□29□
Przekazanie planu grupie Rick'a musiało poczekać gdy okazało się że Simon potajemnie planował obalić Negan'a. Poszedł z tym do Dwighta złudnie myśląc że blondyn mu w tym pomoże. Dwight nie powiedział mu w prost że nie chce brać udziału w jego planie bo to był dobry haczyk. Mówiąc o zamachu Negan'owi jeszcze bardziej pokazałby mu że jest wierny tylko jemu, co oczywiście nie było prawdą. Dwight grał na wiele frontów, ale jedyną stronę jaką na prawdę popierał to było odpokutowanie win tym których skrzywdził, a w tym wypadku jego czyny zraniły osoby z grupy Rick'a i dlatego chciał im pomóc.
Blondyn przekazał informacje że na dziedzińcu odbędzie się zebranie Simona oraz innych, którzy chcą obalić swojego przywódcę. Dlatego zanim odbędzie się to spotkanie Negan oraz kilku jego ludzi ukryło się na dziedzińcu.
-Miałam racje. Powinieneś dawno temu pozbyć się Simona.- powiedziała Lara gdy razem z bratem czekali schowani na dziedzińcu. Czarnowłosy zerknął na nią kątem oka.- Nie przyznasz mi racji?
-Od początku wiedziałem że mogą być z nim problemy. Twoje słowa były tylko w kółko powtarzającą się pętlą o tym jak Simon może mi zagrażać. Niczego nie zmieniłaś.
Lara zacisnęła mocno wargi czując narastającą w niej złość. Po tym wszystkim nawet nie raczył okazać odrobiny skruchy. Simon nigdy nie groził mu prosto w twarz, ale jej już tak. Nie było to przyjemne, wręcz przeciwnie, czuła się zagrożona. A Negan uważa że był znacznie bardziej zagrożony od niej? Jego bardziej bali się Zbawcy więc chętniej donosili mu na każdego i informowali go na bieżąco. Był dzięki temu bezpieczniejszy i mógł zawsze przewidzieć że ktoś może coś knuć za jego plecami. Ale nadal nie spodziewał się tego najgorszego ciosu. Przez moment ciemnowłosa poczuła satysfakcje że w jednej sprawie jest ponad nim i to ona może zadecydować czy Zbawcy wygrają.
-Więc radź sobie sam.- mruknęła gniewnie i chciała już odejść, ale czarnowłosy złapał ją mocno za nadgarstek i nie pozwolił jej odejść.
-Nie możesz tego schrzanić.
-Czemu nie?- spojrzała mu w oczy wyzywająco.- Skoro uważasz że nikt ci nie zagraża, to sam weź to na klatę.
-Ogarnij się i bądź cicho.- warknął na nią i pociągnął ją lekko do tyłu.
Z budynku wyszło kilka osób, w tym Simon oraz Gregory. Podeszli do czekającego na nich Dwighta. Zaczęli rozmawiać, ale wtedy przerwało im gwizdanie. Czarnowłosy wyszedł zza kontenera, a Lara za nim. Na ich widok Simon aż pobladł.
Negan poklepał Dwighta po ramieniu mówiąc że dobrze się spisał, a później zaczął odliczanie. Gdy wypowiedział liczbę trzy padły strzały, a kilka osób z którymi Simon miał zamiar obalić swojego przywódcę zginęło. Simon z wściekłością i wyrzutem spojrzał na Dwighta gdy dwoje Zbawców zabrało mu jego broń. Chciał nawet rzucić się na blondyna, ale mężczyźni którzy go przeszukiwali powstrzymali go.
-Wyrżnąłeś wszystkich Śmieciarzy, Simon.- powiedział czarnowłosy.- Po tym, jak wyraźnie zakazałem ci odpierdalania takich akcji. Ale mimo tego wszystkiego nadal będę dawnym sobą... i dam ci szansę. Jeśli chcesz być szefem, musisz pokonać szefa. Jeśli ci się uda, no to ja pierdolę... zasługujesz, by nim być.
Całe Sanktuarium zebrało się w hali. Tłum ustał wokół dwóch osób, które stały w pustym kole.
-Uwaga!- powiedział głośno Simon rozglądając się po zgromadzonych. Na krótką chwilę jego wzrok zatrzymał się na Larze przez co kobieta poczuła się nieswojo.- Gdy będzie po wszystkim, wracamy do roboty. Pamiętajcie, że tego nie chciałem. Ale Sanktuarium musi trwać! Ten człowiek nie nadaje się do prowadzenia tej wojny.- zerknął na Negan'a, który stał niedaleko niego.- Chciałem tylko powiedzieć, że wdzięczni... - nie dokończył bo odwrócił się niespodziewanie i zamachnął się pięścią na czarnowłosego uderzając go w twarz. To był chamski ruch z jego strony, że zaatakował go tak znienacka, ale cios już padł, a w tej walce nie było sędziego. Pojedynek był na śmierć i życie. Mógł być tylko jeden zwycięzca.
I oczywiście został nim nikt inny niż Negan. Własnoręcznie zadusił Simona na oczach całego Sanktuarium oznajmiając również że przez niego jest zmuszony zabić wszystkich na Wzgórzu ponieważ oni już zawsze będą sądzić że jest jakaś szansa że mogą wygrać z nimi.
W czasie gdy trwał pojedynek Lara zauważyła jak Dwight wyprowadza z pomieszczenia Gregory'ego, a gdy wrócił na hale delikatnie skinął w jej stronę głową. Oznaczało to że przekazał Gregory'emu plan ataku na Wzgórze i wysłał go by przekazał go do osady.
Przemieniony Simon został zawieszony na ogrodzeniu jako przestroga dla każdego kto spróbuje knuć za plecami Negan'a. Lara patrzyła z satysfakcją na wijące się na ogrodzeniu truchło. W końcu dostał na co zasłużył.
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Następnego dnia rano gdy miał wejść w życie plan Negan'a okazało się, że to była podpucha. Gdy Negan wracał do Sanktuarium po drodze spotkał Laure, która rzekomo umarła gdy ludzie Rick'a zaatakowali oddział na drodze. To Dwight był przyczyną klęski i śmierci wielu żołnierzy. To on był zdrajcą, kretem. Wszyscy już to wiedzieli. A plan który blondyn przekazał grupie Rick'a był fałszywy i miał ich wszystkich doprowadzić do pułapki.
To była cholernie zła informacja. Lara nie wiedziała jak to odkręcić. Nie miała jak skontaktować się na czas z Wzgórzem i powiedzieć im że to pułapka. Nie mogła też zniknąć by osobiście ich ostrzec ponieważ z jakiegoś dziwnego powodu Negan cięgle potrzebował jej towarzystwa. Wydawać by się mogło że specjalnie trzyma ją przy sobie by ją pilnować.
Ciemnowłosa wzięła do ręki jeden nabój, który leżał w stercie amunicji w drewnianej skrzyni. Niebawem mieli ruszyć w drogę. Niewiele czasu brakowało aby wszystko co planowała ponownie trafiło szlag.
-Cała wymagana ilość amunicji została wykonana z należytą ostrożnością i precyzją.- powiedział Eugene, który stał kilka kroków za Larą, która sprawdzała stan wyposażenia. Miała upewnić się że ilość naboi jest wystarczająca.- Sam nadzorowałem cały przebieg procesu jej pro...
-Podobno zdrajcy zawsze pozostaną zdrajcami.- wtrąciła mu się w zdanie. Wyjęła swój pistolet z kabury i wyjęła z niego magazynek. Opróżniła go z naboi i włożyła ten jeden, który był wykonany przez pomysł Eugene.- Wiem że pomogłeś uciec temu księdzu Gabriel'owi oraz doktorowi Carsonowi. Szkoda że im się nie udało i jeden z nich zginął. Pewnie zastanawiasz się skąd to wiem.- zerknęła na mężczyznę, który nerwowo przełknął ślinę. Odczekała chwilę zanim się odezwała ponownie.- To proste. Ściany mają uszy. Nawet najmniejszy szczegół ma duże znaczenie i może zdradzić nasze intencje. Ale przejdźmy do sedna... - włożyła magazynek z jednym nabojem i przeładowała broń.- Jaka jest szansa że mimo że do ciebie strzele, to ten nabój cię nie zabije?- wycelowała w niego przez co mężczyzna drgnął nerwowo stojąc w miejscu.- Odpowiedź mi Eugene.- zażądała delikatnie naciskając spust.
- 95%.- wyznał z trudem. Był okropnie zestresowany więc wyznał po prostu prawdę.
Lara opuściła broń, wyjęła magazynek i wyjęła z niego felerny nabój, a później włożyła te dobre. Schowała pistolet do kabury i spojrzała na stojącego kilka kroków przed nią mężczyznę.
-Wszystkie naboje są wadliwe?
-Tak.
-To dobrze.- mruknęła zadowolona. Eugene spojrzał na nią zdziwiony marszcząc brwi.- W dużym skrócie. Jest trzech zdrajców, ty, Dwight i... chyba nie muszę kończyć. Oby twoja przebiegła strategia pomogła twoim ludziom bo inaczej wszyscy zginą.- klepnęła go w ramię gdy przeszła obok niego po czym wyszła z pomieszczenia.
Bardzo liczyła że Eugene okaże się zdrajcą. Po ucieczce doktora Carsona i Gabriela miała podejrzenia co do mężczyzny, ale nie miała pewności i była zbyt zajęta innymi sprawami. A teraz okazał się kołem ratunkowym.
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Lekki wietrzyk powiewał poruszając kosmykami jej włosów. Przyglądała się polanom i lasom. Było cicho i spokojnie. Negan stał nieopodal niej razem z związanym Gabrielem, niedaleko nich był Dwight oraz Eugene. Ciemnowłosa rozejrzała się po swoich ludziach. Wszyscy byli gotowi, cierpliwie czekali aż strzelanina się zacznie. Jeśli grupa Rick'a i inni pojawią się na tej polanie, to oby los im dopisał. Lara wpatrywała się w brata, który tak dumnie stał na czele Zbawców. Był taki zadowolony, myślał że wszystko idzie według jego planu. Był tak bardzo w błędzie. Możliwe że to ostatnie chwile gdy widzi go żywego, to bardzo prawdopodobne. Coś korciło ją by pożegnała się z nim, ale nie podeszła do niego, nie odezwała się ani słowem by powiedzieć to co od dłuższego czasu leżało na jej sercu. Po prostu patrzyła na niego.
Gwizdanie rozniosło się echem po polanie gdy grupa Rick'a oraz inni wpadli w zasadzkę Zbawców. Zostali otoczeni. Zbawcy wyszli mając ich wszystkich na celowniku. Negan oświadczył przez krótkofalówkę, że nadszedł koniec, że tu właśnie zginą. Gdy czarnowłosy dał znak do strzału, nastąpiła seria huków. Broń każdego Zbawcy eksplodowała raniąc ich. Powstało zamieszanie gdy Zbawcy próbowali zrozumieć co się stało. Szybko jednak nadszedł atak od grupy Rick'a i innych. Lara schowała się za samochodem gdy zaczęła się strzelanina. Niektórzy Zbawcy zginęli. Ciemnowłosa widziała jak jej brat chowa się, a później zgubiła go z pola widzenia.
-Lara!
Ciemnowłosa obejrzała się i zobaczyła jak Laura do niej macha, blondynka z kilkoma innymi chowała się za samochodami nie biorąc udziału w walce. Lara zerknęła za pojazd by sprawdzić czy ma czystą drogę. Wybiegła zza maszyny chcąc dotrzeć do blondynki, ale wtedy ktoś ją złapał. Już miała zamiar przystąpić do obrony, ale znajomy głos ją uspokoił.
-To tylko ja.- Paul pociągnął ją za pojazd, mężczyzna delikatnie uśmiechnęł się. Spojrzała na widok za jego plecami gdzie jego ludzie rozgromili Zbawców, którzy podjęli się walki. Szli w kierunku tych którzy się ukryli.
-Wiem.- powiedziała do mężczyzny, a później spojrzała na Laure.- Wyjdźcie i się poddajcie.- blondynka spojrzała na nią zaprzeczając głową że to zły pomysł, ale w końcu odpuściła rozumiejąc że to jedyne wyjście. Przekazała reszcie. Zbawcy którzy ocaleli wyszli i ustali przed grupą Rick'a, która zatrzymała się przed nimi. Uklęknęli przed nimi oznajmiając że się poddają. W ten sposób uznali swoją przegraną. Darowali im życia.
- Walka się skończyła. Nie musisz już tam wracać.- powiedział Jezus do ciemnowłosej.
-To jeszcze nie koniec.- powiedziała i minęła go.
W oddali pod drzewem było dwóch mężczyzn. Przez chwilę stali na przeciw siebie jakby rozmawiali. Szok nadszedł gdy Rick zamachnął się czymś ostrym i poderżnął gardło Negan'a. Czarnowłosy upadł na kolana łapiąc się za krwawiące gardło.
-Nie! - wykrzyknęła Lara.- Nie musiałeś!
Paul próbował ją zatrzymać gdy zaczęła biec, ale wyrwała się mu. Dopiero Daryl ją powstrzymał. Kobieta próbowała mu się wyrwać, ale na darmo były jej wysiłki. Tak bardzo nie chciała by umarł tam samotnie, by wykrwawił się na śmierć u stup swojego wroga, a nie w ramionach osoby która go kochała. Chciała być przy nim gdy odejdzie z tego świata, chciała się pożegnać. Rozpłakała się prosząc Daryl'a by ją puścił.
-To nie musiało się tak skończyć... - załkała przestając się szarpać z mężczyzną.
Rick odszedł od wykrwawiającego się Negan'a i zwrócił się do jakiegoś mężczyzny mówiąc mu by ocalił czarnowłosego. Lara była zaskoczona nagłą zmianą Grimes'a, ale była mu wdzięczna. Nawet jeśli Negan znienawidzi ją za zdradę, to przynajmniej będzie wciąż żył.
Lara odsunęła się od Daryl'a, który ją puścił. Spojrzała w bok gdy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Paul stał obok niej i posłał jej lekki pocieszny uśmiech.
Rick oświadczył że rządy Negan'a się skończyły, nie ma już Zbawców. Teraz powinni wszyscy stać się jednością by walczyć z prawdziwym zagrożeniem, którym są sztywni. Pozwolił im odejść do Sanktuarium.
-I co teraz?- zapytał Jezus spoglądając na ciemnowłosą.
Kobieta spojrzała na swoich ludzi, którzy wracali do fabryki, a później przeniosła wzrok na oddalających się mieszkańców Alexandrii, Wzgórza i Królestwa.
-Zacznę od nowa.
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Brama została zamknięta w chwili gdy samochód wjechał na teren Alexandrii. Lara nerwowo stukała palcami o kierownicę odwlekając w czasie by wysiąść z samochodu.
-Jest tu całkiem spoko.- odezwał się Jack, który siedział obok na fotelu pasażera.
-Nie musimy tu zostawać.
-Czemu nie? Mi się podoba.- stwierdził brunet.
-Mamo, spójrz. Inne dzieci.- Tim, który siedział z tyłu na foteliku dziecięcym przylgnął dłońmi do szyby gdy w oddali zauważył dzieci. Chłopiec patrzył na nie z zainteresowaniem.
Lara westchnęła i wyjęła kluczyki z stacyjki. Wysiadła z pojazdu, a za nią Jack. Ciemnowłosa odpięła z fotelika Tima i pomogła mu wysiąść.
-Witajcie w Alexandrii.
Lara odwróciła się gdy usłyszała niedaleko za sobą męski głos. Rick razem z Michonne i Daryl'em stali przed samochodem.
-Miło że jednak wolałaś zostać.- odezwała się Michonne posyłając jej przyjazny uśmiech.
-Zbyt dużego wyboru nie miałam. Dziękuję.
-My również ci dziękujemy. Pomogłaś nam. Daryl pokaże ci gdzie będziecie mieszkać.- Grimes wskazał kusznika, który stał i jak zwykle milczał. Michonne i Rick odeszli po chwili.
Lara wyjęła z bagażnika jedną sporą torbę oraz dwie mniejsze. Daryl podszedł i zabrał od niej tą największą po czym skinął głową by poszli za nim. Lara wzięła jedną mniejszą torbę i trzymała Tima za rękę, a Jack zabrał drugą.
Brązowowłosy zaprowadził ich do domu. W środku było podobnie jak w domu Aarona i Ericka gdy pierwszy raz odwiedziła Alexandrie. Jasne kolory ścian, jasne meble w kuchni. Wszystko komponowało się ze sobą bardzo dobrze, było przestronnie i jasno, ale budynek wydawał się być ponury. Brakowało tu czegoś.
-Na górze jest łazienka i pięć pokoi, cztery są wolne. Jest też strych, ale nic ciekawego tam nie ma.
-Pójdę zobaczyć.- oznajmił Jack zwracając się do Lary. Kobieta spojrzała na niego znaczącym wzrokiem zanim wszedł na schody. Chłopiec cofnął się i zabrał ze sobą brata po czym oboje wyszli.
-Dlaczego ten jeden pokój na górze jest zajęty?
-Bo jest mój.
Ciemnowłosa spojrzała na niego marszcząc brwi. Chwilę jej zajęło zanim zrozumiała że ten dom jest brązowowłosego. Przeczesała nerwowo dłonią włosy, nie chciała mu się wpraszać. Skoro nie mieli miejsca w Alexandrii, to nie muszą tu zostać, mogą przecież poszukać sobie innego miejsca.
-Gdybym wiedziała że nie macie miejsca w Alexandrii, to bym nie przyjechała. To twój dom, nie powinniśmy tu być. Nie chce zabierać ci coś co należy do ciebie. Powiem chłopcom że nie zostaniemy.
- Sam tak zdecydowałem. Niektóre domy zostały zniszczone gdy Zbawcy tu przyjechali. Miejsca jest tu dużo. Mieszkam tu sam, czasami na długo mnie tu nie ma, dom stoi bez użytku.
-Nie chcę się narzucać, ani tym bardziej być czyimś ciężarem.
-Nie jesteś ciężarem. Nikt nie zmusza cię byś tu została, ani nikt cię nie wygania. Sama zdecyduj.
Jasne że chciała tu zostać, jej synom byłoby tu dobrze, potrzebują bezpiecznego miejsca gdzie mogą dorastać. Tutaj jest idealnie. Ale czy faktycznie będzie im tu dobrze? Przecież jest siostrą byłego przywódcy Zbawców. Nie każdemu łatwo przychodzi akceptacja, ktoś może być przeciwko że przyjęli do Alexandrii wroga, ale na razie nie było sensu rozmyślać o tym.
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Daryl wszedł do lecznicy, a Lara za nim. W środku zastali mężczyznę o ciemnej karnacji, który był tutejszym lekarzem, miał na imię Siddiq. Wskazał im drugi pokój gdzie leżał Negan.
-Mogę porozmawiać z nim na osobności?- zapytała Daryl'a zanim weszli do pokoju. Mężczyzna skinął jedynie głową po czym cofnął się i usiadł na krześle pod ścianą. Lara przeszła do drugiego pomieszczenia gdzie na łóżku leżał czarnowłosy, miał zamknięte oczy oraz bandaż na szyi. Ciemnowłosa jak najciszej przestawiła krzesełko by było bliżej łóżka i usiadła na nim. Wolałaby by ta rozmowa nigdy nie nadeszła, ale to było dziecinne myślenie. Nie była przecież tchórzem i musiała stawić czoło swojemu bratu.
-Zastanawiałem się kiedy przyjdziesz.- powiedział trochę ochrypłym głosem czarnowłosy. Mężczyzna otworzył powoli oczy i spojrzał na nią.- Zgaduje że ochroniarz siedzi za drzwiami.- zakpił sobie.
-Przyszłam porozmawiać.
-Jedyne czego chcę się dowiedzieć, to dlaczego to zrobiłaś. Dlaczego mnie zdradziłaś siostro?- zapytał z wyrzutem, w jego oczach był ból. To co zrobiła zabolało go gorzej niż mógł to sobie wyobrazić. Wolał już umrzeć na tamtej polanie. A teraz będzie gnił w celi z świadomością że przegrał i jak wiele stracił.
-Miałam dość życia w Sanktuarium. Po śmierci Brenta coś we mnie pękło. Planowałam uciec z dziećmi, ale nadeszła ta cała wojna. Gdy zostałam porwana musiałam jakoś wybrnąć z sytuacji i tak też zrobiła. Dogadałam się z nimi, dzięki temu miałam pewność że mam wybór. Nienawidzę tego jaką osobą stałam się gdy trafiliśmy do Sanktuarium, tak wiele rzeczy żałuje. Ten jeden raz wybrałam siebie, chciałam szczęścia, a w tej cholernej fabryce nie mogłam tego mieć. Nie chciałam twojej śmierci, ale byłam świadoma że Rick cię zabije. Cieszę się że zmienił zdanie. Nie żałuje mojej decyzji, nie będę prosić cię o wybaczenie. Przykro mi jedynie że mnie nienawidzisz.
-Nienawidzić ciebie?- zapytał jakby nie dowierzał że ona tak uważa.- Przez krótki moment tak, ale później zastanawiałem się co pchnęło cię do tego co zrobiłaś. Zawsze stałaś po mojej stronie, tylko tobie mogłem ufać. Wiem że popełniłem błędy, rzadko się do tego przyznaję. Schrzaniłem skoro chciałaś uciec ode mnie.
-Oboje jesteśmy winni.
-Będziemy licytować się kto bardziej?- zażartował, a delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy. Lara zachichotała i położyła dłoń na jego dłoni, którą trzymał na pościeli.
-Przepraszam, ja... - łzy pojawiły się w jej oczach.
-W porządku. Nie rycz mi tu. Jesteś na to za silna siostrzyczko.
-Jest mi przykro. Gdy tylko będzie z tobą lepiej...
-Wiem co mnie czeka. Wolałbym by Grimes pozwolił mi tam umrzeć.
-Nie mów tak. Skoro żyjesz, to możesz to naprawić. Dostałeś szansę, skorzystaj z tego.
-Nie chcę o tym gadać.- odwrócił od niej wzrok i zabrał dłoń wyrywając się z jej uścisku.- Wyjdź, chcę odpocząć na miękkim łóżku zanim na zawsze trafię do celi.
Ciemnowłosa wstała i odstawiła krzesełko na swoje miejsce. Podeszła do wyjścia, ale zatrzymała się. Spojrzała na czarnowłosego, który nie obdarzył jej spojrzeniem.
-Kocham cię starszy bracie.
Nie dostała odpowiedzi. Otarła samotną łzę, która spłynęła po jej policzku gdy wyszła z pomieszczenia. Bez słowa opuściła budynek.
Zatrzymała się i rozejrzała się po osiedlu. Ludzie chodzili i naprawiali wszelkie szkody, powoli odbudowywali to miejsce.
Czy słusznie postąpiła? Miała teraz szansę na nowy start, na spróbowanie by być tu szczęśliwa. Ale czy to na pewno się uda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro