Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~22~

~Toki~

Wyruszyłam zgodnie z moim własnym planem szukać wejścia do stolicy arkanu ziemi - Umbertoru. Wybrałam drogę dookoła góry idąc dokładnie w przeciwną stronę niż Eleisa. Przy okazji zwróciłam uwagę na to, że Mitashi leci szukać wejścia od góry a Lorten i Luna o czymś jeszcze rozmawiają.

Nikt z nich jeszcze nie wie że w moich planach dwójka geniuszy figuruje jako para, z uroczym bobaskiem magiem ziemi. Mam szczerą nadzieję że zejdą się razem już niedługo.

Rozmyślając o wszystkim tym co zaplanowałam przed dostaniem się do Xadii, rozglądałam się za wejściem do góry.

Zrozumiałam przy okazji, że tak naprawdę to praktycznie nic nie zaplanowałam. W głowie figuruje mi jedynie ogólny zarys tego jak ma wyglądać nasza podróż. Powiedziałabym wręcz że stworzyłam tylko bardzo ogólny szkic, w którym zaznaczyłam kilka nieistotnych szczegółów. Nie jestem na jego podstawie przewidzieć żadnych zwrotów akcji, plot twistów, ani żadnych przydatnych drużynie informacji. 

Jestem praktycznie bezużyteczna.

Zbędny, spowalniający balast którego trzeba bronić przed każdym głupim zagrożeniem. Bojący się krwi, nie potrafiący walczyć, niezdolny nawet uciec przed elfem. Oto czym jestem.

Może gdybym faktycznie nauczyła się podstaw samoobrony od reszty drużyny to byłabym mniejszym obciążeniem? Albo gdybym wyleczyła się ze swoich fobii? 

W towarzystwie podobnych myśli ciągle rozglądałam się za wejściem do góry, aż w końcu zaczęło mi się to wydawać podejrzanie długie. Idąc swoim standardowym tempem powinnam już obejść górę naokoło, a tu ani przyjaciół, ani wejścia nigdzie nie widać.

-Mitashi?! Luna?! - krzyknęłam głośno - Gdzie jesteście?! 

Na wołanie odpowiedziała mi przeraźliwie głośna cisza niezmącona nawet śpiewem ptaków.

- Halo?! Gdzie są wszyscy!!?!? - krzyknęłam jeszcze raz najgłośniej jak tylko potrafię, zupełnie nie przejmując się tym kto może mnie usłyszeć

- Tutaj, chodź w moją stronę dziecko - powiedział niesamowicie piękny głos rozlewając się echem bezpośrednio w mojej głowie. Głos tak piękny że niemożliwym by się zdawało żeby należał do istoty mającej złe zamiary.

- To znaczy gdzie? - zapytałam na głos

- Nie musisz mi odpowiadać, wiem o czym myślisz

W mojej głowie pojawiło się drzewo, którego pień kształtem przypominał wijącą się spiralę.

- Jestem zaraz obok tego drzewa.

Rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam takiego drzewa. Co więcej nie przypominam sobie, żebym je po drodze mijała.

- Musisz wejść do lasu dziecko. Nie bój się pokieruję cię z dala od niebezpieczeństw.

Kierując się niezwykle szczegółowymi wskazówkami właściciela niebiańskiego głosu wkrótce trafiłam do drzewa które widziałam w swojej głowie. Było ono suche, wręcz spalone zupełnie jakby zostało trafione przez piorun. Nie poznałabym że trafiłam na miejsce, gdyby nie charakterystyczny pień wijący się jak sprężyna

Rozejrzałam się dookoła, a moim oczom ukazał się cały las takich samych drzew, będących dokładnie w tym samym stanie.

- co... co tu się stało? - zapytałam, a po moim policzku mimowolnie spłynęła łza żalu wobec tych drzew, które na obrazie w mojej głowie wyglądały na tak żywe i piękne.

- Przeszedł tędy paskudny pożar, którego ognie pożarły tysiące istnień. - powiedział ten sam piękny głos, a zza jednego ze spalonych drzew wyłonił się śnieżnobiały koń, z mieniącym się wszystkimi kolorami tęczy rogiem na czole - Życie straciły zarówno te stworzenia które skakały między gałęziami w poszukiwaniu najsmaczniejszych owoców, jak i te których zadaniem było te owoce wytwarzać.

Wytarłam z policzka łzę i spojrzałam na piękne stworzenie które teraz stało tak blisko mnie, że wystarczyłoby wyciągnąć rękę aby je pogłaskać.

- śmiało, nie wstydź się - zachęcił mnie jednorożec

Zwierzę okazało się być w dotyku inne niżby można się spodziewać po stworzeniu żyjącym w dziczy. Jego sierść nie była szorstka, ani brudna. Wrażenia z głaskania można by porównać do głaskania najbardziej milutkiego dywanu jaki kiedykolwiek wyprodukowano, lub do głaskania chmurki. 

- Powiedz mi proszę gdzie są moi przyjaciele - powiedziałam w dalszym ciągu głaszcząc sierść czy też raczej futro jednorożca. Starłam się przy tym nie urazić dumy legendarnego stworzenia

- Jesteś naprawdę wyjątkową dziewczyną Toki. Jeszcze nie spotkałem człowieka nie mającego zupełnie żadnych złych zamiarów, ani takiego który uroniłby łzę szczerego żalu wobec tragedii z którą nie jest w żaden sposób związany.

- Z całym szacunkiem, znasz moje imię, ale nie zdradziłeś mi swojego - powiedziałam, przypominając sobie, że żadne z nas się nie przedstawiło

- Zaprawdę jesteś wyjątkową dziewczyną - odparł na to jednorożec przez śmiech - Ale niech Ci będzie. Nie mam imienia którego można używać w sytuacjach życia codziennego albowiem żeby wymówić pełne me imię człowiekowi zabrakłoby czasu za życia, elfy i ludzie zaś zwracają się do mnie Leola.

- Przecież to ty dałaś ludziom kamienie pierwotne, i nauczyłaś ich korzystać z magii. Musiał być w takim razie przede mną jakiś człowiek, który nie miał złych zamiarów!

- Niestety... Byłam naiwna. Wierzyłam że ludzie nie zasługują na cierpienie, ponieważ nie są winni temu, że urodzili się bez magii. Było wtedy nas, jednorożców niewiele w Xadii, albowiem jedynie sześciu. Teraz zostałam tylko ja, odpokutowuję samotnością za swoją naiwność.

- Chwila, dlaczego w takim razie nie poszłaś naprawić błędów przeszłości, i nie zaprzestałaś wojen władając taką mocą?

- Nie mogłabym. Wystarczająco złego już się przeze mnie stało. Przerobiona na czarną magię narobiłabym tylko więcej nieodwracalnych szkód. Dla każdego będzie bezpieczniej, jeśli zostanę w ukryciu

- Dlaczego w takim razie mnie się pokazałaś?

- Naprawdę nie musisz zadawać tak prostych pytań jeżeli i tak się domyślasz odpowiedzi na nie.

Faktycznie wszystkiego jestem w stanie się domyślić, ale zależało mi na usłyszeniu potwierdzenia od Leoli. 

- Niech ci będzie dziecko. Pokazałam się tobie bo poczułam że jesteś złotym dzieckiem godnym ochrony mojej, oraz zwierząt żyjących w Xadii. Chcę Ci podarować moc z którą urodził się obecny król królestwa Katolis

- Ezran...

- Dokładnie tak moje dziecko. 

- Ale jaką on ma moc, bo nie rozumiem? Jest człowiekiem jak ja.

- Rozumie mowę zwierząt dzięki czemu mogą się wzajemnie chronić

- CZYLI TO JEDNAK JEST MAGIA!! - krzyknęłam podekscytowana, przypominając sobie że w trakcie oglądania serialu tak właśnie podejrzewałam - Chwila moment. Ezran na pewno też nie ma złych zamiarów

- Nie dostąpiłam zaszczytu poznania go

- To skąd wiesz że Ez ma moce?

- Od moich przyjaciół zwierząt

Rozmawiałam tak z Leolą naprawdę długo. Powiedziała mi, że zwierzęta nigdy nie zdradziły Ezranowi jej istnienia, ponieważ się z nią przyjaźnią, a przyjaźń polega właśnie na zaufaniu. Dowiedziałam się też kilku ciekawych rzeczy o Aaravosie, z którym Leola bawiła się gdy ten był jeszcze małym elfikiem. Podobno kiedyś regularnie zakradał się do Elarion, i podbierał ludziom przysmaki. Na przykład jelly tarty - zupełnie jak Ezran.

Rozmowa z jednorożcem była naprawdę przyjemna i momentami nawet zabawna, więc zupełnie straciłam poczucie czasu.

- ZUPEŁNIE ZAPOMNIAŁAM ŻE MUSZĘ ZNALEŹĆ PRZYJACIÓŁ!!! - krzyknęłam w pewnej chwili zrywając się na równe nogi 

- spokojnie dziecko, zaraz do nich wrócisz - powiedziała Leola, przykładając swój róg do mojego czoła

Przed moimi oczami rozbłysło oślepiająco jasne światło.  Ciężko ująć to w słowa, ale czułam się jakbym stawała się z tym światłem jednością.

Następne co pamiętam to twarz Mitashiego pochylającego się nade mną z troską wymalowaną na twarzy.

~Mitashi~

Gdy usłyszałem wołanie Lortena od razu poleciałem w jego stronę. Nie minęło nawet 15 minut odkąd zaczęliśmy szukać a ten wariat już znalazł.

- Gdzie niby masz to wejście? - zapytała go Luna

- Zobacz - odparł Lorten i dotknął zbocza góry a jego ręka zniknęła w środku.

- Zaklęcie maskujące... - mruknąłem pod nosem

- Ale czy nie potrafią przypadkiem tego zaklęcia rzucić tylko księżycowe elfy? - zapytała Eleisa

- Przypomnę że elfy od zawsze żyją że sobą w pokoju. Nic nigdy nie stało na przeszkodzie żeby księżycowe elfy pomogły innym naszym plemionom. - odparła siostra

- Spoko, to wchodzimy do środka? 

- Tak, zapraszam - powiedziała Luna gestem zapraszając nas do środka

- Gdzie jest Toki? - zapytałem 

Toki wokół nas nie było, a przecież nie możemy zgubić członka naszej drużyny.

Wyszliśmy z góry, zaznaczyliśmy gdzie dokładnie znajduje się wejście, i rozdzieliliśmy się w poszukiwaniu Toki.

Znalazłem ją całkiem blisko stojącą w bezruchu, i zawołałem siostrę.

- Halo? - zapytałem i pomachałem jej ręką przed twarzą, ale dziewczyna nie zareagowała - Co jej się stało? 

- Nie mam pojęcia - odparła siostra, i niemal w tym samym momencie Toki osunęła się bezwładnie na ziemię. Złapałem ją, i wziąłem delikatnie na ręce.

Zacząłem się martwić o swoją dziewczynę. Nie znamy się długo, ale jeszcze ani razu jej się coś takiego nie przytrafiło. Poza tym przez ostatnie dni nie wykazywała żadnych oznak choroby.

Ruszyłem przed siebie, by dołączyć do reszty drużyny przed wejściem do splotu, ale zrobiłem ledwie kilka kroków, gdy Toki otworzyła oczy.

- Przepraszam że tak długo mnie nie było - powiedziała - Co się stało? Zemdlałam?

Zabrzmiało to co najmniej jakby nie było jej przez kilka godzin lub dni, a minęło najwyżej pół godziny.

- Co masz na myśli, mówiąc że cię długo nie było? - zapytałem - Minęło kilka minut odkąd się rozdzieliliśmy

- Jestem pewna że minął przynajmniej cały dzień jeśli nie dłużej.

- To akurat najmniej istotna teraz kwestia - wtrąciła Luna klepiąc mnie po ramieniu - Chciałabym się teraz dowiedzieć co dolega Toki, więc zagęść proszę ruchy a nie kłap gębą.

Wróciliśmy pod wejście do splotu. Oczywiście całą drogę niosłem Toki na rękach, na wypadek gdyby była osłabiona.

- Cofnijmy się do cienia drzew. Chcę obejrzeć Toki, a tutaj jesteśmy a bardzo odsłonięci - powiedziała Luna

- Jest środek dnia, czarne elfy nic nam nie zrobią - odparła na to Eleisa

- Może wejdźmy zamiast tego do splotu? - zaproponowałem w trosce o Toki - na pewno będą mieli tam lekarzy.

- Nie - powiedziała dziewczyna, zeskakując mi z rąk - muszę wam opowiedzieć co się stało kiedy mnie nie było, i wolę to zrobić bez obecności innych elfów

- Czyli cofamy się do lasu - zadecydowała Luna 

~Toki~

- Tak cofamy się do lasu. Najlepiej jakbyśmy znaleźli jakąś polanę, moglibyśmy wtedy na niej zostać do rana

- Znam takie miejsce młoda damo - usłyszałam bezpośrednio w swojej głowie nieznany głos po czym zauważyłam na gałęzi dumnie siedzącego ognistego ptaka. Takiego jak te co na początku serialu leciały z Sol Regemem po czym zostały przerobione na magię.

Zaskoczyło mnie to, że usłyszałam jego głos bezpośrednio w swojej głowie tak samo jak głos Leoli, ale doszłam do wniosku że przecież szczekania czy gwizdania nie dałoby się zrozumieć. Muszę kiedyś zapytać Ezrana czy też w ten sam sposób rozmawia ze zwierzętami.

- Daleko stąd? - zapytałam stworzenie

- Otóż według mnie nie, aczkolwiek nie wiem jak mają się odległości przebyte w powietrzu do tych przebytych na dwóch nogach

- Zaprowadzisz nas? - zapytałam stworzenie

- Za mną proszę - usłyszałam w odpowiedzi a ptak poderwał się z gałęzi i poleciał w głąb lasu

- Za ptakiem - krzyknęłam do przyjaciół zrywając się do biegu

Po godzinie biegu za ptakiem dotarliśmy na polanę idealną. Duża, z odsłoniętym niebem zapewniającym dostęp do światła, otoczona drzewami stojącymi blisko siebie tworząc ścianę nad którą można jedynie przelecieć lub wejść jedynym wejściem.

- Dziękuję - powiedziałam do stworzenia, które znowu dumnie usiadło na jednej z gałęzi - Jak masz na imię?

- Śmiesz mnie młoda damo pytać o me imię bez uprzedniego przedstawienia się. Totalny brak kultury.

- Wybacz, jestem Toki, a ze mną są Luna, Mitashi, Lorten i Eleisa - powiedziałam, po kolei wskazując na przyjaciół

- Ty z tym ptakiem rozmawiasz?! - zapytał Mitashi a jego mina i postawa ciała wskazywała że sytuacja go zszokowała. Zresztą nie tylko jego. Cała drużyna patrzyła na mnie pełnym niedowierzania wzrokiem, co mnie nieco speszyło.

- Właśnie o tym chciałam wam powiedzieć.

Krótko streściłam co stało się kiedy mnie nie było, jak poznałam Leolę, jak zaprowadziła mnie do spalonego lasu, jak dała mi moc i inne takie. Omijałam zbędne szczegóły. 

- Ciekawa historia - podsumowała Luna po chwili ciszy którą zakończyłam swoje opowiadanie - Myślę że nie spotkałaś Leoli w fizycznej formie, tylko odwiedziła cię w twoim umyśle. 

- Wyjaśniałoby to dlaczego uważałaś że nie było cię cały dzień, podczas gdy faktycznie minęło jakieś 20 minut - dodał Lorten

- To że stałaś jak słup soli po czym się osunęłaś też by to wyjaśniało. Mama kilka razy opowiadała jak tata wpadał w dziwny trans jak próbował zrozumieć kolejne arkana magii

- Jakby na to nie patrzeć też obudziłaś się z nową umiejętnością zupełnie jak nasz tata - dokończył Mitashi

- Nigdy nie przypuszczałam że rozmawianie ze zwierzętami wymaga korzystania z magii - powiedziała Luna 

Właśnie

Przecież w trakcie oglądania serialu wymyślałam z rodzeństwem teorię, że Ez rozmawia ze zwierzętami dzięki magii.

Ale od którego arkanu miałoby to zależeć?

Podzieliłam się swoimi wątpliwościami z resztą drużyny.

- Myślę że to kolejny wpływ jaki moja wyobraźnia wywarła na wasz świat

- A ja myślę że kostka Aaravosa by się z którejś strony zaświeciła - powiedział Mitashi - W każdym razie teraz jestem głodny, możemy o tym porozmawiać później?

Wszyscy na to przystaliśmy i zabraliśmy się za przygotowanie jedzenia.

__________________________

Pierwszy od dawien dawna rozdział. 

Postarałam się żeby był dłuższy niż zazwyczaj (2034 słowa, a zazwyczaj celuję w okolice 1000), ponieważ nie wiem kiedy można się spodziewać kolejnego naplywu mojej weny, chociaż i tak jest mi łatwiej usiąść do pisania odkąd dostałam laptopa <3

(gwiazdkę jeszcze zostaw)

Drzewne pozdrowienia <3 <3 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro