□27□
Alexandria została zniszczona, ale z tego co twierdził Negan mieszkańcy uciekli, tak samo mieszkańcy Królestwa zanim dotarli do osad. A to oznaczało że ostrzeżenie Lary uratowało wielu ludzi chodź to jeszcze może się zmienić. Śmieciarze którzy dwukrotnie chcieli iść na ugodę z grupą Rick'a również zostali ukarani. Simon dostał za zadanie przekazania im informacji i zabicia jednego z nich. Co nie było zbyt dobrym pomysłem bo ostatnio coraz bardziej podważał autorytet Negan'a i coraz głośniej pokazywał, że nie zgadza się z nim w pewnych kwestiach. To rodziło kontrowersje i możliwy konflikt wewnętrzny, który nie był dobry dla Zbawców, ale było plusem dla osad.
Lara przechodziła przez dziedziniec gdy usłyszała rozmowę trzech mężczyzn. Zainteresowała się w momencie gdy zaczęli rozmawiać o Śmieciarzach. A najbardziej zaciekawił ją fragment gdy mówili o rzezi, którą na rozkaz Simona wykonali. Ukryła się by jej nie zauważyli i kontynuowała podsłuchiwanie, ale mężczyźni szybko zmienili temat i zaczęli rozmawiać o jakiś mało istotnych rzeczach, co ją niezadowoliło bo chciała usłyszeć więcej. Ale to czego się dowiedziała wystarczyło jej. Negan kazał Simonowi tylko ostrzec Śmieciarzy, a nie ich wymordować. Dzięki tej informacji pokaże bratu, że miała rację co do Simona, że może być dużym problemem. Wycofała się do tyłu, a gdy się odwróciła prawie wpadła na mężczyznę.
Cofnęła się o krok gdy zobaczyła kto przed nią stoi. Simon położył dłonie na biodrach i przyjrzał się jej dziwnym spojrzeniem, które nie podobało się ciemnowłosej.
-I co mam teraz z tobą zrobić?
Lara nerwowo spojrzała na drzwi za nim. Ewidentnie widział jak podsłuchała rozmowę tamtych mężczyzn. Przystąpiła do ucieczki, ale zanim zdążyła dotrzeć do drzwi mężczyzna złapał ją i pchnął na ścianę. Złapał ją za szyję i przycisnął do betonu odbierając jej tym oddech, a drugą dłonią zakrył jej usta by nie krzyczała. Zaczęła się z nim szarpać, próbowała go kopnąć, ale im bardziej walczyła tym uścisk mężczyzny był coraz mocniejszy. Zaczynała robić się czerwona na twarzy, a w płucach zaczynało brakować jej powietrza. Simon zluźnił uścisk by jej nie udusić gdy widział jak ciemnowłosa jest bliska śmierci.
-Jedno moje słowo, a twoi synowie umrą. Mam ludzi, którzy bez zawahania to zrobią. Jeśli spróbujesz cokolwiek powiedzieć bratu, pożałujesz.- zbliżył swoją twarz do niej, że prawie stykali się nosami. Mogła poczuć jego ciepły oddech na swoich ustach co powodowało u niej mdłości.- Dopilnuje by było to tak powolne i długie, że zaczniesz mnie błagać o szybką śmierć. Rozumiesz?
Skinęła głową na tyle ile mogła. Simon puścił ją dzięki czemu mogła w końcu normalnie oddychać. Odetchnęła rozmasowując gardło. Spojrzała na niego gniewnie gdy usłyszała jak zaśmiał się chicho. Zamachnęła się i uderzyła go w twarz.
-Skurwiel.- powiedziała z złością.
Mężczyzna otarł wargę i spojrzał na nią, a arogancki uśmieszek widniał na jego twarzy.
-Lubie silne kobiety. Zapamiętaj to co powiedziałem. Chyba nie chcesz zobaczyć jak Jack i Tim przemieniają się w szwendaczy, a później pożerają cię żywcem? To musiałby być trsumatyczny widok.
Odsunęła się od niego i szybkim krokiem weszła do budynku. Nienawidziła tego plugawego człowieka. Jak śmiał ją w taki sposób szantażować. To co powiedział sprawiło że czuła się okropnie. Same wyobrażenie tego co mogłoby spotkać jej synów było nie do zniesienia.
Nie musi mówić bratu o tym co zrobił Simon, sam w końcu się o tym dowie, przed czarnowłosym nie da się niczego wiecznie ukrywać. Prawda z czasem zawsze wychodzi na jaw.
Wściekła szła korytarzami aż dotarła do szarych ciemnych drzwi. Otworzyła je i weszła gwałtownie do środka.
Dwight który siedział w fotelu zajęty sam sobą uniósł głowę i marszcząc brwi spojrzał na Lare, która bez jakichkolwiek uprzedzeń zakłóciła jego spokój. Wyrazem twarzy, który jej posłał dał do zrozumienia że czekał na wyjaśnienia po co tu przyszła.
Ciemnowłosa odetchnęła głęboko uspokajając zszarpane nerwy. Chwilę krążyła po pokoju aż zatrzymała się w miejscu i spojrzała na blondynka, który wciąż czekał na jej wyjaśnienia.
-Nienawidzę tego miejsca, a jeszcze bardziej nienawidzę Simona.
-Pogadaj o swoich problemach z kimś innym. Nie przyjaźnimy się.- stwierdził oschle.
-Wręcz przeciwnie blondasie.- podeszła do drugiego fotela, który stał na przeciwko Dwighta i usiadła.- Gramy teraz w jednej drużynie.
-Przecież cały czas jesteśmy w tej samej drużynie.- powiedział z zakłopotaniem bo nie rozumiał o co jej właściwie chodzi.
-Nie mówię o Zbawcach.- ściszyła odrobinę ton głosu i lekko pochyliła się w jego stronę.- Rick i jego ludzie. Wiem że im pomagasz. Spokojnie.- wystawiła dłoń w uspokajającym geście gdy blondyn już chciał poderwać się z miejsca.- Jestem z tobą, a raczej z nimi.
-Nie rozumiem. Przecież im uciekłaś, nie złapa... - urwał gdy dotarło do niego że jednak ich zasadzka na nią powiodła się. Wróciła do Sanktuarium nie dlatego że uniknęła złapania, a dlatego że prawdopodobnie dogadała się z nim i ją wypuścili.- Więc też im pomagasz. Zgaduje że ostrzegłaś ich o zmianie planu, którą dokonał niespodziewanie Negan. Robisz to bo cię zmusili? Czy masz w tym inny cel?
-Sama zaproponowałam im współpracę. Mam z tego osobiste korzyści, ale również wielu niewinnych ludzi uniknie dzięki temu śmierci. Lepiej zmieńmy temat, ściany mogą mieć uszy.- stwierdziła zerkając na drzwi, a później spojrzała na blondynka.- Chodzi mi o Simona. Czy w jakieś rozmowie z nim wspominał coś o sprzeciwieniu się Negan'owi?
-Tak, parę razy wspominał o czymś takim. Dlaczego pytasz?
-Muszę się go pozbyć. Mam dowód jego nieposłuszeństwa. Zabił Śmieciarzy. Ale potrzebuję czegoś więcej.
-Dam ci znać jeśli czegoś się dowiem.
-Właśnie o taką odpowiedź mi chodziło.
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Lara stała obok Negan'a gdy oboje obserwowali jak Zbawcy namaczając całą broń we krwi i wnętrznościach trupów. Mieli nową strategie. To było oczywiste że uciekinierzy z Alexandrii i Królestwa schronili się na Wzgórzu. Nie planowali zabić ich wszystkich. Chcieli ich kapitulacji, by się poddali i uznali swoją porażkę. Zatruta broń miała być dowodem że nie są tak sprytni by wygrać z Zbawcami. Każdy kto chociaż odrobinę zostanie zraniony skażoną bonią umrze. Ich zadaniem nie było zabić bezpośrednio mieszkańców, ale zranienie części z nich by później przemienili się i sami zaatakowali swoich. Mieli doprowadzić do sterroryzowania ich, by bali się i stwierdzili że nie dadzą rady dalej walczyć.
-Potrzebujesz mnie na froncie?
-Nie. Ktoś musi zostać tutaj i mieć na wszystko oko. Przypilnuj Eugene i jego fabrykę naboi.
-Nie ufasz mu?
-Jest bystry, zaimponował mi swoimi pomysłami, ale to zdrajca. A zdrajcy mają tendencję do częstej zmiany stron. To taka moja przezorność. Nigdy nie wiadomo kto cię zdradzi.
Lara zacisnęła usta w wąską linię krzywiąc się odrobinę. Mówił takie rzeczy, a nawet nie zdawał sobie sprawy jak blisko jest zdrajcy.
-Uważasz że zawsze jest jakieś wyjście?
-Nie.- odpowiedział wprost.- Czasami musimy podjąć jakąś decyzje mimo że wolelibyśmy by sprawy potoczyły się inaczej. Ale życie to parszywa suka. Jeśli nie jebnie ci cytryną w głowę, to podrzuci pod nogi.
-Ale wybierając mniejsze zło, to wciąż jest zło.
-A czy kiedykolwiek jakaś decyzja nie ponosiła za sobą dobrych i złych skutków jednocześnie? Mówiąc przyjaciółce że jej chłopak cię pocałował, chcesz postąpić słusznie. Ale ona może cię przy tym znienawidzić mimo że chciałaś dla niej dobrze. A gdybyś jej nie powiedziała również byś ją zraniła, kłamstw nie da się ukrywać wiecznie. Morał z tego taki, cokolwiek zrobisz, twoje czyny dla kogoś mają dobre skutki a dla kogoś innego złe. Nie ma najlepszego wyjścia.
-Przed apokalipsą było prościej. Wtedy nie zabijaliśmy się nawzajem tak jak teraz. Nie musieliśmy podejmować aż tak trudnych decyzji.
-Może i tak, ale to przeszłość.
-A gdybyś musiał wybrać. Życie jednej osoby, która jest ci bliska albo śmierci wielu innych osób, które nie są niczemu winne. Co byś wybrał?
- Wybrałbym bliską osobę. Może to egoistyczne podejście, ale dlaczego miałbym cierpieć, a ktoś inny nie? Czemu to ja musiałbym poświęcić kogoś na kim mi zależy?
-To się nazywa moralność.
-Nie, to się nazywa niesprawiedliwość.
-Życie nie jest sprawiedliwe, dobrze o tym wiesz.- spojrzała na niego kładąc dłoń na jego ramieniu.- Uważaj na siebie.- powiedziała z troską. Moment w którym może go stracić coraz bardziej się zbliżał przez co czuła się okropnie. Jeśli Rick na prawdę zabije czarnowłosego, znienawidzi część siebie za to że pozwoliła by tak się stało bo mimo wszystko wciąż jej zależy na bracie.
-Ty również.
-Nic mi tu nie grozi.
-Mówię to na wszelki wypadek.
-Opiekuńczy się zrobiłeś.- powiedziała przekomarzając się z nim. Czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie.
-Odczułem jak to by było gdybym cię stracił. Kurewsko nie fajne uczucie.
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Lara stała przy szerokim oknie w pomieszczeniu narad Zbawców. Była sama, a w dłoni trzymała krótkofalówkę. Nawoływała na bezpiecznym kanale osoby, którym dała krótkofalówki, ale od paru minut odpowiadała jej głucha cisza. Negan z ekipą niedawno wyruszyli w kierunku Wzgórza. Musiała ich ostrzec przed tym co czeka mieszkańców i tych, którzy są tam z nimi.
-No dalej. Czemu nikt nie odpowiada?- usiadła na stole i oparła jedną nogę o siedzenie krzesełka. Spróbowała ponownie nawołać kogoś, ale dostała taki sam rezultat jak wcześniej.- Chcecie umrzeć? Bo ja nie. Odezwijcie się. Przecież po coś dałam wam te durne urządzenia. Czy ktoś mnie słyszy?
-Ja cię słyszę.- nagle po drugiej stronie urządzenia usłyszała męski głos.
-Nie przesadzę mówiąc, O Jezu dzięki ci że nareszcie zechciałeś mnie wysłuchać?- zapytała z rozbawieniem. Usłyszała cichy śmiech z urządzenia.
- Nie, właściwie pasuje do sytuacji bo najwyraźniej od dłuższego czasu męczysz ten kanał próbując się z nami skontaktować.
-Masz rację. Spora ekipa jedzie na Wzgórze. Nie zamierzają was wybić, ale ich broń jest skażona. Ktokolwiek zostanie nią zraniony umrze. Przygotujcie się na to. To tyle. Przekaż reszcie.
-Właśnie usłyszeli to osobiście od ciebie.- zapanowała cisza jakby Paul rozmawiał z kimś i nie miał włączonego urządzenia, ale po paru chwilach ponownie się odezwał.- Poszli wszystko przygotować. Dziękuje za ostrzeżenie. Zostaliśmy sami. Jak się czujesz?
-Miło że pytasz bo czuje się beznadziejnie. Ile to jeszcze potrwa? Mam dosyć tego wszystkiego. To mnie wykańcza, a jeszcze najgorsze przede mną. A jak u ciebie? Dajecie radę?- zapytała odwracając uwagę od własnych problemów.
-Nie jest łatwo, ale razem jakoś sobie radzimy. A twoje ostrzeżenia nam bardzo ułatwiają. Dasz radę przebrnąć przez to?- zapytał z troską, oczywiście miał na myśli to co czeka Negan'a gdy Zbawcy przegrają. Strata brata w taki sposób nie była czymś łatwym.- To musi być dla ciebie trudne? Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak możesz się czuć z tym.
-Nie chcę by ta chwila nadeszła, wolałabym to zatrzymać. Jest na to szansa? Czy ta historia może skończyć się inaczej?
-Przykro mi, ale nie wiem. Chciałbym ci pomóc. Ledwo przekonałem Maggie by pozostawiła przy życiu jeńców z posterunku. Mógłbym spróbować porozmawiać z Rick'em, ale nawet nie wiem czy będę miał na to okazję. Dużo się dzieje. Ciągle jesteśmy w ruchu. Ledwo można znaleźć czas na odrobinę odpoczynku.
-Nie tłumacz się. Rozumiem. Nie oczekuję od ciebie że dokonasz cudu. Ale dziękuje za starania. Dobry z ciebie przyjaciel.
-Jednak nadal jesteśmy przyjaciółmi?
-Tak.- przyznała, a delikatny uśmiech zawitał na jej twarzy. Nie czuła żalu do Paula, że współpracował z Alexandrią. Chciał tylko chronić swoich ludzi. Każdy przecież próbuje przetrwać, przeżyć kolejny dzień. Ona również.- Lepiej już kończmy. Ktoś może namierzyć ten kanał.
-Dobrze. Do usłyszenia. Uważaj na siebie.
-Ty również. Bez odbioru.
Wyłączyła krótkofalówkę i położyła na blat. Czekały ją trudne momenty i obawiała się że może nie być wystarczająco silna by to przetrwać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro