■52■
Członkowie rady byli pochłonięci rozmową na temat w tej chwili najistotniejszy. Co wydarzyło się w domu małżeństwa Smith'ów?
-Doszło do morderstwa. Nie znamy motywu, ani kto to zrobił.- powiedziała Michonne.
-Podejrzaną jest Sara. Mogła zabić męża i dlatego zniknęła.- zaproponował Aaron.
-To możliwe. Zabrała ze sobą kilka rzeczy.- dodał Rick.
-Ale jaki mogła mieć motyw? Dobrze ich znałam. Byli dobrymi ludźmi, ich małżeństwo było udane.- powiedziała Nora. Kobieta była przybita. Była w bardzo dobrych kontaktach z państwem Smith, przyjaźniła się z Sarą i Jonas'em. Dla niej ta tragedia była znacznie bardziej bolesna niż dla innych.
-Wiemy Noro. Dlatego nie sądzę by Sara umyślnie zabiła Jonasa.- powiedział Gabriel i ze współczuciem spojrzał na Norę.
-Jeśli nie ona, to kto? Jonas doznał dwukrotnych uderzeń w głowę więc to było umyślne spowodowanie śmierci.- stwierdził Siddiq.
Dom państwa Smith został dokładnie przeszukany. Jonasa zabito w salonie. Został dwukrotnie uderzony w głowę miedzianą statuą. Prawdopodobnie został zaatakowany od tyłu ponieważ miał obrażenia na tyle głowy, ale gdy napastnik zadał mu pierwszy coś Jonas odwrócił się i próbował obronić się przed drugim uderzeniem, które było niestety dla niego śmiertelne. Cios w skroń spowodował jego zgon. Uderzenia nie wykonano z zbyt dużą siłą co oznaczało, że mogła je dokonać kobieta. Nic podejrzanego nie znaleziono w domu Smith'ów. Zniknęło tylko kilka rzeczy Sary, trochę ubrań i kilka innych mało istotnych drobiazgów, które pani Smith prawdopodobnie zabrała gdy szykowała się do ucieczki. Narzędzie zbrodni znaleźli przy Jonas'ie, ale to nie były tamte czasy gdy mogli zdjąć odciski z przedmiotu i dzięki temu znaleźliby sprawcę. Teraz było trudniej rozwiązać sprawę morderstwa. Bez jakichkolwiek świadków, nie mieli w zasadzie prawie nic.
-W sumie mamy niewiele. Żadnych dowodów ani świadków. Możemy jedynie stwierdzić i oznajmić mieszkańcom, że Sara zabiła męża i uciekła.- powiedział z posępną miną Rick. Nie chciał się poddawać, ale nie mieli nic co mogłoby pomóc im wyjaśnić tą sprawę.
-Pomyślmy. Każdy nawet najmniejszy szczegół może być pomocny.- powiedziała Michonne.- Może ktoś coś widział.
-Mieszkańcy wiedzą, że jeśli mają jakieś informacje w tej sprawie to muszą się zgłosić.
-Ja chyba coś mam.- odezwała się Lara.- Jakiś czas temu widziałam jak Cora wychodzi z domu Smith'ów.
-Może ich odwiedziła, co w tym dziwnego?- powiedział Aaron.
-Widziałaś jakieś podejrzane zachowanie Cory, cokolwiek?- zapytał z zainteresowaniem Rick. Mężczyzna wyglądał na bardziej ożywionego, jakby ten mało istotny fakt rozszerzył mu horyzonty w sprawie morderstwa.
-Była chyba zadowolona z wizyty, uśmiechała się i... jak wychodziła poprawiała bluzkę.- dodała ciemnowłosa przypominając sobie ten dziwny moment.
-Jesteś pewna?- zapytał Grimes. Lara przytaknęła głową. Mężczyzna zamilkł na chwilę i zaczął nad czymś intensywnie myśleć.
-Chyba popełniliśmy błąd wpuszczając nowych.- odezwała się Nora, była niespokojna.
-Nie musimy od razu zakładać że to nowi są problemem.- powiedział Gabriel nie chcąc by wszelkie winny i problemy spadły na nowych mieszkańców Alexandrii. Starał się podejść do tej sprawy obiektywnie. Winni powinni ponieść karę, ale najważniejsze jest znaleźć sprawcę i udowodnić jego winę.
-Bez dowodów nikogo nie będziemy obwiniać.- przemówił Siddiq.- Jednak wczoraj wizyta Jace'a w lecznicy mnie zaniepokoiła. Chłopak przyszedł z złamanym nosem. Zajął się nim Dante bo ja musiałem opiekować się Coco więc nie miałem okazji zapytać go co mu się stało.
-No dobrze.- odezwał się Rick, pozostali członkowie spojrzeli na niego domyślając się że ma jakiś konkretny plan działania.- Będzie trzeba przepytać Corę, ja i Michonne się tym zajmiemy. Siddiq mógłbyś dowiedzieć się od Dante co przydarzyło się Jace'owi?- zapytał Grimes na co Siddiq od razu się zgodził.- I jeśli Dante nic nie będzie wiedział, to porozmawiaj z Jace'm. Postaraj się by chłopak nie pomyślał, że go przesłuchujesz. Mieszkańcy nadal są zaniepokojeni więc Gabriel zorganizuj mszę jako hołd dla Sary i Jonasa, porozmawiaj z ludźmi i spróbuj ich uspokoić, pomóż mu w tym Noro. Aaron i Lara, zbierzcie kilka osób i w dwóch grupach wyruszycie poza Alexandrię. Jeśli Sara wciąż żyje, to w ciągu doby nie powinna zajść za daleko. Postarajcie się ja znaleźć i sprowadźcie ją bez zbędnej przemocy.
Po skończonym oświadczeniu Rick'a zaczęli rozchodzić się by wykonać swoje zadania. Członkowie rady są sobie równi, ale Rick nadal pozostał głównym dowodzącym, a Michonne była jego zastępczynią. Nikt nie miał z tym problemu bo wiedzieli że ta dwójka jest świetnymi dowódcami.
Aaron i Lara stali pod bramą, oboje byli już przygotowani na wyprawę, mieli potrzebny sprzęt i broń. Czekali teraz jedynie na ochotników, którzy wyruszą razem z nimi. Gdy Rick ogłosił że poszukiwani są ludzie do możliwie długiej wyprawy poszukiwawczej, to tłum nie był zbyt chętny, w zasadzie nikt wtedy się nie zgłosił.
-Jeśli nikt nie przyjdzie, ruszamy sami.- odezwał się Aaron.
-Też mnie nie cieszy, że przyłączył nas do jednego zadania.- odezwała się ciemnowłosa niezadowolonym głosem, który udawała bo miała ochotę trochę podroczyć się z mężczyzną.
Aaron spojrzał na nią z miną mówiącą, że wcale tak nie myśli. Kobieta uśmiechnęła się i prychnęła rozbawiona z jego reakcji co oznaczało, że nie mówiła poważnie. Mężczyzna wywrócił oczami, ale kąciki ust uniosły się ku górze. Po latach mieszkania w tej samej osadzie ich stosunki się polepszyły. Aaron zrozumiał że nie mógł winić Lary za śmierć Erica. To była już przeszłość. Stał się ojcem i dzięki Grace zrozumiał pewne aspekty życia, których wcześniej nie dostrzegał. Rodzicielstwo było dla niego darem, drugą szansą na znalezienie ucieczki od samotności i cierpienia.
- Chyba jednak nie będziesz na mnie skazany.- odezwała się Lara gdy zobaczyła idących w ich kierunku ludzi. Było ich czworo, Daryl, Rosita, Laura oraz DJ.
-Trochę za mało.- stwierdził Aaron.
-Poradzimy sobie.- powiedziała pociesznie i puściła mu oczko.
Po chwili dołączyli do nich również Negan i John.
-Nie mamy mowy, że któryś z was pójdzie.- stwierdził Aaron odnosząc się do czarnowłosego i piwnookiego.
-Chcę pomóc i przy okazji rozprostuję nogi. Pielęgnacja warzywek mi się już znudziła.- oznajmił Negan przywdziewając na twarz swój charakterystyczny uśmieszek.
-Nie przydasz nam się. Będziesz jedynie nas opóźniać. Nie pójdziesz.- oświadczył stanowczo Aaron. Negan spojrzał na siostrę licząc na jej wsparcie.
-Aaron ma rację. Nie umiesz tropić i rozpraszałbyś innych. Nie każdy da radę znieść twój niekończący się słowotok.- była szczera. Negan byłby kulą u nogi, a muszą działaś szybko i sprawnie.- Ty też nie idziesz. Nie możesz opuszać osady, zapomniałeś?
-Sądziłem że przyda wam się dodatkowa para rąk.- powiedział John.- A widzę że nie macie zbyt wielu chętnych.
-Poradzimy sobie, nie musisz się przejmować. Idźcie już.
Negan oraz John niechętnie odeszli.
Razem było ich zaledwie sześcioro. Przydałyby się jeszcze chociaż dwie osoby, ale nikt inny nie chciał z nimi iść. Nie tracąc czasu, podzielili się na dwie grupy po trzy osoby. Było tylko dwóch tropicieli, Lara i Daryl, przez co musieli być w oddzielnych drużynach. Aaron był z Daryl'em i Laurą, a Lara z Rositą i DJ'em. Ciemnowłosa ubolewała trochę nad takim podziałem, ale mieli ważne zadanie więc nie było czasu na niezgody. Jedna grupa wyruszyła na zachód, a druga na wschód. Mieli radiotelefony długiego zasięgu z naładowanymi bateriami więc mogli kontaktować się ze sobą na bardzo dalekie odległości. Czas mają do zachodu słońca. Jeśli nie znajdą Sary ani choćby jakichkolwiek jej śladów mają wrócić do osady przed zmrokiem. A jeśli uda im się odnaleźć trop pani Smith, to najpierw mają skontaktować się z drugą grupą, a później mogą iść dalej i nie wracać do Alexandrii. Plan był prosty. Muszą sprawdzić jak najdalszy zasięg terenu wokół Alexandrii i sprowadzić Sarę.
□■□■□■□■□■□■□■□
Przez bramę Alexandrii na brązowym koniu wjechał Paul. Mężczyzna zsiadł z wierzchowca po czym przywiązał go do słupa, przy którym było koryto z wodą dla koni. Długowłosy ruszył przez osadę w poszukiwaniu Lary. Trochę czasu zastanawiał się zanim stwierdził czy powinien z nią porozmawiać o tym, że Jack do niego przyjechał. Niby spotkanie z nastolatkiem nie było czymś niepokojącym, ale jak na bruneta jego odwiedziny były specyficzną odmianą, a to o czym rozmawiali jeszcze bardziej było specyficzne. Nie wiedział dlaczego Jack wypytywał go o tamte rzeczy, ale podskórnie czuł że ta wiedza była mu potrzebna dla niego samego. Dlatego zdecydował się że powie Larze. Możliwe że Jack przeżywa teraz trudne chwilę i boryka się z niepewnościami związanymi z swoją orientacją. Powinien mieć wsparcie najbliższych więc Paul był przekonany, że Lara powinna wiedzieć o jego nietypowej rozmowie z Jack'iem.
-Co cię Jezu tu sprowadza?
Paul przystanął przy skrzynkach, które chciał ominąć, ale gdy przechodził natknął się na Negan'a, który zaczepnie go zapytał. Czarnowłosy szczerzył się jak głupi do sera, jakby liczył na jakąś boską odpowiedź.
-Spieszę się.
-A podobno Boga nie ogranicza czas.
Długowłosy wywrócił oczami po czym ruszył dalej, ale po chwili znowu przystanął gdy Negan ponowne się odezwał.
-Lary nie ma, jeśli to do niej przyjechałeś. Jest poza osadą.
-Kiedy wróci?- Paul odwrócił się i spojrzał na czarnowłosego. Negan potarł brodę jakby intensywnie zastanawiał się nad odpowiedzą po czym wzruszył ramionami.
-Nie wiadomo. Może przed zmierzchem albo następnego dnia.
-Nie mam tyle czasu.- mruknął sam do siebie. To koligowało z jego planem. Przyjechał tylko na krótką wizytę bo na Wzgórzu jest sporo do zrobienia, a czas go nagli. I tak cudem uprosił Tarę i Sashę by zastąpiły go na czas jego nieobecności i przejęły jego obowiązki.
-Mogę jej przekazać to co chciałeś jej powiedzieć. Chyba że nie jestem godny być twoim posłańcem Jezusie.
-Wolałbym z nią porozmawiać osobiście, ale najwyraźniej nie jest mi to dane.
Paul opowiedział Negan'owi o tym po co tu przyjechał. Czarnowłosy sprawiał wrażenie uważnego słuchacza i że wszystko rozumie.
-Na pewno jej to przekażesz?- zapytał gdy skończył tłumaczyć swój powód wizyty w Alexandrii.
-Oczywiście, że tak. Choć nie rozumiem po co.
-Jak to nie rozumiesz?
-Po co Jack przyjechał do ciebie i spytał akurat ciebie czy geje to też ludzie?
-Że co?- Paul był zdumiony tym, że czarnowłosy najwyraźniej nie poją sensu tego o czym mówił. Patrzył na niego z politowaniem.- To było bezsensowne.- i po co trudził się tłumacząc mu o co wypytywał go Jack skoro czarnowłosy nie dostrzegał celu jego podróży tutaj. Na darmo strzępił sobie język i marnował czas.
-Gdyby przyszedł do mnie, powiedziałbym że geje to normalni ludzie. To oczywiste.
-Nie do końca o to pytał. Chciał wiedzieć kiedy zrozumiałem że wolę tą samą płeć.
Twarz Negan'a wyglądała jakby właśnie jego mózg zawiesił się przy próbie zrozumienia sensu słów Paula. Czarnowłosy zamrugał, a później jakby coś mu się rozjaśniło w głowie i spojrzał na długowłosego.
-Oh, załapałem.- uśmiechnął się kiwając głową. Z początku nie rozumiał czemu Jack akurat z Paulem rozmawiał o orientacji, ale teraz doszło to do niego.- Bo wolisz facetów.
-Tak. Przekażesz to co powiedziałem Larze?
-Jasne. Poczekaj.- odezwał się Negan gdy Paul miał już zamiar odejść.- Czemu wypytywał cię tak o orientację?
-Właśnie to pytanie jest najistotniejsze. Musiał mieć jakiś konkretny powód, ale nie wiem jaki. Dlatego chciałem o tym pomówić z Larą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro