Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Coś - 'Maja'

czasy współczesne                                        

Żółte ściany, które kojarzyły się ze słoneczkiem pokryte były kolorowymi rysunkami przedstawiającymi postacie z filmów Disneya. Pies Pluto kręcił hula hoop, Myszka Miki trzymała w łapce prezent dla Kaczora Donalda zaś w rogu pokoju z wymalowanej norki nosek wystawiała myszka Jerry patrząc, czy gdzieś tam nie czai się kot. Dziewczynka czuła się właśnie jak ta myszka. Sama, opuszczona i niepewna. Tata już dawno poszedł do domu a ona została sama w szpitalu.

- Jesteś już na tyle duża, że możesz zostać sama - tłumaczył jej ojciec. - Wiesz, że nie mogę zostać, bo babcia nie będzie cały czas siedzieć z Tomkiem.

Tomek to był jej młodszy brat, którego Maja uważała za wrzód na dupie świata. Miała dwanaście lat i swoje sprawy a musiała się z nim bawić. Gdyby nie on, to tata by jeszcze z nią posiedział.

- To sobie idź - odezwała się, ostentacyjnie odwracając się do niego plecami.

Ojciec westchnął i wyszedł. Leżała teraz z igłą od kroplówki w dłoni patrząc na ścianę. Nie miała siły na nic, była zbyt osłabiona, po grypie żołądkowej, która wyczyściła ją na dwie strony. Zamknęła oczy i usnęła.

Korytarz, po którym szła był ciemny i zdawał się nie mieć końca. Szła w stronę światełka, które tliło na jego końcu. To gdzieś tam była sala gdzie leżała jej mama. Gdy nagle coś skrzypnęło drgnęła ze strachu. To uchyliły się jedne z drzwi znajdujących się przed nią. Poczuła od nich powiew zimnego powietrza. Nie zwracała jednak na nich uwagi. Musiała znaleźć pokój gdzie leżała jej mama. Drzwi uchyliły się szerzej jakby ją zapraszając. Stanęła koło nich zaglądając ostrożnie do wnętrza. Zobaczyła tylko zarys mioteł, wiader, gratów i nie wiadomo, czego jeszcze. W jednym z rogów pomieszczenia ciemność była jakby gęstsza, wyglądała jak zarys człowieka.

- Chodź do mnie - usłyszała niczym tchnienie wiatru. - Czekam na ciebie.

Dziewczynka pokręciła głową odganiając halucynacje. Nie weszła do środka. Mocno ze złością trzasnęła drzwiami, które odbiły się od framugi i ponownie otworzyły. Coś zza nich wychynęło odprowadzając oddalającą się dziewczynkę wzrokiem.

Maja dotarła w końcu do pokoju mamy. Weszła. Było ciemno i zimno jakby ktoś otworzył okno, wpuszczając zimowe powietrze do środka. Chciała zapalić światło, ale włącznik nie działał, mimo iż naciskała go kilkakrotnie. Zadrżała z niepokoju. Pokój zdawał się być wiecznym mrokiem, w którym jaśniała plama łóżka, na którym leżała nieruchoma postać. Maja podeszła do niego. Biel twarzy mamy odcinała się od czarnych jak smoła włosów.

- Mamusiu - dotknęła jej zimnej dłoni. - To ja Maja, przyszłam cię odwiedzić. Obudź się. Mamo.

Nagle zza łóżka wypełzł czarny cień i usiadł na piersi kobiety. Nie miał kształtu, nie posiadał ust a jednak się odezwał.

- Jej tu już nie ma - pokręcił czymś, co formowało się w dziwną głowę. - Oj, nie ma. Tylko pyszne ciało zostało - to mówiąc wgryzł się ostrymi zębami w twarz kobiety.

Maja krzyknęła ze strachu i obrzydzenia. Coś z apetytem oblizało się w miejscu gdzie powinny być usta. Jego język był czarny i pokryty dziwnym śluzem. Zaś twarz jej mamy wyglądała jak jedna wielka rana. Stwór wykształconymi pazurami, które powstały z czarnej jak smoła mgły wydłubał oko z czaszki. Wrzucił je w pysk jak orzeszka. Dziewczynka stała jak przymurowana.

- Dobra była ta twoja mamunia za życia, co? Bo i po śmierci smakuje znakomicie.

Czarne jak smoła stworzenie zafalowało przybierając humanoidalny kształt ciała.

- A skoro już tu jestem to pora się zabawić.

Odgryzł rękę kobiecie.

- Gdzie jest więcej takich uroczych dzieciaczków jak ty, króliczku?

Ruszył w jej stronę pogryzając rękę niczym batonika. Maja cofnęła się do drzwi, po czym zwyczajnie uciekła.

- Gdzie?! - wrzasnął stwór rzucając ręką w jej stronę. Tafił dziewczynkę w głowę, upadła. Zanim zemdlała zobaczyła jeszcze rękę swojej mamy z obrączką na ręku.

Obudziła się zlana potem. Usiadła powoli dygocąc na całym ciele.

- To tylko sen - odezwała się do siebie cichutko. - To tylko sen.

Po jej policzkach pociekły łzy. Wytarła je rękawem piżamy. Po śmierci mamy miewała koszmary, ale ten był wyjątkowo wyrazisty. Zerknęła na wyświetlacz komórki. Była trzecia w nocy. Dziewczynka już nie usnęła.

W dniu wypisu przyszedł po nią zmartwiony tata. Maja jednak pakując swoje rzeczy, nie zwracała na niego uwagi. Chciała już być w domu. Została jeszcze wezwana do gabinetu na wyjęcie weflonu. Wracała już przyciskając wacik do małej ranki, gdy nagle tuż przed nią ze skrzypnięciem otworzyły się drzwi od składziku. Dziewczynka zwolniła kroku. Przypomniał jej się koszmar z przed kilku dni. Ciarki strachu przebiegły jej po plecach.

Uspokój się, zbeształa w myślach samą siebie, to był tylko sen. A teraz jest rzeczywistość, jasny dzień i nic ci nie grozi. Mimo tego zajrzała do środka, aby upewnić samą siebie, że nie ma tam nic strasznego. Wnętrze było identyczne jak w jej śnie. Poczuła niepokój. W kącie pomieszczenia cień złowieszczo zafalował, nabierając wyrazistości. Nie czekała dłużej, z trzaskiem zamknęła drzwi, zza których, dałaby sobie rękę uciąć, dał się słyszeć upiorny chichot.

- To, co Majeczko, gotowa? - spytał ją ojciec, gdy wróciła do swojego pokoju.

Skinęła głową. Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Córka była nienaturalnie blada, ale zrzucił to na krab przeżytej choroby. Poza tym miał inne zmartwienia na głowie.

Wracając samochodem wyglądała za okno, ale jej oczy niczego nie widziały. Nadal miała w głowie obraz falujących cieni. Chciała wierzyć, że to tylko gra światła, że to wszystko tylko jej się przewidziało. Jednak w głębi siebie miała przeczucie, że tak naprawdę coś tam było.

W domu przywitała ją niepokojąca cisza. Tomek nie wybiegł jej na spotkanie, tylko Ruda otarła jej się o nogi. Była to kicia Majki, z którą dziewczynka się przywitała.

- A gdzie Tomek? - spytała zdejmując kurtkę w korytarzu. - W przedszkolu? Przecież o tej porze powinien być już w domu.

- Twój brat jest chory - odparł tata. - I mam do ciebie prośbę Maju. Nie wchodź do niego dobrze? Nie chcę abyś się ponownie zaraziła. Jak wyzdrowieje to się pobawicie.

- Ok - zgodziła się.

Ten dzień spędziła na odrabianiu zaległych prac domowych, rozmowie z koleżankami. Wieczorem zaś wzięła długą, relaksującą kąpiel a potem z kotem na kolanach oglądała ulubione seriale. Nawet nie bardzo rozmawiała z tatą, który był zajęty chorym synem.

- Tato, co jest Tomkowi? - spytała przy kolacji.

- Chyba zaraził się od ciebie. Boję się, że i on będzie musiał pójść do szpitala. Naprawdę wygląda źle.

Dziewczyna szeroko otworzyła oczy. Złapała go za dłoń.

- Nie - pokręciła głową. - Tylko nie do szpital. Tam coś jest. Coś strasznego.

Uśmiechnął się blado i poczochrał ją po czarnych włosach związanych w kitkę. Maja zawsze miała wybujałą wyobraźnię.

Brat niestety trafił do szpitala.

- Powiedz mu tato, aby nie wychodził na korytarz. Dobrze? Niech siedzi u siebie w pokoju. Powiesz? - uważnie patrzyła na ojca, który zakładał kurtkę szykując się do wyjazdu.

- Przecież skarbie wiesz, że nie wyjdzie, bo jest chory i leży pod kroplówką.

- Wiem. Ale w końcu wyzdrowieje. Niech nie wychodzi, powiedz mu. I aby pod żadnym pozorem nie zaglądał do składziku. Tam naprawdę coś jest.

Ojciec roześmiał się naciągając czapkę na uszy.

- Och Majeczko. Powinnaś książki pisać z taką wyobraźnią. Wiem, że martwisz się o brata, to miłe z twojej strony, ale naprawdę wyobraźnia cię ponosi. Przekażę mu pozdrowienia od ciebie. A tymczasem odrób lekcje i słuchaj się babci.

Pocałował ją w czoło i wyszedł. Maja zacisnęła pięści. Dlaczego ci dorośli niczego nie rozumieją? Gdyby Tomek miał komórkę toby do niego zadzwoniła, aby ostrzec. Młodszy brat jednak nie miał telefonu gdyż tata stwierdził, że jest na to za mały. Dlatego dziewczynka, co dzień czekała na powrót taty i wypytywała o zdrowie brata. Zwyczajnie bała się o niego.

Na dzień przed wypisem, kiedy wydawało się ze już wszystko będzie dobrze, mężczyzna otrzymał telefon ze szpitala. Odebrał i pobladł. Drżącą ręką wybrał numer telefonu do swojej mamy a babci Mai. Poprosił ją, aby przyjechała i zajęła się wnuczką.

- Majeczko - odezwał się zaglądając do pokoju córki. - Babcia zaraz do ciebie przyjedzie, bo ja muszę wyjść.

Dziewczynka spojrzała na niego z niepokojem. Tata był blady i podenerwowany.

- Coś się stało? - spojrzała na niego odrywając wzrok od książki od angielskiego.

- Nie kochanie, wszystko dobrze - okłamał ją. - Po prostu muszę wyjść.

- Czy coś z Tomkiem? Powiedz prawdę. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie umiesz kłamać tato.

Mężczyzna westchnął.

-Tak Maju. Tomek jest w głębokiej śpiączce a lekarze nie wiedzą, co mu się stało.

Dziewczynce zabrakło tchu. Coś dorwało jej brata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro