Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

,,Jak być miłym, w wykonaniu Aleksa Zająca"

Powietrze pachniało potem, pizzą i brakiem jakichkolwiek chęci do życia. Niby nie dałem wczoraj dojść mamie do słowa, ale wiedziałem, co chciała powiedzieć, a co lepsze: zdawałem sobie sprawę z tego, że miała rację.

– Nigdy więcej wódy w środku tygodnia. Przecież ta nieobecność zrujnuje mi karierę! – Tytus wyszedł właśnie z korytarza, owinięty w pasie jedynie fioletowym ręcznikiem. Przez pierwsze koszmarne sekundy po przebudzeniu zastanawiałem się, gdzie zwiał, ale cienkie ściany doskonale uświadomiły mi, że po prostu wstał wcześniej ode mnie, a potem wyszedł wziąć prysznic. I, kurwa, byłbym wniebowzięty, gdyby robił tylko to. Jasne, rozumiałem, że w końcu był tylko wiecznie napalonym nastolatkiem, ale niektórych rzeczy nie powinien słyszeć nawet najlepszy przyjaciel.

Przeklęte ściany...

– Nikt nie kazał ci kończyć tej butelki.  Druga sprawa: mam nadzieje, że umyłeś prysznic. Trzecia: ubierz się, do kurwy. Wydrapie ci resztki mózgu, jeśli wpadniesz w takim stanie na Domi.

– Daruj sobie, jest dziewiąta. Twoja mama była tu już o siódmej, jęcząc o tym, jak nieodpowiedzialni jesteśmy. Naprawdę dziwi mnie, jakim cudem niczego nie słyszałeś.

– Jestem już przyzwyczajony do jej krzyków, co poradzisz. – Wzruszyłem ramionami, wstając z łóżka. Podszedłem do szuflady, z której wyciągnąłem dwie koszulki znajdujące się najbliżej. Pierwszą rzuciłem przyjacielowi, a drugą zabrałem ze sobą wraz z czystymi spodniami, bielizną i skarpetkami. Wczoraj kompletnie zapomniałem podłączyć telefon, więc nadrobiłem to teraz, przy okazji sprawdzając na szybko powiadomienia z instagrama.

– Ale i tak wiem, że mnie zabije, jeśli pójdę dziś na wagary, więc za dziesięć minut widzimy się na dole. – Uniosłem brwi, wiedząc, jak bardzo nie popierał tego pomysłu.

– Chyba śnisz. Nigdzie dziś nie idę. Jasne, jęczenie to jedna sprawa, ale co się stało, to się nie odstanie.

Nie chciałem się z nim kłócić, bo nikt nie płacił mi za zaciąganie jego tyłka do szkoły. Tak długo, jak czegoś nie odwalił, miał raczej prawo zdychać na naszej kanapie.

– A rób, co chcesz. – Przeszedłem obok, jak gdyby nigdy nic otwierając drzwi. Skoro było tak późno, Dominika na pewno już dawno zaczęła zajęcia. Mama pewnie również była w pracy, więc zostaliśmy sami i raczej nie było mowy o jakimś przypale. – Tylko się ubierz, nie bałagań i, do cholery, nie wal konia w mojej łazience.

– Ktoś tu serio nie ma humoru z samego rana.

– A wypchaj się.


Lekcja życia: nie biegać na kacu. Jasne, tolerancja organizmu na alkohol czasem zaskakiwała nawet mnie samego, ale tamtego czwartku pośpiech był pieprzoną zgubą. Nie wiem, co mi się ujebało, żeby dotrzeć na czas. Może chodziło tu o fakt, że akurat zaczynała się lekcja polskiego z nauczycielką, która jako jedyna tak naprawdę przywitała mnie w cywilizowany i ludzki sposób. Nie, żebym wydziwiał, po prostu miło było poznać kogoś zwyczajnie miłego, chociaż sam rzadko kiedy należałem do takich osób. Może w taki sposób działa karma? Albo po prostu kac uderzył mi na mózg.

Bądźcie jednak dumni: zdążyłem na czas. No. Prawie, bo wpadłem do sali jako ostatni, mimo wszystko ściągając na siebie uwagę wszystkich uczestników zajęć, którzy zajmowali właśnie wolne miejsca.

– Kogo moje oczy widzą. Jak zwykle punktualny. – Dorota Kaczmarek uśmiechnęła się, kręcąc po chwili głową z politowaniem.

– Lubię mieć wielkie wejście. – Potarłem dłonią twarz, opierając się o ścianę. Potrzebowałem chwili odsapnięcia, bo nikła zawartość mojego żołądka nagle zapragnęła bliższego zapoznania z podłogą. Tytus miał rację. Powinienem był zostać w domu, wylegiwać się z nim na kanapie i pić chłodne piwo, a nie siedzieć w szkole. Mama pewnie strzeliłaby focha, ale przecież nie była bez serca. Pewnie by zrozumiała. Tym bardziej że naprawdę miałem powód.

– To ci się akurat udało, ale proszę, zajmij już swoje miejsce. – Skinęła głową, wskazując wolną ławkę na końcu sali. Jeszcze chwilę stałem w tym samym miejscu. Nagle zakręciło mi się w głowie i, cholera, nigdy jeszcze tam bardzo nie żałowałem wyjścia z domu, jak w tamtej chwili.

– Jasne, psze pani.

Sukcesem życia było dotarcie na swoje miejsce. Od razu zabrałem się za otwieranie okna, kompletnie ignorując fakt, że nadal uniemożliwiałem normalne prowadzenie zajęć. Kolejna lekcja wyciągnięta z tamtego dnia: palenie na kacu nie było dobrym pomysłem. Nie patrzcie tak na mnie, nie jestem wcale nowicjuszem ani świętoszkiem. Problem polegał jednak na tym, że wypaliłem sobie resztki mózgu, kompletnie nie mysląc o konsekwencjach. No i trafiłem tu, gdzie trafiłem.

Lekcje ciągnęły się w nieskończoność. Byłem skacowany, cholernie zmęczony, a do tego dochodził jeszcze fakt, że Tytus co chwile wysyłał mi selfiaki z mojej cudownie miękkiej kanapy. Niemal rzuciłem telefonem, gdy w pewnej chwili dostałem od niego wideo, na którym popijał schłodzone piwo. Kurwa, co za palant.

– ...a bo ja wiem? Może ma okres? – Zmarszczyłem brwi, słysząc szepty z ławki obok. – Przecież sam zauważyłeś, jak słabo wygląda!

– To ty rzuć w niego tamponem i czekoladą i obiecaj, że za tydzień przejdzie. Na ciebie zawsze działa.

– Rzuć we mnie tamponem, a wsadzę ci go w mniej przytulne miejsca, niż twoja zakrwawiona cipa – mruknąłem pod nosem, mając tak naprawdę gdzieś, czy psiapsióła Jana mnie słyszała. Mimo wszystko komentarz ten ani na chwile nie sprawił, że poczułem się lepiej, więc pozwoliłem sobie spojrzeć na nią i dodać głośniej:

– A ty co? Chcicę masz, że lajkujesz mi foty na insta? Mam gdzieś ile lasek robi sobie do nich dobrze, ale wolałbym, żeby mimo wszystko był to ktoś inny niż ty.

Nina spaliła buraka, a ja jak gdyby nigdy nic położyłem się na ławce. Porządnie śmiechłem, gdy wyszło na to, że dała mi bloka, chcąc ukryć fakt, że jednak obczajała moje zdjęcia. I to jeszcze jakie stare. Miałem gdzieś jej motyw, wiele osób tak robiło. Z całej tej sytuacji jedno było jednak pewne: mistrzem stalkingu to ona raczej nie będzie.


Mama mimo wszystko strzeliła na mnie focha. Chociaż nie, foch to mało powiedziane, bo chociaż naprawdę myślałem, że dała sobie spokój, milczeniem wyrażając swoje niezadowolenie, ona zabawiła się w godzinny wykład na temat życia i tego, jak marnuje swoje nastoletnie lata przez alkohol. Miała rację: nieco przesadziłem, pijąc w środku tygodnia, ale co mogłem zrobić? Czasu cofnąć się nie da, no, a nawet gdyby była taka możliwość, na pewno wykorzystałabym ją inaczej, niż na uniknięciu całkiem przyjemnego wieczoru z Plotkarą i moim przyjacielem.

– Ja wiem, że nadal jest ci ciężko. Nie jestem ślepa i widzę, że nie zachowujesz się w ten sposób bez powodu, ale... – mówiła, miejmy nadzieję, zbliżając się do końca całej tej rozprawki.

Siedzieliśmy na kanapie, ja co chwile zmieniałem pozycje, chociaż nie wiedziałem do końca, czy spowodowane to było unoszącą się w powietrzu niezręcznością, czy po prostu nudą. Nie lubiłem odbywać z nią tych poważnych rozmów. Rozumiałem wprawdzie, że mogła mieć sporo do powiedzenia, jednak naprawdę po prostu za nimi nie przepadałem.

– Nie lubię twojego ,,ale".

– ...ale niczego nie ułatwiasz – dodała, całkowicie ignorując mój komentarz. – Aleks, słońce, mimo wszystko w tym domu nadal panują te same reguły. Teraz jest ciężej, jasne, jednak to niczego nie zmienia. Zasady to zasady. –  Skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej, patrząc na mnie z połączeniem zawodu oraz cierpliwości. W tej sytuacji zacząłem czuć się jak Domi, gdy zapominała o swojej czytance. Cholera, nawet zrobiło mi się trochę głupio, ale szybko zastąpiłem to uczucie czymś gorszym. Nie wiem, czy odziedziczyłem to akurat po ojcu, jednak podczas każdej sprzeczki wolałem bronić się atakiem, niż po prostu zamknąć mordę i udawać skruchę.

– Czemu ja mam się do nich stosować, skoro on miał je gdzieś, mamo? –  rzuciłem, zanim zdołałem przemyśleć swoje słowa. – Mamy przecież ustalone, że nikt nie może odejść bez pozwolenia. Zgadnij co? Ja mu nie pozwoliłem odejść. Przywrócisz go do życia i nakrzyczysz, że ma wrócić, bo złamał zasady panujące w tym domu? Nie wydaje mi się.

To była najgorsza rzecz, jaką mogłem jej zrobić. Raniłem tę kobietę wielokrotnie: zarówno słowami oraz czynami i, cholera, gdyby ojciec nadal żył, w sytuacji takiej jak ta na sto procent przyłożyłby mi w twarz. Gabriela Zając naprawdę miała jednak stoicką cierpliwość co do swoich dzieci. Ponadto nigdy nie podniosła na mnie ręki, bez względu na to, jak cholernie czasem zasługiwałem.

Przeprosiny to jedyne, co mogłem w tamtej sytuacji zrobić, a jednak słowa nie potrafiły przejść mi przez gardło. Była zaskoczona, najpierw nie za bardzo wiedząc, co mi odpowiedzieć. Nie dziwiłem się. Do samego końca nie potrafiłem uwierzyć, że te przeklęte rzeczy faktycznie wypłynęły z moich ust.

– Aleks...

Uchyliłem usta, chcąc zmusić się do jakiegokolwiek usprawiedliwienia. Nagle to wszystko zrobiło się tak cholernie bez sensu. Byłem na krawędzi, cały czas się chwiałem, nie potrafiąc złapać równowagi w moim obecnym życiu.

– Idę zapalić.

Wstałem z kanapy, a potem wyszedłem na dwór. Chłodne jesienne powietrze przywiało ze sobą fasadę, którą od kilku miesięcy starałem się utrzymać, a gdy wreszcie odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się po raz pierwszy, balans powrócił.


Następnego dnia wszystko było po staremu. Nie poruszaliśmy już z mamą tematu naszej wczorajszej rozmowy i chociaż nie doszliśmy w sumie do ostatecznego porozumienia w związku z moim alkoholowym wykroczeniem, temat został ostatecznie zamknięty. Przy śniadaniu udawaliśmy przed Domi, że nic się nie stało, a ja potem wyjątkowo odprowadziłem młodą na zajęcia, chociaż sam ledwo miałem zdążyć na własne.

Specjalnie wybraliśmy dłuższą drogę, wygłupiając się w parku na górce kolorowych liści. Dziewczynka chichotała, robiąc niedokładne piruety, a ja dzielnie klaskałem, zaintrygowany jej zachowaniem. Mógłbym spędzić z nią cały dzień, bo jej dobry humor i beztroska w dziwny sposób przechodziły na mnie.

    – Odbiorę cię o piątej, w porządku? – spytałem, poprawiając w szatni kołnierzyk jej bluzki. – Postaraj się nie rozrabiać, a jeśli ktoś cię wkurzy, to przywal, ale tak, żeby nikt nie widział. W innym wypadku pójdź do pani. – Pokiwała energicznie głową, pokazując z dumą swoje białe zęby. – No to lecę. Trzymaj się, słońce. – Dałem jej buziaka w policzek, a ona skrzywiła się, czując smród papierosów.

– Aleks! – skarciła, machając sobie dłonią przed twarzą. – Fuj!

– Wiem, wiem. Ale widzisz, robię to dla ciebie. Jeśli znienawidzisz palenie przeze mnie, sama na pewno nigdy po to nie sięgniesz. Nara, słońce.

Domi potarła z grymasem policzek, a potem pożegnała się ze mną i potruchtała przed siebie do czekających na nią dziewczynek. Przywitały się, z niewiadomych powodów czekając jeszcze chwilę przed wejściem do sali. Po ładnych kilkunastu sekundach dotarło do mnie, że jakaś koleżanka z ich grupy jeszcze nie była gotowa, wymieniając ostatnie kilka zdań z kimś ze swojej rodziny.

Dopiero po odejściu najniższej z dziewczynek uświadomiłem sobie, że skądś kojarzę osobę, z którą przyszła. Nie zostałem przez nią zauważony, ponieważ moja nowa koleżanka z klasy jak gdyby nigdy nic schowała kask małej, a potem udała się do wyjścia.

– Hej, Nina! – krzyknąłem, nie do końca wiedząc, co mi strzeliło do głowy, żeby w ogóle się do niej odezwać. Chwilę musiałem za nią popierdzielać, bo była tak skupiona na swoich myślach, że nawet mnie nie słyszała. Odwróciła się dopiero po dłuższej chwili, patrząc na mnie z zaskoczeniem. I, szczerze, nie wiem, co mi wtedy w ogóle strzeliło do głowy, bo kompletnie nie miałem przygotowanego scenariusza dalszej części tego spotkania.

–  Odblokujesz mnie na insta? Chciałem cię zaobserwować.

...czyli jak być miłym, w wykonaniu Aleksa Zająca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro