Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

■24■

Gdy Lara ponownie się ocknęła zauważyła że za oknem zdążyło już się ściemnić. Nikogo w pokoju nie było, ale słyszała czyjąś rozmowę z innego pomieszczenia. Nie rozumiała słów, ale była pewna że jest tam kilka osób.

Czuła się nie najlepiej, ale nie mogła czekać aż wrócą tu i zaczną wyciągać z niej informacje. Nie mogła liczyć na ich litość. Poruszyła się na krześle wyginając jak najmocniej prawą nogę by dosięgnąć podeszwą do związanych rąk. Chwilę jej to zajęło, ale udało jej się wyciągnąć ostrze. Zaczęła przecinać sznurki. Była obolała, ból głowy nadal jej doskwierał choć nie był tak mocny jak wcześniej, ale teraz doszedł ból nosa oraz lewej kostki. Gdy w końcu udało jej się uwolnić z więzów rozmasowała zaczerwienione od liny nadgarstki. Ukryła z powrotem ostrze do obcasa w bucie i powoli wstała. Lewa kostka ją bolała przez co nie mogła normalnie chodzić. Ucieczka odpadała. Nie dałaby rady wyjść z domu nie zauważona, a nie miała przy sobie swojej broni. Ostrze w bucie było zbyt małe do obrony przed sztywnymi. A z obolałą kostką nie poradziłaby sobie sama w lesie i to nocą gdyby jakimś cudem udało jej się wydostać z Alexandrii.

Pierwsze co zrobiła to podeszła do zlewu, wyjęła szklankę, nalała wody i się napiła. Była bardzo spragniona. Później zajrzała do innej szafki i wyjęła stamtąd małą apteczkę. Potrzebowała leków przeciwbólowych. Gdy jakieś znalazła połknęła z trzy tabletki. Później opłukała twarz starając się być jak najciszej by nikt jej nie usłyszał. Gdy przemyła twarz z krwi nałożyła sobie opatrunek na ranę na skroni. Później podciągnęła się i usiadła na kuchennym blacie. Zdjęła lewego buty i sprawdziła stan kostki. Była tylko minimalnie opuchnięta więc raczej nie doszło do skręcenia czy zwichnięcia. Ale mimo to obwiązała sobie kostkę bandażem by usztywnić ją. Dzięki temu nie nadwyręży jej i będzie mniej boleć przy chodzeniu. Gdy kończyła do pomieszczenia wszedł Rick, a za nim Michonne, Daryl, Glenn oraz Maggie. Grimes wyciągnął broń i wykierował w jej stronę.

-Jak się uwolniłaś?

-Magik nie zdradza swoich sztuczek. Wybaczcie że sama się obsłużyłam, ale musiałam się opatrzeć. Nie wiem czyj to dom...

-To mój dom.- wtrącił Rick i opuścił broń. 

-Aha, skorzystałam z twojej apteczki.- wzruszyła ramionami gdy skończyła bandażować nogę i nałożyła but. Ostrożnie zeszła z blatu by nie nadwyrężyć kostki. Tabletki przeciwbólowe zaczęły działać bo ból głowy i nosa stopniowo zanikał. Podeszła do kranu i nalała sobie jeszcze wody. Napiła się w czasie gdy inni patrzyli na nią. Poczuła się dziwnie  gdy tak na nią patrzyli, ale zachciało jej się pić, a skoro oni nie zadbali by nie czuła się spragniona to sama musiała zadbać o siebie.

-Dlaczego nie uciekłaś?- zapytała Michonne. Czarnoskóra przyglądała jej się z czujnością.

-Z takimi obrażeniami za daleko bym nie zaszłam, no i nie mam broni. Skończyłabym jako żarcie dla trupów. A wolałabym jeszcze pożyć. Choć zostając tu, śmierć może mnie wcale nie ominąć.

-Nikt nie chce cię zabić.- odezwał się Daryl. Ciemnowłosa spojrzała na niego nie do końca przekonana. Skąd może mieć pewność że nic jej nie zrobią. W końcu po coś ją porwali.

-Ma rację. Nie chcemy cię zranić, ale potrzebujemy cię w naszym planie.- oznajmił Rick.

-W waszym planie?-uniosła jedną brew do góry. Może to nie było takie złe rozwiązanie, ale musiała wiedzieć czego od niej chcą. Chciała dowiedzieć się skąd wiedzieli o jej wyjeździe z Sanktuarium. To nie mógł być przypadek. Znali jej dokładną trasę. A takie informacje wiedzieli tylko ci którzy z nią jechali oraz najważniejsi Zbawcy. Nagle ją olśniło. Dwight, był wśród tych co wiedzieli o jej wyjeździe. Pewnie to on ich sprzedał. Nikt inny nie zdradziłby Negan'a. Blondyn szczerze nienawidził Zbawców oraz czarnowłosego, a skoro Sherry odeszła to nic nie trzymało go w Sanktuarium, nie miał nic do stracenia. Mieli szpiega w szeregach wroga.

Rick podszedł do ciemnowłosej i wziął ją za ramię. Pociągnął ją lekko w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Z chorą kostką nie było jej łatwo iść, nawet przy i tak wolnym tempie gdy prowadził ją Grimes.

-Co tak ostro panie władzo? Byłam grzeczna.- uśmieszek zagościł na jej twarzy, ale gdy nie nikt nie podłapał jej żartu spoważniała. Wyszli na zewnątrz. Księżyc świecił na niebie, a gwiazdy jasno migotały. Lara zagapiła się trochę zwalniając co skończyło się tym że Rick mocniej ją pociągnął przyśpieszając kroku.- Może pobiegniemy sprintem, moja kostka ma się przecież znakomicie.- powiedziała sarkastycznie i wywróciła oczami. 

Zaprowadzili ją do pomieszczenia gdzie znajdowała się cela zbudowana z żelaznych krat. Grimes pociągnął Lare w kierunku wejścia. Kobieta wierciła się w jego uścisku nie chcąc zostać zamknięta, ale i tak wepchnął ją do środka po czym zamknął cele na klucz.

-To są jakieś żarty?- złapała dłońmi kraty patrząc na nich z niedowierzaniem. Czy oni uważają ją za jakieś dzikie zwierze by tak po prostu zamknąć ją w celi, jakby nie miała żadnych praw.- Nie chcę tu siedzieć. Lepiej mnie wypuście. Pogadajmy.

-Na rozmowy jeszcze przyjdzie czas.- stwierdził Rick i ruszył ku wyjściu, reszta podążyła jego śladem.

-Poczekajcie. Nie możecie mnie tu samej zostawić!- krzyknęła i uderzyła dłonią o kraty. Oni po prostu sobie poszli. Zostawili ją tu samą w ciemnościach. - Wiecie co!? Pierdolcie się!

Zrezygnowana oparła się plecami o kraty. Ile czasu będą ją tu trzymać? I co z nią później zrobią? Wojna się zaczęła. Czy Negan już wiedział co się z nią stało? Czy szykował jakąś ekipę by ją odbić czy był zbyt zajęty przygotowaniami i stwierdził że straty w ludziach to normalne w czasie wojny? Miała tyle pytań, a żadnej konkretnej odpowiedzi. Mogła jedynie się domyślać, a i to nie dawało jej zbyt wiele.

□■□■□■□■□■□■□■□

Promienie słońca wdarły się przez niewielkie okienko umieszczone wysoko na ścianie, które było zabezpieczone kratami. Padały prosto na twarz ciemnowłosej, która leżała na tapczanie. Oślepiało ją to nawet gdy miała zamknięte powieki. W końcu przebudziła się. Powoli usiadła i przetarła oczy. Rozejrzała się. Jednak to nie był sen że trafiła do celi swojego wroga, niczym jeniec wojenny. Przesunęła się na tapczanie i rozmasowała sobie ramię, które od spania na niezbyt wygodnym materacu rozbolało ją. Ból w kostce również dał o sobie znać. Za to dolegliwości głowy zniknęły, a raczej były minimalne w odczuciu dzięki czemu nie były zbyt uporczywe.

Daryl siedział w kącie pomieszczenia, na drewnianym krzesełku. Był skryty w cieniu przez co Lara nie zdążyła go jeszcze zauważyć. Było już po południu. Dziwiło go że tak długo spała, ale najwyraźniej tyle wypoczynku było jej potrzebne po wypadku samochodowym i po podwójnym ciosie w twarz. Niedawno wrócił gdy wykonał swoje zdanie w terenie. Rick i inni wciąż byli poza Alexandrią, ale to dlatego że musieli pilnować by ich plan się powiódł. Musieli za wszelką cenę wygrać z Zbawcami, inna opcja nie wchodziła w grę.

-Kurwa.- powiedziała nerwowo Lara gdy zauważyła w końcu brązowowłosego. Trochę się go wystraszyła. Siedział w ciszy, skryty w cieniu niczym drapieżnik czyhający na ofiarę. A ona nawet nie była świadoma jego obecności.- Długo już tu siedzisz?

-Nie, przyniosłem ci kilka rzeczy.- wstał z krzesełka i podszedł do krat. Położył na ziemi foliową torebkę z jakimiś rzeczami po czym wrócił na swoje miejsce.

-Rick kazał ci zadbać o więźnia?- brązowowłosy skinął głową.- A miałam nadzieje że zrobiłeś, to z własnej uprzejmości.- stwierdziła udając rozczarowanie. Zbliżyła się do krat i usiadła przy nich. Sięgnęła po torebkę i zajrzała do środka. Była tu butelka wody, bandaż, tabletki przeciwbólowe oraz dwie kanapki zawinięte w papier.- Sam robiłeś?- wyjęła jedną kanapę i pokazała mu ją. Uśmiechnęła się gdy skinął głową.- Powinnam sprawdzić czy są otrute?- gdy o to zapytała mężczyzna wywrócił oczami. Uśmiechnęła się pod nosem gdy udało się jej go zirytować. Podrażnić się zawsze można, szczególnie że utknęła w tej dziurze nie wiadomo na ile czasu, a tu nie było żadnej rozrywki. 

-Nie są otrute.- odezwał się by upewnić ją że nie chce jej otruć gdy widział jak Lara schowała z powrotem do torebki kanapkę. 

-W tej chwili nie jestem głodna.- wyjaśniła wstając z podłogi. Odłożyła foliową torebkę z rzeczami na tapczan po czym ponownie podeszła do krat. Oparła się ramieniem o żelazną konstrukcję i lekko pochyliła głowę w bok by mieć lepszy widok na kusznika.- Czujesz satysfakcję? Role się odwróciły.

-Wolałbym zobaczyć za tymi kratami kogoś innego.

-Mojego brata czy Dwight'a? Obu ich nie znosisz. Którego bardziej?- fuknęła pod nosem gdy jej nie odpowiedział. Skoro nie był chętny na odzywanie się, to pozostała jej dedukcja. Będzie mówić i obserwować jego reakcję by czegoś się dowiedzieć, ale w jego przypadku to nie będzie łatwe. Jego wyraz twarzy przeważnie był bezbarwny, jakby ukrywał wszelkie emocje by nie wyszły na jaw.- Obstawiam Dwight'a. Masz z nim osobiste porachunki. Nie wiem dokładnie jakie, ale łatwo wyczuć twoją nienawiść do niego. Nawet teraz jak o nim wspominam, masz skwaszoną minę. Co takiego zrobił, prócz sytuacji w lesie, że mu nie odpuścisz?- uniosła brwi czekając na odpowiedź.- Osobiście nic do niego nie mam. Popełnił błąd i wciąż odczuwa jego skutki.

-Ja też.- powiedział odrobinę zachrypniętym głosem. Ciemnowłosa z zaciekawieniem uniosła głowę by na niego spojrzeć.- Mogłem go zabić gdy miałem okazję. Przez mój błąd ktoś umarł.

-Przykro mi.- przyznała szczerze. Przypomniała jej się sytuacja gdy z swoimi szykowali zasadzkę na grupę Rick'a. Dwight skontaktował się z nią przez krótkofalówkę mówiąc że napotkał kilka osób wśród, których był Daryl. Wspomniał też że zabił jakąś dziewczynę choć celował w brązowowłosego.- Długo znałeś tę osobę?

-Nie, ale nie zasłużyła na śmierć.

-Teraz zrobiło się jak na stypie.- mruknęła rozbawionym tonem chcąc rozluźnić atmosferę, która zrobiła się ponura. Nie miała ochoty na żale o czyjej śmierci. Jeszcze sama zaczęłaby płakać gdyby pomyślała o... I pomyślała o nim. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się smutno gdy przypomniała sobie spędzone z nim chwile. Jego utrata wciąż była bolesnym wspomnieniem, które pozostanie na zawsze w jej sercu.

-O kim pomyślałaś?- zauważył jak się uśmiechnęła jakby wspominała kogoś w swoich myślach. Ciemnowłosa założyła kosmyk włosów za ucho przesuwając się bardziej w bok przez co Daryl widział teraz tylko jej plecy.

-Strzelasz z kuszy, prawda?- zapytała choć odpowiedź była oczywista. Kusza leżała obok jego krzesełka. Ale to była zagrywka by zmienić temat.- Nauczyłeś się tego po czy przed apokalipsą?

-Przed. Polowałem z starszym bratem, Merle.

-Już mamy coś co nas łączy. Starsi bracia. Fajnie mieć w nich wsparcie, ale z reguły lubią tylko uprzykrzać życie. Wywyższają się bo przecież są starsi. Co z tego że w rzeczywistości, to dupki myślący tylko o sobie.- dwa ostatnie zdania mówiła z myślą o czarnowłosym. Daryl wyczuł że to co powiedziała było tak na prawdę nawiązaniem do jej relacji z bratem. Chodź mógł szczerze przyznać że podobnie miał z swoim.

-Starsi bracia, to wrzody na tyłku.

- Masz rację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro