6.
Zdecydowałam się jednak, że wrócę na noc do domu. Evan nie był z tego zadowolony, lecz nie miał wyjścia i musiał mnie odwieźć. Kiedy weszłam do swojego domu do moich uszu dobiegł dźwięk kłócących się rodziców. Jak zwykle... Nie zbyt zgrabnie zbiegłam ze schodków prowadzących do mojego domu i zaczęłam biec. Nie wiedziałam gdzie biegnę, wiedziałam, że chcę być jak najdalej stąd. Biegłam przed siebie, a zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy zabrakło mi tchu. Stanęłam na środku ulicy i zaczęłam płakać. Miałam już dość wszystkiego. Dość rodziców, wiecznych kłótni, Harry'ego, Evan'a, tej idiotycznej zabawy w królową szkoły. Miałam się dzięki temu odstresować, a póki co to przynosi mi jeszcze więcej stresów.
Nie wiem nawet kiedy zaczął padać deszcz dzięki któremu teraz klęczałam na ziemi cała mokra z rozmazaną tapetą.
-Melly?-podniosłam głowę na dźwięk dość znanego już głosu.
-Nie, to nie ja! Zostaw mnie w spokoju, idź stąd!-nie chciałam, żeby poznał prawdziwą Melanie Moore.
-Melly co się stało, proszę powiedz mi...-uklęknął obok zakładając mi na ramiona swoją kurtkę, którą i tak zrzuciłam.
-Nie słyszałeś? Zostaw mnie!-krzyknęłam wstając-Ty nic nie rozumiesz! Ciebie nic nie obchodzi! Masz pierdolone, idealne życie jak większość tej jebanej szkoły!
-Nie zostawię cię w takim stanie...Chodź, bo strasznie pada i jeszcze się przeziębisz-powiedział zakładając mi na ramiona wcześniej wspomnianą kurtkę.
Teraz był inny... Wydawał się taki zwykły, normalny. Taki prawdziwy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro