~14~
~Mitashi~
Coraz bardziej zbliżaliśmy się do wielkich, i dobrze widocznych z daleka ruin dawnego miasta ludzi Elarion. Luna nam dużo o tym mieście przez ostatnie dni podróży opowiadała, ale zapamiętałem tylko tyle, że Elarion było miastem, które zostało zniszczone przez Sol Regema, pierwszego Króla smoków, za karę dla Ziarda, który użył czarnej magii do ochrony swojego ludu i zapobieżenia głodowi.
Mówiła też coś o tym, że to tutaj jednorożce dały ludziom kamienie pierwotne, bo uważały za niesprawiedliwe to, że ludzie nie mogą używać magii, co się na nich później odbiło i wyginęły. Toki zaczęła się wtedy kłócić z Luną i twierdzić, że jednorożce nadal istnieją i nie chciały się pogodzić aż do wieczora, bo każda uważała że ma rację.
- Czytałam kiedyś wiersz stworzony wieki temu, opowiadający historię Elarion
- I ty się go nauczyłaś na pamięć, tak? - zapytałem
- Dokładnie. Swoją drogą Lorten też czytał ten wiersz.
- Mówisz o tym, w którym było tyle metafor, że nie potrafiłem go wtedy zrozumieć, i ty mi go tłumaczyłaś? - zapytał Lunę Lorten
- Dokładnie o tym mówię
- Możesz go wyrecytować, bo już nie pamiętam o czym on był
~Luna~
Zaczęłam recytować wiersz tak jak uczyłam się go około pięć lat temu podczas czytania wszystkiego co znalazłam o Aaravosie i o Elarion:
Elarion, drżąca sadzonka
leżąca na ziemi w mroźną noc.
A na mrozie
wyrwała korzenie
przeciwstawiając się śmiertelnemu ukąszeniu zimą.
Elarion, a jej otwarty kwiat,
bojąc się więdnięcia, ciemności i śmierci,
Szukał w ciemności
Iskry
i wpadł w oczy głodnego smoka.
Elarion, straszny głupiec,
dotarł do jej białych gałęzi wystawionych w kierunku nocy,
prosząc gwiazdy,
aby przyjęły ich światło
i powstrzymały ogień szalejącego smoka.
Elarion, ciężkie ciało,
Płakało, gdy gwiazdy na niebie zmieniły się w czerń,
Odwrócili się plecami, Ukryli
swoje światło,
Zostawili Elarion na śmierć.
Elarion, jej skorupa walczyła ze śmiercią,
Usychała i cierpiała w ciemności,
Aż do ostatniej gwiazdy
Połączonej z daleka:
ogień, dar, iskra.
Elarion, swoją czystą bielą,
obejmowała wielki czarny nocny płomień.
Kiedy się pochyliła,
zadeklarowała swoją wiarę,
wyszeptała: „Aaravos", jego imię.
Elarion, czarnookie dziecko,
Jej powykręcane korzenie rozpościerają się głęboko i daleko,
Ludzie mogą
Iskrzyć w świetle
Aaravosa, ich północnej gwiazdy.
- Można to interpretować na różne sposoby, ale nie będę już o nich mówić bo prawie jesteśmy na miejscu.
Rzeczywiście byliśmy już prawie przy bramie, którą można wejść do środka. Musimy zbadać ruiny i dowiedzieć się do kogo należy cumujący tutaj statek.
- Nie powinniśmy wchodzić frontem - powiedziała Toki
- Dlaczego? - zapytała Eleisa
- Mam niezbyt dobre przeczucie...
- Jeżeli jeszcze się nie zawaliło, to powinniśmy móc znaleźć tylnie wejście służące do ucieczki. Nikt inny o nim nie wie, bo nie wspominają o nim w żadnych książkach, a dowiedziałam się o nim bezpośrednio od Aaravosa.
- To będzie lepsza opcja od głównej bramy - powiedziała Toki, i zaczęliśmy szukać wejścia bazując jedynie na moich wspomnieniach z rozmowy z byłym magiem
Po około pół godziny szukania wzdłuż murów znaleźliśmy stare i zarośnięte wejście. Było jednak zamknięte, a nie mieliśmy pasującego klucza. Na szczęście Lorten pamiętał o magii, i otworzył wejście z jej pomocą.
W środku było wilgotno i śmierdziało stęchlizną tak że aż odrzucało. Mitashi rozwiał ten nieprzyjemny zapach i po chwili dało się już wejść do środka. Jak się okazało za drzwiami znajdował się wąski na jedną osobę korytarz z prowadzącymi do góry schodami, zachowanymi mimo upływu czasu w bardzo dobrym stanie.
Wejście na ich szczyt nie zajęło nam dużo czasu, ale na końcu korytarza znowu trzeba było otworzyć zamknięte drzwi, ale tym razem drewniane. O dziwo nie znajdowała się na nich żadna próchnica i były w dobrym stanie.
Toki wyjęła z buta jakiś kawałek drucika, którym przez chwilę poruszała w zamku, aż udało się go jej otworzyć.
~Toki~
Gdzieś niedaleko od nas słychać było głosy nieznanych nam osób, więc ze strachu zaczęło mi szybciej bić serce.
Wyszliśmy zza drzwi, i skierowaliśmy się w stronę z której dochodziły głosy. Wnioskując ze swobodnych głośnych rozmów nieznajomych, to na razie nikt jeszcze nie wie, że tutaj jesteśmy, albo że wróg jest na tyle pewny swojej siły, że nie musi się przed nami chować.
Serce biło mi coraz szybciej, a uczucie to potęgował jeszcze fakt, że była już noc. Złapałam Mitashiego za rękę i od razu poczułam się lepiej. Razem zawsze raźniej.
W końcu doszliśmy na tyle blisko, że mogliśmy rozróżnić pojedyńcze słowa nieznanych nam towarzyszy.
- Piwo ... piwnicy
- ... że to ...
- Ja pójdę ... straży
- Daj spokój, ... ma
Nic z tego nie rozumiałam, ale nie brzmiało to jak szykowanie na nas zasadzki.
- A kogo my tu mamy? - usłyszałam za sobą nieznajomy męski głos i aż podskoczyłam szybko się odwracając.
~Romele~
Naprawdę kiedyś przyjebię temu karzełkowi tak że już nie będzie potrzebny mu żaden odwyk od alkoholu. Raz a skutecznie go z tego wyleczę.
Ledwo zacumowaliśmy przy Elarion, a ten już nam uciekł prawdopodobnie w poszukiwaniu jakiegoś alkoholu.
- Jak go znajdę to mu nogi z dupy powyrywam - powiedziałam i poszłam nabuzowana szukając jakichkolwiek śladów małego skrzata.
Wyszłam na wielki dziedziniec, i o dziwo nigdzie jak do tej pory nie widziałam śladów Lucjana. Albo umiejętnie je za sobą zatarł, albo w ogóle ich nie zostawił.
Albo też kaptur płaszcza zasłonił mi coś co mogłam wziąć za wskazówkę. Właśnie dlatego nienawidzę tych wdzianek, ale noszę je tylko dlatego, że jeszcze bardziej nienawidzę oparzeń słonecznych.
Po niemal całym dniu poszukiwań znalazłam całkiem sporą piwnicę, a w niej śpiącego, upitego Lucjana.
Kopnęłam go mając nadzieję że się obudzi, ale on tylko obrócił się na drugi bok i spał dalej.
Ściągnęłam ten zasrany kaptur, bo słońce już zaszło i poszłam w kierunku dobrze znanego mi od wieków miejsca, gdzie zawsze odbieraliśmy dostawy. Zgodnie z moimi przewidywaniami, to właśnie tam znalazłam Diavala.
- Znalazłam karła.
- Co zatrzymało Cię przed zebraniem go ze sobą tutaj?
- Piwo leżące od tysięcy lat w piwnicy
- Mam rozumieć że to znaczy że zasnął?
Przytaknęłam, a do rozmowy włączył się Telaem.
- Ja pójdę po tego idiotę, a Wy zostańcie tutaj na straży
- Daj spokój, nikogo tutaj nie ma
Zza drzwi dobiegł pisk, a po chwili pojawiło się w nich kilka elfów, Vais i Sem trzymająca nóż pod gardłem ciemnej prawie jak my dziewczyny...
______________
Powrót ciemnych elfów hehe
10 gwiazdek i wrzucam kolejny rozdział :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro