□13□
Lara leżała w wanie. Miała słuchawki na uszach, a w dłoni trzymała szklankę z whisky. Nie brała kąpieli, tylko leżała w ubraniach. To był dziwny sposób na relaks. Ale tylko w łazience miała absolutny spokój. Miała przymknięte oczy i wsłuchiwała się w piosenkę, która leciała z przenośnego odtwarzacza. Tak przez ostatnie dni spędzała czas. Odstawiła obowiązki niczym narkoman papierosy bo wiedziała że to ją wykańcza. Negan uznał że jej zachowanie jest powodem żałoby więc uszanował to. Nie chciał jej naciskać. Rozumiał jej ból.
Kobieta wykorzystywała ten czas na całkowite i ciągłe odprężenie. Oczywiście nie zapomniała o swoich synach, którzy byli pozytywnie zaskoczeni jej zmianą. W końcu była z nimi prawie cały czas. Przedtem nie spędzali tyle czasu z nią. Bawili się, rozmawiali, po prostu spędzali każdą możliwą chwilę z nią.
Taki detoks był dla nich bardzo dobry, szczególnie dla Lary. Czuła się mniej zestresowana. Im mniej miała kontaktu z resztą Sanktuarium tym lepiej się czuła. Ale nic nie mogło trwać wiecznie.
Negan wszedł do jej łazienki. Ale Lara tego nie słyszała bo miała słuchawki na uszach. Podszedł do wanny i ściągnął z jej uszu słuchawki.
Ciemnowłosa gwałtownie otworzyła oczy zdezorientowana tym co się dzieje przez co prawie upuściła trzymaną w dłoni szklankę. Ale gdy zobaczyła stojącego nad nią brata westchnęła tylko i wróciła do kontynuowania relaksu w wanie.
-Zboczeniec. Co by było gdybym była naga?
-Pukałem i prosiłem żebyś się odezwała. Nic nie mówiłaś, pomyślałem że może się utopiłaś czy coś. Drzwi nie były zamknięte na zamek. Najwyżej doznałbym traumy i puścił pawia, no i byłoby niezręcznie. Ale nie ważne. Co ty właściwie odwalasz?
-Relaksuje się.- mruknęła zamykając oczy i nałożyła słuchawki na uszy.
Negan przykucnął przy wannie i ponownie zerwał słuchawki z jej uszu. Przyłożył jedną do własnego ucha chcąc sprawdzić czego ona słucha.
-Co to za depresyjne gówno? Co z tobą? Zachowujesz się dziwnie. Rozumiem masz doła bo on umarł. Ale nie możesz tak żyć.
-Mogę bo to moje życie. Zostaw mnie w spokoju. Tam są drzwi.- wskazała dłonią wyjście z łazienki. Czarnowłosy westchnął. Nie poznawał jej.
-Lara, koniec twojego wolnego bo widzę że nie wyszło ci to na dobre.
-Niczego nie wiesz.- upiła łyk alkoholu.
Negan wyrwał szklankę z jej dłoni i odstawił ją na ziemię. Ciemnowłosa spojrzała na niego marszcząc gniewnie brwi.
-Posłuchaj mnie. Jest ci trudno, ale ogarnij się. Masz robotę do wykonania. Twoi znajomi dali nogę.
-Co? O kim mówisz?
-Oslo i jego ekipa właśnie przygotowują się by ich złapać. Dwight, Sherry i Tina, która miała zostać moją żoną. Pamiętasz ich?
Oczywiście że ich pamiętała. Nie spodziewała się że zaryzykują ucieczkę. Wiedziała że Tina nie była chętna zostać żoną Negana, ale miała cukrzycę i ona oraz jej bliscy nie byli wstanie zarobić na jej leki. Ledwo kończyli koniec z końcem więc jej awans na żonę ułatwiłby im życie. Mieli by więcej luksusów. Ale cena lepszego życia była wysoka, a Tina nie była kobietą która chciała być traktowana jak seksualna zabawka.
Lara przetarła twarz dłonią sfrustrowana. To był koniec odpoczynku od bycia złą. Znowu musiała brnąć w tym gównie.
-Nie zabijamy ich, prawda?- obawiała się jego odpowiedzi. Minę miał beznamiętną choć wydawało się że był spokojny.
-Chcę ich żywych, całą trójkę. Ale bez Tiny, będą niepotrzebni.
□■□■□■□■□■□■□■□■□■□
Oslo stukał palcami o kierownicę. Podśpiewywał tekst piosenki, która leciała z radyjka w ciężarówce. Lara podirytowana zerknęła na niego. Mężczyzna posłał jej lekki uśmiech i kontynuował śpiewanie. Ciemnowłosa nagle wyłączyła radio. Muzyka ucichła.
Oslo westchnął. Ekscytował się nowym polowaniem, jak to u myśliwych bywa. Ale Lara nie odwzajemniała jego ekscytacji. Wręcz przeciwnie była tu nie z własnej woli. Mogła odmówić, ale chciała dopilnować by cała trójka wróciła żywa do Sanktuarium, polubiła ich i nie chciała by kolejne dobre osoby umarły.
-Negan chce ich żywych, to dobra wiadomość.- odezwał się Oslo.- Nie muszą umrzeć, to dobrze.- nieudolnie ciągnął dalej temat chcąc by zaczęła z nim rozmawiać. Nie byli przyjaciółmi, ale Lara była dla niego trochę jak córka. Był od niej znacznie starszy i kiedyś chciał mieć dzieci, ale niestety los nie był dla niego łaskawy. - Znajdziemy ich i nic im nie będzie.
-Negan chciał żywą głównie Tine. Bez niej Dwight i Sherry nie muszą wracać żywi.
-Dziewczynie nic nie będzie. Szybko ich znajdziemy i będzie po sprawie.
-Nie będzie. Kara i tak ich nie ominie.
-Może nie będzie tak źle...
-Oslo.- wtrąciła przerywając mu.- Nie mam ochoty na rozmowę. Przymknij się.
Mężczyzna westchnął. Ciągnięcie tego nie byłoby właściwym posunięciem. Pozostało mu jedynie uszanować jej wolę.
Szybko złapali trop tej trójki. Nie było z tym problemu, ale na własnej skórze przekonali się że jednak ta trójka nie była aż tak głupia. Podpalili część lasu. Ułatwiło im to ucieczkę i przez pożar zgubili ich trop. Sprawa się zagmatwała bo zginęło paru Zbawców. Już ta trójka miała przekichane.
Lara stała pośrodku lasu. Przyglądała się zgliszczom wypalonej trawy i drzew. Podszedł do niej Simon, który po akcji z pożarem przyjechał z wsparciem.
-Oslo jest na pozycji. Czekają na nich.- odezwał się mężczyzna. Zrobili pułapkę na Dwighta, Sherry oraz Tine. Obstawili drogę, którą ta trójka prawdopodobnie będzie się przemieszczać. Ale nie byli pewni tego na sto procent. Już ich zaskoczyli z pożarem lasu więc mogą ich jeszcze czymś zaskoczyć.
-Nie sądzę by wyszli z lasu.- stwierdziła Lara. Nie sądziła by ta trójka pchała się na drogę poruszając się na piechotę. Za bardzo to byłoby ryzykowne, ale nie mogli czekać z założonymi rękoma licząc że oni sami przyjdą i się poddadzą.
-Jeśli zasadzka się nie uda, wjedziemy do lasu. Mamy tarany i ciężarówki. A łatwiej jest obwalić spalone drzewa. Ułatwili nam wjazd.
-Zmarnowaliśmy dzień, a nawet nie byliśmy wystarczająco blisko.
-W końcu się uda.- Simon włączył krótkofalówkę. Skontaktował się z grupą Oslo, którzy robili zasadzkę. Oslo oznajmił że czekają gotowi. Nagle usłyszeli strzały z urządzenia, a później ktoś krzyczał.
-Oslo!- Lara zabrała urządzenie od Simona. Z początku nikt im nie odpowiedział, ale po chwili odezwał się mężczyzna.
-To nie byli oni. Przez przypadek ostrzelaliśmy jakiegoś faceta na motorze i dwójkę ludzi w samochodzie. Powtarzam, to nie byli oni.
-Wycofajcie się, natychmiast.
-Kto to mógł być?- zapytał Simon.
-Nie wiem, ale to nie wróży niczego dobrego. Zbierzmy ludzi. Wchodzimy do lasu.
Trochę im zajęło zanim zebrali ludzi, a ekipa Oslo wróciła. Ciężarówkami z taranami wjechali do częściowo spalonego lasu. Zrobili kolejną pułapką. Nie muszą ich złapać w lesie, wystarczy że ich stąd wypędzą, a ekipa na granicy lasu przy drodze ich dorwie. To była zabawa w kotka i myszkę. Ale tym razem myszka nie ucieknie.
Lara siedziała w ciężarówce, która zatrzymała się, a Simon który ją prowadził wysiadł z niej. Byli blisko tamtej trójki, dosłownie na wyciągnięcie ręki.
-Wiemy że tam jesteście! Wyjdźcie dobrowolnie albo zmusimy was siłą!- wykrzyknął Simon. Skinął do swoich ludzi by ruszyli w głąb lasu.
-Nie wrócimy!- odkrzyknął im męski głos, który należał do Dwighta. Oznaczało to że byli blisko nich, ale nie mogli dostrzec ich między zgliszczami spalonych drzew.
Lara wysiadła z ciężarówki. To było oczywiste że oni nie wrócą dobrowolnie. Kobieta przeszła na przód, ale Simon gestem ręki ją zatrzymał.
-Mogą mieć broń.- ostrzegł ją. Jeszcze tego by mu brakowało by siostra jego szefa została ranna. I tak grali z czasem. Negan coraz bardziej niecierpliwił się, że nie wracają z jego własnością.
-Mogłabym z nimi porozmawiać.
-Myślisz że się ciebie posłuchają. Oni nie są twoimi przyjaciółmi. Nie zgadzam się.
Lara odpuściła. Simon miał racje. Nie była wstanie nakłonić ich do powrotu do Sanktuarium. Między drzewami dostrzegła jak coś schowało się za drzewem, a raczej ktoś. To nie był kierunek skąd pochodził głos Dwighta. I ta tajemnicza osoba raczej była mężczyzną. Skinęła do Simona informując go że coś zauważyła. Mężczyzna machnął do kilki swoich by ruszyli sprawdzić tamtą stronę. Lara poszła z nimi.
Jak wydawać się im mogło ta trójka była blisko, ale znowu im umknęli. Jednak pozostawili za sobą ślady i co było dziwniejsze ktoś z nimi był. Trop wskazywał na cztery osoby, a szukają tylko trójki. Spotkali kogoś, pytanie brzmiało kogo. Może to ktoś z ludzi których Oslo z ekipą przypadkowo zaatakowali. Kim byli ci nieznajomi?
Ta gra robiła się coraz bardziej irytująca. Ktokolwiek był z tamtą trójką wyglądało na to że im pomaga i odwala kawał dobrej roboty bo najwyraźniej umie tuszować ślady. Ale na szczęście Zbawcy mieli eksperta od tropienia. Oslo był najlepszy, jego umiejętności były niepowtarzalne. Więc dzięki niemu natrafili na zniszczoną szklarnie. Ale tu znaleźli niepokojące ślady. W zniszczonej szklarni były dwa spalone częściowo ciała oraz obok budowli była przekopana ziemia. Co bardziej niepokojące było, to drewniany i ewidentnie robiony na szybko krzyż. Był wbity w ziemię, która przypominała czyjś świeżo wykopany grób.
-Któreś z nich tu leży.- stwierdziła Lara. Najgorszy scenariusz właśnie zaczął się sprawdzać. Jeśli leży tu martwa Tina, to Dwight i Sherry nie muszą wracać do Sanktuarium żywi.
-Może ten nieznajomy.- zaproponował Oslo.
-Nie sądzę. Po co mieliby wykopywać grób dla nieznajomego?- zapytał Simon.
-Tu Konor, zgłoście się.- krótkofalówka Oslo zaszumiała i odezwał się męski głos.
-O co chodzi?
-Mamy ich. Tylko dwoje, Dwight i Sherry.- odpowiedział Konor.
Jak najszybciej dostali się na drogę gdzie właśnie zastawili pułapkę, w którą Dwight i Sherry się złapali. Cała ekipa się tam zjechała.
Lara z Simonem stanęli przed Dwightem i Sherry, którzy siedzieli związani na ziemi.
-Mieli ze sobą pistolet i kuszę. Jechali motocyklem.- odezwał się Konor pokazując trzymaną w ręku kuszę oraz wskazał na stojący na poboczu motocykl.
-Kusza? Nie pasuje do ciebie Dwight.- powiedziała Lara. Kobieta była zła, a może raczej zawiedziona, może nawet gdzieś w środku miała maleńką nadzieje że uda im się przed nimi uciec, ale tak się nie stało.- Zjebaliście wszystko. Co stało się z Tiną?
-Nie żyje. Umarlak ją ugryzł.- powiedział Dwight. Blondyn spojrzał oschle na Lare. Za to Sherry siedziała skulona i się nie odzywała ani na nikogo nie patrzyła, jej wzrok utkwił w ziemi.
-Po prostu ich zabierzcie.- machnęła ręką nakazując Zbawcom by się ruszyli. Zabrali Dwighta i Sherry do ciężarówki.
-A co z tym?- zapytał Konor wskazując motor.
-Zabierzcie na posterunek. Będą mieli kolejny do kolekcji. Zbieramy się.
-Słyszeliście. Jedziemy!- krzyknął Simon. Wszyscy zaczęli się zbierać i po kolei odjeżdżać.
□■□■□■□■□■□■□■□■□■□
Lara siedziała przy stole z założonymi nogami na blacie. Rozmyślała, a w tym czasie Simon krążył w kółko poddenerwowany, a Negan mu się przyglądał.
Dwight został publicznie ukarany. Negan przypalił mu twarz żelazkiem. Sherry ratując ich sytuacje zgodziła się zostać żoną Negana w zamian za nie zabicie Dwighta. Może i ostatecznie nie zginęli, ale żadne z nich nie było zadowolone z sytuacji w jakiej się znaleźli. Nie chcieli tu wracać, ale nie mieli innego wyjścia. Będą tu gnić czy im się to podoba czy nie.
Wydarzyło się coś jeszcze. Gang motocyklistów, którzy byli członkami Zbawicieli i ich głównym zadaniem było sprawdzanie terenów w poszukiwaniu ludzi natknęli się na obcych na drodze. Byłaby to dobra informacja dla Sanktuarium, ale ci nieznajomi wysadzili motocyklistów w powietrze i to dosłownie. Znaleźli ich szczątki na drodze.
-Jak nazywa się ten facet, którego spotkał Dwight i Sherry?- zapytał Simon spoglądając na Lare. Ciemnowłosa nie usłyszała go, była zbyt zajęta natłokiem myśli we własnej głowie.
-Lara?- zapytał Negan lekko podnosząc głos. Kobieta otrząsnęła się i spojrzała na mężczyzn.- Kim był tamten facet?
-Twierdzili że im się nie przedstawił.- powiedziała Lara, nie do końca to była prawda. Dwight z szczegółami opisał tego tajemniczego mężczyznę i powiedział jego imię. Nie musiała wyciągać z niego tych informacji siłą. Z jakiegoś powodu blondyn nie czuł sympatii do tego człowieka.- Zabrali mu motocykl, kuszę i go zostawili.
-To nic nam nie daje. Jakieś skurwiele wysadzili nam ludzi.- Simon nerwowo przeczesał włosy dłonią.
-Ktokolwiek to był, prędzej czy później na nich trafimy. Może jest ich tylko kilkoro, może mają obóz, a może mieszkają w jakiejś osadzie. Znajdziemy ich i będą błagać o litość.- szeroki uśmiech pojawił się na twarzy czarnowłosego i nie zwiastował niczego dobrego.
Niech Bóg chroni tych którzy z nimi zadarli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro