Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

■8■

Lara siedziała na wysokim krzesełku przy barze, a obok niej siedział Negan. Na blacie stała zgrzewka piwa, a oni oboje popijali złocisty trunek z butelek.

Ciemnowłosa przyjrzała się napisowi widniejącemu na etykiecie butelki. Był trochę wyblakły, ale smak piwa był wciąż tak dobry jak kiedyś gdy bywała w tym barze i zawsze zamawiała to piwo, Bud Light.

Wnętrze budynku było w miarę zadbane, oczyszczone i zabezpieczone. Lara wiele razy tu przyjeżdżała po tym gdy świat się skończył, a ona z bratem zamieszkali w Sanktuarium. To miejsce wciąż miało dawny urok. Choć gdy teraz na to patrzyła, smutek przykrywał miłe wspomnienia, które nigdy więcej się nie powtórzą.

-Nie wiedziałam że mamy jeszcze te piwo.- odezwała się przerywając ciszę. Czarnowłosy uśmiechnął się dumnie. Opierał się łokciem o blat, a jego skórzana kurta beztrosko wisiała na oparciu krzesełka, na którym siedział. Włosy miał w lekkim nieładzie co pokazywało, że był wyjątkowo wyluzowany i nie przejmował się by utrzymać wizerunek silnego i niebezpiecznego przywódcy. Nie musiał tego robić przy niej. Nie przy swojej młodszej siostrzyczce, którą kochał choć nie zawsze jej to okazywał.

-Skitrałem tego trochę na jakąś okazję.- uśmiechnął się i upił łyk piwa.

-Wiesz że mnie tym nie udobruchasz?

-Czy ja wiem, to twoje ulubione. I do tego siedzimy w barze Barry'ego. Myślę że spojrzysz na mnie przychylniej i nie będziesz zła, że kazałem ci klęknąć.- spojrzał na nią mówiąc ostatnie zdanie z odrobiną niepewności. Nie lubił pokazywać skruchy, ale tu chodziło o kogoś ważnego, nie chciał pozwolić by to spieprzyło jego relacje z siostrą, więc był gotów ukorzyć się przed nią.

-No nie wiem. Zły wilk pozwala się pogłaskać?- zapytała z uśmieszkiem. Droczyła się z nim. Choć ten mały gest z jego strony był dużym plusem dla niego. Chodziło głównie o symbolikę tego piwa. Ich ojciec uwielbiał to piwo, a Lara zawsze szanowała ich ojca bo mimo że nie był najwspanialszym człowiekiem, to wciąż był ich ojcem.

-Dam się nawet oswoić.- wyszczerzył zęby, na co ciemnowłosa parsknęła.

Mężczyzna spojrzał z niemą tęsknotą na drugą stronę baru, w miejsce gdzie stoi stół do gry w bilarda. Lara zauważyła to. Nie tylko wiele lat młodości spędzili w tym barze, ale to tutaj Negan poznał Lucille. Poznał ją przy stole do bilarda, gdy Lucille z przyjaciółkami grały w tą grę. Niczym drapieżnik wstając od baru ruszył ku grupce dziewczyn i zagadał do nich. Lucille była najspokojniejszą i najmilszą z nich. Miała zarażający uśmiech i radosną osobowość. Ciężko było uwierzyć że ktoś taki jak ona będzie z kimś takim jak Negan. Ale podobno przeciwności się przyciągają i właśnie tak było w ich przypadku.

-Pamiętam gdy skopałeś tyłek Roy'emu gdy klepnął Cami.- powiedziała ciemnowłosa przypominając wspomnienie szalonej sytuacji. Chciala odwrócić uwagę czarnowłosego od wspomnień z Lucille.
Roy był typem chama i zboczeńca, a Cami była kelnerką, była prostą i ułożoną dziewczyną. Mimo że Roy się do niej zalecał, ta go odrzucała. Któregoś razu przyczepił się do niej gdy sprzątała jeden z stolików w barze. Był nachalny. Negan niczym prawdziwy gentlemen stanął w jej obronie. Wszystko skończyło się bijatyką i trafieniem do aresztu na całą dobę. Ich ojciec był wściekły, ale przynajmniej Roy nigdy więcej nie nękał już Cami.- Tak go sprałeś że gdy tylko cię widział zawsze spieprzał gdzie pieprz rośnie.

-Należało mu się.

-Zdecydowanie tak.

-Ojciec nigdy nie pochwalał, że cię tu zabierałem. Pamiętasz gdy pierwszy raz dałem ci piwa.

-Upiłeś mnie dupku.- zachichotała.- Na początku było fajnie, ale ojciec wpadł w taki szał.- to wspomnienie zarówno było zabawne jak i przykre. Ich ojciec był dość oschłym człowiekiem, ale był dobry, a przynajmniej robił tyle ile mógł by mogli godnie żyć. To nie jego wina że trafiły mu się kłopotliwe dzieci. Miał z nimi wiele problemów.

-Puściłaś pawia na dywan gdy cię zakręciłem.- zaśmiał się głośno. Ciemnowłosa szturchnęła go w ramie uśmiechając się.- Miałem przejebane, ale było fajnie.

-Gdy miałeś szlaban, przynosiłam ci piwo które ojciec chował w szafce w kuchni. Nigdy nie domyślił się że to była moja sprawka. Myślał że to może ty, ale ty przecież siedziałeś w pokoju bo miałeś szlaban.

-To były zajebiste czasy. Już wtedy zgrany był z nas duet.

-Tyle że zawsze pakowaliśmy się w kłopoty. Gdy kombinowaliśmy coś razem, ktoś zawsze ucierpiał na tym.

-Ej, nie niszcz dobrej atmosfery. Nasze zdrowie.- uniósł butelkę piwa po czym oboje zderzyli szklane butelki o siebie i napili się alkoholu.

Tematów do rozmowy nie brakowało im. Od wspominków przechodzili na inne rzeczy. Negan droczył się z Larą gdy rozmawiali o Brent'cie. Ciemnowłosa uważała że nie powinno go to obchodzić, ale on wiedział swoje i przecież był jej starszym bratem. Jego obowiązkiem było czuwanie nad nią i nie pozwolić by żaden łajdak ją zranił. Z Johnem, mężem Lary nie wyszło. Mógł od początku gdy zaczęła się z nim spotykać przerwać tą relacje, ale pozwolił by inne rzeczy, które nie były aż tak ważne odciągnęły go od siostry. Pozwolił by zmarnowała sobie życie z jakimś nic nie wartym gnojem. Czasami wyrzuty sumienia dawały mu popalić gdy przypominał sobie jak wiele w życiu popełnił błędów. Nie był dobrym mężem, ani bratem. Udawał że jest inaczej, ale prawda była bolesna i kuła w oczy. Nie chciał się do tego przyznać i może nigdy tego nie zrobi.

Cichy szum z krótkofalówki, którą Lara miała przyczepioną do paska rozproszył ich rozmowę. Ktoś ewidentnie próbował się skontaktować z ciemnowłosą. Kobieta odstawiła piwo po czym odczepiła urządzenie od paska spodni i nacisnęła przycisk.

-Tu Lara. O co chodzi?- zapytała, przez chwilę słyszeli tylko szum, a później odezwał się męski głos.

-Tu posterunek na Wilston przy drodze 8a. Jest z tobą szef?

-Tak.

-Znaleźliśmy kilkoro ludzi, którzy mieli obozowisko niedaleko nas. Zaatakowali ich truposze, ale nie wszyscy zginęli. Co mamy z nimi zrobić?

Lara zerknęła na czarnowłosego czekając aż coś powie, ale on tylko skinął głową dając jej do zrozumienia że ona sama może zadecydować o losie tych ludzi.

-Czy są tam kobiety i dzieci?

-Tak, są cztery kobiety i dwóch nastolatków. Reszta to dorośli mężczyźni.

-Zachowajcie ich przy życiu. Niebawem przyjedziemy i Negan zajmie się resztą. Bez odbioru.- wyłączyła urządzenie i przyczepiła do paska.

-I znowu trzeba wracać do pracy. Za krótki ten relaks.- stwierdził czarnowłosy.

-Tak to jest gdy jesteś szefem. Masz obowiązki.

■□■□■□■□■□■

W krótkim czasie dotarli na jeden z wielu posterunków, które znajdowały się w różnych miejscach do okoła głównej siedziby czyli Sanktuarium.

Negan jak zawsze odstawił swój pokaz. Kilkoro nieszczęśników klęczało przed nim, powiedział to co zawsze po czym zabił jednego z nich. Rutyna. Zawsze wyglądało to tak samo, przynajmniej jedna osoba z nowych musiała zginać by być przykładem dla innych. Z Zbawcami nie ma żartów, to nie durne popisy. Nikt z nikim nie będzie pieścił się jak z dzieckiem. W tym świecie panowały twarde zasady.

Nowi zostali przewiezieni prosto do Sanktuarium gdzie od teraz będą mieszkać.

Lara zwykle nie spoufalała się z nowymi. Bywało że niektórzy z nich nie wytrzymywali i próbowali uciekać, ale to nigdy dobrze się nie kończyło. Jak już raz Zbawcy cię dorwą, to nigdy nie odpuszczą. Za każdy występek jest kara. Za ucieczkę, bywało różnie. Zależało kim byłeś i czy coś innego jeszcze przeskrobałeś. W Sanktuarium nie było miejsca dla nieposłusznych. Jeśli się słuchasz i robisz to co ci każą, to będziesz żyć tu godnie. Choć jeśli chodziło o najniżej postawionych czyli robotników, to czasami próba ucieczki była wybawieniem, nawet jeśli mogła skończyć się śmiercią. Ludzie ryzykowali życiem by stąd uciec, ale ci rozsądniejsi wiedzieli że to nie ma sensu.

Życie jest kruche i nie wiadomo kiedy się skończy więc spoufalanie się z nowymi nie było dobrym pomysłem. Szkoda by było gdy już kogoś polubisz, to ta osoba mogłaby umrzeć. Ale tym razem jakoś nie udało się ciemnowłosej utrzymać dystansu od nowych. Wśród nich była Sherry, jej mąż Dwight oraz jej siostra Tina. Miała okazję na rozmowę z Sherry, wydawała jej się być dobrą i rozsądną osobą, polubiła ją, choć nie powinna była tego robić. Nie wiadomo co może stać się później.

Lara przetarła twarz dłonią stojąc na tyłach budynku. Nowi dostali przydziały. Na szczęście dla tych których poznała nie mieli najgorzej, Dwight dostał propozycje aby zostać Zbawcą. Zgodził się na to od razu, tylko rozsądni podejmowali tą decyzję tak szybko. A ten blondyn wyglądał na takiego który ma łeb na karku, wyczuł że tutaj trzeba walczyć o dobrą pozycję więc skorzystał z okazji. Oby mu się udało, to wtedy jego bliskim będzie tu dobrze.

-Nie było cię tak długo. Martwiłem się.

Ciemnowłosa usłyszała za sobą głos Brenta. Uśmiech od razu zawitał na jej twarzy.

-Trochę się działo.

-Wiem. Mamy nowych. I chyba już z kimś z nich złapałaś kontakt, prawda?

-Zgadza się, choć tego nie planowałam. Wyglądają na dobrych ludzi. Powinno spotkać ich coś lepszego.

-Pokazujesz serce, robisz to coraz częściej.- uśmiechnął się.

-To przez ciebie. Zbyt duży masz na mnie wpływ.- odwzajemniła uśmiech. Zmarszczyła brwi gdy mężczyzna odwrócił od niej wzrok, miał coś do powiedzenia.

-Wiem że miałem ograniczyć wyjazdy, ale...

-Znowu to robisz.- wtrąciła, prychnęła krzyżując ręce na piersiach. Mieli małą umowę, że skoro ich relacja staje się poważna, to muszą bardziej o siebie dbać. Nie ryzykować, nie narażać swojego życia, by druga osoba nie musiała cierpieć po utracie. To oczywiście było tylko dodatkowym zabezpieczeniem. Nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć.

-Przepraszam. Nath potrzebuje pomocy w przewozie zapasów do Newthbor.

-To wcale nie tak blisko.

-Wiem, ale zanim się obejrzysz wrócę. Będzie dobrze. Droga jak na razie jest czysta więc powinno nie być problemów z przewozem. Wrócę do ciebie.- pocałował ją czule w usta.- Muszę już jechać.

Brent zniknął za drzwiami budynku. Do Newthbor dotrą dopiero wieczorem więc następnego dnia wrócą rano.

Całą noc ciemnowłosa będzie musiała spędzić na zamartwianiu się. Może nawet nie będzie wstanie spać. Przywiązywanie się do kogoś w takim świecie wiązało się z dużym ryzykiem. Utrata bliskiej osoby zostawia piętno na człowieku. Nie każdy pozostaje taki sam jak przed bolesną utratą.

Od chwili gdy Brent wyjechał Lara czuła niepokój.
Cały wieczór oraz noc nie mogła normalnie funkcjonować. Oczywiście utrzymywała pozory że wszystko jest w porządku, ale wewnątrz siebie była strzępkiem nerwów. Przedtem nie musiała o nikogo się tak martwić. Synowie zawsze byli w murach Sanktuarium gdzie ktoś nad nimi czuwał. Brent był zdany na siebie tam na zewnątrz. Mimo że nie był sam, to Lara miała przeczucie że jazda z Nathanem nie była właściwą decyzją. Ale czasu nie można było cofnąć. Mogła jedynie czekać na jego powrót.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro