Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♣ Rozdział piętnasty


Zoe z niedowierzaniem wpatrywała się w uśmiechniętego od ucha do ucha Caleriana, nad którego dłońmi unosiło się czerwone światło w postaci płomieni. Za pierwszym razem, gdy nadnaturalne zjawisko zamierzało dotknąć nieprzytomnego ciała Simy, szybko stanęła w jej obronie. Bała się, że stojący przed nią mężczyzna był jakimś sługusem zesłanym przez któregoś z Volerianów i jego zadaniem było uśmiercenie ich, nim dotrą do lasu. Nieważne, jak idiotycznie to brzmiało. Nie potrafiła przyjąć do świadomości, że ten chuderlawy chłopaczek rzeczywiście był uratowanym przez nią wilkiem. Zwierzęciem, które w magiczny sposób zamieniło się w człowieka. Widziała to zjawisko już wiele razy, gdy mieszkała na Ziemi, jednak żadne z nich nie stało się naprawdę, a jedynie w filmach.

Magia nie istniała. Tak samo, jak zmiennokształtni, wampiry i inne postacie stworzone z wyobraźni człowieka. A jednak Calerian „wpychał" unoszące się nad jego dłońmi płomienie w ciała jej nieprzytomnych towarzyszy i na własne oczy widziała, jakich rany zaczynały znikać. Wpatrywała się w to wszystko z szeroko rozdziawioną buzią i wysoko uniesionymi brwiami. Przypuszczała, że Sima lada chwila otworzy powieki i uraczy ją zaskoczonym spojrzeniem, przez co zdziwiła się, gdy to nie nastąpiło. Żaden z jej towarzyszy wciąż się nie wybudzał, a Calerian jak gdyby nigdy nic, usiadł obok Acaira i zaczął bawić się jego długim warkoczem.

– Co to wszystko ma znaczyć? – spytała zdezorientowana i energicznie zaczęła machać w stronę Caleriana rękami. Chłopak posłał jej pytające spojrzenie z miną niewiniątka, czym wyprowadził ją z równowagi. Momentalnie podniosła się na nogi i sięgnęła po leżący na ziemi zakrwawiony miecz Simy, by wymierzyć go w Caleriana. – Gadaj, co im zrobiłeś albo zaraz stracisz głowę!

– Wiedziałem, że jesteś odważna, odkąd postawiłaś się Volerianom i samemu Ottonowi, by mnie ocalić – przyznał dumnie chłopak i również podniósł się na nogi. Spojrzał Zoe prosto w oczy i uśmiechnął się. – Twoi towarzysze wybudzą się za kilka minut. Magia jest cudowna, ale nie oczekujmy od niej zbyt wiele. Wszystko ma swój czas, Zoe.

– Nigdy nie uwierzę, że byłeś... jesteś... Herkulesem! – prychnęła gniewnie. – Gdzie się niby podział twój ogon? I sierść? Ktoś cię wynajął, byśmy nie zdołali dostać się do Labreo. Jestem pewna, że Volerianie wymyślili tę plotkę o niebezpieczeństwie czyhającym w lesie i teraz pilnują, by nikt się o tym nie dowiedział! Dlatego wynajęli kogoś, kto morduje każdego, kto do niego wejdzie!

– Brzmisz jak wariatka, ale rozumiem, że na Ziemi nie mieliście dostępu do magii. Pamiętaj jednak, że masz do czynienia ze stworami, które łudząco przypominają ludzi, a wcale nimi nie są. Nie pamiętasz już Volerianów? Dopiero co opuściłaś zamek...

– Nie baw się ze mną w te słowne gierki! Wciąż ci nie wierzę!

Nagle Sima, Edan i Acair w tym samym momencie gwałtownie podnieśli się na łokciach i zrobili głęboki wdech, wybałuszając przy tym oczy.

Zoe momentalnie przykucnęła obok Simy, a Calerian oparł się o chłodną ścianę i głośno westchnął. Przeczuwał, że przekonanie do siebie Zoe w ludzkiej postaci nie będzie niczym łatwym, dlatego liczył na pomoc pozostałej trójki. Tylko ktoś, kto spotkał się kiedyś z magią, mógł przekonać tę Ziemską dziewczynę do tego, że naprawdę był ocalonym przez nią wilkiem.

– C-co się stało? – wydukała zdezorientowana Sima i rozejrzała się po jaskini. Nagle jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, gdy ujrzała martwego Arummy. Stwór leżał kilka metrów przed nią, a wokół niego lśniły odłamki pozłacanej zbroi. – Musimy uciekać, póki jest nieprzytomny! Inaczej nas zabije! – krzyknęła i podniosła się na nogi, gdy w jakiś magiczny sposób została przygwożdżona z powrotem do ziemi. Próbowała się podnieść, jednak na nic się to zdało. – Zoe! Nie potrafię się poruszyć! Pomóż mi! – Oczy zaszły jej łzami, a w tle rozbrzmiał głośny śmiech.

Wszyscy momentalnie spojrzeli na chuderlawego chłopaczka o roztrzepanych blond włosach.

– Kim on jest!? – spytał z wyrzutem Edan i już miał sięgnąć po miecz, gdy jego ręka zawisła w powietrzu. – Co do...

– Nazywam się Calerian, ale znacie mnie pod postacią Herkulesa. Tak, wilka uratowanego przez Zoe – dodał szybko, chcąc uniknąć zbędnych niedowierzających pytań. – Mógłbym zostawić was na pewną śmierć, ponieważ sami chcieliście mnie zabić – Jego wzrok głównie spoczął na Acairze, jednak i Edan zasłużył sobie na krótką chwilę uwagi. Gdy Calerian doszedł do wniosku, że już dość wyrzucania sobie nawzajem win, posłał Simie uroczy uśmiech pełen wdzięczności i dodał: – ale Sima była w stanie stanąć do walki z przyjacielem, by mnie ochronić, więc nie mogłem tego zrobić. Ponadto przydacie się w walce ze stworzeniami żyjącymi w Labreo.

– W jaki więc sposób wyjaśnisz swą nagłą przemianę?

– Sama tego nie pojmuje! – poparła Edana Zoe, przez co Calerian posłał jej zrezygnowane spojrzenie.

Chłopak zrobił kółko wokół własnej osi i upuścił prawą dłoń, uwalniając tym samym strażników z niewidzialnych kajdan, które przykuły ich do ziemi. Na wszelki wypadek odsunął od nich broń i zdecydował się wyjaśnić wszystko z należytym spokojem. Z racji tego, iż nie należał do wybuchowych osób, uważał, że każdy potrzebował trochę czasu, by coś zrozumieć.

– Pochodzę zza rzeki Laur. Z miejsca, do którego się wybieracie.

– Skoro mówisz prawdę, to dlaczego jesteś w Vol? Znasz prawo i doskonale wiesz, że nie powinieneś przekroczyć granicy! – przerwał szorstko Acair, szukając wzrokiem miecza. Był zbyt daleko, by zdołał go dosięgnąć i zdawał sobie sprawę, iż nieznajomy w każdej chwili mógł go uwięzić za pomocą magii, dlatego odpuścił sobie próbę morderstwa. Stojący przed nim chłopak o dziecinnej twarzy, nie mógł być taki zły, skoro ich wyleczył. W innym wypadku już dawno serce Acaira przestałoby bić.

– Wy również zamierzacie przekroczyć granicę, więc w czym problem? – Calerian wzruszył beztrosko ramionami, jednak jego mina zaraz nabrała poważniejszego wyrazu. – Zostałem wygnany i zamieniony w wilka. Dopiero Zoe zdołała odczynić urok wiedźmy, dzięki czemu odzyskałem swą prawdziwą postać.

– Jesteś jakąś wróżką, czy co?! – fuknął Acair, mierząc Zoe zirytowanym spojrzeniem. – Zamieniasz wilka w człowieka, a nie potrafisz odmienić Kiary i jej braci? W co ty z nami pogrywasz!?

Zoe wybałuszyła z przerażenia oczy, widząc, jak Acair zmierza w jej kierunku z zaciśniętymi pięściami. Jego spojrzenie nie wróżyło niczego dobrego, dlatego ostrożnie zaczęła odsuwać się do tyłu. Przymknęła powieki i ochroniła głowę rękoma, gdy ręce chłopaka powędrowały w stronę jej twarzy. Ku jej zdziwieniu nie ogłuszył jej żaden cios. Zamiast tego słyszała krzyk Simy i Edana.

Otworzyła oczy i momentalnie ujrzała szczupłe ciało Caleriana. Zaskoczona wyprostowała się i wyjrzała przez jego ramię, by ujrzeć wykłócających się Simę, Edana i Acaira. Chociaż wiedziała, że karcili Acaira za jego zachowanie wobec niej, naprawdę nie miała ochoty dłużej tego wysłuchiwać. Dlatego też odsunęła na bok Caleriana i krzyknęła:

– Uciszcie się wreszcie!

– Najpierw powiedz prawdę! – oburzył się Acair. – Powiedz, po co chcesz wprowadzić nas do Labreo, skoro osobiście potrafisz kogoś odczarować!

– Nie potrafię! – zaprzeczyła szybko, unosząc dłonie w obronnym geście. – Przysięgam, że jestem tylko człowiekiem! Naprawdę nie mam pojęcia jak to możliwe!

– Zesłał ją do Vol Bóg, by raz na zawsze usunęła granice pomiędzy Volerianami a wiedźmami. To ona udowodni wam, że magia nie jest niczym złym i potrafi nieść wiele dobra – wtrącił Calerian, a Acair głośno prychnął.

– Kiara i jej bracia umierają, więc o jakim dobru tu mowa? Wszyscy jesteście mordercami i siejecie spustoszenie! Dlatego stworzyliście Labreo! Chcecie zabić jak najwięcej naszych, by przejąć Vol!

– Gdyby na tym zależało Vernie, to już dawno Vol należałoby do wiedźm – zaprzeczył szorstko Calerian, a jego błękitne oczy zalśniły z gniewu. Zaczynał tracić cierpliwość, a wszystko przez kłamstwa wydobywające się z ust tego cynicznego strażnika, który wyrządzał więcej szkód, jak dobra. – Za rzeką żyje wiele wiedźm i czarowników, którzy nie popierają czarnej magii Verny. Wszyscy boją się jej jednak przeciwstawić, ponieważ każdy z nich skończy tak samo, jak ja albo i gorzej. Czekaliśmy długie lata na pojawienie się Wysłanniczki Boga, która uwolni nas z jej szpon, aż w końcu zdecydowałem się wziąć sprawy w swoje ręce. Niestety na nic się to zdało i zostałem wygnany, ale teraz wszystko się zmieniło! – Spojrzał na Zoe z nadzieją. – Bóg w końcu wysłuchał naszych modlitw i zesłał Zoe, by pojednała nasze rasy.

– Coelus nienawidzi ludzi, więc dlaczego miałby zsyłać do nas człowieka? – spytała Sima, nie wierząc w ani jedno jego słowo.

– Coelus jest Bogiem Volerianów, nie Zoe. Ziemia ma swojego Stwórcę, w którego wierzą również wszystkie wiedźmy i czarodzieje. To on stworzył Vernę i obdarzył ją najsilniejszą ze wszystkich mocy, by pomagała potrzebującym. Potrafiła leczyć, wzbogacać najbiedniejszych, ale mrok pochłonął jej serce i sprawił, że stała się potworem. W ramach pokuty Bóg zesłał Zoe, by naprawiła jego błąd.

– Jak możesz mówić o pokucie? – oburzyła się Sima i pewnie stanęła przed chłopakiem. – Zoe może umrzeć!

– Umrze na pewno. – Słowa Caleriana boleśnie utkwiły w zebranych, wywołując napiętą atmosferę. Chłopak znał jednak całą prawdę i doskonale wiedział, że Zoe nie miała najmniejszych szans, by przeżyć starcie z Verną. Bóg ocalił ją na Ziemi, by mogła umrzeć w Vol jako bohaterka. I, choć brzmiało to okrutnie, zamierzał pomóc jej w spełnieniu woli Stwórcy. – Niestety taka jest cena za ocalenie Kiary i jej braci, a także za pokój w Vol.

– Nie zgadzam się z tym! – krzyknął Edan, po raz pierwszy zabierając głos. W jego brązowych oczach zalśniły łzy, gdy stanął naprzeciwko przygaszonej Zoe. Widział, że słowa Caleriana sprawiły jej ogromny ból. On sam nie potrafił przyjąć ich do świadomości. Myśl, że miałby wrócić do Vol bez niej, przyprawiała go o zawroty głowy. To nie mogła być prawda! Żaden Bóg nie zsyła swoich dzieci na pewną śmierć. – Ochronię ją, choćbym miał sam umrzeć!

Zoe wpatrywała się w ziemię, raz po raz odtwarzając w myślach słowa Caleriana.

Umrze na pewno.

Przeczuwała, że będzie musiała ponieść taką cenę za ocalenie Kiary i jej braci, jednak gdzieś w podświadomości łudziła się, iż istniała szansa na inne zakończenie jej podróży. Najwyraźniej jednak Bóg miał inne plany, a kim była, by mu się sprzeciwiać? Ocalił ją już kilkakrotnie. Teraz nadszedł czas, by mu się za to odpłaciła.

Dotknęła ramienia Edana i posłała mu lekki uśmiech. Miała nadzieję, że nie dostrzegł zrezygnowania w jej oczach. Naprawdę pragnęła go pocieszyć.

– Miałam umrzeć na Ziemi, ale Bóg mnie ocalił. Miałam umrzeć przez Virre, jednak Bóg do tego nie dopuścił. Skoro mój Stwórca zesłał mnie do Vol w konkretnym celu, nie będę mu się sprzeciwiała. Zawdzięczam mu i tak zbyt wiele.

– Jak twoja wiara może być tak naiwna?! – krzyknął Edan i potrząsnął dziewczyną za ramiona. Rozpacz malowała się na całej jego twarzy. Nie zamierzał dłużej ukrywać swoich uczuć. Dla niego w tym momencie nie istniał nikt, prócz Zoe. – Bóg nie ma prawa decydować, kiedy umrzesz! To potwór, a nie Stwórca, skoro skazuje cię na takie cierpienie! Nawet nie wiesz, czy on istnieje! To tylko chora wiara!

– Wiara jest nadzieją, Edanie – Calerian wszedł chłopakowi w słowo. Widząc jego zdruzgotane spojrzenie, dodał: – Usłyszałem Boga. Słyszałem jego głos, który zapewnił mnie, że niebawem znów przemienię się w człowieka. To Bóg wskazał mi drogę do Vol, gdzie spotkała mnie Zoe. Zapewniam cię, że to nie był przypadek.

– Każdy ma z góry przesądzony swój los. Każdy też kiedyś umrze i uda się do miejsca, gdzie nie ma już bólu ani łez, a istnieje tylko szczęście. Znów spotkam się z ojcem i przyjaciółmi, którzy zginęli podczas bombardowania. To nie jest tragiczny los, Edanie. To dar, że mogę wypełnić wolę Boga i niebawem wstąpić do jego Królestwa. O niczym innym nie marzę jak o ponownym spotkaniu moich najbliższych.

Nie potrafił tego słuchać. Nie chciał pogodzić się z jej decyzją, choć doskonale wiedział, że nie miał najmniejszego prawa jej od niej odwodzić. Z początku sam pragnął jej śmierci, jednak wszystko zmieniło się w chwili, gdy ją bliżej poznał. Ujrzał wtedy piękno ukryte za twarzą przepełnioną bólem. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak wiele musiała przejść. Wystarczyło ich pierwsze spotkanie, by zrozumiał, że wcale nie zależało jej na życiu.

Już wtedy powinna być martwa, a mimo to, wciąż żyła. Ujrzał w niej człowieka, który pragnął nieść dookoła pomoc. Była w stanie umrzeć za wilka, choć dla Volerianów było to jedynie bezwartościowe stworzenie, które należało zabić.

Zoe była niesamowicie odważna. Sprawiła, że na nowo odzyskał wiarę w ludzkość i coraz częściej myślał o rodzicach, którzy zginęli podczas wojny.

Co, jeśli ta wojna wybuchła bez poważnej przyczyny? Ludzie chcieli zmienić mentalność Volerianów. Za wszelką cenę próbowali wprowadzić zakaz brutalnego traktowania zwierząt, które nie wyrządzały nikomu krzywdy. Pragnęli rozbudowywać swe domy i chcieli poznawać nowe tereny, by móc poszerzyć swą populację. Nie robili nic złego, dopóki nie zbuntowali się przeciw rozkazom Ottona i nie wybuchła wojna.

Zginęło tak wielu ludzi. Co, jeśli ich życia mogły zostać oszczędzone? Może wówczas na Kiarę i jej braci nie spadłaby klątwa? Może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej?

– Zaraz nastanie świt, więc przyszykujmy się do podróży. Szkoda marnować czasu na bezsensowną paplaninę – odparł w końcu i wyminął Zoe, nawet na nią nie patrząc.

Patrzenie w jej stronę zadawało mu ból, dlatego zdecydował się jej unikać, choć było to wręcz niemożliwe. Miał jednak nadzieję, że ostatecznie zdoła pogodzić się z jej decyzją.

W końcu, co innego mu pozostało?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro