Rozdział 4 cz.1
Minęło już kilka tygodni, a ja nie widziałam nikogo z trójki moich dziwnych znajomych. Sama nie wiedziałam czy to dobrze, czy nie, ale mimo wszystko czułam się dość osobliwie podczas ich nieobecności. Mimo tego uczucia, część mnie miała nadzieję, że to pożegnanie z Aydenem i Sheilą było prawdziwym zażegnaniem się w moimi niefrasobliwymi przewidzeniami.
Oprócz tego w szkole radziłam sobie bardzo dobrze, a poza tym znalazłam przyjaciółkę, a przynajmniej miałam nadzieję, że nią będzie.
Teraz siedziałam na przerwie, a obok mnie właśnie ona: Rachel O'Harra. Miała rude, kręcone włosy do ramion, które podskakiwały przy każdym najmniejszym ruchu. Oprócz tego miała oliwkową cerę, pokrytą licznymi piegami na nosie i kościach jarzmowych. Oczy miała duże i czekoladowe, otoczone gęstymi rzęsami. Rachel nosiła duże okulary „kujonki", które wiecznie poprawiała.
Jako że była pora obiadowa i panowała dość ciepła temperatura, spędziłyśmy ją na wewnętrznym dziedzińcu. Jednym uchem słuchałam o czym mówi, ale większość mojej uwagi skupiłam na kępce drzew znajdującej się przed nami. To właśnie w tym miejscu jakiś czas temu spotkałam jednego z morderców.
Potrząsnęłam głową, odwracając się w kierunku skonsternowanej przyjaciółki.
- Słuchałaś mnie w ogóle? – Zapytała, a ja skinęłam głową.
- Oczywiście. – Zapewniłam z uśmiechem, a ona zmrużyła oczy, patrząc na mnie uważnie.
- Hm i tak ci nie wierzę, ale trudno, to nie było nic ważnego. – Odparła, a mnie zrobiło się głupio, że nie zwracałam na nią uwagi. Rachel spojrzała na mnie z uśmiechem i jakby wyczekująco. – Mam nadzieję, że będzie na dzisiejszej imprezie? – Zapytała, a ja zdziwiłam się. Pierwszy rac cokolwiek o niej słyszałam.
- Nie wiem o czym mówisz, chyba mnie nie zaproszono. – Odparłam, a ona parsknęła śmiechem.
- Właśnie o tym między innymi mówiłam, najwidoczniej nie słuchałaś mnie od samego początku. – Zauważyła rozbawiona, a ja poczułam, że zaczynam się czerwienić. – Spokojnie, nie jestem zła, bardziej rozbawiona. Ale, nie ważne. Dzisiaj jest impreza integracyjna dla całego college'u. – Wyjaśniła. – K a ż d y jest zaproszony, Lyric. To jak, przyjdziesz? – Ponowiła pytanie, a ja wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, raczej nie lubię się udzielać towarzysko. – Odparłam, nie będąc chętną do jej pomysłu.
- Daj spokój! To będzie na plaży, żadnych klubów. Wiesz, śpiewanie przy ognisku, rozmowy, granie w siatkówkę. Myślę, że ci się spodoba. – Wyznała, a ja nie mogłam się z nią nie zgodzić. Od zawsze lubiłam takie rzeczy. – To jak? – Spytała uśmiechając się szeroko i doskonale wiedząc, że już mnie ma.
- O której się zaczyna? – Zapytałam, a ona pisnęła i przytuliła mnie krótko.
- Będzie super, zobaczysz! Przyjdę po ciebie przed 17 i razem pójdziemy, co ty na to? – Zaproponowała, a ja skinęłam głową.
- Jasne, czemu nie. To do zobaczenia? – Zapytałam spoglądając na zegarek i zdając sobie sprawę, że zaraz spóźnię się na zajęcia.
- Jasne, pa. – Odparła, po czym obie rozeszłyśmy się w swoje strony.
Pomimo tego, że uwielbiałam wieczory tego typu, coś mówiło mi, że pójście tam nie będzie najlepszym pomysłem. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale jakaś irracjonalna część mojego umysłu podpowiadała mi, że może się to źle skończyć. Nie była to raczej sprawka mojej intuicji, bo w takim wypadku nigdy bym się nie zgodziła na pomysł Rachel. To było coś w rodzaju bezpodstawnego strachu przed wyjściem ze znajomymi z college'u. Daj spokój, Lyric, to tylko wieczór ze znajomymi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro