Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~21~

~Lucjan~

Weszliśmy do przestronnej komnaty. Wszystkie okna były zasłonione nie wpuszczając światła słonecznego, więc bez obaw zdjęliśmy płaszcze i uklękneliśmy przed Sylvarem, który zasiadał na tronie jak jakiś pierdolony władca.

- Czegóż sobie życzycie?

- Przyszliśmy z pewnym problemem - odpowiedziała Romele - Lucjan o nim opowie.

Spojrzałem na nią z oburzeniem, na co ona spiorunowała mnie wzrokiem więc dokładnie zrelacjonowałem co się stało od momentu gdy spotkałem piątkę elfów która podała się za handlarzy alkoholem do momentu gdy niebieski elf pokonał mnie, ale oszczędził moje życie. Nikt ani razu mi przy tym nie przerwał.

- Później przybiegła do mnie Romele i opatrzyła moją ranę - dokończyłem swoje sprawozdanie.

- Następnym razem w takiej sytuacji mu nie pomagaj - podsumował nasz 'dowódca'

- Tak jest.

- Nikomu nie jesteś do niczego potrzebny - odezwał się w mojej głowie ten sam głos który ostatnio słyszałem na statku, ale go zignorowałem.

- To do czego doprowadza twoje picie alkoholu ściągnie na nas kiedyś wielkie kłopoty - kontynuował Silvar - Już ściągnęło. Jak ja mam teraz to naprawić? Jak myślisz, co zrobiły te elfiątka po opuszczeniu zamku?

- Poinformowały dowódcę?

- Gratulacje, czasami potrafisz ruszyć tą pustą banią.

- Co nam rozkażesz? - zapytała Romele

- Zawołam was jak podejmę decyzję. Odejdźcie.

- Tak jest. Chodź debilu - warknęła elfka i wyciągnęła mnie z sali za ucho.

- Auć, auć, auć, auć

Drzwi za nami się zamknęły a Romele puściła mnie oddając pozostały skrawek mojej wolności.

- To bolało wariatko

- Jeśli będę miała przez ciebie jakieś kłopoty to nie ręczę za siebie - wygarnęła mi dziewczyna wbijając mi palec w klatkę piersiową - Właściwie to już masz u mnie przejebane.

Odwróciła sie na pięcie i odeszła zostawiając mnie samego z moimi myślami.

- Jasne, obraź się... - wymamrotałem pod nosem i poszedłem odnaleźć sens mojego życia, czyli udałem się na poszukiwanie ukochanego alkoholu.

Japo że wydawało mi się że powinno być jeszcze coś w piwnicy, to udałem się w tamtą stronę. Jeśli mi się uda to może trafię na jakieś dobre wino.

Zarzuciłem na siebie płaszcz i wstąpiłem po drodze do naszej tymczasowej spiżarni w poszukiwaniu jedzenia które mógłbym na szybko wpierdolić żeby pozbyć się głodu. Znalazłem czerstwy chleb, więc wziąłem cały bochenek, i skierowałem się w stronę piwnicy.

Kiedy tylko drzwi od niej się za mną zamknęły zająłem płaszcz, zapaliłem światło i rozpoczęły się upragnione poszukiwania. Omijałem miejsca w których ostatnio nic nie znalazłem, oraz te które już opróżniłem.

W ten sposób znalazłem dwie butelki. Jedna z wódką oraz jedna z winem. Jako że gustuję raczej w winie, to w myśl zasady "najlepsze na koniec" jako pierwszą otworzyłem wódkę, i wypiłem większość butelki.

O ile dobrze kojarzę w pewnym momencie wpadłem na pomysł łączenia wódki z winem...

...a później już nie pamiętam.

***kolejne kilka dni później czy coś nie wiem, nie chce mi się liczyć czasu od dzisiaj mam czas w dupie xd też was kocham***

~Toki~

Po dłuższym czasie wędrówki najpierw wzdłuż zarośniętego brzegu rzeki, później piaszczystym brzegiem morza i z powrotem jeszcze gęściej zarośniętym brzegiem rzeki w końcu dotarliśmy do granicy lasu Drakewood.

- Tutaj musimy podwoić ostrożność - zwróciła uwagę Luna - W tym lesie mieszka wiele znanych i nieznanych stworzeń o różnych zamiarach.

- Tak, tak - odparłam - oczy dookoła głowy i trzymamy się blisko siebie.

- Nie przedrzeźniaj mnie

- Czy kiedykolwiek cię przedrzeźniałam? - warknęłam a Luna się zatkała

- Coś sie stało? - zapytał Mitashi

- Co? Nie, nie. Nudzi mi się już ta wędrówka po prostu...

- Rozumiem...

Przeszliśmy przez krzaki rosnące na skraju lasu i po chwili byliśmy w stanie swobodnie poruszać się pomiędzy coraz grubszymi pniami drzew.

- Jesteśmy tutaj gośćmi - znowu odezwała się nasza dowódczyni - Starajcie się nie rozkopywać ściółki ani nie uszkadzać kory drzew.

- Spokojnie siostra, wszyscy od dawna to wiemy - odpowiedział jej Mitashi

~Luna~

Zaraz po wejściu do lasu poczułam pustkę spowodowaną zanikiem światła które nie było w stanie przebić się przez bujne korony drzew która pogłębiała się im głębiej wchodziliśmy między drzewa. Cały Drakewood był spowity w półmroku.

Wędrówka na szczęście nie sprawiała żadnych większych problemów, poza udzielającym się całej kompanii złym chumorem. Wzajemne obelgi i docinki w końcu stały się naszą codziennością, a ja wcale nie byłam wyjątkiem, ani dobrym przykładem dla reszty.

Po kilku dniach zgodnie z tym co zaplanowała Toki przebyliśmy las i dotarliśmy do góry Umbertor stanowiącej od kilkuset lat splot arkanu ziemi.

Ostatecznie od wyjścia ze splotu oceanu minęły około trzy tygodnie, a od wyruszenia na misję nieco ponad miesiąc.

- No i jak mamy tam wejść? - zapytał Mitashi

- Wydaje mi się że gdzieś powinno być wejście, rozdzielmy się i go poszukajmy.

- Jeżeli ktoś je znajdzie to niech powiadomi jakoś resztę - dodała Toki po czym się rozdzieliliśmy

~Eleisa~

Postanowiłam że przejdę się po prostu naokoło góry. I tak nigdy nie zależało mi na udziale w żadnej misji ani tym bardziej na znalezieniu jakiegoś zastanego wejścia więc na chuj mam się jakoś wysilać.

Rzadko się tak zdarza, ale Umbertor wyglądał dosłownie jakby wyrastał z ziemi. Bez problemu można wskazać miejsce w którym kończy się równa ziemia a zaczyna od razu strome wzniesienie.

W dodatku w odległości około pięciu metrów od zbocza góry kończy się las. Zupełnie jakby ktoś zakazał drzewom rosnąć choćby ciut bliżej.

Wyglądało to dość nienaturalnie, aż zaczęłam czuć się nieswojo.

- ZNALAZŁEM - usłyszałam ryk Lortena, i poszłam w jego stronę

~Luna~

Wróciłam do Lortena ale wcale nie wyglądał jakby znalazł wejście. Stał przy zboczu góry wyglądającej identycznie tak jak kiedy się rozdzieliliśmy.

- Gdzie niby masz to wejście?

- Zobacz - odparł Lorten i dotknął zbocza góry a jego ręka zniknęła w środku.

- Zaklęcie maskujące... - mruknął debil Mitashim raz w życiu wykazując się jakąkolwiek wiedzą

- Ale czy nie potrafią przypadkiem tego zaklęcia rzucić tylko księżycowe elfy? - zapytała Eleisa

- Przypomnę że elfy od zawsze żyją że sobą w pokoju. Nic nigdy nie stało na przeszkodzie żeby księżycowe elfy pomogły innym naszym plemionom.

- Spoko, to wchodzimy do środka? - odparła elfka

- Tak, zapraszam - zgodziłam się wpuszczając po kolei Lortena, Eleisę i Mitashiego.

- Gdzie jest Toki? - zapytał Mitashi

Czy ona mogłaby przez dziesięć minut nie pakować się w żadne kłopoty...? - pomyślałam i zawróciliśmy żeby ją odnaleźć.
_________________
Szczęśliwego nowego roku drzewiaści przyjaciele, niechaj gwiazdy świecą nad waszą przyszłością czy coś. Nie umiem w składanie życzeń...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro