Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Czyli przez najbliższe dni udajemy hetero"

– Niezręcznie, co? – szepnąłem, gdy chłopak mnie przytulił. Leżeliśmy na niewielkiej rozkładanej kanapie w pokoju, który w domyśle miał być mój, chociaż ja nawet nigdy miałem tu nie nocować. Panował mrok, gdy zasłonięte rolety odcięły nas od świateł na ulicy i cholera, było jakoś tak dziwnie.

– Dlaczego?

– Nie udawaj.

Jasne, że było niezręczne. Za ścianą prawdopodobnie spała już moja matka, a ja oficjalnie pierwszy raz spałem z nią pod jednym dachem, wtulony w innego chłopaka. Na dodatek przy stole padł temat zbliżających się coraz większymi krokami świąt, a moja matka nie wyglądała na przejętą. Pytała o nasze plany i gdy padł temat Gdańska, nawet nie zająknęła się o naszej rodzinie. Otworzyła się, dopiero gdy Aleks wyszedł przed klatkę, by zapalić, do czego częściowo go zmusiłem, wspominając, że powinien zadzwonić do mamy. Marszczył brwi, nie łapiąc mojej iluzji, ale chętnie zarzucał na siebie kurtkę, zgarniając klucz z czipem i obiecując, że niedługo wróci. Prawdą było, że zajęło mu to naprawdę długo, a mi przez myśl przeszło, że właściwie mógł już siedzieć w swoim domu, po prostu uciekając z tej niezręcznej sytuacji. Wrócił jednak z butelką wina, dodając, że znalazł Żabkę i wcale nie była tak daleko. My mieliśmy chwilę na rozmowę, podczas której przyznałem, że nie zostawię jej samej, bo to przecież święta i Wigilia. Ostatnie czego się spodziewałem to jej luźne podejście i wspomnienie spa.

– To nie tak, Janek, że ja nie chcę ich z tobą spędzić – zapewniła. – Ale wiem, jak bardzo chciałbyś spędzić je z Aleksem i zdecydowanie to rozumiem. To kilka dni, które nie sprawią, że przestaniemy być rodziną, bo nie podzielimy się opłatkiem. Zadzwonię do ciebie i razem zjemy sernik – Ty u Aleksa, ja w spa.

Jej spokój był dla mnie podejrzany, ale tak właściwie to wszystko w niej ostatnio wydawało mi się dziwne. Wszystko było takie inne. Takie zmienione.

– Chodzisz na terapię? – wypaliłem. Spojrzała na mnie zaskoczona, nie wiedząc do odpowiedzieć.

– Terapię? – powtórzyła.

– Terapię. Taką z psychologiem. Widzę, jak bardzo się zmieniłaś.

Uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała mnie po twarzy, mówiąc, że po prostu stara się naprawić to, co zepsuło się przez lata. Nie byłem jednak pewien czy to wymijająca odpowiedź, by nie przyznać się do terapii czy faktycznie wypaliłem głupotę i nigdzie nie uczęszcza.

– Nie chodzę na terapię, Janek. Ale poznałam grupę dziewczyn, które miały podobne... problemy. I fajnie nam się spędza czas.

– One też jadą do spa?

Pokiwała głową, a w tej samej chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich zagubiony Zając, przeklinając na mróz za oknem. Podał butelkę czerwonego wina mojej mamie, a ona zaśmiała się, rzucając, że przynajmniej mamy gdzie nocować. Niby nie planowałem tam zostawać za żadne skarby, a jednak dwie godziny później wpadałem w ramiona mojego chłopaka, kładąc się do łóżka, do którego nie miałem się kłaść. Tak było jednak łatwiej, a ja nie chciałem zostawiać mamy. Zresztą to Aleks mnie przekonywał, mówiąc, że jak wyjadą godzinę później to nic się nie stanie.

– Było całkiem miło – przyznał. – Chociaż dupsko to mi odpadnie od tego łóżka.

– Może się szykuje na mnie przy okazji.

Potrzebował chwili, by swoim małym mózgiem ogarnąć dwuznaczny żart, który próbowałem mu przemycić. Dopiero po chwili uśmiechnął się głupkowato i mogłem wyczuć te uniesione kąciki, dotykające mojej twarzy.

– Chyba twoja na mnie.

– Chciałbyś.

– A uwierz, że czasami tak. Ty nie?

– Nie obciągniesz mi tutaj, nie licz. – Złapałem jego rękę, zmierzającą do mojej bielizny i ścisnąłem mocniej, uniemożliwiając dalszy ruch.

– Czy trzepanie też się do tego zalicza?

– Kurwa, ja wiedziałem, że nie powinieneś pić. Zawsze jest tak samo.

– Sorry, nie moja wina, że przy tobie muszę bez przerwy myśleć o tych pieprzonych szczeniaczkach, bo non stop mam ochotę cię pieprzyć jak zając. Łapiesz, nie? Zając.

Przetarłem twarz z jęknięciem, bo to jedyne, na co było mnie stać. Leżeliśmy przytuleni, a ja analizowałem w głowie słowa mojej mamy, próbując zrozumieć czy ona naprawdę wolałaby jechać do spa niż spędzić Boże Narodzenie ze mną. A może po prostu chciała odpocząć i zrobić coś dla siebie? Z drugiej strony co, jeśli jechała tam, bo myślała, że tak będzie mi łatwiej zdecydować? Bo nie chciała, żebym musiał się poświęcać i wybierać?

– Janek? – cichy, niemal niesłyszalny szept wpadł w moje ucho z delikatnym podmuchem ciepłego powietrza. Automatycznie odwróciłem się, chociaż przecież i tak niemożliwe było zobaczyć jego twarz w ciemności. – Jakkolwiek egoistycznie to brzmi, cieszę się, że będziesz tam ze mną.

Wystarczyło kilka słów, bym uświadomił sobie, że też się cieszę. Podświadomie czułem, że to właśnie w Gdańsku teraz jest moje miejsce, a święta jeszcze mogą być znośne. Zwłaszcza z Aleksem obok. To przy nim było moje miejsce i to teraz on był najważniejszy.

– Jakkolwiek egoistycznie to brzmi, cieszę się, że mogę się wpieprzyć do twojej rodziny – odpowiedziałem.

Aleks wyszedł rano, przepraszając za nieobecność podczas śniadania i obiecując, że przyjedzie po mnie, gdy tylko będę gotowy. Prawdopodobnie zjebałem im plany wczesnego wyjazdu, chociaż ten zapewniał, że nie mam się czym przejmować, bo wcale tak nie jest. Miałem jeszcze chwilę na zjedzenie naleśników i wypicie kawy, siedząc przy tym samym stole, przy którym wieczór wcześniej oficjalnie moja mama jadła kolację z moim chłopakiem. I wszystko było takie spokojne – ona opowiadała o kobietach, z którymi jechała do spa, za oknem padał śnieg, a ja rozkoszowałem się gorącym napojem z dodatkiem czekolady.

– Odzywał się do ciebie? – zapytałem. Nie musiałem wypowiadać imienia, by wiedziała o kim mowa.

– Dzwonił, gdy dostał pozew, ale się rozłączyłam, mówiąc, że może rozmawiać z moim prawnikiem.

– Boisz się go?

Spojrzała na mnie, a moje serce jakoś przyspieszyło. Zresztą co to za pytanie? Przecież ja sam się go bałem, a co dopiero ona. Żyła u jego boku nieco dłużej i wielokrotnie wykrzykiwał, że bez niego jest nikim.

– Nie. – Wstała ze zdenerwowaniem, podchodząc do zmywarki, by włożyć swój talerz, chociaż śniadanie jeszcze trwało. Wiedziałem, że tym gestem chciała po prostu się uspokoić i kupić sobie trochę czasu.

– Jestem z ciebie dumny, mamo – powiedziałem, a lekki uśmiech wlał się na jej twarz. Znowu zajęła krzesło naprzeciwko i dotknęła mojej ręki z czułością, jakiej dawno od niej nie czułem. – I będzie dobrze. – Odwzajemniłem uśmiech, a ona pokiwała głową.

Aleks przeklinał sypiący śnieg, witając się z nami pół godziny później. Zdejmował kurtkę, dodając, że to będą prawdziwie białe święta i Domi niezmiernie się cieszy. Moja mama rzuciła coś o lepieniu bałwana, ale jej słowa mi umknęły, gdy próbowałem wzrokiem zagaić o paczki trzymane przez chłopaka, ale ten ewidentnie mnie ignorował, podając mi w końcu niewielki pakunek, w którym był prezent ode mnie i kartka, w której napisałem kilka szczerych słów.

– Wesołych świąt i mamy nadzieję, że spa będzie świetne. – Chłopak podał jej jeszcze dwie paczki, a ona uśmiechnęła się z zakłopotaniem. – A jeśli nie będzie tak dobrze, to zapraszamy do Gdańska.

Nie wiem, kto przeżył w tej chwili większy szok: ja czy moja matka. Oboje patrzeliśmy na Aleksa, który w końcu bezceremonialnie objął mnie, dodając, że chyba też powinienem położyć swój prezent pod choinką, bo Mikołaj się wkurzy.

– Wesołych świąt, mamo. – Przytuliłem ją, a ona pogłaskała mnie po głowie, mówiąc, że mam bawić się dobrze i bardzo mnie kocha. Okej, jeśli wcześniej coś mnie ściskało w środku, teraz zacisnęło się już do końca. – Ja ciebie też – szepnąłem i mogłem przysiąc, że wtedy ścisnęła mnie jeszcze mocniej.

– Poczekajcie jeszcze moment – poprosiła, gdy przyznałem, że powinniśmy już wychodzić. Wyciągnęła w naszą stronę pudełka w rozmaitych kształtach opakowane w świąteczny papier, prosząc, by przekazać życzenia Gabrysi i Domi, a Aleks podziękował.

– Nie trzeba było, naprawdę.

– Aleks, nie wiem, co byłoby z Jankiem, gdyby nie wy, więc te upominki są kroplą w morzu tego, na co zasłużyliście. Opiekuj się nim, proszę.

– Z największą przyjemnością. – Objął mnie z uśmiechem, a ja wymusiłem podobny gest. Kolacja to jedno, spanie w jednym łóżku w innym pokoju to drugie, ale obejmowanie nadal sprawiało, że zamierałem, czekając na atak albo teksty, że to jest obrzydliwe i niemoralne, które z pewnością usłyszałbym od Feliksa.

Pożegnanie było krótkie, a ja chciałem już po prostu wyjść. Obiecałem się odzywać i na siebie uważać, prosząc jeszcze, by kobieta również dzwoniła i wysyłała zdjęcia. Zjeżdżaliśmy na dół windą, rozmawiając o prezentach, które podpisane były naszymi imionami. Ten największy czekał na Domi, a Aleks nie mógł się powstrzymać przed skomentowaniem, że ona zawsze dostaje największe prezenty. Na niego czekał ten z naklejką renifera, która widniała też przy moim imieniu. Miałem ochotę zerwać papier już teraz, by dowiedzieć się, czy tym razem znowu postawiła na jakiś sprzęt, nie siląc się na żadne zastanowienie podczas zakupu. Nie wspominałem o potrzebie wymiany telefonu czy laptopa, więc ciekaw byłem, co wymyśliła.

– Janek? – Głos chłopaka zatrzymał mnie w budynku, a ja spojrzałem na niego. – Na parkingu czeka moja mama i Domi, a ja chcę się upewnić, że na pewno chcesz tam z nami jechać.

– Oczywiście, Aleks. I chociaż sram pod siebie ze strachu, tak totalnie chcę cię pocałować przy choince.

– Możemy zostać tutaj.

– Przyznaj, że po prostu się mnie wstydzisz i nie chcesz się ze mną pokazywać przy swojej rodzinie.

– Nie marzę o niczym bardziej niż o przedstawieniu im mojego chłopaka. Kocham cię i jestem z tego dumny, okej?

– Wow, co to za gejowskie slogany niczym z parady równości? – zaśmiałem się, próbując rozładować atmosferę i w takim humorze pchnąłem drzwi, pytając, jeszcze czy pożyczy mi skarpetki, skoro nawet się nie spakowałem.

– Oczywiście, że cię spakowałem, skarbie.


***


Padał śnieg, gdy żegnaliśmy znak Warszawy, kierując się autostradą w stronę Gdańska. Zajmowałem fotel pasażera, gdy Aleks siadał za kierownicą po prośbie matki. Ze zmartwieniem patrzył na kobietę, która zapewniała, że to nic takiego i po prostu źle spała, a on kilkukrotnie pytał, czy aby na pewno nic się nie dzieje, zostawiając nawet mnie i Domi w aucie, by porozmawiać z nią na osobności. Widziałem, jak dotyka jej ramion, a ona z delikatnym uśmiechem zapewnia go, że nie powinien się martwić i bardzo go kocha. Dałbym sobie uciąć rękę, że właśnie takie słowa padły, bo tak znajomo dotykała jego twarzy. Robiła tak zawsze, gdy Aleks zaczynał wątpić, a ona chciała uświadomić mu, że jest tu potrzebny i wszystko będzie dobrze. Zaciśnięta szczęka chłopaka ujawniała, że w to nie wierzył, ale nie chciał się z nią kłócić i psuć atmosfery. Wysiadałem za nim z samochodu na ostatnim postoju przed drogą bez zatrzymywania się na siku, gdy wspomniał, że chce jeszcze zapalić. Dominika niosła reklamówkę ze słodyczami i frytki, dodając, że podzieli się z nami, ale musimy się spieszyć, bo ma mało. Gabi wspominała o gorącej kawie, o którą poprosiliśmy, dodając jeszcze, że wzięła nam hot dogi i zupełnie nie wyglądała, jakby coś złego wydarzyło się z rana.

– Pieprzone święta – mruknął chłopak, wyrzucając papierosa i wzrokiem odprowadzając matkę do auta, patrząc, jak zamyka drzwi.

– Jeszcze mamy szansę wrócić, nie jest daleko. – Dotknąłem jego ręki, gdy sięgał po kolejnego papierosa. – Co mówiła?

– Że źle spała i bierze ją przeziębienie, ale ja...

– Ty powinieneś jej uwierzyć, Aleks – przerwałem mu. – Nie szukaj we wszystkim drugiego dnia. Ostatnio brała gripex czy coś innego i może po prostu jej nie pomógł?

– Albo zaczyna hitać ją co się dzieje.

– Pytałeś ją?

– Tak. Nadal twierdzi, że to zmęczenie.

– To uznajmy, że to zmęczenie. A ty jak się czujesz?

Wzruszył ramionami, zaciągając się mocniej kolejnym papierosem, a ja musiałem zadowolić się jedynie taką odpowiedzią. Patrzyłem na niego w ciszy, czekając, aż zdepcze niedopałek i złapałem za rękę, gdy spojrzał na mnie, niemo pytając, czy powinniśmy już wsiadać. Kątem oka widziałem Domi, jedzącą frytki i Gabrielę, która podbierała córce kolejne tłuste przekąski.

– Czuję się jak gówno – przyznał w końcu. – Gówno, które wszystko zjebało, a teraz ludzie muszą udawać, że to nie jest moja wina.

– Bo to nie jest twoja wina, Aleks. – Podszedłem krok bliżej, a ten spuścił wzrok. – Nic nie jest twoją winą i nawet tak nie myśl.

– To nie ja powinienem kierować, Janek. Nie ja.

– Ja wiem, Aleks... – nie miałem pojęcia, jakie słowa byłby w tej chwili odpowiednie. Nie było zdania, które wydawałoby mi się sensowne i pomogło chociaż nieznacznie. Patrzył na mnie, jakby szukając liny ratunkowej, która pomogłaby mu wyjść na powierzchnię i uratować przed tonięciem w lodowatej wodzie. A ja wiedziałem, jak taką linę stworzyć: – Ale kocham cię. I jesteśmy w tym razem. Kochamy cię wszyscy i chociaż ty siebie nie kochasz, my kochamy cię za ciebie.

– Woah, Olszewski, ale z ciebie Coelho.

– Okej, w takich chwilach cię nienawidzę. – Wyrwałem rękę, nie chcąc już jego dotyku.

– Przepraszam. – Chwycił moją dłoń, pociągając lekko. Pozwoliłem mu siebie objąć i chociaż nigdy nie staliśmy od siebie bliżej niż pół metra w miejscach publicznych, tak zupełnie nie zważałem teraz na okolicę. – I cieszę się, że tam będziesz – szepnął, całując moje czoło.

– Twoi dziadkowie zejdą na zawał – zażartowałem.

– Piotrek zdecydowanie przetarł gejowskie szlaki, więc nic ich nie zdziwi.

Obserwowałem okolicę, napajając się ciszą, która przerywana była jedynie przez radiowe hity. Wdzięczny byłem Aleksowi na przełączenie stacji, która chciała nastroić słuchaczy na święta, puszczając wciąż te same bożonarodzeniowe hity. Zdecydowanie bardziej wolałem kolejny kawałek Taylor Swift niż Last Christmas, bo tego zdążyłem się już nasłuchać przez ostatnie tygodnie. Gabriela spała z tyłu, wtulając się w gruby koc po kolejnej dawce leków, a Domi grała na tablecie, odcięta od świata różowymi słuchawkami. Byliśmy coraz bliżej, a ja pragnąłem już postoju, gdy pośladki drętwiały mi od niewygodnego fotela. Ciepły nawiew sprawiał, że miałem ochotę na drzemkę, ale nie chciałem zostawiać Aleksa ze swoimi myślami.

– Ktoś mnie pokochał, świat nagle zawirował, bo ktoś mnie pokochał na dobre i na złe – głos Sanah zastąpił reklamę, a znajomy cover wypełnił auto. Mimowolnie uśmiechnąłem się, zerkając na Aleksa, którego twarz również zdobił uśmiech. Zauważył, że patrzę i ze znajomą już czułością dotknął mojego policzka, delikatnie go głaszcząc, a potem przeszedł na kark. To taki "będzie dobrze" gest, a ja poczułem, jak bardzo tego potrzebuję. Zapadłem się w fotelu, przytulając do znajomej skóry i całując nadgarstek chłopaka.

– Na dobre i na złe, co? – szepnął, cytując początek, ja pokiwałem głową.

Nasze czułości przerwała Domi, pytając mamę, czy już czuje się lepiej. Aleks zabrał rękę, zmuszony do zmiany biegu, a ja odwróciłem się, patrząc na kobietę, która uśmiechnęła się do mnie tym samym uśmiechem, jakim obdarza mnie jej syn. Zagaiła o śnieg, który wreszcie przestał padać, a Aleks pokiwał głową, dodając, że wreszcie może wyjść i zapalić. Faktycznie robiliśmy postój, a ja opierałem się o auto, rozmawiając z nim, gdy Domi z mamą korzystały z toalety. Chłopak opowiadał o chęci na Maka, dodając, że po tym całym cyrku musimy iść na jakąś randkę.

– Czyli przez najbliższe dni udajemy hetero, a ja jestem przybłędą, która wcisnęła wam się do auta? – zażartowałem. Właściwie zaczynała mnie brać panika, bo już niedługo miałem poznać kolejne pokolenie rodziny Zająców i nie miałem pojęcia jak się zachować. Nie rozmawialiśmy o naszych rolach i nie wiedziałem, czy powinienem trzymać się od Aleksa z daleka jak w szkole, bo gdy staniemy za blisko, każdy domyśli się, co jest między nami.

– Skarbie, oni już na pewno wiedzą, a jeśli nie wiedzą, to się dowiedzą, gdy cię pocałuję pod jemiołą. – Uśmiechnął się, zbliżając i obejmując mnie w pasie, jednocześnie odchylając rękę z papierosem, by dym nie leciał w moją stronę.

– Woah, nie wiedziałem, że jesteś takim romantykiem.

– Widzisz jakie gówno we mnie wyzwalasz? Wstyd. Ala by mi tego nie zrobiła. – Udał poważnego, zaciągając się.

– Ala nie zrobiłaby ci wielu rzeczy.

– Na przykład najlepszego loda.

Był mróz, a moje policzki zaczęły płonąć, gdy kątem oka zauważyłem Gabrielę z Domi. Aleks zaśmiał się, widząc moje przerażenie, a ja miałem ochotę udusić go szalikiem.

Czasami go nie rozumiałem – jego nastrój potrafił zmienić się w ciągu sekundy, z załamania przechodząc w śmiech i głupie żarciki. Jestem pewien, że jeszcze chwilę temu myślał o tym, jak bardzo nienawidzi życia, a teraz rzucał teksty o obciąganiu. Nie nadążałem za nim i często nie wiedziałem, jak się zachować.

– Babcia dzwoniła i pytała jak droga – powiedziała Gabriela, stając obok.

– I mówiła, że zrobiła pomidorową – dodała Domi, a oczy błyszczały jej na myśl o ukochanej zupie. – I brownie.

– To musimy się pospieszyć. – Aleks zgasił papierosa o zmarznięty chodnik i wyrzucił peta do śmietnika.

– Janek, możesz zostać na moment? – prośba kobiety sprawiła, że zamarłem. Zupełnie jak jej syn, który stał wryty z ręką na klamce i skakał wzrokiem ze mnie na swoją matkę. – Wsiadaj, Aleks, nie zabiję go.

– Mamo...

– Skarbie, jestem ostatnią osobą, która powiedziałby Jankowi coś złego, trochę zaufania.

Wsiadł niechętnie, wiedząc, że im dłużej on stoi, tym dłużej będziemy marznąć. Gabriela z uśmiechem podeszła do drzwi od strony kierowcy, stukając delikatnie w szybę i ze śmiechem zwracając uwagę:

– Uczyłam cię, że nieładnie jest podsłuchiwać, więc zamykaj to okno.

Nawet nie przyszłoby na myśl, że ten zamierza podsłuchiwać, ale ona znała go jak własną kieszeń. Wiedziała, że nawet zamknięta szyba nie pomoże i odeszła kilka kroków dalej, pociągając mnie za sobą.

– Janek, chcę, żebyś wiedział, że jesteś tu z nami i jesteś częścią rodziny. Naprawdę cieszymy się, że będziesz z nami podczas tych świąt i chcę, byś wiedział, że nie musisz się niczym martwić. U nas nikt nie ocenia i nie komentuje, okej? Wszyscy o wszystkim wiedzą i najgorsze co może się stać to Domi śpiąca z wami, bo kocha z wami spać. Nic więcej. Widzę, że się boisz, ale chcę cię zapewnić, że nie masz czego.

– Ja... ja dziękuję. – Nie wiedziałem, co powiedzieć, a dziwny ucisk w środku nie pomagał. Na każdym kroku Gabriela pokazywała mi nowe strony matczynej miłości, której nigdy nie poznałem i sprawiała, że naprawdę czułem się dobrze. Czułem się bezpieczny i zaopiekowany, a po osobach z rodziny Aleksa, które już poznałem, wiedziałem, że nic złego mnie nie spotka. Niemożliwe było, by teraz ktoś okazał się Zającową wersją Feliksa, który przy wigilijnym stole zacznie monolog na temat homoseksualizmu, przeklinając gejów i lesbijki. – Naprawdę. Dziękuję za wszystko. Zwłaszcza za niego. – Spojrzałem ponad jej ramieniem na auto, z którego zerkała Domi i Aleks. Chłopak ze zdenerwowaniem obgryzał skórki wokół paznokci i pewnie przeklinał pod nosem, zastanawiając się, o czym rozmawialiśmy.

Panikowałem, widząc na ekranie telefonu mapę, a pod nią czas dzielący nas od odpowiedniego adresu. Byliśmy coraz bliżej, a ja miałem ochotę wymiotować ze stresu. Zaczynało do mnie docierać, co się dzieje i gdzie się znajdujemy i byłem bardziej obsrany niż kiedykolwiek przed przyjazdem Feliksa. Dominika gadała jak najęta, opowiadając mi o swoich dziadkach od strony mamy i taty, dodając, że babcia na pewno mnie pokocha.

– I pewnie ma dla ciebie sweter, wiesz? Taki sam jak dla nas. Więc będziesz w tym roku na zdjęciu, nie, mamo?

– Oczywiście, kochanie. W końcu Janek to nasza rodzina.

Aleks milczał, kierując się w niewielkie uliczki Gdańska, by wreszcie wyjechać na osiedle domków jednorodzinnych. Identyczne budynki były nie do rozróżnienia, ale on wiedział, jak trafić pod ten odpowiedni. Zaparkował za czarnym autem, dodając tylko:

– Babcia i dziadek już przyjechali, Domi.

– Babcia?! – zapiszczała dziewczynka, rozpinając pas, gdy ten ledwie zdążył zaciągnąć hamulec ręczny.

Wybiegła z auta, nie zważając na możliwe samochody na ulicy i zniknęła za bramką. Aleks siedział bez ruchu, patrząc przed siebie, a grobowa cisza wypełniała auto, gdy nawet radio zamilkło.

– Nie musimy tego robić, synku – cichy głos Gabrieli przerwał nieprzyjemną pustkę. Ścisnęła jego ramię w geście wsparcia, a on nawet nie drgnął. – To będzie okej, możemy wrócić jutro do domu. Albo weźmiecie z Jankiem samolot, a ja zostanę z Domi do Wigilii i przyjedziemy wtedy.

– Nie będę psuć wam świąt, mamo.

– Nie byłyby zepsute, jeśli wiedziałabym, że tam jesteś szczęśliwszy.

Znowu odpowiedziała jej cisza, a ja wpatrywałem się w chłopaka, który ewidentnie pękał, chociaż z całych sił próbował trzymać się w kupie. Nikt nie wiedział, co powiedzieć, bo nic nie wydawało się odpowiednie.

– Zostawisz nas na chwilę samych, mamo? – poprosił chłopak, a jego głos sprawił, że drgnąłem. – Idź do Domi, co?

– Cokolwiek postanowisz, skarbie, ja zawsze będę przy tobie. – Pocałowała go w głowę, wysiadając.

Łzy spłynęły po jego policzku w momencie, gdy metalowa bramka zamknęła się z charakterystycznym dźwiękiem. Chłopak patrzył przed siebie, na nieznane mi auto, które prawdopodobnie należało do drugiej pary jego dziadków, a kolejne słone krople torowały sobie drogę w dół po jego twarzy. Wiedziałem, czego potrzebował i byłem w stanie mu to dać bez żadnego zbędnego słowa. Wtulał się we mnie, ściskając moją bluzę i wstrzymywał szloch, łamiąc mi serce.

– Jestem tu, Aleks – szepnąłem, głaszcząc go po plecach. – I zawsze tu będę.

– Chyba że przeze mnie umrzesz, bo przecież potrafię zabijać.

– Nikogo nie zabiłeś, nie mów tak.

Ściskał mnie tak mocno, że niemal brakowało mi tchu, ale nie byłem w stanie się odsunąć, wiedząc, że potrzebuje mnie w tej chwili. Potrzebuje mnie w momencie, gdy myśli, że wszyscy go nienawidzą i będą obwiniać. A wyznanie miłości miesiące temu było podpisaniem paktu, że będę na każdym kroku zapewniać go o miłości i uświadamiać, że jest potrzebny.

Pukanie w szybę oderwało nas od siebie. Aleks otarł twarz dłonią, biorąc głęboki oddech i otwierając drzwi z wymuszonym uśmiechem, gdzie nieznany mi mężczyzna się odezwał:

– A mój ukochany wnuk woli zostać w aucie niż wpaść do dziadka? 


********

Ostatnio jadąc przez Polskę w niemal trzydziestu stopniach Celsjusza otuchy dodawało nam puszczone w radiu "Last Christmas", więc chyba nigdy nie jest za późno na przypomnienie o duchu Świąt, prawda? 

Z nieco większymi obsuwami w publikacji, ale wracamy, niosąc w prezencie kolejny rozdział, jednak nie obiecujemy, że kolejny pojawi się szybko (chociaż trzymamy kciuki za chęci do tego, aby wleciał szybciej niż za kilka miesięcy)! Wiecie, co pomaga chęciom? Wasze komentarze, a przede wszystkim opinie na temat tego, co tu sobie piszemy, bo Wasze zaangażowanie motywuje nas! 

Kilka słów jak zwykle chętnie przeczytamy w komentarzach tutaj lub na Twitterze (w sumie to na X? Ale tylko tym, gdzie nie trzeba potwierdzać, że ma się 18 lat!) pod tagiem #StuckInLovePL

Buziaki i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro