Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

■32■

Lara podała linę Jed'owi, który stał na ułożonych kłodach drewna. Mężczyzna obwiązał linką belkę wbitą w ziemię, która utrzymała kłody w równym szyku. Aaron który stał obok podczepił pasem kolejną kłodę i rzucił drugi koniec Jed'owi. Mężczyzna zaczął ciągnąć pas w górę by przenieść kłodę na wyższy poziom. 

Wtedy stało się coś nieoczekiwanego ktoś krzyknął że nadchodzą sztywni. Po chwili z lasu wyłoniło się stado. Nie powinno ich tu być ponieważ po drugiej stronie od miejsca gdzie się znajdowali inna grupa prowadziła stado by oddalić je od rzeki i mostu. Najwyraźniej coś poszło nie zgodnie z planem skoro tyle trupów nagle się tu zjawiło.

-Jezu, wynośmy się stąd!- wykrzyknął Jed po czym w panice zeskoczył z beli. Pas który był przyczepiony do kłody puścił ponieważ mężczyzna nie zdążył go dobrze zabezpieczyć. 

W chwili gdy gigantyczna kłoda spadła Lara była zapatrzona w sztywnych, którzy zaczęli rozłazić się po całym terenie. Kobieta była na linii i gdyby nie szybka reakcja Aarona, który stał obok niej kłoda zmiażdżyła by ją. Mężczyzna odepchnął ją mocno na bok przy czym ciemnowłosa przewróciła się, a on sam nie zdążył całkowicie uchronić się przed spadającym drewnem. Kłoda przygniotła go do ziemi miażdżąc mu ramię. Ciemnowłosa otrzepała się z ziemi po czym zjawiła się przy mężczyźnie i ukucnęła obok by sprawdzić jak bardzo kłoda go przygniotła. Spróbowała podnieść drewno, ale to było na nić, nie była wystarczająco silna. Zawołała Jeda, który nie zdążył jeszcze uciec by jej pomógł, ale nawet z jego pomocą nie potrafili unieść choć odrobinę kłodę by Aaron mógł się wydostać.

-Uciekajcie. Zostawcie mnie.- twarz Aarona była wykrzywiona w bólu. I choć jego słowa mówiły jedno to wyraz jego twarzy wyrażał co innego. Nie chciał ginąć w taki sposób.

-Nie ma mowy.- Lara nie miała zamiaru go tak zostawać. Zwłaszcza że parę chwil temu uratował jej życie. Nie musiał tego robić, sam naraził przy tym swoje życie.

-Zginiemy, musimy się ratować.- powiedział w panice Jed i puścił kłodę chcąc uciec, ale Lara złapała go za ramię zatrzymując go w miejscu i obdarzyła go gniewnym spojrzeniem. 

- Nie zostawimy go. Próbuj dalej.- wskazała na kłodę po czym wstała i wyjęła maczetę z pochwy. Zabijała po kolei każdego truposza, który zbliżył się do nich by dać czas Jed'owi na uwolnienie Aarona. Ale sztywnych było  zbyt dużo. Jeden zaszedł ją od boku i o mały włos by ją złapał, ale wtedy bełt przebił jego czaszkę, a trup upadł ponownie martwy na ziemię. Ciemnowłosa obejrzała się za siebie. Od strony piaszczystej drużki przybiegł z odsieczą Daryl oraz Rick i inni. Otoczyli ich i zaczęli wybijać szwendaczy.

W końcu udało się wydostać Aarona spod kłody, ale całe jego lewe przedramię było zmiażdżone oraz we krwi. Daryl złapał go pod ramie i pomógł mu iść, a Lara torowała im drogę. Reszta zajęła się pozbyciem zagrożenia.

Zaprowadzili Aarona do szpitalnego namiotu gdzie przebywała Enid. Dziewczyna przy pomocy Siddiqa szkoliła się na medyka. 

-Gdzie Siddiq?- zapytał Daryl gdy on i Lara pomogli położyć się Aaronowi na łóżku. Mężczyzna był ledwo przytomny, ból ramienia był prawie nie do zniesienia.

-Wrócił do domu. Zostałam tylko ja.- powiedziała dziewczyna podchodząc do leżącego mężczyzny.- Będzie trzeba amputować.- stwierdziła po obejrzeniu obrażeń.

-Nie ma innego wyjścia?- zapytała Lara. 

-Trzeba amputować i to już. Nie ma czasu. 

-A coś na ból?

-Nie zdąży zadziałać.- Enid wzięła z stolika kilka rzeczy i wróciła z nimi do leżącego mężczyzny.- Przytrzymajcie go.- powiedziała gdy zawiązała na ramieniu Aarona opaskę uciskową.

Daryl i Lara przytrzymali Aarona. W tym czasie Enid piłą do kości cięła jego ramię. Mężczyzna ledwo powstrzymywał się od krzyku. Wił się na łóżku nie potrafiąc znieść bólu jakiego w tej chwili doznawał. 

Enid po odcięciu kończyny przystąpiła do przypalenia rany by Aaron się nie wykrwawił. Mężczyzna opadł z sił i był na skraju omdlenia. Lara przetarła czoło dłonią, siedziała na krzesełku obserwując jak Enid zajmowała się Aaron'em. Ta sytuacja była okropna. Nagle Daryl wyszedł z namiotu, ciemnowłosa ruszyła za nim. Brązowowłosy wręcz wbiegł do głównego namiotu gdzie zwykle były narady. W środku zastali Carol, która podwyższonym głosem beształa jakiegoś mężczyznę. Gdy Daryl zwrócił się do szarowłosej z pytaniem kto miał zawrócić stado, ciemnowłosa miała chwilę by przyjrzeć się temu mężczyźnie, którym okazał się być Justin. Już wcześniej mieli z nim problemy.

Carol nie odpowiedziała na pytanie kusznika tylko spojrzała na Justyna. 

-Krótkofalówka nie była naładowana. Nie moja wina że to kupa złomu.- odezwał się Justin próbując usprawiedliwić swoje zaniedbanie obowiązków. Miał zawrócić stado, a przez niego doszło do tragedii.

-Pierdolenie.- warknął Daryl po czym rzucił się na Justina i uderzył go w twarz przez co wypadł z namiotu.

Na zewnątrz brązowowłosy bez opamiętania zaczął uderzać Justyna po twarzy. Ludzie zaczęli przyglądać się awanturze. Carol ruszyła by go zatrzymać, ale to nie było łatwe więc Lara jej pomogła. Obie odciągnęły Daryl'a od leżącego na ziemi Justyna, którego twarz była we krwi. 

-Zajmiemy się nim, ale nie w taki sposób.- Carol zwróciła się do kusznika.

-Na takich dupków jest tylko jeden sposób.- stwierdził oschle po czym odszedł. 

Wzrok szarowłosej padł na jej syna, który wraz z Jack'em przyglądali się tej sytuacji tak jak kilka innych osób w obozie. Kobieta podeszła do nich odciągając ich od tego miejsca.

-Jesteś dumny z siebie?- ciemnowłosa zwróciła się do Justyna, który powoli usiadł na ziemi. Mężczyzna otarł dłonią strużkę krwi, która spłynęła mu po brodzie.

-Nie zrobiłem tego specjalnie.

-Może. Podnieś się i idź by cię ktoś opatrzył. 

-A pomożesz mi wstać?- mężczyzna spojrzał na nią chcąc wystawić dłoń w jej kierunku.

-Nie.- powiedziała po czym odeszła od niego.

□■□■□■□■□■□■□■□■□

Lara przystanęła przy namiocie, który był punktem medycznym. Wahała się nad wejściem do niego. Chciała sprawdzić jak Aaron się trzyma i podziękować mu za uratowanie życia. Po namyśle w końcu weszła do środka. Prawie wpadła na Enid, która w tym samym momencie gdy ona weszła, chciała wyjść.

-Wybacz.- powiedziała Lara. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i uniosła zasłonę by wyjść, ale głos ciemnowłosej ją zatrzymał.- Jak on się ma?

-Nie najgorzej. Leki całkowicie nie zniwelowały bólu. Ale daje radę. Możesz z nim porozmawiać. Nie śpi.- dodała dziewczyna po czym opuściła namiot.

Ciemnowłosa skinęła głową. Przez chwilę stała w miejscu niczym kołek po czym w końcu ruszyła się. Podeszła do łóżka na którym leżał Aaron. Mężczyzna spojrzał w bok gdy usłyszał jak ktoś podchodzi do niego. 

-Mój czas już nadszedł?- zapytał z lekką drwiną wynikającą z jej wizyty, której w zasadzie się nie spodziewał. Próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu jedynie krzywy grymas.- Sądziłem że kosiarz wygląda inaczej.

Lara uśmiechnęła się niezręcznie i usiadła na krzesełku, które stało obok łóżka. Mogła by odpowiedzieć jakimś sarkastycznym komentarzem, ale nie była pewna czy w takiej sytuacji było to stosowne.

-To jeszcze nie twój czas. Nie wzięłam kosy.- stwierdziła po krótkiej ciszy, która zapanowała między nimi i wzruszyła przy tym ramionami. - Przyszłam sprawdzić jak się czujesz i... podziękować ci. Zawdzięczam ci życie.

-Również powinienem ci podziękować. Nie zostawiłaś mnie chociaż mogłaś to zrobić.

-To byłoby tchórzostwem. Swoich ludzi się nie zostawia na pastwę losu.

-Dobrzy ludzie właśnie tak postępują. Ale ten gest dobrej woli nie zmieni wszystkiego. Nie licz że zaponę kim byłaś. 

-Wątpię by ktokolwiek o tym zapomniał. Ciągle ktoś mi to przypomina.- przyznała z szczerym smutkiem. Próbowała iść lepszą ścieżką. Pokazać że ma w sobie dobro, ale ludzie nadal widzieli w niej to co najgorsze, a przynajmniej część z nich. Jak miała ruszyć dalej skoro przeszłość ciągnęła się za nią? Jak miała zrzucić z siebie ten ciężar.

-To nie będzie trwać wiecznie.- odezwał się mężczyzna zauważając że to naprawdę ją raniło. Może był zbyt surowy? Po śmierci Erica gdy walczyli z Zbawcami pozostał w nim duży gniew i próbował kogoś obwinić za to co się stało. Ale to przecież nie była w żadnym stopniu wina Lary. Pomogła im wygrać, a w wojnie zawsze są ofiary. 

Niby te słowa nie były zbyt wyrafinowane, ale w jakiś sposób ją pocieszyły. Nic nie trwa wiecznie. Może w końcu ludzie ją zaakceptują i zrozumieją że to kim była jest przeszłością.

□■□■□■□■□■□■□■□■□

Był już wieczór. Lara szła w kierunku swojego namiotu gdy po drodze minęła Justyna. Zatrzymała się na chwilę. Mężczyzna miał torbę i najwyraźniej właśnie miał zamiar opuścić obóz. Z namiotu głównego, który był niedaleko wyszedł Rick. Mężczyzna złapał kontakt wzrokowy z ciemnowłosą po czym podszedł do niej.

-Porozmawiałem z nim. Nie będzie już sprawiał kłopotów.- oznajmił Grimes.

-Odesłałeś go do Sanktuarium?

-Tak będzie lepiej.- mężczyzna minął ją po czym odszedł.

Między namiotami Lara zauważyła jasnowłosą kobietę. Heder obdarzyła ją krótkim nieżyczliwym wzrokiem po czym zniknęła z jej pola widzenia. Aż dziwne że ta kobieta dobrowolnie chciała pomagać przy budowie mostu. Znając ją uznała by że coś kombinuje, ale jak do tej pory nie zrobiła niczego podejrzanego. W ogóle nie rozmawiała z Larą, ani się jej nie czepiała. Żyła jakby przeszłość, która je łączyła nie miała znaczenia i była czymś o czym próbowała zapomnieć. Lara również próbowała zapomnieć, ale nie było to łatwe. Zwykłe spojrzenie na nią przywracało wspomnienia.

Ciemnowłosa weszła do swojego namiotu gdzie zastała Jack'a, który rozkładał swoje posłanie. Nie spodziewała się że zjawi się wcześniej od niej. Była pewna że będzie musiała go poszukać i siłą zaciągnąć by poszedł spać. Jego niespodziewane posłuszeństwo miło ją zaskoczyła, ale podskórnie przeczuwała że coś się za tym się kryło.

-Zjawiłeś się wcześnie. Dobrze minął ci dzień?- odpięła pasek z bronią i położyła go przy swoim posłaniu po czym usiadła na nim.

-Było w porządku. Pomogliśmy w paru rzeczach.- chłopiec wzruszył ramionami. Wszedł pod koc, a jego wzrok padł na ciemnowłosą. Przyglądał się wyczekująco na co Lara westchnęła. Czegoś od niej chciał.

-O co chcesz zapytać?- uśmiechnęła się zachęcająco. 

-Zapytała cię?- nie chciał pokazać jak bardzo wyczekiwał jej odpowiedzi i jak bardzo przejmował się czy zgodziła się na propozycję o której miała jej powiedzieć Carol, ale ciekawość i nuta nadziei w jego głosie zdradzała fakt że to co za chwile usłyszy jest dla niego bardzo ważne.

-Rozmawiałam z Carol. Zgodziłam się.

Jack uśmiechnął się na te słowa.

-Może podziękujesz?- zasugerowała gdy nie usłyszała od syna żadnej odpowiedzi.

-Dziękuje.- chłopiec położył się i przykrył kocem. 

Lara zdjęła jeszcze kurtkę oraz buty po czym również się położyła. Materiał na którym leżała nie był jakoś wyjątkowo miękki, ale po ciężkim dniu był wystarczająco zadowalający. Dopiero teraz gdy w zaciszu tego niewielkiego namiotu mogła wreszcie się odprężyć poczuła jak bardzo była zmęczona. Nie zdążyła porozmyślać nad dzisiejszym dniem, zmęczenie szybko ją zmuliło do snu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro