważne są takie wyjścia. Przez sytuację z młodszą siostrą Niny, Domi coraz bardziej zamykała się w sobie i z uśmiechniętego słoneczka nawet w szkole stawała się inną wersją siebie. Długo poranki stawały pod definicją krzyków oraz jęków, a ona o wiele bardziej wolała zostać w domu, niż cieszyć się ze spotykania znajomych i uczenia się nowych rzeczy, bo to jeszcze ten okres, gdy nie wiedziała, jaką nauka jest tak naprawdę pułapką.

Musiałem jeszcze raz zapewnić, że będziemy na nią grzecznie czekać. Dopiero po tym całkowicie odpuściła, przytulając mnie i wyznając miłość.

– I ciebie też kocham, Janek.

Podeszła do niego, a potem przytuliła, a on nie wiedział, jak się zachować.

– Chyba mnie serio lubi – zauważył, opuszczając rękę po tym, jak machnął jej na pożegnanie.

– Raczej kocha.

– Chociaż ona – skomentował, na co uniosłem brwi.

– To ten moment, gdy mam powiedzieć, że ja też cię kocham? Czy co, bo nie ogarniam?

Wzruszył ramionami, a temat skończony został tak szybko, jak się zaczął. Chodzenie nie sprawiało mu takich problemów, że dostawał zadyszki od razu po wstaniu z łóżka, co uznałem za dobry znak. Szybki prysznic zajął nam obu nieco dłużej, niż powinien, bo ciepło gorącej wody było o wiele bardziej kuszące niż chłód przez pogodę.

– Weź jakąś grubszą kurtkę – powiedziałem, grzebiąc w szafie i wyciągając bluzę, którą w niego rzuciłem po zaciągnięciu się. Nie śmierdziała papierosami, a ja szczerze dziękowałem mamie za zakup silniejszych płynów do prania, bo spaliłbym się ze wstydu, dając mu coś, co jebało. Bez zająknięcia ją na siebie założył, odruchowo chowając dłonie do kieszeni.

– Dobrze, tatusiu.

Na dole dałem mu jeszcze moją starą kurtkę, która zachowała się w niemal idealnym stanie oprócz wypalonej papierosem dziury. Wiązała się z nią anegdotka dotycząca początku trwającego do dziś nałogu palenia, co opowiadałem Jankowi podczas drogi. Temat szybko zszedł na nasze wyjście, bo tak naprawdę opuszczaliśmy dom bez szczególnego planu. Chciałem po prostu rozerwać się w jego towarzystwie i sprawić, że przez moment zapomni o przeżyciach ostatnich dni.

Miał swoje rzeczy, które co jakiś czas dowoziła jego matka, bo okazywało się, że czegoś zwykle brakowało i wydzwaniał do niej, albo brał coś mojego. To było trochę tak, jakbyśmy zamieszkali razem, jednak nadal wisiało nad nami widmo tego, że lada dzień ta sielanka mogła dobiec końca. I czułem się z tym dziwnie, bo zacząłem powoli przywykać do budzenia się z widokiem jego rozczochranych włosów opadających na twarz i z grymasem, który zwykle zapowiadał fakt, że zaraz wstanie. I do zasypiania z uśmiechem, słysząc teksty pełne zapewnień, że to chyba nic takiego.

– To co, znowu sushi? – zaproponował, wspominając mimochodem sytuację naszego wspólnego posiłku, gdy chwilę wcześniej tego samego dnia żaliłem mu się na nieudaną próbę obsługi pałeczek w towarzystwie Alicji. Zamówił to samo, a my jedliśmy na ławce w parku i szliśmy do niego, gdzie pierwszy raz wpadłem na Feliksa Olszewskiego.

– Myślałem o burgerach – wyjawiłem, chociaż biłem się chwile z myślami, czy w ogóle powinienem, ponieważ chciałem, żeby miał niespodziankę. – Kiedyś coś słyszałem o takim jednym miejscu w centrum...

– Oho ktoś tu chyba ma za dużo pieniędzy.

– Po prostu chciałem, żebyśmy miło spędzili dziś czas – zauważyłem zgodnie z prawdą. – Ale śmiało, hejtuj dalej.

– A więc to coś w rodzaju randki, skoro nawet wziąłeś prysznic i ciągniesz mnie przez pół miasta na burgery?

Dziwiła mnie jego otwartość, w szczególności zważywszy na fakt, że ostatnio znowu bywał milczący. Jednak pozytywnie przyjąłem tę zmianę, bo chyba zapowiadała coś pozytywnego.

– A chciałbyś, żeby to była randka?

Parsknięcie było jego jedyną odpowiedzią, a ja obserwowałem mijaną okolicę zupełnie tak, jakbym szedł tędy po raz pierwszy. Dziwnie się czułem, gdy coraz częściej mimochodem rozmawialiśmy o naszej relacji, która już dawno ewoluowała w coś innego niż tylko przyjaźń. Kilka miesięcy temu uznawałem Janka jako zło konieczne, a teraz budziłem się ze zmartwieniem dotyczącym tego, jak radził sobie w obecnej sytuacji. I co życie przygotuje dla niego dalej, bo chociaż ja radziłem sobie z wieloma rodzajami problemów, on inaczej znosił różne rzeczy... w szczególności bezpośrednio związane ze swoją rodziną.

Olszewski przeglądał kartę dań, czytając co niektóre pozycje na głos i dziwił się, sugerując, że te burgery musiały pewnie być robione przez samą Magdę Gessler. Prosiłem go, aby o tym nie myślał, bo byłem przygotowany finansowo na niemal każdy wydatek. Jasne, w razie, gdyby wybrał najdroższą pozycję i duże picie musiałbym zmniejszyć swoje zamówienie, zadowalając się pewnie ofertą promocyjną bez ziemniaków w łódeczki i napoju, jednak dla niego byłem gotowy na takie poświęcenie. No i w kościach czułem, że raczej by się na to nie zdobył. Trzecia pozycja z menu sprawiła, że zaczął się zastanawiać: mówił o tęsknocie za pikantnym sosem oraz wołowiną, jednak widziałem niepewność spowodowaną prawdopodobnie ceną.

– Wiem, o czym myślisz – powiedziałem, patrząc na niego z uniesionymi brwiami. – Zdaję się na ciebie i biorę to samo, więc już nie zmieniaj zamówienia. Zobaczymy, czy masz gust.

– Jak nie do jedzenia, to w innych dziedzinach na pewno. – Jego nieśmiały uśmiech miał być tłumaczeniem, że "tylko żartował". Tylko czy to nie było tak, że jeżeli żartowało się na jakiś temat nagminnie, miało to w sobie jakieś ziarno prawdy?

– Myślałeś co będzie... potem? – spytałem, bo chociaż nie chciałem niszczyć bańki dobrej atmosfery oraz luzu tego, co właśnie się działo, czułem, że to odpowiedni moment na taką rozmowę.

– Jak ojciec przyjedzie i będzie kręcił znowu dramy? Szczerze? Myślę o tym codziennie, to pierwsza rzecz, która nawiedza mnie, gdy wstaję i ostatnia przed snem. Ale jednocześnie próbuję martwić się jak najmniej, ciesząc z tego, co dzięki tobie mam. Okej, wyrzuty sumienia też mnie męczą, jednak chyba wolę to i dozgonną wdzięczność niż kłótnie z matką, jej wyjebanie oraz widmo ojca, który pewnie by mnie do tej pory zatłukł, wypominając również wydanie kasy na bilety, które kupiłby specjalnie na tę okazję.

– Ogarniemy to jakoś, okej? Razem – obiecałem. – Jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę.

Widmo wypowiedzianych słów wisiało nad nami, gdy po dłuższym oczekiwaniu dostarczono nasze zamówienie. Z moich ust wyrwało się przekleństwo zadowolenia, bo chociaż cena nieco zwalała mnie z nóg, otrzymana porcja naprawdę satysfakcjonowała. Wymownie na siebie spojrzeliśmy i żartowaliśmy, że płaci ten, który nie zje swojego zamówienia. Jednak było stosunkowo wcześnie, a my wbiliśmy się w odpowiednią godzinę, aby nie było aż tak tłoczno. Kolejne kęsy po połowie miały być "tymi ostatnimi, bo nie wciśniemy więcej", ale zamówione po chwilowej dyskusji drinki szybko namówiły nas na dalsze jedzenie. Na jednym się nie skończyło i żartowaliśmy o naszej przyszłości, mówiąc, że jak w Maku będą dopłacać, spróbujemy podczas pracy odtworzyć tak dobre burgery jak te z tego miejsca, bo tylko etat w fast-foodzie wyglądał jako realistyczna opcja na przyszłość.

Pociągnąłem kolejny łyk napoju i skinąłem głową, gdy mówił o toalecie, a potem wyciągnąłem telefon, chcąc szybko zerknąć na godzinę oraz ocenić, czy w razie braku gotówki mogłem dołożyć coś z konta.

Zamarłem, widząc kilka chaotycznych wiadomości od mamy, która prosiła, abym odebrał i akurat kolejny raz dzwoniła, chcąc się do mnie dobić.

– Co tam? – spytałem, nie chcąc zapeszać i od razu pytać o najgorsze. Jednak jej słowa oraz sposób, w jaki je wypowiadała, brzmiały identycznie jak wtedy, gdy informowała mnie o śmierci ojca, a mi ze strachu stanęły włoski na karku:

– Musicie wracać, Aleks. I to jak najszybciej.

Nie chciała mówić więcej, ale czułem, że coś było nie tak. Podświadomie doskonale wiedziałem, co się działo, jednak jakaś część mnie naprawdę nie chciała dopuścić tej myśli. Poprosiłem o rachunek, a Janek wrócił i spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

– Ej, ja zapłacę – powiedział, nie znosząc sprzeciwu. Czułem, że to nie była pora na sprzeczki o kasie i po chwili dyskusji machnąłem ręką, pozwalając mu wyciągnąć kartę. Z tyłu głowy miałem słowa mojej mamy, ale bałem się powiedzieć Jankowi chociażby słowo w obawie, że zacznie się martwić, chociaż nie wiedzieliśmy, czy w ogóle było po co.

– Odrzucono kartę. – Kelnerka uśmiechnęła się przepraszająco, zupełnie tak, jakby to była jej wina. Janek spróbował ponownie, jednak dopiero po drugim odrzuceniu coś go tknęło, aby sprawdzić w aplikacji stan konta.

– Zapłaciłbyś? – spytał, nawet na mnie nie patrząc. Doskonale widziałem, jak było mu głupio, więc bez słowa wyciągnąłem portfel, regulując rachunek.

Było już chłodniej, gdy opuszczaliśmy lokal, a ja upominałem Janka o zapięciu kurtki, nie chcąc, aby się przypadkiem rozchorował. Szliśmy w ciszy, jednak nie miałem odwagi jej przerywać. Nie wiedziałem, co Jankowi siedziało w głowie i chociaż lada moment musiałem powiedzieć mu o pełnym zmartwienia tonie mamy, czułem się z tym źle.

– Stary wyczyścił mi konto – wyznał. – Oskubał mnie do równiusieńkiego zera.

– Nie chciałem ci tego mówić wcześniej, ale chyba szykuje się coś sporego. – Zatrzymałem się i spojrzałem na niego, chcąc wybadać reakcję. – Jak wyszedłeś, akurat dzwoniła moja mama, mówiąc, że musimy szybko wracać. I miała ton, którego naprawdę nienawidzę.

– Pewnie matka wygadała ojcu gdzie się szlajam. Było miło, ale właśnie się kończy.

Desperacko chwytaliśmy każdy pokonywany metr, czując w kościach, co nas czekało. Gorączkowo myślałem nad każdą możliwością, ale prawda wciąż pozostawała taka sama: Janek był niepełnoletni, więc jeżeli jego rodzice uznali po całym tym czasie, że ma wrócić do domu, nie miał innego wyjścia. I okej, mogłem go porwać i wywieźć nawet za miasto. Przez głowę naprawdę przebiegła mi myśl ucieczki do domku letniskowego za Warszawą. Jednak jeżeli chciałem chronić go długofalowo, musiałem działać zgodnie z prawem.

...a przede wszystkim musiałem wymyślić, w jaki sposób tego dokonać.

Migające światła policyjnego wozu przynosiły mi niechciane wspomnienia, z którymi jeszcze nie nauczyłem się sobie radzić. Patrzyłem na idącego w naszym kierunku funkcjonariusza, a głowie słyszałem niewyraźne słowa, a potem szok matki. Pamiętałem to jak dziś, wielokrotnym wspominaniem nie pozwalając, aby ta przerażająca scena chociaż na chwilę zbladła: stałem wtedy na schodach i zamarłem, zauważając policjanta, czekającego na reakcję kobiety, która gwałtownie złapała się drzwi, niemal upadając na kolana. Zbiegłem na dół, łapiąc ją w ostatniej chwili, zanim wylądowała na podłodze. Objąłem ją, a ona zaniosła się tak donośnym płaczem, że prawie obudziła śpiącą na górze Domi. Próbowała coś powiedzieć, jednak słowa opuszczały jej usta niczym żałosna papka.

Z niesłychanym trudem oraz ogromem niedowierzania powiedziała mi wreszcie, że tata zmarł.

– Jan Olszewski? – Nieco niższa policjantka spojrzała na mnie z czymś, co odczytałem jako znudzenie, a ja uśmiechnąłem się przepraszająco, mówiąc:

– Zależy czy muszę pokazać dowód.

Byłem wkurwiony, a jednocześnie poczułem dziwną niemoc, gdy Janek uchylił usta, chcąc wyznać prawdę. Zawahał się, jakby zastanawiając czy kłamstwo uszłoby nam płazem, ale oboje wiedzieliśmy, jak wyszłoby to w praktyce.

– To ja.

...i to był ten moment, w którym wszystkie moje obawy stały się rzeczywistością. Tyle było z naszego pomieszkiwania niczym coś w rodzaju rodziny. Tyle było z beztroski, wspólnych śniadań oraz maratonów bajek z moją młodszą siostrą. I tyle było z poczucia, że ktoś naprawdę mnie potrzebował oraz z bezpieczeństwa dość spokojnego zasypiania, bo przy nim nie dopadały mnie najgorsze myśli.

Nie musieli go prowadzić, bo sam udał się do radiowozu, gdy poinformowano go o tym, że rodzice chcą, aby wrócił do domu. Wsiadał do środka, nawet się nie oglądając, a ja czułem, że gdyby to zrobił, zobaczyłbym w jego oczach to samo, co czułem w swoich: piekące łzy niesprawiedliwości. 



*****

Wpadamy z nowym rozdziałem Stucka i hej, dzieje się, oj dzieje! "Drama" to nasze ulubione słowo, o czym pewnie już zdążyliście się przekonać. Za nami pięćdziesiąta piąta część opowiadania i jeju, jak ten czas szybko minął! 

Prosimy o komentarze oraz głosy, bo dzięki nim wiemy, co sądzicie o przygodach naszych bohaterów. Chętnie poczytamy Wasze wrażenia oraz przemyślenia... a może macie spekulacje na temat tego, co spotka chłopaków dalej? 

Działamy również czasem na Twitterze pod #StuckInLovePL, gdzie znajdziecie spoilery oraz postępy z tworzenia nowych rozdziałów. Sami możecie pisać, co sądzicie oraz podsyłać swoje pomysły!

Buziaki i do następnego,

polishkathel & DreamerEmma  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro