□25□
-Jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Utknęli w Sanktuarium. Pomęczymy ich tak długo jak się da.
Lara podeszła do okienka gdy usłyszała czyjąś rozmowę na zewnątrz. Chwilę później trzy osoby weszły do pomieszczenia, w którym była. Odsunęła się od okienka zdając sobie sprawę że to Rick rozmawiał z osobami, z którymi tu przyszedł. Spojrzała na Grimes'a gdy ten zbliżył się do krat, ale pozostał w bezpiecznej odległości jakby obawiał się że może go zaatakować. Mogłaby to zrobić bo ma ukryte ostrze, ale w niczym by to jej nie pomogło. Przemyślała sytuacje gdy była sama po tym jak Daryl wyszedł. Przecież chciała uciec z Sanktuarium, ale wojna pokrzyżowała jej plany. Dlatego miała pewną propozycję dla nich.
-Wcześniej mówiłaś że chcesz pogadać. Więc pogadajmy.- powiedział mężczyzna. Z pewnością siebie stał w miejscu czekając na jej odpowiedź. Prychnęła cicho pod nosem by nikt tego nie zauważył. Mógł pokazywać jakim jest twardzielem, ale to jak żałośnie wyglądał w tamtą noc gdy Negan zabił jego człowieka pozostanie w jej głowie. Nie ważne co zrobił, tamto zdarzenie pokazało że można go złamać. Ale nie miała zamiaru z tego powodu drwić. Przecież każdy ma swoje granice wytrzymałości.
-Mam propozycję.
-Jaką?- zapytała Michonne.
-Wiem że Dwight jest waszym szpiegiem. Łatwo się tego domyśliłam. Ale spokojnie Negan się nie domyśli. Nie wie wszystkiego, co w tej chwili jest dużą korzyścią dla was.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Ta cała wojna pokrzyżowała moje plany. Miałam zamiar opuścić Sanktuarium, na zawsze. Ale jak to mówią, gdy los dale ci cytryny, zrób z nich lemoniadę. Chcę zaproponować wam współpracę. Wiem znacznie więcej niż Dwight, przydam się wam bardziej.
-Wiesz więcej od niego? Niby co na przykład?- zapytał z zainteresowaniem Rick.
-Posterunek w Dallwas, na wschód od Alexandrii. Mają tam spory zapas ukrytej broni na czarną godzinę. Jeśli zdobędziecie to, to utrudnicie Zbawcom ochronę, a sami będziecie mieli więcej broni do zaatakowania. Tylko trzy osoby o tym wiedzą, w tym właśnie ja. Dlatego najpierw musicie zaatakować dwa inne posterunki, które są w okolicy Dallwas. By Negan i inni nie nabrali podejrzeń i nie zaczęli zastanawiać skąd wiedzieliście, że akurat tam jest broń. Razem z Dwight'em pomogę wam wygrać. Będziemy was informować o każdym ruchu Zbawców. Propozycja jest nie do odrzucenia, prawda?
-Co chcesz w zamian? To oczywiste że nie zrobisz tego za darmo.- stwierdziła Michonne krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Propozycja była bardzo kusząca, ale jeśli cena będzie zbyt wysoka, będą zmuszeni odmówić.
-Przede wszystkim, wypuścicie mnie bym wróciła do Sanktuarium. Powiem im że uciekłam gdy zaatakowaliście ciężarówkę, wymyślę jakąś bajeczkę. Druga sprawa, gdy wygracie dacie mi i moim synom azyl w Alexandrii. Pozwolicie mi tu zamieszkać.
-Tylko tyle?
-Nie jestem zbyt wymagającą osobą. Ale musicie dać mi słowo, że dotrzymacie umowy.
-A co jeśli nie wygramy, co się nie stanie skoro nam pomożesz.- dopytał Rick.
-Zniknę. Nie zobaczymy się więcej. To jak będzie? Mamy umowę?- zapytała wyczekująco. To było dobre wyjście z całej tej gównianej sytuacji. Może zdrada Zbawców, w tym własnego brata, było czymś podłym. Ale chciała w końcu pomyśleć o własnym dobru, o własnej przyszłości. Jeśli Negan'owi na prawdę na niej zależy, to zrozumie że nie mogła dłużej żyć w Sanktuarium. Ale nasuwało się pytanie czy on przeżyje. Co z nim się stanie gdy osady wygrają. Zabiją wszystkich w Sanktuarium i w posterunkach? Czy pomaganie im doprowadzi do rzezi?
Rick otworzył cele na rozcież i przesunął się dając jej do zrozumienia że może wyjść. Wyszła z celi powolnym krokiem. Grimes wystawił ku jej dłoń, którą uścisnęła.
-Umowa stoi.
-Co dokładnie macie zamiar zrobić ze wszystkimi ludźmi? W Sanktuarium są robotnicy, niczemu nie są winni...
-Wiemy.- przerwał jej Rick.- Dwight nam powiedział. Robotnikom nic nie będzie, a Zbawcy dostaną szansę na poddanie się. Jedyną osobą, która musi umrzeć jest Negan.- oświadczył.
Lara skrzywiła się zaczynając zastanawiać się czy chce by taki los spotkał czarnowłosego. Może i zasłużył sobie na śmieć po tym wszystkim co zrobił. Ale był jej rodziną, jedyną osobą, oprócz jej synów, z którą miała więzi krwi. Mimo wszystko wciąż go kochała. Nie chciała jego krzywdy, ale każdy powinien zapłacić za swoje czyny.
-Nie zmienisz w tej kwestii zdania, prawda?- zapytała z nikłą nadzieją, że może mógłby oszczędzić również czarnowłosego. Ale sposób w jaki na nią spojrzał, dał jej jasno do zrozumienia że zdania nie zmieni, chyba że zdarzy się jakiś cud.
-Chcesz zrezygnować z umowy?
-Nie. Tylko zapytałam.
Wyprowadzili ją na zewnątrz gdzie dostała z powrotem swoją broń oraz krótkofalówkę. Rick oznajmił że Daryl podwiezie ją by nie musiała na piechotę wracać do Sanktuarium bo z jej urazem kostki powrót zajoby jej ponad całą dobę.
Zerknęła na brązowowłosego, który patrzył uważnie na drogę. Odkąd wsiedli do pojazdu panowała cisza. Lara wciąż myślała o tym co czeka jej brata. Miała wątpliwości, a sumienie wręcz krzyczało by zmieniła zdanie. Przecież mogłaby to zrobić. Wydałaby ich bratu. Negan wiedziałby że zaatakują posterunki, o których im powiedziała i tam ich zaskoczy, pokonałby ich. Ale to wiązałoby się z rozlewem krwi. Negan ukarałby wszystkie osady, zabiłby kilka osób, a może nawet zniszczyłby całkowicie którąś z osad by dać przykład jak kończą ci którzy się z nimi sprzeciwiają. To byłoby bardzo możliwe. Dlatego nie mogła wydać ich czarnowłosemu. Rick mówił że tylko jedna osoba musi umrzeć. A jeśli miałaby być sprawiedliwa to śmierć jednej osoby w porównaniu do śmierci wielu, nie jest warta ceny, nawet jeśli to jej rodzina, to nie mogła przełożyć brata ponad innych ludzi, którzy nie zasłużyli sobie na śmierć. Musiała postąpić słusznie, nawet jeśli to łamało jej serce.
-Dlaczego chcesz zdradzić swoich? Rick zabije twojego brata. Czemu się na to godzisz?
-Nie mam dokładnego wytłumaczenia na to. Po protu jestem zmęczona, tą ciągłą walką, byciem Zbawcą. Mam dosyć tego życia. I wcale nie życzę bratu śmierci, ale jego śmierć i klęska Zbawców uchroni innych przed nieszczęściem. Innego wyjścia nie widzę.
-Zawsze był taki... - wzruszył ramionami próbując dobrać słowa.- no wiesz...
-Nie zawsze był potworem. Jeśli o to pytasz. Ale zawsze był z niego kawał dupka. Ojciec tyle razy mi powtarzał, że Negan ma na mnie zły wpływ. Głupio mi się teraz przyznać, ale miał rację. Brat wciągał mnie w kłopoty i swoje brudne sekrety. Ale to mój brat, nie mogłam tak po prostu odwrócić się od niego. Teraz jest inaczej. W końcu muszę postąpić inaczej niż zawsze. Nie mogę go wybrać. Wybacz za te moje wyżalanie się. Ale jakoś dobrze mi się z tobą rozmawia albo raczej dobrze mi się do ciebie mówi bo za wiele to ty się nie odzywasz.- zażartowała chcąc wyciągnąć się z smętnego dołka, w którego wpadła.
-Nie jestem gadułą.
-Zauważyłam. Przeszkadza ci moje gadanie? Jeśli chcesz mogę się przymknąć. Nie będę cię męczyć.
-Nie przeszkadza mi.
-Mam nadzieje że mówisz szczerze, a nie dlatego że chcesz być miły. Bądź ze mną szczery, to lepsze niż słodkie kłamstwa, to mniej boli.
-Jestem szczery.
Spojrzała na niego uśmiechając się. Mężczyzna zerknął na nią na moment, a potem wrócił do wpatrywania się w drogę. Polubiła go. Może był trochę gburowaty i wyglądał na groźnego, to miała wrażenie że to tylko jego skorupa dzięki której chroni swoje wrażliwą osobowość. Nie znała go zbyt długo więc nie miała pewności jaki w głębi serca jest, ale na pewno był dobrym człowiekiem.
Zatrzymali się kawałek drogi przed Sanktuarium. Tak było bezpieczniej bo gdyby brązowowłosy podwiózł Lare bliżej, to byłoby większe ryzyko że ktoś ich zobaczy. Choć Daryl twierdził że Sanktuarium otoczone jest przez stado sztywnych więc nikt stamtąd nie wyjdzie ani nie wejdzie.
Lara usiadła na maskę samochodu. Zdjęła opatrunek z głowy.
-Masz nóż?
-Co robisz?- zapytał podając jej ostrze. Ciemnowłosa zatrzymała spojrzenie na przedmiocie, który jej dał. To był jej nóż, który dała mu gdy pozwoliła uciec mu z Sanktuarium.
-Zachowałeś mój nóż.
-Weź go z powrotem.
-Nie. Zatrzymaj go, na pamiątkę w razie gdybyśmy mieli nigdy więcej się nie zobaczyć.
Brązowowłosy skinął głową.
Lara przecięła wewnętrzną stronę swojej dłoni po czym wytarła nóż o spodnie i oddała ostrze kusznikowi.
-Czemu to zrobiłaś?
-Muszę pogorszyć swój wygląd by uwierzyli że cały czas spędziłam w lesie, kryjąc się przed wami oraz próbując dotrzeć do Sanktuarium.- wyjaśniła po czym rozmasowała krew na ranie, którą miała na skroni by krew mogła tam zaschnąć i urzeczywistnić że doznała poważnych obrażeń. Urwała kawałek dolnej części bluzki przez co widać było jej kawałek brzucha. Brązowowłosy na zawiesił spojrzenie na jej odsłoniętym ciele, ale po chwili otrząsnął się i odwrócił wzrok. Lara nie zauważyła tego bo była zajęta obwiązywaniem rany na dłoni. Później przykucnęła i pobrudziła się trochę błotem oraz piachem.- I jak wyglądam?- zapytała gdy skończyła.
-Jakby coś cię przeżuło, a później wypluło.
-To dobrze.
Cisza zapanowała między nimi. To był moment kiedy powinni się rozdzielić i wrócić do swoich ludzi.
-Więc... do zobaczenia.- odezwała się Lara czując się skrępowana tą dziwną ciszą gdy po prostu patrzyli się na siebie jakby żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć.
-Do zobaczenia.- powtórzył brązowowłosy.
Lara posłała mu jeszcze lekki uśmiech po czym odwróciła się i zaczęła iść przed siebie. Idąc zerknęła za ramię, widziała jak Daryl wciąż stał przy samochodzie jakby czekał na coś, a może czekał aż dojdzie bezpiecznie wystarczająco blisko fabryki by mógł odjechać.
Kuśtykała trochę przez chorą kostkę więc zbyt szybko nie szła, ale w końcu skręciła w prawo na skrzyżowaniu ulic. Wtedy Daryl stracił ją z oczy, dalej miała prostą drogę do Sanktuarium więc mógł odjechać.
Lara już w oddali zobaczyła jak stado truposzy krąży wokół fabryki. Po drodze zabiła kilku szwendaczy, przy czym ubrudziła swoją maczetę i ubrania ich krwią.
Nie mogła za bardzo podjeść do fabryki więc weszła do budynku, który stał najbliżej Sanktuarium i miała z niego dobry widok na fabrykę. Usiadła na skrzynce przy oknie i wyjrzała na zewnątrz. Musiała skontaktować się z swoimi w budynku. Włączyła krótkofalówkę i zaczęła nawoływać, że żyje i nic jej nie jest. Prze pierwsze parę minut nikt nie odpowiadał, ale w końcu ktoś się odezwał, to była Arat.
-Gdy usłyszałam twój głos z krótkofalówki myślałam, że słyszę ducha. Sporo osób uznało cię za martwą po tym jak zwiadowcy znaleźli szczątki ciężarówki oraz twój rozwalony samochód.- powiedziała Arta.- Cholernie silna z ciebie kobieta. Dałaś radę.
-Nie było łatwo. Gdzie Negan?
-Poczekaj chwilę. Muszę go znaleźć. Odezwę się, ale miej włączoną krótkofalówkę.
-Bez odbioru.
Ciemnowłosa oparła głowę o ścianę czekając. Po pięciu minutach usłyszała męski głos z krótkofalówki.
-Lara?
-Tak, to ja. Żyję.
-Gdzie jesteś?
-W szarym budynku z bordowym dachem, który stoi przed fabryką. Jeśli podejdziesz do okna, to mnie zobaczysz.- podniosła się i wyjrzała przez okno. Po chwili po drugiej stronie przez zbite okno fabryki zobaczyła sylwetkę czarnowłosego.- Widzę cię.
-Ja ciebie też.- Lara widziała jak przykłada sobie coś do twarzy, to była lornetka, a po chwili usłyszała jego głos z urządzenia.- Wyglądasz jak gówno.
Ciemnowłosa zaśmiała się.
-Pierdol się.- powiedziała z rozbawieniem.- Nawet nie masz pojęcia co przeszłam. Ale widzę że u was wcale nie jest lepiej.
-Tym się nie martw. Eugene wpadł na pomysł, za moment pozbędziemy się truposzy. Musisz trochę poczekać. Chyba że jesteś ranna i potrzebujesz by cię ktoś pozszywał, to od razu wyślę do ciebie ludzi.
-Nic mi nie jest. Chodź gdy wejdę, to doktor Carson będzie musiał opatrzeć mi głowę. Dość mocno się uderzyłam. No i napierdziela mnie kostka. Ale nic więcej mi nie dolega.
-Zabije ich wszystkich. Nikt bezkarnie nie będzie narażał twojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro