Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Coś - 'Darmian'

Z przeznaczeniem się nie igra. Darmian dostał srogą nauczkę za swoje czyny. Za wszystko przyjdzie zapłacić. On płacił. Najwyższą cenę, jaką mógł. Cenę życia swojego oraz swoich najbliższych. A tak ich chciał od tego uchronić. Niestety nie udało się. Śmierć zawsze upomni się o swoje. Niezależnie od tego ile się ma lat. Obietnica dana umierającej żonie, aby ocalił dzieci odbiła się echem po kilku latach. I co z tego, że ocalił? Co z tego, że dał tym dzieciakom do przeżycia dodatkowych kilku lat, kiedy i tak cienie śmierci upomniały się o swoje? One nigdy nie darowały tym, którzy umknęli jej pierwszym razem. Pożerały ich dusze w najbardziej okrutny sposób tym samym odbierając sobie dług, jaki sobie u nich zaciągnął kilka lat temu.

Jechał teraz z pewną świadomością tego, co lada moment może się wydarzyć. Chciał obronić przed tym Dominika, chłopaka córki, ale gdy zobaczył jego odbicie w wystawie już wiedział, że i on zginie czy wcześniej czy później. Po co więc miał odkładać nieuniknione?

Ich śmierć była nieunikniona od chwili, gdy wracał ze szpitala z żoną i ich małym synkiem, który przyszedł na świat zaledwie trzy dni temu. Z tyłu siedziała Majka, która pojechała z nim po mamę i braciszka. Do tej pory pamiętał tamten wypadek, który spowodował on sam. Śpieszyło mu się do domu, aby odwieźć rodzinę i jeszcze zdążyć na dyżur w szpitalu gdzie był lekarzem. Wpadł w poślizg, tyłem zaczepił o nadjeżdżający tramwaj, po czym z impetem wpadł na przystanek w gromadkę ludzi. Ich twarze widział do tej pory a najbardziej dwójkę rodzeństwa o jasnych włosach, którzy wracali ze szkoły oraz młodą matkę z wózkiem, zagapioną w komórkę. Po chłopaku niemal przejechał, zaś jego siostrę stuknął tak mocno, że siła impetu rzuciła ją na pobliskie drzewo. Potrącony przez niego wózek zawirował w obłędnym tańcu, wyrywając się z dłoni matki i uderzając w pobliski słup. Tyle zdążył zapamiętać póki nie stracił przytomności wpadając głową na poduszkę powietrzną. Jego żona nie miała tyle szczęścia. Poduszka od strony pasażera nie zadziałała, więc Iza twarzą poleciała na szybę. Do tej pory pamiętał jej zmasakrowaną twarz. Było to pierwsze, co zobaczył, gdy odzyskał przytomność.

- Dzieci - wyszeptała. - Uratuj przynajmniej dzieci. Daj im szanse na życie. Ty wiesz... wiesz jak to zrobić... obiecaj...

Niestety wiedział, nauczył się tego od swojego ojca.

- Obiecuję - odparł ściskając ją za dłoń.

Na to wspomnienie gorzko się teraz do siebie uśmiechnął. Zawarł wtedy pakt, ze śmiercią, a teraz tego żałował. Ona i tak we właściwym czasie upominała się o swoje wysyłając swoje cienie po odbiór dusz.

Nawet wiedział gdzie jeden z nich się krył. W składziku salowej. To z stamtąd wypuszczał się we wszystkie rejony szpitala obserwując ludzi. Tu miał dobrą pożywkę. W końcu żywotów do pożarcia był duży wybór. Darmian zdawał sobie sprawę, że wpuścił do świata żywych istoty, nad którymi nie miał władzy. Jedna z nich właśnie wypełzła spod fotela.

- To, co doktorku - bezkształtny cień wyszeptał mu do ucha. - Koniec jazdy?   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro