Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

□49□

-Jesteś ciekawa kim są ci nowi?- zapytał Negan.

-Muszę, jestem teraz w radzie. Będziemy decydować czy zostaną.- oznajmiła Lara.

Grupa która wyruszyła poza Alexandrie wracając do osady znaleźli cztery osoby. Założyli im na głowy worki gdy wieźli ich do Alexandrii by nie mogli zapamiętać drogi. To było koniecznością. Dopóki rada nie zadecyduje co z nimi zrobić, lepiej było by nie wiedzieli gdzie są. Tak było bezpieczniej dla mieszkańców. Musieli chronić swoich więc w stosunku do obcych byli z góry uprzedzeni. Zachowywali wszelkie możliwe środy ostrożności. Nigdy nie wiadomo kogo wpuści się do swojego domu więc nie mogli być w tej kwestii lekkomyślni. Nawet jeśli ci nieznajomi nie wyglądając na niebezpiecznych, to nie oznacza że im nie zagrażają, nigdy nie ma się pewności czy na pewno są dobrymi ludźmi.

Ciemnowłosa szła z bratem w kierunku bramy przy której zebrało się już kilka osób. Mieszkańcy już zaczęli zbierać się w budynku ponieważ tam przy świadkach nowi zostaną przepytani. 

Czworo nieznajomych siedziało w wozie i mieli worki na głowach. Wokół stali Rick, Michonne, Daryl i Siddiq oraz dwie osoby z grupy, którzy ich znaleźli. Po kolei nowi wysiadali z wozu i zdejmowano im worki.

Pierwsza była kobieta około trzydziestki, miała czarne krótkie włosy, jasną cerę i niebieskie oczy. Mimo zaniedbania nadal była atrakcyjna. Drugi był młody chłopak, miał dwadzieścia lat, ciemne blond włosy i niebieskie oczy. Trzeci był mężczyzna po pięćdziesiątce, miał krótką brodę, a jego włosy były częściowo siwe, wyglądał na człowieka który wiele przeszedł. Ostatni był mężczyzna o piwnych oczach i ciemnych brązowych włosach, miał ponad czterdzieści lat.

Na widok tej ostatniej osoby Lara aż zesztywniała, a po chwili poczuła jakby ktoś wylał na nią wiadro lodowatej wody.

-O kurwa.- powiedział Negan, który również był zaskoczony.- Ty żyjesz?

-Niewiarygodne, tyle czasu minęło.- powiedział piwnooki gdy ich zobaczył. Uśmiechnął się gdy jego wzrok padł na ciemnowłosą.- Dobrze was widzie...

Mężczyzna nie dokończył ponieważ Lara walnęła go pięścią w twarz. Piwnooki oparł się o wóz aby zachować równowagę. Ciemnowłosa chciała go jeszcze raz uderzyć, ale została powstrzymana przez Rick'a, który złapał ją za rękę, a gdy ta próbowała mu się wyrwać Daryl odciągnął ją na bok i dopiero wtedy uspokoiła się trochę.

-Bijesz teraz mocniej. Ale temperament nadal taki samy. Taka ognista.- piwnooki otarł rękawem rozciętą wargę i uśmiechnął się do ciemnowłosej.

-Powinieneś być martwy! - chciała ruszyć w jego kierunku, ale Daryl jej nie pozwolił. Rick niemo dał mu znać by ją zabrał więc kusznik zabrał ją stąd.

Negan również odszedł. We trójkę ustali przy drewnianym budynku. Lara niespokojnie poruszała nogą i robiła głębokie wdechy i wydechy. Jedno spojrzenie na tego człowieka wywoływało w niej tyle złych emocji nawet po tylu latach.

-Co za popieprzona sytuacja.- stwierdził czarnowłosy.

-Kim jest ten facet?- zapytał Daryl. Nie wiedział czemu Lara zareagowała tak agresywnie na tamtego człowieka, ale musiała mieć dobry powód.

-To mój były mąż.- wyjaśniła Lara. Trzymała dłonie na biodrach i starała się nie patrzeć w kierunku bramy gdzie stał John i inni. Nie mogła uwierzyć że po tak długim czasie ponownie go zobaczy. Sądziła że to niemożliwe wręcz miała nadzieję że sztywni dawno temu go pożarli, ale najwyraźniej złego diabli nie biorą.

-Mąż?- dopytał zaskoczony kusznik.

-Tak, były.- powiedziała ciemnowłosa podkreślając drugie słowo.- John, byliśmy razem przez kilka lat. Jack i Tim to jego synowie.

Daryl skinął jedynie głową trawiąc to co właśnie usłyszał.

Stali parę minut w ciszy. Każdy z nich był pochłonięty własnymi myślami na temat tego co się stało. Powrót John'a nie zwiastował niczego dobrego. Lara obawiała się głównie jednego, że ten parszywy człowiek, którego niegdyś kochała zniszczy to co udało jej się stworzyć, że zburzy spokój w jej życiu.

Nowi zostali zabrani do budynku gdzie ich przepytają.

Lara odbyła krótką rozmowę z radą na zewnątrz budynku. Wyjaśniła im kim jest dla niej John. Kobieta zaproponowała że zrezygnuje z udziału w decyzji czy nowi zostaną. O John'ie nie miała dobrego zdania więc od razu była pewna że nie chce go w Alexandrii. Jej zdanie nie było zbyt obiektywne. Ale inni członkowie nie zgodzili się z jej zdaniem. W końcu chcieli ją w radzie więc nie będą jej odsuwać od żadnej sprawy, to byłoby bez sensu. Jej zdanie będzie tak samo ważne jak pozostałych z rady. 

Członkowie rady siedzieli przy stole przed którym stali nowi, za nimi w ławach siedzieli mieszkańcy osady. 

Przesłuchanie zaczęło się od prostych pytań. Najpierw mieli się przedstawić i powiedzieć co robili zanim zaczęła się apokalipsa. Najstarszy z nich, Asher, przez wiele lat służył w armii. Walczył poza granicami kraju, rok przed wybuchem wirusa przeszedł na emeryturę. Kobieta, Cora, pracowała jako kelnerka w restauracji. Najmłodszy, Jace, gdy zaczęła się apokalipsa był dzieckiem, chodził do szkoły. John, powiedział że przez parę lat pracował przy remontach, ale później stał się bezrobotnym. Lara była zdziwiona jego szczerością. Spodziewała się że będzie próbował zamydlić im oczy kłamstwami, ale najwyraźniej gdy zobaczył że ciemnowłosa jest w radzie stwierdził że nie warto próbować ich oszukać. 

Zaledwie przez miesiąc podróżowali tylko we czworo. Wcześniej mieli obóz gdzie żyło około trzydziestu osób, ale dopadła ich zaraza. Ludzie w szybkim tempie zaczęli chorować, a później umierali i przemieniali się w truposzy. Obóz w zaledwie tydzień przepadł. Większość umarła, a nieliczni uciekli i ruszyli w świat szukając schronienia. Asher i John poznali się w obozie, w którym byli trzy lata, Cora i Jace dołączyli znacznie później, jakoś około miesiąca przed zarazą która dosięgnęła ich grupę, więc nie znali się zbyt dobrze.

Na koniec każdy z nich odpowiedział na trzy istotne pytania. Ilu szwendaczy zabiłeś? Ilu zabiłeś Ludzi? I dlaczego?

Rada początkowo myślała, że z największą ilością zabitych na koncie będzie Asher ponieważ jest byłym weteranem, ale okazało się inaczej. Po apokalipsie mężczyzna zabił zaledwie siedem żywych osób, sztywnych nie wie ilu bo nie liczył. John zabił około dwudziestu osób. Jako powód dlaczego, oboje dali że w obronie własnej albo by ochronić grupę. Za to Cora nie podała konkretnych licz, podobnie jak Jace, powiedzieli jedynie że nie liczyli. A ich wyjaśnieniem dlaczego było, że po prostu musieli jakoś przetrwać.

Po odpytaniu ich rada przeszła do drugiego pomieszczenia w budynku i zaczęli się naradzać.

-Mogą zostać. Przyda nam się więcej par rąk przy uprawach i hodowli.- powiedział Gabriel.

Aaron i Nora również byli podobnego zdania co Gabriel. Siddiq nie był przekonany co do dwójki nowych, Cory i Jace. Za to uważał że Asher może przydać się w punkcie medycznym, jako żołnierz na pewno miał przeszkolenie medyczne. W kwestii John'a nie miał zdania. Michonne poparła go w pełni, a Rick uważał podobnie, ale w sprawie John'a oznajmił że Lara może zadecydować za niego co oznaczało że oddał swój głos. 

Lara nie miała jednolitej decyzji. W zasadzie myślała tylko o tym jak postąpić z John'em, a o pozostałych nie myślała. Podczas przesłuchania nie mogła się skupić. Prawie cały czas patrzyła na byłego męża, myśląc o sposobach jak mogłaby go zabić. Ale zdawała sobie sprawę że musi postąpić słusznie i być sprawiedliwa. Nie chciała John'a w Alexandrii, ale dodatkowi ludzie do pracy przydaliby im się więc musiała przełożyć dobro społeczności nad własne zadowolenie. 

Ostatecznie nowi mogli zostać w Alexandrii. Dostali jeden dom, w którym zamieszkają. Oczywiście na początku będą obserwowani, ale w dyskretny sposób. Jeśli nie będą robić niczego podejrzanego będą mogli zamieszkać w osadzie na stałe.

Ciemnowłosa miała wątpliwości co do swojej decyzji. Może za bardzo była wyrozumiała? John ją poważnie zranił i powinien za to odpowiedzieć, a zgodziła się go przyjąć do osady, wyglądało to jakby wybaczyła mu to co zrobił choć oczywiście nie miała zamiaru. Nigdy nie zapomni jego zdrady i tego że zmarnował jej życie. Gdyby nie on, to skończyłaby wymarzone studia, poszła do dobrej pracy i może znalazłaby sobie lepszego męża. Ale niestety miłość ją zaślepiła i popełniła błąd. 

Lara otworzyła niezbyt duże pudło, w którym znajdowały się słoiki z bezbarwną cieczą. Wyjęła dwa słoiki i odstawiła je na ziemię po czym zamknęła pudło i postawiła na nie inne. Wzięła słoiki spowrotem po czym wyszła z strychu. Schowała przedmioty za plecy gdy zajrzała do pokoju Tim'a. Chłopiec siedział na łóżku i pisał coś w swoim pamiętniku. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego ojciec żyje. Kobieta nie wiedziała jak mu to powiedzieć bo po części nie chciała by Tim poznał swojego ojca. Szatyn nie miał nawet roku gdy John odszedł od nich i zostawił ich na pastwę losu nawet nie zastanawiając się co stanie się z jego synami. Tim nie raz pytał ją o swojego ojca, kim był, jak wyglądał. Zwykle odpowiadała zdawkowo, nie lubiła o tym rozmawiać. Wytłumaczyła mu dlaczego się rozstali i wydawało jej się że Tim to rozumie, ale czuła że chłopiec mimo wszystko chciał poznać ojca.

-Coś się stało?

Lara otrząsnęła się z zamyślenia gdy Tim się odezwał. Szatyn przerwał pisanie gdy zauważył ją stojącą w progu drzwi.

-Nie. Tylko sprawdzam jak tam u ciebie.- powiedziała z uśmiechem. Szatyn odwzajemnił gest.

-Jest dobrze. Ci nowi zostaną na stałe?- zapytał z zaciekawieniem. Lara lekko się skrzywiła, ale po chwili przybrała zwyczajny wyraz twarzy.

-Możliwe. Jest rzecz, o której musimy porozmawiać, ale zrobimy to jutro, dziś już na to za późno. Nie kładź się zbyt późno spać. 

-Jasne. Kocham cię mamo.

-Ja ciebie też skarbie.

Ciemnowłosa odeszła od drzwi i ruszyła w kierunku schodów. Zeszła na dół i weszła do salonu gdzie na kanapie siedział Daryl. Mężczyzna czekał na nią. Lara postawiła słoiki na stoliku kawowym gdzie stały dwie szklanki i usiadła na kanapę obok brązowowłosego.  

-Niestety nie jest to wyrafinowany alkohol... - odezwała się gdy odkręciła jeden słoik i nalała do obu szklanek ciecz.- ale przynajmniej jest co wypić.

Podała szklankę brązowowłosemu, a sama wzięła drugą po czym oboje napili się alkoholu. Bimber nie smakował zbyt dobrze, ale miał sporo procentów, a po dzisiejszym dniu oboje potrzebowali napić się czegoś mocnego. 

-Skąd to masz?

-Paul przywiózł mi kilka po tym jak raz wspomniałam, że nie mam alkoholu u siebie, a czasami chce się coś wypić. Któryś z mieszkańców Wzgórza robi bimber, nie pamiętam jego imienia.- wyjaśniła ciemnowłosa.

Kobieta zrobiła niewielki łyk alkoholu, smak był gorzki i mocny przez co się skrzywiła, ale myśl że za kilka minut jej ciało będzie odprężone, umysł będzie bardziej zamglony i zapomni na chwilę o dzisiejszym dniu wynagradzało ten kiepski smak. 

Daryl siedział sztywno trzymając w dłoni szklankę i przyglądał się ciemnowłosej, która opierała się plecami o oparcie kanapy i patrzyła tępo przed siebie. Cisnęło go na język pewne pytanie, a może nawet dwa lub trzy. Ale nie był pewien czy zaczynać ten temat, który go dręczył. W końcu dowiedział się że mąż kobiety, do której coś czuje, żyje i odnalazł ją, a to budziło w nim pewne obawy.

-Nie mieliśmy okazji porozmawiać o tym co zaszło między nami w lesie.- odezwała się ciemnowłosa.- Wyjaśnijmy to sobie.

-Chyba nie trzeba. Wrócił twój mąż więc...

-Nie bądź idiotą.- przerwała mu z złością. Czy on na prawdę sądził że wróci do Johna?- John, to przeszłość. Cokolwiek do niego czułam, nie ma tego już. Zdradził mnie co złamało mi serce. Nienawidzę go za to i nigdy mu nie wybaczę. Jego powrót niczego między nami nie zmieni.- odłożyła szklankę na stół i przekręciła się by teraz siedzieć bardziej twarzą w twarz z kusznikiem. Dotknęła jego dłoni, w której trzymał szklankę. Uśmiechnęła się czule patrząc mu w oczy.- Chcę żebyś wiedział, że...

Pukanie do drzwi rozproszyło ciemnowłosą przez co nie dokończyła. Przeklnęła w myślach osobę, która postanowiła o tak późnej porze ich odwiedzić. Niechętnie wstała i wyszła na korytarz. Otworzyła drzwi, a wtedy jej niezadowolenie przeskoczyło w złość. Na werandzie stał John, mężczyzna trzymał w ręku tulipana, a na jego twarzy gościł pogodny uśmiech. Kiedyś jej serce zabiłoby mocniej na jego widok i ten uśmiech, ale teraz czuła jedynie niesmak.

-Chyba cię popierdoliło.- odezwała się Lara. Po co on tu przyszedł? Zepsuł jej samotną chwilę z Daryl'em.

-Widziałem palące się światło i pomyślałem...

-Nie obchodzi mnie to. Wynocha zanim ci przywalę.

-Proszę.- wyciągnął w jej kierunku kwiat. Nie spiesząc się wzięła od niego tulipana na co mężczyzna był zadowolony, ale po chwili jego mina zrzedła gdy ciemnowłosa rzuciła kwiat na podłogę i rozgniotła go butem.

-Nie lubię tulipanów. Ale pamiętam kto je lubi, Eileen, ta suka z którą mnie zdradziłeś.- powiedziała tonem przesiąkniętym jadem.

Piwnooki skrzywił się przybijając sobie mentalną piątkę porażki. 

Na korytarz wyszedł Daryl. Kusznik stanął za Larą. Spiął się na widok John'a, który obdarzył go zawistnym spojrzeniem.

-To twój nowy facet?- zapytał piwnooki próbując brzmieć naturalnie choć w środku gotował się od zazdrości. 

-A jeśli tak?- zapytała z dumnym uśmiechem, na co John'owi żyłka na czole nerwowo zapulsowała. Znała go dobrze więc wiedziała kiedy próbuje nad sobą zapanować. A teraz z całych sił starał się trzymać nerwy na wodzy.- Nie interesuj się bo skończysz jako karma dla sztywnych.

-W porządku. Ale zanim pójdę, chcę wiedzieć czy nasi synowie żyją.

-Po tylu latach dopiero się nimi zainteresowałeś?

- Po prostu mi odpowiedź.

-Tak, żyją i mają się bardzo dobrze. Są szczęśliwi ze mną.

-Cieszę się. To... do zobaczenia.

-Oby nie.

John odszedł. Lara zamknęła drzwi i ciężko westchnęła. Jego wizyta całkowicie zepsuła jej humor i straciła na cokolwiek siłę.

-Chyba położę się już spać.- odwróciła się i spojrzała przepraszająco na kusznika.- Nie mam już sił. Mam nadzieję że się nie obrazisz.

-Rozumiem. Idź odpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro